Tytuł: Sebastian
Tytuł oryginału: Sebastian
Autor: Anne Bishop
Seria/cykl: Efemera
Data premiery: 20 czerwca 2012
Wydawnictwo: Initium
Liczba stron: 398
Dawno temu
Efemera została rozbita na magiczne krainy zwane krajobrazami, a wszystko to,
aby uchronić ją od Zjadacza Świata. Krajobrazy łączą mosty, które przenoszą mieszkańców
Efemery z jednego krajobrazu do drugiego według ich pragnień i głosów serc.
Lata później niebezpieczny Zjadacz Świata został zamknięty w ogrodzie i świat
zapomniał o nim, a stabilność krajobrazów utrzymują krajobrazczynie. Jednak nic
nie trwa wiecznie. Zjadasz Świata wydostaje się ze swojego więzienia i atakuje
Efemerę.
W
jednym z krajobrazów, gdzie noc trwa wiecznie, półkrwi inkub Sebastian oddaje
się swoim mrocznym uciechom. Pewnego dnia jego życie zmienia się, gdy w snach
słyszy głos zrozpaczonej kobiety, która pragnie być bezpieczna, kochana i
doceniona, a sytuacja nabiera barw, kiedy dziewczyna trafia do jego krajobrazu.
W
tym samym czasie Zjadacz Świata mknie przez Efemerę. Dzieją się bardzo złe
rzeczy, o których nikt nigdy nie śnił. Złe moce może powstrzymać tylko jedna
osoba, w dodatku osądzona o zdradę i uznana przez czarowników za największego
wroga Efemery. Pierwszą prawdziwą ofiarą Zjadacza Świata może paść krajobraz
Sebastiana, w którym inkub poznaje smak prawdziwej miłości.
Z
twórczością pani Bishop spotykam się nie pierwszy raz. W 2009 roku miałam
okazję przeczytać jedną z jej powieści, którą nie doceniłam, gdyż byłam trochę
za młoda na spotkanie się z jej własnym światem, dlatego teraz – zachęcona
pozytywnymi opiniami pierwszego tomu cyklu Efemera
– postanowiłam drugi raz zakosztować magii jej pióra. Czytając opis Sebastiana dostałam oczopląsu. Zjadacz
Świata, Efemera, inkub, krajobrazcznie, mosty… wszystko stało się jednością i
nie za bardzo wiedziałam o co chodzi. Pomimo to nie dałam za wygraną i za punkt
honoru wzięłam sobie przeczytanie Sebastiana.
Teraz, w tym akapicie, nim przejdę do recenzji, mogę powiedzieć Wam jedno –
oczopląs jest niczym w porównaniu z historią pewnego inkuba.
„Nie wylewaj swoich kłopotów na
ziemię, żeby inni się na nich nie poślizgnęli.”
(str.
174)
To,
co zmartwiło mnie przed rozpoczęciem przygody z Sebastianem, brzmiało w
następujący sposób: „Erotyczna, zmysłowa i romantyczna. Niezwykle wciągająca”
(Booklist). Nie wiem czy wiecie, ale bardzo nie lubię powieści z erotycznym
wątkiem. Nie mam pojęcia,
dlaczego tak nie cierpię powieści z dużą ilością scen
łóżkowych, ale po prostu bardzo mnie odpychają i wolę obok takich lektur
przechodzić szerokim łukiem. Na starcie spisałam Sebastiana na straty, a do tego niechętnie podeszłam do lektury.
Może to był błąd?
Kilka
pierwszych rozdziałów sprawiło, że oczopląs stał się większy. Wiedziałam, że
autorka mówi coś o Sebastianie, później o jego przyjacielu Kpiarzu, pojawiła
się też jakaś Glorianna Belladonna, Lynnea, Mroczni Przewodnicy, Zjadacz Świata
i kilka innych postaci, lecz nie dostrzegłam między nimi powiązania, jak gdyby
losy każdego z nich opowiadały różne historie. Dużo opisów i mało dialogów
sprawiało, że czasami przysypiałam nad książką lub przerzucałam kartki, licząc
na to, że za chwilę będzie jakaś scena akcji. Nic do siebie nie pasowało. Nic
mnie w ogóle nie wciągało, mało tego – okropnie się nudziłam.
Wszystkie
moje wątpliwości wyjaśniły się później, kiedy to niejasny wstęp zamienił się w
przejrzystą całość, a losy bohaterów stały się jedną historią. Na to jednak
trzeba poczekać. Po około stu stronach Sebastian
naprawdę wciąga. Dopiero wtedy zrozumiałam, co pani Bishop miała na myśli
pisząc pierwszą część Efemery.
Zachęconych lekturą Sebastiana
ostrzegam – nie zrażajcie się nieciekawym początkiem, ponieważ dalsze
wydarzenia nie pozwolą Wam oderwać się od lektury.
Styl
pani Bishop dodawał uroku powieści. Nie pamiętam, czy bardzo zmienił się od
czasu mojego pierwszego spotkania z jej twórczością, lecz wstępując do Gniazda
Rozpusty i Efemery czułam, jakbym wchodziła do tego samego świata jej wyobraźni
z tą różnicą, że stał się o wiele dojrzalszy. Czytając Sebastiana trzeba się skupić na połykanych słowach. Nie jest
to tak, jak w lekkich młodzieżówkach, gdzie treść sama wchodzi nam do głowy.
Tutaj wymagane jest sto procent uwagi skierowane na tekst, gdyż każdy akapit ma
swoje znaczenie, zaś brak jednej informacji może wprowadzić zamęt do głowy
czytelnika.
„Serce jest zdolne do
najszlachetniejszych uczuć, ale również do tych najgorszych. To tkwi w każdym z
nas. Kształtują nas uczucie, które przyjmujemy, ale też te, od których się
odwracamy.”
(str.
300)
Kreacja
bohaterów nieszczególnie mnie zaskoczyła, ale – jeśli mam być szczera – nie
spodziewałam się czegoś nadzwyczajnego. O Sebastianie mogę powiedzieć tyle, że
bardzo
zaangażował się w związek z Lynneą i nastąpiła w nim jakaś zmiana od
czasu jej spotkania. Ponadto był odważny i inteligentny. Z kolei Lynnea wypadła
najlepiej spośród wszystkich postaci. Autorce bardzo dobrze udało się
przedstawić jej metamorfozę z „króliczka” w „tygrysicę”, którą bardzo chciała
się stać. Gloriannę Belladonnę cechowały spokój, siła i mądrość, zaś Kpiarza –
humor i błysk w oku. Oczywiście opisałam tylko kilku bohaterów odgrywających
dużą rolę w Efemerze; pozostali
wypadli całkiem fajnie jak na możliwości pani Bishop.
Wcześniej
wspomniałam, że do lektury Sebastiana
zniechęciła mnie rekomendacja Booklist, w której słowa „Erotyczna, zmysłowa i
romantyczna” mają przykuwać oko czytelników (co w moim przypadku zadziałało
odwrotnie). Psychicznie przygotowałam się na to, że będę musiała znosić sceny
łóżkowe, ale wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy okazało się, że wiele ich
nie było. W dodatku pani Bishop oszczędziła szczegółów i ograniczyła się tylko
do kilku zdań. Jeśli „erotyczna” ma oznaczać dwuznaczne teksty i grzeszne myśli
bohaterów, to stwierdzam, że nie taki diabeł straszny, jak go malują (ale nie
zmienia to mojego nastawienia do erotycznych powieści). Największym i
najmilszym zaskoczeniem okazało się właśnie to.
Dużą
zaletą Sebastiana jest cała Efemera. Już tłumaczę o co mi
chodzi. Pani Bishop tworząc świat zwany Efemerą pozostawiła czytelnikowi i jego
wyobraźni duże pole do popisu. Tak naprawdę Efemera może wyglądać jak kto
zapragnie, nie ma tam jasno określonych rzeczy i miejsc, a całe przejścia przez
mosty każdy może wyobrazić sobie jak tylko chce. Jest to prawdziwa uczta
wyobraźni. Do połowy książki zastanawiałam się, dlaczego autorka poświęca tak
mało opisów na przedstawienie krajobrazu Efemery, aż później zauważyłam, że w ten
sposób pozwala czytelnikom różnie odebrać wykreowany przez nią świat.
Chociaż
taka postawa autorki jest naprawdę świetnym dodatkiem do książki, to przyznam
szczerze, że moja wyobraźnia trochę szwankowała i Efemerę wyobraziłam sobie
jakie puste, zimne, obce miejsce. Sprawa miała się inaczej w przypadku Gniazda
Rozpusty, które w mojej głowie nigdy nie zasypiało.
„To, co w jednym ogrodzie uchodzi
za chwast, w innym jest najważniejszą rośliną.”
(str.
381)
Podsumowując:
Przygoda
z Sebastianem była bardzo oryginalna,
i pomimo tego, że jak większość książek miała minusy, przypadła mi do gustu. Z
przyjemnością śledziłam losy głównego bohatera oraz jego towarzyszki, chętnie
wysłuchiwałam pomysłów Glorianny, a także podróżowałam razem ze Zjadaczem Świata
przez rozległe tereny Efemery. Czy polecam Sebastiana?
Jak najbardziej. Mam nadzieję, że rządnych przygód czytelników pierwszy tom Efemery nie zawiedzie i pozostawi
mnóstwo pięknych chwil do wspominania.
7/10
Za możliwość poznania Efemery dziękuję wydawnictwu Initium!
Cykl Efemera:
Sebastian| Belladonna | Most marzeń