Kiedy pomyślałam o stosiku książkowym w połowie miesiąca, stwierdziłam "Oj, oj, będzie słabo z książkami". No ale los lubi zaskakiwać ludzi i w drugiej połowie stycznia przybyło w mojej biblioteczce książek! Może to dzięki urodzinom? ;> Mniejsza z tym! Pozwólcie, że przedstawię Wam moje styczniowe skarby :)
Od góry: - liścik z życzeniami urodzinowymi od Abi. Kochana Abi totalnie mnie zaskoczyła! W piątek przyszłam do domu, na biurku leżała paczka i pomyślałam, że pewnie któreś wydawnictwo przysłało książkę. Jakże się zdziwiłam, kiedy zobaczyłam adres Abi, otworzyłam paczkę i... pokażę Wam za chwilę, które skarby są od Abi ;> - Chłopcy z zielonych stawów Jan Izydor Korzeniowski - od Wydawnictwa Novae Res (zapowiada się ciekawie!) - Arcanus Arctica Dariusz Pawłowski - j.w. - Zaklinacz czasuMitch Albom - od Młodzieżowego Klubu Recenzenta - Wybory Ruta Sepetys - prezent ^^ - Prawo matkiDiane Chamberlain - prezent urodzinowy od taty :D - Tancerze burzy Jay Kristoff - prezent od Abi :D - AtrofiaLauren DeStefano - j.w. Oj, Abi wie, co lubi Jane :D - Śmiałe marzenia Nora Roberts - od Grupy Wydawniczej Publicat ^^ - GłosAnne Bishop - od Wydawnictwa Initium - Zapomniałam, że cię kocham Gabrielle Zevin - j.w. Szykuje się drugie spotkanie z tą autorką :) (moją imienniczką ^^) - Carnivia. Bluźnierstwo Jonathan Holt - od Wydawnictwa Muza (Akurat) - Easylog Mariusz Zielke - j.w. - Apokalipsa Z. Początek końcaManel Loureiro - od Wydawnictwa Muza :)
Tak jak mówiłam, było też urodzinowo :D Jane stuknęło już 17 lat i nie wiedzieć czemu bardzo się z tego cieszę XD Moi znajomi postanowili, że przerzucą się z książek na płyty, bo rozmiary mojej biblioteczki przekraczają normę :D W ten oto sposób dostałam kilka płyt, ale i ukochane książki :D - WyboryRuta Sepetys - Prawo matkiDiane Chamberlain - AtrofiaLauren DeStefano - Tancerze burzyJay Kristoff - płyta BirdyBirdy (uwielbiam <3) - płyta MeddlePink Floyd (kocham <3) - Born to dieLana Del Rey (podziwiam <3) - i wcześniej wspomniany liścik z pięknymi życzeniami urodzinowymi od Abi :D
5. (+ jeśli uda mi się dzisiaj skończyć, to jeszcze Ostatnia spowiedźtom II Niny Reichter)
Jestem zdołowana ;_____; nie pamiętam, kiedy przeczytałam tak mało książek w miesiącu... Może to przez koniec semestru i klasyfikację? Bądź co bądź oceny nie są złe, ale widać, jak nauka odbiła się na książkach! No cóż... Ferie są od tego, aby nadrobić zaległości :)
Sukces i porażka:
Najlepsza książka w styczniu to: Szare śniegi Syberii, moi mili! (oraz Ostatnia spowiedź, ale nie wiem, czy uda mi się ją zaliczyć do styczniowych finalistów)
Najgorsza książka w styczniu to: nie było
Największe zaskoczenie: Belladonna
Ogłoszenia parafialne:
1. W styczniu udało mi się nawiązać współpracę recenzencką z Wydawnictwem Ars Machina :) Już po feriach dotrą do mnie trzy egzemplarze recenzenckie :D
2. Założyłam drugiego bloga. Pisałam o tym na fanpage'u na Facebooku ;) Tą informacją chciałabym się podzielić również z blogerami, którzy nie polubili Zanim Zajdzie Słońce na Fb ^^ No więc... Jest to blog, jakiego dawno nie prowadziłam. Właściwie to od takiego rodzaju pisania i dzielenia się twórczością zaczęła się moja miłość do blogosfery i przygoda z czytelnikami. Na razie dodałam prolog, lecz jeszcze dzisiaj lub jutro wrzucę pierwszy rozdział :) Jeśli macie czas, zapraszam ;)
3. Oficjalnie dołączyłam do ekipy Prymitywnej Myśli. Jest to blog, na którym autorzy dzielą się swoimi przemyśleniami. Od dawna śledziłam Prymitywną i bardzo lubiłam ciekawe artykuły. W tym miesiącu ukazało się kilka moich (Niespełnione marzenia, Zamknięte kopalnie wiedzy, Po prostu Polska) oraz parę artów pozostałych autorów (Wspomnienia, Matrix). Jeśli wejdziecie na chwilkę i pozostawicie po sobie komentarz, będzie nam bardzo miło ^^
Cóż... To na tyle! W lutym spodziewajcie się recenzji kilku ciekawych powieści (Król kruków, Czas żniw, Zaklinacz czasu, Wołanie kukułki, Easylog i Tam, gdzie śpiewają drzewa). Nie zmarnuję tych dwóch tygodni na spanie do późna. Co to, to nie!
Tytuł: Kocham Paryż Tytuł oryginału:J'adore Paris Autor:Isabelle Lafléche Seria/cykl: losy Catherine Lambert #2 Data premiery: listopad 2013 Wydawnictwo:Wydawnictwo Literackie Liczba stron: 352
Catherine może
odetchnąć. Właśnie kończy z toksyczną pracą w Edwards & White, wyjeżdża z
Nowego Jorku do Paryża, gdzie czeka na nią ukochany Antoine, i zaczyna swoją
pracę marzeń – jako prawnik w domu mody Diora. Ma wyśnione stanowisko,
cudownego mężczyznę, przyjaciół, rodzinę zaraz obok siebie, Rikasha!, piękne
mieszkanie z Antoine’em… Żyć, nie umierać!
Ale
bajki też mają swoje zakończenie. Nic nie może wiecznie trwać. Nowa praca wcale
nie jest tylko papierkową robotą, a czymś trochę… niebezpieczniejszym.
Zamieszana w porachunki z fałszerzami Catherine wkrótce staje się ich celem.
Telefoniczne i esemesowe pogróżki to dopiero początek. Na dodatek sprawy między
nią a Antoine’em nie układają się najlepiej… Czyżby powrót do Paryża był
błędem?
„Teraz rozumiem, czemu tak
nalegała, żebym rozejrzała się za inną pracą, kiedy harowałam w Edwards &
White. Wiedziała, że w głębi duszy nie jestem szczęśliwa, a moje serce jest
gdzie indzie. Ponieważ sama tak długo tłumił swoje marzenia, bała się, żebym ja
też nie cierpiała z powodu wyboru złej ścieżki kariery.
W końcu maman
zawsze wie najlepiej.”
I
nadeszła kontynuacja przygód Catherine! Po ciekawej pierwszej części wprost nie
mogłam doczekać się kolejnego tomu. Nie trzeba było długo czekać, bo Kocham Paryż pojawiło się bardzo szybko
i pozwoliło dalej kontynuować towarzyszenie Catherine w jej codziennych
zmaganiach z światem biznesu. Drugi tom niósł ze sobą nowe sytuacje, nowych
bohaterów i troski postaci, ale również pewne ryzyko, dosyć często zauważane przy
seriach – czy druga część będzie lepsza? Gorzej jest, kiedy wcale nie pobija
poziomu poprzedniej. Pierwszy tom zrobił na mnie całkiem dobre wrażenie, więc
co mogę powiedzieć o drugim? A no, troszkę mogę.
To,
co lubię w seriach, to ponowne wkraczanie do tego samego świata. Świat
Catherine, chociaż inny przez zmianę miejsca zamieszkania i pracy, wciąż jest
taki sam. Sama Catherine na całe szczęście nie zmieniła się na gorsze – wciąż
pozostawała tą samą zabawną,
ambitną prawniczką, która uwielbiała spełniać się
zawodowo i pracować. Jej miłość do pracy trudno było zauważyć w Kocham Nowy Jork, ponieważ Edwards &
White wcale nie dostarczało powodów do kochania. Za to teraz Catherine odkryła
swój cel – a jest nim dom mody Dior.
Tak
jak w poprzedniej części, tak i w tej można zauważyć, że pani Laflèche nie
popisała się przy kreacji bohaterów. Postacie są troszkę… papierowe. Ale tylko
troszkę! Problem polega na tym, że nie bardzo potrafiłam podzielać emocji
bohaterów. Kilka razy było mi smutno z powodu sytuacji Catherine, zwłaszcza wtedy,
kiedy wszystkie problemy spadły na nią prawdziwą lawiną, lecz oprócz tego… w
ogóle. Postacie wciąż są tymi samymi, dobrze znanymi z Kocham Nowy Jork, ale bez żadnej iskry, która mogłaby je ożywić.
Na
szczęście zaszła mała pozytywna zmiana w Catherine. Wcześniej istniała dla niej
tylko praca, a całe swoje życie poświęciła na zdobycie zawodu i znalezienie
odpowiedniego miejsca pracy. Tym razem jej postawa ulega zmianie. Chociaż
odlazła swoją idealną pracę, zwalnia tempo i postanawia więcej czasu poświęcić
ukochanemu, matce oraz swoim przyjemnościom. Ta rzecz bardzo spodobała mi się u
Catherine. Czasami miałam wrażenie, że ona i Antoine, pod względem poświęcenia
się dla pracy, zamienili się miejscami!
Zmienia
się miejsce akcji, zmieniają się zwyczaje. Teraz jesteśmy w romantycznym
Paryżu, w ojczyźnie Catherine Lambert i Antoine’a. Doprawdy, nie wiem jak
autorka to robi, ale znów świetnie odzwierciedliła klimat miasta miłości.
Przecież tak się nie da! Wcześniej naprawdę dobrze poradziła sobie z hałaśliwym
Nowym Jorkiem, z kolei teraz naprawdę prostymi (wręcz banalnymi) słowami
utworzyła niesamowity klimat Paryża. Czytając, miałam wrażenie, że już tam
byłam. Z pewnością gdyby ktoś zapytał się mnie „Czy byłaś kiedyś w Paryżu?”
odpowiedziałabym „Pewnie! Tam jest… Zaraz, zaraz, to była książka… Nie, nie
byłam”. Podziwiam panią Laflèche za umiejętność tworzenia cudownej aury wokół
powieści. Bez dwóch zdań jest to ogromny plus książki, który dodaje jej uroku.
Oprócz
tego panią Laflèche podziwiam również za bardzo przyjemny styl i prosty język. Kocham Paryż czyta się bardzo, bardzo
szybko. Jeśli chcecie przeczytać lekką, prostą lekturę na jeden wieczór,
sięgnijcie po Kocham Nowy Jork i Kocham Paryż. Z pewnością spełnią Wasze
wymagania. Pani Laflèche świetnie prezentuje swój dobry warsztat pisarski. Nie
jest on perfekcyjny, celujący, czy bardzo dobry, lecz po prostu dobry. W sam
raz dla niewymagających wiele czytelników lub dla tych, którzy chcą się
odprężyć.
Drugiej
części nie brakuje humoru. W pierwszej był, ale tutaj jest go zdecydowanie
więcej. A to dzięki komu? Jeśli macie na myśli duet Rikasha i Catherine, to
macie absolutną rację. Co jak co, ale tych dwoje są naprawdę świetni! Może i
mają w sobie coś z schematyzmu, ale nie brakuje im poczucia humoru i zabawnego
błysku w oku.
Jest
całkiem sporo plusów, lecz są też minusy. W przypadku Kocham Paryż jest… jeden. Hm, tylko jeden, ale troszkę – a
przynamniej tak mi się wydaje – ważny. O co chodzi?
Do
Kocham Paryż nie mam wielu
zastrzeżeń; było zabawnie, ciekawie, miejscami smutno, ale ogólnie rzecz biorąc
pozytywnie. Tak jak w poprzedniej części, tak i tu autorka uczy, że granie nie
fair i oszukiwanie dużo nie zdziałają, bo prawda i tak wyjdzie na jaw. Niestety
w czasie czytania drugiej części miałam wrażenie, że Catherine żyła w swoim
świecie, a ja w swoim. Co prawda niesamowity klimat Paryża często udzielał mi
się w czytaniu, ale nie sprawiał, że żyłam powieścią. Pani Laflèche bardzo
dobrze przybliżyła nam Paryż jako miasto, ale nie przybliżyła świata Catherine,
jakby coś go blokowało… Lubicie to wrażenie w czasie czytania, kiedy zdajecie
sobie sprawę, jesteście częścią świata książki, którą pochłaniacie? Cudowne,
prawda? W przypadku Kocham Paryż
niestety tak nie było. Wydawało mi się, że czytam Kocham Paryż przez szklaną taflę wody. Nie dochodziły do mnie żadne
dźwięki ani emocje, a jedynie same obrazy, lekko zmarszczone szybkim tempem
powieści. Trochę mi przykro z tego powodu. W przypadku Kocham Nowy Jork było trochę inaczej. Tak jakby autorka zrobiła
niewidzialną barierę między światem Catherine a światem czytelników.
„Chociaż wszystkie kochamy modę,
powinnyśmy też szukać lekarstwa na to ciągłe niezadowolenie. Poszukiwania mogą
okazać się długie i żmudne, nagroda jest jedna bezcenna. Nazywa się
samoakceptacja.”
Dodając
dwa do dwóch – Kocham Paryż to lekka,
przyjemna, pełna humoru lektura na zimne wieczory. Ot, ciekawa przygoda z moimi
ukochanymi bohaterami! Polecam. Może nie jest to literatura wyciskająca łzy z oczu,
dostarczająca całej gamy emocji i Bóg wie jeszcze jaka, ale świetnie spełni się
w roli powieści na odprężenie. Kocham
Paryż pozwala nam poczuć się Catherine – jak kobieta, która ma miliony
możliwości, nie przejmuje się jutrem i żyje tym, co jest teraz. Miło było
odwiedzić z nią tyle markowych sklepów i kupić tyle drogich rzeczy! Paryż to
istny luksus!
„Niektórzy mówią, że jeśli życie
podsuwa ci cytryny, to zrób z nich lemoniadę. Ja mówię: kiedy inni uważają, że
to wszystko twoja wina, napij się wina.”
Tytuł: Heroiczne życie. Odkryj cel w życiu i zmieniaj świat Tytuł oryginału:Heroic living: discover your purpose and change the world Autor: Chris Lowney Seria/cykl: -- Data premiery: październik 2013 Wydawnictwo:WAM Liczba stron: 256
We współczesnym
świecie spotykamy się z miliardem problemów naraz. Tym najczęstszym i
najgorszym jest pytanie o swoją przyszłość. W dobie tysiąca możliwości,
postępującej technologii, ale i kryzysu można się pogubić. Mamy przed sobą
mnóstwo wyborów, opcji i planów. Zwykle wygląda to tak: mam cel, wiem, że chcę
go osiągnąć, jestem gotowy/-a do walki, ale brak mi sił. Skąd wiadomo, że nie
przyjdzie ktoś lepszy i zajmie moje miejsce, chociaż ja sam/-a uważałam się za
równie dobrego/-ą? Czy w ogóle dam radę? Może i moje możliwości są całkiem
spore, ale czy podołam większym wyzwaniom? Ktoś we mnie wierzy czy jestem
sam/-a ze sobą na drodze do osiągnięcia swojego celu? To jest brak motywacji.
Tysiące wątpliwości i pytań jest w stanie postawić naszą przyszłość pod znakiem
zapytania. A co jeśliby tak zrobić psikus ludzkiej słabości, przeczytać Heroiczne życie. Odkryj cel w życiu i
zmieniaj świat i spełnić swoje plany?
Nowy
rok niedawno się rozpoczął. Na pewno wielu z Was postawiło sobie pewne cele i
obietnice, tak zwane noworoczne postanowienia. Wśród nich znalazły się te małe,
średnie i większe, odrobinę trudniejsze w realizacji (a co mi tam, ja też mam
swoje!). Jednak nim przystąpicie do realizacji złożonych sobie obietnic,
sięgnijcie po tę lekturę, przeczytajcie ją w ciszy i spokoju, ponieważ
najnowsza publikacja pana Lowneya z pewnością pomoże Wam w realizacji swoich
celów. Mało tego – zostawi w Waszym życiu cenne lekcje na przyszłość.
Sprawa
jest naprawdę prosta. Wcześniej wydawało mi się, że droga do wybranego celu
zawsze jest trudna i naznaczona ogromnym wysiłkiem. I owszem, nic pod tym
względem się nie zmienia, ale Chris Lowney pokazuje, że nie taki diabeł
straszny jak go malują. Wystarczy praca i wytrwałość. Masz swój cel? Tak? W
takim razie dowiedz się, co zrobić, aby go osiągnąć. Nie masz celu? Nie wiesz
co chcesz robić? Na to też jest rada! Heroiczne
życie… mówi, aby nie poddawać się i dążyć do realizowania swoich planów.
Ale nie samym chlebem żyje człowiek. Satysfakcja z osiągnięcia celu ma też
swoją cenę. Zapytacie pewnie jaką. Otóż… na pierwszy rzut oka całkiem niską,
ale z drugiej strony patrząc na to, co oferuje nam świat, czasami trudno jest
zebrać się w sobie i powiedzieć „nie”(co oznacza tą wyższą cenę). Mowa o
wyrzeczeniach. Chris Lowney jako były jezuita zwraca uwagę na to, aby wyzbyć
się egoizmu, łatwych przyjemności i tymczasowych zachcianek. Spójrzmy prawdzie
w oczy: czy w dzisiejszych czasach łatwo jest zrobić to, co mówi Chris Lowney?
Patrząc na nasz kraj, kontynent lub cały świat to… chyba nie. Ale jest to dobra
motywacja, aby być jedną osobą spośród milionów innych, która odmówi sobie
kilku przyjemności na rzecz sukcesu.
Autor
opowiada o drodze do spełnienia własnych celów w sposób bardzo przyjemny. Już
sam wstęp dał mi znak, że szykuje się pouczająca, dobra, ale mimo to lekka
lektura. Tak też było i jest to całkiem duży plus książki. Oprócz cennej
zawartości w postaci bardzo ważnych rad, spotykamy się jeszcze z dobrym stylem
autora i ciekawymi opowieściami z jego życia. W końcu własne doświadczenie jest
najlepszą motywacją i siłą napędową przyszłości. Tą samą zasadę wyznaje Chris
Lowney, dlatego przybliża nam swoją drogę do spełnienia celów. Chociaż sama
książka liczy zaledwie 250 stron, to bez problemu odnajdziecie na niej
odpowiedzi na wszystkie pytania dotyczące planowania swojej przyszłości.
Co
mogę jeszcze dodać? Chyba tyle, że naprawdę warto sięgnąć po Heroiczne życie. Odkryj cel w życiu i
zmieniaj świat. Nie bez powodu książka pana Lowneya ma taki tytuł. Polecam
ją osobom, które bardzo często zadają sobie pytania na temat swojej
przyszłości, szukają drogi do wyznaczonych przez siebie celów i mają mnóstwo
wątpliwości przed zrobieniem kolejnego kroku. Heroiczne życie… odegra również bardzo ważną rolę w życiu osób,
które interesują się psychologią i idą w tym kierunku, po części jako
ciekawostka, ale także jako materiał do rozwijającej się kariery. Tak więc
wybierzcie cel (księgarnię), dokonajcie właściwych wyborów (na przykład dzisiaj
wieczorem?) i uczyńcie każdy dzień ważnym oraz pięknym (trzymając w rękach Heroiczne życie… autorstwa Chrisa
Lowneya)!
Tytuł: Belladonna Tytuł oryginału:Belladonna Autor: Anne Bishop Seria/cykl:Efemera Data premiery: 2 października 2012 Wydawnictwo:Initium Liczba stron: 416
Zjadacz Świata
wciąż grasuje po Efemerze. Nic nie jest w stanie go powstrzymać. Sprawiedliwość
serca uczyniona przez wyklętą Gloriannę Belladonnę pomogła, ale go nie
zatrzymała. Wściekłość Zjadacza rośnie, a wraz z nim rośnie również pragnienie
zemsty na Gloriannie i chęć zajęcia całej Efemery. Glorianna musi poradzić
sobie sama. Tylko ona może powstrzymać szerzone przez Zjadacza zło. Może liczyć
na wsparcie rodziny, lecz tylko ona może go pokonać.
W
tym samym czasie do świata Michaela wdzierają się zupełnie nowe, obce nuty.
Brzmią jak obietnica. Młody wędrowiec czuje, że powinien za nimi podążać i
znaleźć drogę prowadzącą go do niej – do kobiety, którą ma przed oczami, ale
której nie zna. Jego muzyka może pomóc jej zniszczyć Zjadacza.
Anne
Bishop znam z kilku jej cudownych dzieł, takich jak Głos, Sebastian i Pisane szkarłatem. Autorka udowodniła,
że jest naprawdę dobrą pisarką, a jej wyobraźnia nie ma granic. Jak więc po tak
dobrych lekturach mogłabym porzucić losy Sebastiana, Lynnei, Glorianny i Lee,
nie sięgając po drugą część Efemery? Od
książek Anne Bishop trudno się uwolnić – Pisane
szkarłatem i Sebastian są tego
idealnym przykładem, a kontynuacja Efemery
czyli Belladonna dowodem.
„Nadzieja serca leży w belladonnie.
Nie musimy rozumieć, co to znaczy. Musimy tylko wierzyć, że to nas ocali.”
W
drugiej części losów ogromnej Efemery dzieje się trochę więcej. Zachodzą pewne
zmiany i dochodzą nowe rzeczy. Tym razem nie idziemy przez Efemerę z
Sebastianem w roli przewodnika, lecz z samą niebezpieczną, Mroczną i Mądrą
Glorianną Belladonną, którą mieliśmy okazję poznać w pierwszym tomie. Jej
historia jest tragiczna i smutna, ale świetnie pokazuje, że pomimo tylu przeciwności
losu, nienawiści ludzi i poważnego problemu w postaci nieakceptacji jej mocy
przez środowisko, dziewczyna potrafi sobie poradzić. Mało tego – staje się
jedyną szansą Efemery na pokonanie Zjadacza Świata, choć niektórzy ludzie wciąż
jej nie ufają.
Glorianna
jest dla mnie bardzo ciekawą postacią. Polubiłam jej charakter. Ta inteligentna
trzydziestojednolatka to kobieta z pazurem i swoim „charakterkiem”. Jest typem
kobiety, która zna swoją wartość, swoje możliwości i nie daje sobą pomiatać,
ale jednocześnie zdaje sobie sprawę ze swoich słabych stron. Zakochałam się w
jej relacji z Michaelem (da się zakochać w relacji? No cóż, jestem dowodem na
to, że można!). O tak, ta dwójka była naprawdę cudowna! Michael sam w sobie
jest bardzo interesującą postacią. Spodziewałam się kogoś pewnego siebie,
poważnego, doświadczonego i dostojnego, a tymczasem… okazał się zupełnym
przeciwieństwem! Ten wolno żyjący mężczyzna już jako nastolatek wędrował po
świecie i widział dużo, ale kiedy wkracza do rzeczywistości Glorianny czuje się
taki… zagubiony. To właśnie jego ludzkie błędy i przyznawanie się do nich
skradły moje serce. Co ja mówię! On cały skradł moje serce (o nie, nie oddam go
Gloriannie. Co to, to nie!).
O
kreację pozostałych bohaterów nie musimy się martwić. Pojawiają się ci znani
nam z poprzedniej części (jak Sebastian, Lynnea, Lee, Yoshani i wielu innych)
oraz całkiem nowi. Myślę, że przybliżanie Wam ich imion i roli nie ma teraz sensu.
Pragnę jedynie uwzględnić, że mistrzyni tego gatunku świetnie poradziła sobie z
ich charakterami. Nie są to puste postacie, bez grama życia czy też (o zgrozo!)
schematyczne. Zacznijmy od tego, że cała Efemera
(a przynajmniej dwa pierwsze tomy) nie mają w sobie nic ze schematu. Obrazą
Anne Bishop byłoby powiedzenie, że Sebastian
i Belladona są szablonowi. Dodając
dwa do dwóch wychodzi na to, że postacie pani Bishop również nie mają w sobie
grama szablonowości, co z resztą potwierdzam w tej recenzji.
„I jeśli zadowolisz się czymś, do
czego łatwo sięgnąć, zamiast wybrać to, czego naprawdę pragniesz, możesz nigdy
nie odkryć nadziei, która żyje w twoim sercu.”
Na
samym początku wspomniałam, że w Belladonnie
więcej się dzieje. O tak, prawda, święta prawda. O ile Sebastiana uważałam za ciekawą książkę, tak tutaj pomysł goni
pomysł, jedno wydarzenie następuje po drugim, elementy układanki szybko
wskakują na swoje miejsca, a wszystko to na tle ogromnej Efemery. W recenzji Sebastiana napisałam, że w obliczu
wyobraźni pani Bishop moja wyobraźnia zaczęła trochę szwankować, przez co
Efemera w mojej głowie wyglądała jak wielkie, zimne, puste miejsce (ale nie
tyczyło się to wiecznie żywego Gniazda Rozpusty). Tutaj sytuacja troszkę się
zmienia. Ta część, która była dla mnie nieprzyjemna dalej nią pozostała, ale
państwo Michaela widziałam jako gamę barw, ludzi i miejsc, chociaż ojczyzna muzyka
wcale nie słynęła z dobroci. Nie zmienia to faktu, że ta cząstka Efemery była
bardzo interesująca. Chyba dokładnie o ten efekt chodziło autorce – chciała stworzyć
żywe miejsce, pełne aktywności i kolorów, które byłoby przykrywą prawdziwej
natury mieszkańców. No, no, pani Bishop znów pokazała że jest świetnym
strategiem.
Ucieszyłam
się, że w tej części autorka skupi się na Gloriannie. W pierwszym tomie
przywiązałam się do niej, ale nie liczyłam na to, że stanie się główną
bohaterką kontynuacji. A tu takie miłe zaskoczenie! Oprócz tego Glorianna
przecież nie jest sama, bo dzięki muzyce jej serca dociera do niej Michael. Po
trochę nieprawdziwych rekomendacjach Sebastiana,
jakoby pierwszy tom Efemery miał być „Erotyczny,
zmysłowy i romantyczny” uspokoiłam się i pozwoliłam, aby autorka znów przeniosła
mnie do swojego świata (chociaż zależy to też od Waszej definicji słowa „erotyczny”
– dla niektórych są to po prostu brzydkie myśli, a dla innych gorące sceny
łóżkowe, a tych szczególnie nie trawię w książkach). Moje przypuszczenia się
potwierdziły. Belladonna wciąga,
zapewnia długą zabawę, nie pozwala wyjść ze swojego świata i dostarcza wielu
emocji. Ponad to mamy niesamowitą przyjaźń, jedyną w swoim rodzaju miłość,
kochającą rodzinę (jak dobrze było ujrzeć ich w komplecie!), czyhające
niebezpieczeństwa i mnóstwo, mnóstwo przygód.
Styl
pani Bishop to bajka. Jest naprawdę bardzo dobry. Autorka lubi wnikać w emocje
bohaterów i ich myśli, lecz oprócz tego spotkacie też niesamowicie mądre i
zabawne dialogi. Tak jak w przypadku Sebastiana,
tak i tutaj trzeba skupić się na tekście, aby go zrozumieć – zwłaszcza wtedy,
kiedy wgłębiamy się w naturę Efemery. Hm, co mogę o niej powiedzieć? Jest
bardzo złożona. W pewnym momencie odebrałam to za drobny minus Belladonny. Podziwiam panią Bishop za
misternie utkany świat i za to, że tak nad nim panowała (prądy mocy, Mrok i Światło,
sprawiedliwość serca i wiele, wiele innych), ale po jakimś czasie te wszystkie
duchowe i sercowe sprawy zlewają się w całość. Nie jest to odpychające, ale
trochę niezrozumiałe i niekiedy nudne (zwłaszcza kiedy pani Bishop-Najlepszy-Strateg
układa z bohaterami plan zniszczenia Zjadacza Świata). Nie bierzcie tego za
powód do powiedzenia książce „nie”, bo jest za mały i (szczerze powiedziawszy)
nie zmienia magicznej postaci Belladonny.
„Musisz się wyrwać na kilka dni.
Rozumiem to. Czasami trzeba spojrzeć na gwiazdy z innego miejsca, żeby opatrzyć
zranione serce.”
Cóż
jeszcze mogę dodać? Chyba nic. To co powinno zostać uwzględnione przedstawiłam,
teraz Wasza kolej. Mam nadzieję, że choć trochę Was przekonałam. Jeśli nie
sięgnęliście jeszcze po Sebastianie,
to śmiało, nie wahajcie się! Ale jeśli Sebastian
Was nie zachwycił i zastanawiacie się nad Belladonną, to z ręką na sercu mogę Was zapewnić, że drugi tom jest
znacznie lepszy. Teraz Wasza kolej.
8/10
Za możliwość poznania dalszych losów Efemery serdecznie dziękuję Wydawnictwu Initium!
W ciągu 1,5 roku blogowania i "obracania się" wśród blogerów do nagrody Liebster Blog Award zostałam mianowana dwa razy - dzisiaj już trzeci ;) Do zabawy zaprosiły mnie Misha z bloga Post Meridiem oraz Alyss M. z bloga Zakazane Książki. Dziękuję Wam za wyróżnienie! Pora odpowiedzieć na pytania :) Misha: 1. Skąd pomysł na zostanie blogerem? Pytanie chyba najczęściej zadawane :D Otóż... wcześniej pisałam książkę na blogu (tzn. publikowałam jej rozdziały), ale komentarze typu "Super wpis, czekam na kolejny rozdział, wpadaj do mnie!" nie za bardzo mnie satysfakcjonowały. Chciałam większego kontaktu z czytelnikiem, a przede wszystkim jego opinii. *Jane jednym okiem spogląda na swoją biblioteczkę* A że kocham książki i lubię o nich dyskutować, postanowiłam zacząć pisać recenzje ^^ 2. Czego się boisz? Utraty. Utraty rodziców, rodzeństwa, wspomnień, dzieciństwa, kontaktu z ukochanymi i najlepszymi... Tak, tego się boję - że kiedyś to wszystko stracę. 3. Co zawsze chciałeś robić, ale coś Cię powstrzymywało? *Myśli* Zawsze chciałam wspiąć się na drzewo, ale bałam się, że spadnę o.O 4. Jakim byłbyś zwierzęciem i dlaczego? Jastrzębiem albo owcą. Jastrzębiem - bo uwielbiam wolność, niebo, lubię żyć bez ograniczeń i chodzić tam, gdzie chcę. Owcą - bo są słodkie! Nie miałabym nic przeciwko jedzeniu trawy z widokiem na góry *w* 5. Historia z filmu lub książki, która najbardziej pobudza Twoją wyobraźnię, to... Córka dymu i kości, Diabelskie maszyny (napisałam trzy wiersze o bohaterach po skończeniu serii o.O ), Szare śniegi Syberii, Szukając Alaski, Pisane szkarłatem i Baśniarz. 6. Wieś czy miasto? Wieś *w* 7. Czy jest coś, czego próbujesz się oduczyć i nie potrafisz? Chyba włączania laptopa zaraz po przyjściu do domu i sprawdzanie bloga... No i obgryzanie skórek przed sprawdzianem. Okropny nałóg :( 8. Pierwsza emocja, która przychodzi Ci do głowy, to...? Dlaczego akurat ona? Złość, bo cały dzień mam katar i denerwują mnie porozrzucane chusteczki higieniczne. Wszędzie ich pełno! 9. Świat byłby odrobinę lepszy, gdyby... Ludzie byli inni, nie kierowali się tylko własnym dobrem i pozycją, mieli więcej współczucia dla drugiego człowieka (i czytali więcej książek). 10. Za nic nie zjem... Owoców morza O.O 11. Czy masz jakiś niezawodny sposób na naukę? (od autorki: bądźcie wyrozumiali i powiedzcie, zbliża się sesja... :P) Uwielbiam ten dopisek! *w* A mam swój ^^ Zawsze uczę się przy muzyce. CD albo z telefonu na słuchawkach. Robię sobie listę utworów, na które mam ochotę, włączam, słucham i uczę się. To samo mam, kiedy piszę wypracowania. Cisza - nic, nothing, zero, null. Włączam muzykę - nie nadążam z pisaniem. Alyss M. 1. Jaką książkę wspominasz najlepiej? W głowie wciąż siedzą mi cztery: Szare śniegi Syberii, Baśniarz, Sekretne życie CeeCee Wilkes i Mechaniczna księżniczka. 2. Czy Twoim zdaniem istnieje film zrobiony lepiej od książki? Jeśli tak, to jaki? Nie mam w zwyczaju oglądania filmów kręconych na podstawie książki, którą przeczytałam, więc nie wiem. Wyznaję zasadę: czytałam książkę = nie oglądam ekranizacji, obejrzałam ekranizację = nie czytam już książki. 3. Z bohaterką lub z bohaterem której książki najbardziej się utożsamiasz? Myślę, że najbliżej mi do Alaski (Szukając Alaski), Pressii (Nowa ziemia), CeeCee (Sekretne zycie CeeCee Wilkes) lub do Scarlet (Saga księżycowa. Scarlet), ale mam jeszcze kilka wspólnych cech z Liną (Szare śniegi Syberii). 4. Jak wygląda Twój wymarzony kącik bibliofila? Na ścianach jasna tapeta w różyczki, ogromny, biały fotel albo potężny parapet z poduchami, mnóstwo regałów, stara lampka nocna na białym biurku, kryształowy żyrandol i ciemne panele, a wszystko to w stylu lat 40-tych, 50-tych *w* 5. Gdybyś mogła przez tydzień mieszkać z dowolnym autorem, kto by to był? W sensie, że masz z nim styczność na co dzień i dla przykładu mieszkacie w hotelu w pokojach obok siebie. Ale tylko jednym? :( Cassandra Clare albo Diane Chamberlain. 6. Która książka najbardziej wryła Ci się w pamięć? Zapraszam na mój profil na Lubimy Czytać, półeczka The best of all XD A tak na serio... Nie wiem, musiałabym wymienić kilkanaście! Moja pierwsza myśl: Diabelskie maszyny, Sekretne życie CeeCee Wilkes, Baśniarz, Szare śniegi Syberii, Ostatnia spowiedź, Szukając Alaski, Trylogia Moorehawke, and many, many... 7. Czy masz jakieś swoje ideały chłopaka oraz dziewczyny, dla których mogłabyś podać książkowe przykłady? No pewnie *w* Chłopcy: Jace, Will, Jem, Andrius (Szare śniegi Syberii), Jack (Sekretne życie CeeCee Wilkes), Christopher (Trylogia Moorehawke), Bradin (Ostatnia spowiedź), Augustus, Bradwell (Nowa ziemia), Varen (Nevermore. Kruk). Chciałabym być jak: Alaska, Lucy (Tańcząc na rozbitym szkle), CeeCee, Wynter, Scarlet, Pressia, Lina, Tessa, Clary, Hazel, Karou (Córka dymu i kości). 8. Co sprawiło, że zaczęłaś pisać recenzje i założyłaś bloga? Odpowiedź na pytanie Mishy nr 1 ;)
Mały edit!
Jeszcze pytania od...
Artemis Crawfield
1. Gdzie wyobrażasz sobie siebie za 10 lat?
Hm... Gdzie będę w wieku 27 lat? Mam nadzieję, że będę pracowała w bibliotece lub mieszkała w domku na wsi ze swoim facetem :D
2. Co sądzisz o ekranizacji książek?
Strata czasu i pieniędzy. Po co pisze się książki? Żeby je czytać, rozwijać się, kształtować swoją wyobraźnię i uczyć się! A po co robi się ekranizacje? Żeby autor mógł trochę zarobić. Uważam, że dobry autor to ten, który nie wnosi swoich powieści do kina, lecz do głowy czytelników.
3. Jakiej muzyki słuchasz najczęściej?
Rock (wszystkie odmiany), stary rock, metal (częściej nu-metal), elektronika i pop z lat 60'-90' :)
4. Dlaczego założyłaś/łeś bloga?
J.w.
5. Jak postrzegasz blogowanie? Jako pracę, rozrywkę, a może jeszcze coś innego?
I jako pracę, i jako rozrywkę. To najlepsza praca na Ziemi! Robię to co lubię, a jednocześnie pracuję dla kogoś, reklamując jego powieści i pisząc o nich opinię. Nawiązuję ciekawe znajomości z czytelnikami, poszerzam swoją biblioteczkę, sięgam po nowe gatunki... Tu jest wszystko! :D
6. Pierwsza książka przeczytana w 2014 to...?
Belladonna Anne Bishop.
7. Które stwierdzenie jest prawdziwe: żyję by czytać czy czytam by żyć.
Jedno i drugie! :D Bez pierwszego nie istniało by drugie, a bez drugiego nie istniało by pierwsze.
8. Jakiego autora bądź autorkę zaprosiłbyś/zaprosiłabyś na kawę/herbatę/kakałko/sok?
John Green, Cassandra Clare, Diane Chamberlain, Kelly Creagh, Antonię Michaelis, Ninę Reichter, Laini Taylor lub Marissę Meyer :D Do wyboru, do koloru :D
9. Jak długo po przeczytaniu książki piszesz recenzję? Od razu czy raczej czekasz kilka dni /tygodni na napisanie opinii?
Zwykle od razu, na następny dzień lub na drugi. Wtedy wszystkie pierwsze odczucia ciągle siedzą w głowie, więc łatwiej jest ubrać je w słowa :)
10. Czy sądzisz, że przyjaźń między dwoma blogerami jest możliwa?
Od pewnego czasu nie wierzę w przyjaźń, ale... czemu nie? Jeśli nie dzieli ich ogromna odległość, lubią się nie tylko ze względu na książki, to nie widzę problemu. Dla mnie osobiście przyjaźń nie istnieje.
11. Z jakiej piosenki pochodzi ten tekst:
That these are the xxxx that bind you together, forever xxx these little things xxxxxx you forever, forever
Tytuł: Szare śniegi Syberii Tytuł oryginału:Between shades of gray Autor: Ruta Sepetys Seria/cykl: -- Data premiery: 6 kwietnia 2011 Wydawnictwo:Nasza Księgarnia Liczba stron: 330
Są książki,
których nie da się opisać słowami. Po przeczytaniu w sercu zieje pustka, nie
wiesz, co zrobić ze swoim życiem i ciągle pytasz „Jak to się mogło stać?
Dlaczego?”. Kochasz ją, bo tyle Cię nauczyła i tak wiele Ci pokazała. Ale mimo
to nie potrafisz zebrać się w sobie i powiedzieć kilku pozytywnych słów o niej,
bo na samo wspomnienie odbiera Ci mowę. Teraz wiecie jak się czuję i dlaczego
bezsensownie piszę, zamiast wziąć się za recenzję.
Lina,
jej młodszy brat Jonas i ich rodzice wiodą spokojne, dostatnie życie w Kownie
na Litwie. Jest rok 1941. Trwa II wojna światowa, ludzie chronią siebie i swoje
rodziny przed Sowietami i polityką Stalina. Co rusz słychać informacje z całego
świata. Piętnastoletnia Lina jest pewna, że jej i całej rodzinie Vilkasów nic
nie zagraża, przecież oni nie zrobili nic złego. Okazuje się, że jest wprost
przeciwnie.
Pewnego
wieczoru NKWD wdziera się do domu Vilkasów, wywleka z niego Linę, jej brata i
Matkę, po czym wsadzają ich do pociągu, wysyłając w morderczą podróż prosto do
obozu pracy na Syberii. Tam będą musieli zapomnieć o puchowych kołdrach, domu,
książkach i rodzinnych wieczorach. Zamiast tego zostaną zmuszeni do pracy w
męczarniach, a ich zapłatą będzie trzysta gramów chleba na jedną osobę. Śmierć,
głód, porażka i zmęczenie to codzienny widok Liny.
Linę
przy życiu trzymają brat, Mama, przyjaciele, miłość do pewnego chłopca, listy i
rysunki, dzięki którym wrażliwa piętnastolatka dokumentuje życie w obozie i
ukrywa wskazówki, mające pomóc jej Papie znaleźć drogę do nich.
„Czy zastanawialiście się kiedyś,
ile warte jest ludzkie życie? Tego ranka życie mojego brata było warte tyle co
kieszonkowy zegarek.”
(str.
33)
Tak
jak wspomniałam na samym początku, jestem emocjonalnie rozbita na kawałki.
Żądam odszkodowania od pani Sepetys za mój stan psychiczny, który w
zastraszającym tempie pogarszał się z każdą przeczytaną stroną. Szare śniegi Syberii to bez wątpienia
jedna z najpiękniejszych, wzruszających książek, które miałam okazję przeczytać
w swoim życiu. Ponieważ moje emocje są bardzo zszarpane, proszę, nie wincie
mnie za to, że ta recenzja okaże się stekiem wylanych słów zamiast konkretnych,
jasnych zdań.
Po
pierwsze… nie wiem co powiedzieć. Że historia Liny to taka lekturka na jeden
wieczór? Fakt faktem książkę czyta się bardzo, bardzo szybko, ale Szare śniegi Syberii to coś więcej niż
jednodniowa przygoda. Nie, to w ogóle nie jest przygoda – przygoda najczęściej
jest radosna, pełna niezapomnianych chwil, śmiechu i wspomnień, a życie Liny
przez cały okres pracy w syberyjskim obozie było… koszmarem z niewielkimi
przebłyskami światła. Tak się zastanawiam… To, co Lina, jej brat i Mama
wycierpieli w obozie, złamałoby niejednego silnego człowieka wiodącego dogodne
życie w naszych czasach. Skrajnie nieludzkie warunki to mało powiedziane. Wciąż
nie mogę pojąć tego jak jeden człowiek mógł tak traktować drugiego, w dodatku
niewinnego, który nikomu nie wyrządził żadnej krzywdy. Opluć kogoś za pyszną
kolację? Grozić pistoletami, bić i zmuszać do pracy za własne łóżko i ciepłą
pościel? Naprawdę? A gdzie traktowanie bliźniego swego, jak siebie samego?
Jestem
osobą wychowaną na opowieściach o II wojnie światowej, dlatego ten temat jest
mi szczególnie bliski. Tyle razy siedziałam naprzeciwko Cioci, która swoje
młodzieńcze lata straciła przez wojnę. Byłam wręcz zobowiązana przez samą
siebie, przez wspólne wieczory spędzone na opowieściach Cioci i szacunek do
Niej do przeczytania Szarych śniegów
Syberii.
Zacznę
od tego (tak, już zaczynam recenzję), że obraz tamtejszego świata namalowany
przez autorkę jest bardzo brutalny. Z namaszczeniem odzwierciedliła
rzeczywistość wyjętą prosto ze wspomnień osób, które przeżyły mordercze roboty
w obozach pracy. Niejednokrotnie w czasie czytania myślałam „Nie dałabym rady.
Poddałabym się”, bo taka była prawda. To, co wycierpiała i zniosła dwa lata
młodsza ode mnie dziewczyna z pewnością zabiłoby mnie. My, młodzi ludzie,
wychowani w elektronicznym świecie, nie jesteśmy w stanie tego zrozumieć, ale Szare śniegi Syberii są po to, aby to
pojąć.
Nie
oczekujcie od pani Sepetys niesamowitego stylu, zapierających dech w piersiach
dialogów i barwnych opisów. Autorka pisze bardzo prosto, i właśnie ta prostota
tak bardzo szokuje w czasie czytania. Czynności, których wykonania my
odmówilibyśmy, Lina wykonywała bez dłuższego zastanowienia. Kradzież drewna pod
karą dodatkowych kilku lat pracy? Kradzież ziemniaka pod karą odebrania
dzisiejszego przydziału chleba? Niesienie zamarzniętej sowy pod płaszczem, aby
tylko coś zjeść? Brzmi strasznie? Tak właśnie było. Pomyślcie, ile razy ta mała
osóbka ryzykowała życie dla bliskich, chociaż dookoła roiło się od żołnierzy
NKWD. Tyle razy przechodziła niezauważona obok wroga, tyle razy mijała się ze
śmiercią…
Oprócz
Liny moją sympatię, szacunek i podziw zdobyło też kilku innych bohaterów.
Brat
Liny, Jonas, stał się prawdziwym mężczyzną, chociaż miał dopiero dziesięć lat.
Brzmi dziwnie, ale w tamtych czasach, w takich warunkach dzieci dojrzewały
przedwcześnie. Dzieciństwo stracone przez żądzę zdobycia władzy absolutnej.
Jego poświęcenia, miłości do siostry i Mamy oraz odwagi również nie da się
opisać słowami. Z kolei Matka Liny, Elena, to uosobienie dobra płonącego w
człowieku cały czas i niesłabnącej nadziei. Ta bohaterka była niesamowita pod
każdym względem. Do tej pory, kiedy myślę o niej, widzę zmęczone oczy, słabe od
pracy ręce i nieznikający z twarzy uśmiech mówiący „Kochanie, jeszcze trochę.
Wrócimy na Litwę, nie martw się”. Przed głodem ratował ich Andrius, który
jednocześnie dostarczał informacji Linie, jej Mamie i przyjaciołom poznanym w
czasie podróży. Ten chłopiec również był niesamowity. Współczułam mu jego
sytuacji, a jednocześnie kochałam go za siłę, odwagę i słowa, które tyle razy
podtrzymywały Elenę, Linę i Jonasa. Jego poświęcenie, tak samo jak poświęcenie
Jonasa, jest nie do opisania. Uwielbiałam go również za to, że dotrzymywał
danego przez siebie słowa.
Nieco
wyżej wspomniałam o tym, że Szare śniegi
Syberii czyta się bardzo szybko. Tak, to prawda. Uwielbiam krótkie
rozdziały, a takowe się tu pojawiły. Były dosłownie króciusieńkie i to
pozwalało na szybkie czytanie. Dodatkowo długość rozdziałów sprawiała, że
napięcie wzrastało, a wartka akcja mknęła jeszcze szybciej. Duże litery
zapewniły przejrzystość tekstu i również przyczyniły się do tempa czytania. Aż
żałowałam, że nie mogłam się powstrzymać, odłożyć na chwilę książki i pozwolić
na to, aby Szare śniegi Syberii pozostały
ze mną jak najdłużej. Sama książka wydaje się ogromna, wręcz toporna, i ciężka,
ale tak naprawdę egzemplarz jest leciusieńki, a twarda, wygodna okładka chroni
strony przez zagięciem i zniszczeniem. Wydanie jest naprawdę piękne. Okładka
wyraża wszystko, co powinno być wyrażone, i dodaje odpowiedni nastrój do
całości. Jest zimno, jest niebezpieczeństwo, wisząca nad ludzkimi głowami
śmierć, przerażenie i niepewność.
„Nie bój się. Nie dawaj im nic.
Nawet swojego strachu.”
(str.
224)
Ludzkiego
cierpienia, żalu, wątpliwości i strachu o jutro nie poznamy dzięki podręcznikom
do historii, bo one tylko podadzą nam daty i suche, pozbawione emocji fakty. To
książki takie jak Szare śniegi Syberii
pokazują nam rzeczywistość tamtych strasznych czasów, wszechobecne zło
dyktatorów, brak litości, ale i prawdziwą przyjaźń, miłość, siłę oraz ogromną
odwagę. Szare śniegi Syberii to
ŚWIADECTWO, najpiękniejsza forma historii zamknięta na trzystu trzydziestu
stronach ukazujących najważniejsze dla człowieka wartości. Nie przechodźcie
obok niej obojętnie. Zatrzymajcie się na chwilę, zwróćcie uwagę na tak wiele
mówiącą okładkę, pełen emocji tytuł i wejdźcie do świata Liny. Kiedy z niego
wyjdziecie, docenicie to, co macie i to, co w dzisiejszych czasach oferuje Wam
świat. My też walczymy o jutro, chleb, pracę, mieszkanie i dostatnie życie, ale
nasz wysiłek porównany z wysiłkiem Liny i wszystkich ludzi, którzy o kolejny
dzień w takich warunkach staczali prawdziwe bitwy, jest znikomy.
Co
mogę jeszcze powiedzieć? Chciałabym jak najwięcej, ale nie potrafię. Myślę, że
to co mogłam, ubrałam w słowa. Stać mnie na więcej, ale ciągle kiedy myślę o
całej historii i zakończeniu lodowata pięść smutku zamyka się wokół mojego
serca. Ta książka jest po prostu nieziemska. Brutalna, prawdziwa, ale i piękna.
Bycie patriotą to najpiękniejsza rzecz na świecie. Szare śniegi Syberii nauczyła mnie, że chociaż nasz kraj nie jest
idealny, bo ludzie cierpią przez bezrobocie i złą politykę, to jest
najpiękniejszy spośród wszystkich innych. Pomyślcie tylko o tych pięknych,
polskich lasach, o falach morza rozbijających się na polskich brzegach, o
wietrze hulającym pośród surowych szczytów polskich Tatr, o tym, że ludzie
podobni do Liny walczyli za to, abyśmy teraz mogli tutaj być – wolni,
najedzeni, w domu. Czujecie to wszystko? Ten zapach morza, chłód wiatru, szept
rzek i potęgę gór? Tak czuła się Lina, oddalona tysiące kilometrów od swojego
domu, od swojej kochanej Litwy i pięknego Kowna. I walczyła, abym właśnie tam
wrócić.
„Mężczyźni skończyli budować
kwatery i piekarnię dla NKWD. Były to solidne ceglane budynki z piecami lub
paleniskami w każdej izbie. Mężczyzna nakręcający zegarek mówił, że dobrze je
wyposażono. A my mieliśmy przetrwać arktyczną zimę w ziemiance?
Wszystkie recenzje są mojego autorstwa. Zabraniam kopiowania ich bez mojej zgody (na podstawie Dz.U.1994 nr 24 poz. 83, Ustawy z dnia 4 lutego 1994 roku o prawie autorskim i prawach pokrewnych).