Tytuł oryginału: The Half Bad
Autor: Sally Green
Seria/cykl: Zła krew #1
Data premiery: 24 września 2014
Wydawnictwo: Uroboros
Liczba stron: 400
Natan problem. Dosyć
poważny.
We
współczesnym świecie żyją obok siebie czarodzieje i czarodziejki, nazywani
białymi, oraz ich przeciwnicy – czarownicy i czarownice, czyli czarni. Natan
jest synem czarodziejki i czarownika, w jego żyłach płynie krew białych i
czarnych. I to jest jego problem.
Jego
matka nie żyje, ojca – okrutnego mordercę – ściga Rada Białej Magii, a on
(nazywany półkodem) jest więziony, bity i poniżany przez białych czarodziejów.
Wie, że przed siedemnastymi urodzinami musi uciec, aby odszukać ojca i otrzymać
od niego trzy dary. W przeciwnym razie umrze.
Zła
krew Sally Green przykuwa uwagę już samą okładką. Od
momentu ujrzenia książki stale się nią zachwycam i jeszcze długo nie przestanę
tego robić. Cudowne są barwy (świetnie do siebie dobrane) i krew, która układa
się w profil twarzy. Zaraz za okładką sporą ciekawość budzi tytuł i opis. Tytuł
– interesujący, a opis pozostawiający nutkę tajemniczości. Skoro zewnętrzne
czynniki do siebie pasowały i ułożyły się w interesującą całość, czas przejść
do wnętrza.
W
czasie czytania Złej krwi natknęłam
się na kilka recenzji tej książki. Wiele z nich niezbyt pozytywnie oceniało
debiutancką powieść Sally Green. Trochę dziwiły mnie niskie oceny, ponieważ
mnie osobiście Zła krew z każdą
stroną coraz bardziej zachwycała.
Powiem
może tak: początek nie należał do najlepszych. Było to jedno wielkie pomieszanie
z poplątaniem. Króciutkie rozdziały nie wnosiły nic do książki, a oczekiwanie
na rozwój akcji robiło się nudne. Wtedy zastanawiałam się, czy Zła krew cały czas będzie taka dziwna. Co
prawda perspektywa była interesująca, ale wykonanie już nie za bardzo. Dopiero
później wszystko się rozkręca. Książka podzielona jest na sześć części: trzy z
nich opisują życie Natana przed zabraniem do klatki, trzy kolejne ukazują
poszukiwania jego ojca. Pomyślicie pewnie: połowa książki to wspomnienia, a
druga połówka to właściwa akcja? Wielu pewnie uzna to za minus, ale dla mnie
jest to duży plus. Dzięki temu lepiej poznajemy życie Natana. Obserwujemy jego
dorastanie w rodzinie złożonej z trójki rodzeństwa i babci, jego życie jako
półkoda, odkrywanie swojej prawdziwej natury i relacje z tą częścią rodziny,
która była do niego negatywnie nastawiona. Później wszystko nabiera tempa i
dzieje się wiele rzeczy naraz.
Natan
jest postacią bardzo silną, odważną, cierpliwą i mocno pokrzywdzoną. Momentami
przypominał mi Sage’a z Trylogii władzy Jennifer
A. Nielsen, czasami również Toma z Insygnii. Wojny światów. Jest to ten typ
bohatera, który zawsze znajdzie rozwiązanie nawet w najgorszej sytuacji,
cechuje się ogromnym poczuciem humoru, cwaniactwem, zwinnością i niezłomnością.
Natan jest właśnie taki. Pozostali bohaterowie nie są tak genialni jak Natan,
lecz mają w sobie coś charakterystycznego, co nie czyni ich szarymi,
papierowymi postaciami. Wachlarz bohaterów jest całkiem spory jak na taką
historię, ale wielu z nich nie odgrywa ważnych ról w historii Natana – przychodzą,
towarzyszą przez chwilę i znikają.
Złą
krew czyta się ekspresowo, a to dzięki prostemu językowi.
Podziwiam autorów, którzy posługują się tak lekkim stylem i prostym językiem,
tak jak Sally Green. Dzięki temu książka może być ogromną frajdą dla nieco
młodszych czytelników i idealną powieścią relaksującą dla starszych moli
książkowych.
Pomimo
plusów, które ciągle pojawiały się podczas czytania, cały czas czułam
powiązanie z Darami anioła, a
konkretnie z Miastem kości. Jest
sobie uroczy chłopak, pokrzywdzony przez los z powodu braku matki i burzliwej
przeszłości. Jego ojciec jest super wielkim złoczyńcą i poluje na niego cała
rzesza sprawiedliwych czarodziejów i czarodziejek. Motyw niedobrego, potężnego
i złego ojca najbardziej przypominał mi Miasto
kości. Jak sami pewnie zauważyliście, do tej pory Zła krew skojarzyła mi się już z trzema książkami. Nie powiem, że
jest to zlepek innych powieści, ponieważ historia Natana na w sobie coś
oryginalnego, swojego.
Dużym
minusem Złej krwi były… tytuły
rozdziałów. Moim zdaniem autorka mogła pominąć nadawanie tytułu każdemu z pięćdziesięciu
trzech rozdziałów. Po pierwsze: są po
prostu słabe. Naprawdę. Czytając kilka razy pod rząd spis treści miałam wrażenie,
że jest to książka dla przedszkolaków, w której tytuły rozdziałów brzmią „Mój
kotek”, „Moja mama”, „Moje przedszkole”. Po drugie: są spoilerami – ujawniają treść
rozdziału przed przeczytaniem go. I to jest największa wada tytułów. Z tytułami
trzeba być ostrożnym. Podoba mi się nadawanie tytułów rozdziałom u Cassandry
Clare. Jest tajemniczo i bez ujawniania treści. Niestety w tym wypadku Sally
Green poległa na całej linii.
Drugim,
mniejszym minusem Złej krwi jest
schemat. Łatwo domyślić się wielu rzeczy i wyprzedzić akcję. Oczywiście nie
było to tak jak w przypadku Ocalonej Aprilynne
Pike, gdzie rozwiązanie wielkiej, tajemniczej, ogromnej zagadki poznałam już na
czternastej stronie i czekałam, aż bohaterka sama do tego dojdzie. W przypadku
powieści Sally Green rozważałam dwie, może trzy opcje i krok po kroczku
poznawałam dalszą akcję.
Zła
krew to książka… dobra. Nie powala na kolana, nie trzyma
w napięciu, nie pochłania, ale wciąga i pozostaje w pamięci. Ma kilka minusów,
ale dużo plusów. Zdania na temat tej książki są podzielone, dlatego doradzam
Wam zapoznanie się z nią samemu. Mnie osobiście przypadła ona do gustu i z
niecierpliwością czekam na kolejną część!
Hmmmm... Po książkę chcę sięgnąć od dawna, więc po mimo wszystko, jeżeli wpadnie w moje łapki to na pewno się z nią zapoznam ;) Trochę szkoda, że książka idzie w stronę innej znanej serii, szczególnie "Darów Anioła", które uwielbiam... Rozdziałowe spoilery też odstraszają, ale mimo wszystko... z chęcią po nią sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńJakbyś chciała ją oddać, to wiesz do kogo pisać :D
Bardzo ciekawa okładka... myślę, że książka przypadłaby mi do gustu.
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com/
Ja już sama nie wiem... Niektórzy polecają, inni odradzają... Chyba dobrze by było, przekonać się samym :) Tylko bym tych tytułów rozdziałów nie czytała...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
Mam na nią ochotę od jakiegoś czasu, więc mam nadzieję, że i te plusy zniwelują te minusy, które się tu pojawiają :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam chyba wcześniej o tej powieści, a wydaje się ciekawa, w moich klimatach. :) Muszę zapamiętać tytuł :)
OdpowiedzUsuńCzytałam już pozytywne recenzje i bardzo bym chciała sama przysiąść do tek książki :)
OdpowiedzUsuńHmm... to chyba pierwsza recenzja, która ma dość pochlebny wydźwięk o tej powieści. Przyznam, że dzięki Tobie wróciła mi ochota na lekturę "Złej krwi". Mam nadzieję, że szybko uda mi się znaleźć na to chwilę w najbliższym czasie :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie wczoraj do mnie przyszła. Kupiłam ją nie tylko dla świetnej okładki i kuszącego opisu, ale również ze względu na wydawnictwo, któremu ufam ;)
OdpowiedzUsuńKocham Sage więc na pewno taki bohater mi się spodoba. :P Wgl. lubię takich bohaterów. :)
OdpowiedzUsuńAle nie jestem przekonana co do książki :< Może kiedyś.
Och, jak nie lubię podobnych książek (pomimo tego, że potrafią być wciągające) ! Wzorowanie się (przynajmniej częściowo) na innych, trochę irytujących rzeczy...nie.
OdpowiedzUsuń