Tytuł oryginału: --
Autor: Nina Reichter
Seria/cykl: Ostatnia spowiedź #3
Data premiery: 23 października 2014
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 376
Pewnego
czerwcowego dnia 2013 roku swoje serce oddałam jednej książce. Nie była ona
zbyt popularna, gubiła się w tłumie innych książek, ale powoli zaczynała
wychylać się spośród wielu powieści. Stawiała drobne kroczki ku czytelnikom. Przyciągnęła
mnie do siebie cudownym opisem i interesującym tytułem, a ponieważ uwielbiam
historie miłosne, sięgnięcie po pierwszy tom Ostatniej spowiedzi było obowiązkiem. I tak z całą serią byłam
przez ponad rok. Aż nadszedł koniec.
Zawsze
trudno jest mi rozstawać się ze swoimi ulubionymi seriami. Morze łez wylałam
przy zakończeniu Przeglądu Końca Świata
i Diabelskich maszyn, bo z tymi
trylogiami byłam bardzo mocno związana. Ostatnia
spowiedź też do nich należy, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że ma wady
i nie wszystkim przypadła ona do gustu.
Świat
Ally i Bradina przypomina teraz bajkę. Po wszystkim, co wspólnie przeszli,
zasługują na chwilę spokoju i odpoczynku. W końcu ich życie wygląda tak, jak powinno.
Ale show-biznes uruchomił swoją wielką machinę i nie ma zamiaru spocząć. Violet
LaRoch chce odzyskać to, co do niej należało. Z pomocą swoich przyjaciół zrobi
wszystko, aby zniszczyć i zadeptać szczęście jej byłego.
Ci,
którzy przeczytali obie części Ostatniej
spowiedzi wiedzą, że życie Bradina i Ally wcale nie jest łatwe. Ciągle
towarzyszy im zazdrość innych osób, kłopoty, spiski i kłamstwa, a oni pośród
tych wszystkich negatywnych odczuć trzymają się razem. Tom III pod tym względem
nie różni się od swoich poprzedników. Dwójka zakochanych znów napotyka
problemy, ale tym razem są one naprawdę duże.
Ostatnia
część to wielka bomba emocjonalna. O ile jeszcze niedawno za taką właśnie bombę
uważałam pierwszy tom, tak teraz ten ważny tytuł „Największej Bomby
Emocjonalnej Ostatniej spowiedzi” przejął
trzeci. Z kłopotami Bradina i Ally spotykamy się już na samym początku, a
później wcale nie jest lepiej. Jeśli mam określić klimat książki w kilku
słowach, to przez cały czas był on słodko-gorzki. W porównaniu z pierwszą i
drugą częścią, które – spójrzmy prawdzie w oczy – były słodkie i kolorowe
pomimo tylu problemów, w tym dostajemy najwięcej gorzkich chwil, jesteśmy
świadkami trudnych decyzji, smutnych momentów i łamania serc. Wiele razy pod
wpływem emocji miałam ochotę chwycić bohatera za ramiona, potrząsnąć nim i
powiedzieć „Co ty, do cholery, robisz?!”.
Rzadko
zdarza mi się rzucać książką i płakać w połowie powieści, ale tym razem
zaskakująco często tak właśnie robiłam (oczywiście książka lądowała tylko na
łóżku). Miałam to szczęście, że w tym samym czasie te same rozdziały czytała
moja kuzynka, więc razem mogłyśmy jęczeć, wkurzać się, ryczeć i snuć własne
przypuszczenia. Jednak co dwa mole książkowe to nie jeden.
W
tym tomie role bohaterów trochę się… zmieniają. Ally momentami dalej mnie denerwowała,
ale zaskoczyła mnie swoim uporem i determinacją, co idealnie pokazała w jednym
z najbardziej wzruszających momentów w powieści (a może najgorszym?). Bradin
już nie był ideałem chłopaka. Tym razem mamy do czynienia z jego ciemniejszą
stroną, w której dominowały zazdrość, wściekłość, podejmowanie złych decyzji
tylko i wyłącznie pod wpływem negatywnych emocji i zawiść. Ta zmiana bardzo
mnie zdziwiła i sprawiła, że zaczęłam patrzeć na Bradina z zupełnie innej
strony. Trochę brakowało mi tamtego chłopaka z pierwszej części, który poznał
Ally na lotnisku i jechał do niej z Niemiec aż do Francji. Z kolei Tom… Jego
chyba najbardziej polubiłam w tej części. Taki Tom bardzo mi się podobał –
opiekuńczy, wyrozumiały, przyjacielski i otwarty. Tamten zazdrosny, zgorzkniały
starszy brat w ogóle mi nie pasował, z kolei ten nowy Tom sprawił, że bardzo go
polubiłam. Zawsze kibicowałam Bradinowi, ale w tej części było mi obojętne, z
którym bratem będzie Ally.
Zawsze
podziwiać będę niesamowity styl pani Reichter. Wręcz marzę, aby pisać tak, jak
ona! Uwielbiam tę lekkość tekstu, poetycką nutkę, przejrzystość, a jednocześnie
prostotę i niesamowitą zdolność do malowania pięknych obrazków w głowie
czytelników za pomocą słów. Dodatkowo idealnie pasuje do romantycznego,
słodko-gorzkiego klimatu książki.
Na
słowa uznania zasługuje również ścieżka dźwiękowa, jaką pani Nina postanowiła
dodać do książki. To ona też w pewnym stopniu sprawiała, że niczym dzieciak wylewałam
łzy i ciągle zmieniałam chusteczki. Wybór piosenek był po prostu idealny.
Pasują nie tylko klimatem do danej sceny, ale także tekstem. Do tej pory, gdy
włączam kilka piosenek z Ostatniej
spowiedzi, przed oczami mam wszystkie te najważniejsze momenty, które a)
sprawiają, że się uśmiecham, b) wspominam całą serię od początku, c) mam „świeczki”
w oczach. Czytałam kilka książek, w których autorzy też dodawali muzykę do
rozdziałów, ale zawsze dziwił mnie ich wybór, ponieważ one w ogóle nie
pasowały, z kolei Ninie Reichter wyszło to naprawdę świetnie.
A
koniec… Koniec totalnie mnie rozbił. Znajoma poradziła, aby przygotować na
zakończenie i faktycznie – trzeba się przygotować. Po przeczytaniu ostatniej
strony czułam okropną pustkę w duszy. Była ona wręcz przerażająca i nie mogłam
jej znieść. Wraz z zamknięciem książki odeszli wszyscy bohaterowie, wszystkie
te piękne i trudne chwile, wszystkie momenty wzruszenia i szczęścia, Bitter
Grace, Ally, Bradin, Tom, intrygi, kłamstwa, show-biznes… Skończyło się coś, co
powalało mi oderwać się od rzeczywistości przez półtora roku. Skończyła się
jedna z najpiękniejszych historii miłosnych, jaką czytałam. A wszystko to
wyrażone było w tej paskudnej pustce i tysiącach chusteczek higienicznych.
Ostatnia
spowiedź nie przypadnie wszystkim do gustu. Właściwie z pewną
ostrożnością poleciłabym Wam wszystkie trzy tomy. Wiele osób spodziewało się „ochów”
i „achów”, a tak naprawę zawiodło się na tej serii, ale ja jestem w niej
całkowicie zakochana. Jeśli zaczynacie przygodę z Ostatnią spowiedzią, radzę wyłączyć pozytywne nastawienie i
popatrzeć na tę powieść sceptycznie. Ja tak zrobiłam i przepadłam w niej.
Tymczasem
nadszedł moment na pożegnanie się z całą ekipą Ostatniej spowiedzi. Ta seria zajmuje ważne miejsce na mojej półce
i nieprędko je opuści. Chociaż historia Ally, Bradina i Toma się skończyła, w
moim czytelniczym sercu zawsze będzie żyła i przypominała, że jeśli chcę poznać
odpowiedź na jakieś pytanie dotyczące miłości, powinnam zajrzeć właśnie do
niej.
Mam tę serię w planach od dawna, ale jeszcze nawet nie sięgnęłam po pierwszy tom. Muszę się za nim rozejrzeć w najbliższym czasie.
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej serii i jestem jej ciekawa. Może się skuszę i przeczytam, chociaż w moich planach już jest długo...
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com
Kocham tę serię i jak ty - przepadłam w niej! <3
OdpowiedzUsuńOczywiście, że przeczytam, ponieważ jest to jedna z niewielu ksiażek romantycznych, która była w stanie poruszyć moje zlodowaciałe serce :)
OdpowiedzUsuńOj to zupełnie nie moja bajka ;)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa czy ostatni tom odmieni moje spojrzenie na tę serię :)
OdpowiedzUsuńCzytałam pierwszą i drugą część i jestem zachwycona! Jedna z moich ukochaniutkich serii <33 Muszę mieć trzecią część! Ach, już wiem co chcę na urodzinki! :D
OdpowiedzUsuń