Tytuł oryginału: Shadow and bone
Autor: Leigh Bardugo
Seria/cykl: Trylogia Grisza tom 1
Data premiery: 19 czerwca 2013
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Liczba stron: 380
Fałda Cienia od
wieków dzieli Ravkę. Mieszkające tam potwory i czyhające na podróżnych
niebezpieczeństwa nie pozwalają przedostać się na drugą stronę, a ten, kto
przekroczy ciemną mgłę może mówić o wielkim szczęściu.
Alina
przygotowuje się do przeprawy przez Fałdę Cienia. Gdy skify pełne żołnierzy
ruszają w głąb Fałdy, pułk Aliny zostaje zaatakowany przez potwory. Jej
przyjaciel z dzieciństwa, Mal, zostaje ciężko ranny. Alina, nie zastanawiając
się długo, rusza mu na ratunek, a kiedy jeden z latających poczwar atakuje i
ją, dzieje się bardzo dziwna rzecz. Okazuje się bowiem, że Alina ma moc – nie
byle jaką. Dzięki niej Fałda Cienia może zostać raz na zawsze zniszczona.
Wkrótce
po tym wydarzenia dziewczyna trafia do szkoły, w której szkoli się Griszów –
potężny, powoli wymierający lud. Pod czujnym okiem tajemniczego Darklinga
doskonali swoją moc i uczy się jak ją wykorzystywać. Sielanka nie trwa zbyt
długo. Alina musi zmierzyć się z mrocznymi tajemnicami, głosem własnego serca i
siłą przyjaźni.
Nie
wiem jak Was, ale mnie hasła typu „Najlepsza powieść fantasy dla młodzieży”
naprawdę zainteresowały. Sam opis również był ciekawy, lecz nie do końca
wiedziałam, czego mogę się spodziewać po debiutanckiej powieści pani Bardugo.
Oprócz tego, że zauroczyła mnie cudowna okładka i tego, iż opis wciągnął mnie
na tyle, że nie mogłam podarować sobie tej powieści, czułam dziwne przyciąganie
do twórczości Leigh Bardugo. No bo spójrzmy prawdzie w oczy – Cień i kość przykuwa uwagę. Do tego
stworzony na potrzeby książki język podobny do rosyjskiego i voilá!
O
ile pozytywne wrażenia wywołane zewnętrznym wyglądem pobudziły moją ciekawość,
tak sam początek nie wywołał u mnie pozytywnych emocji. Był trochę nudny i
napisany tak bez żadnego pomysłu, a przynajmniej tak to odczułam. Wędrówka
żołnierzy w stronę Fałdy Cienia, pierwsze spotkanie z bohaterami, opis miejsca
akcji… Niby nie ma się do
czego przyczepić, ale jednak powiało trochę brakiem
kolorów i tego „czegoś”, co przyciągnęło mnie do książki. Największą zaletą w
pierwszych rozdziałach przygody Aliny okazała się jej relacja z Malem oraz sam
przyjaciel głównej bohaterki.
Źródło |
Dopiero
później, kiedy Alina odkrywa swoją moc, coś drgnęło i na strony powieści
wpłynęła nutka akcji. Od samego początku polubiłam Darklinga, a jego sztuczki i
magiczne zdolności sprawiły, że coraz lepiej postrzegałam tę postać. No kurczę,
śmiało mogę powiedzieć, że się w nim zauroczyłam! Oczywiście moje nastawienie
do Darklinga nie zmieniło faktu, że kreacja tego bohatera była trochę
schematyczna i niestety ten fakt nie dotyczy tylko jego, ale również Aliny,
Geni, króla, królowej…
Cóż,
skoro już jestem przy bohaterach to powiem o nich co nie co. Czytając
rekomendacje powieści pani Bardugo rzecz jasna miałam nadzieję, że spotkam się
z barwnymi postaciami, że każda z nich zostanie osobno wykreowana i będzie mieć
szczególne cechy, po których da się ją rozpoznać, a tymczasem… zawiało
schematyzmem. Alina to typowe brzydkie kaczątko, które spotyka cudownego
księcia z bajki, a ten dostrzega ją pośród tłumu piękności i wybiera jako
towarzyszkę swojego życia. Nie będę zdradzać sekretów Cień i kość, dlaczego tak było, z jakich powodów, w jakiej
sytuacji, o jakim czasie, ale sam pomysł takiego rozwoju akcji również miał w
sobie schemacik (kto przeczytał, ten wie o co mi chodzi). Z kolei Genia jest
idealnym przykładem zwariowanej, szalonej przyjaciółki znającej wszystkie
sekrety uczniów. Nie przywiązałam się do niej w ogóle, może dlatego, że była
taka bezbarwna i… pusta (oczywiście chodzi o charakter). Jak wspomniałam,
Darkling odgrywał rolę niebezpiecznego przystojniaka mającego w rękach potężną
moc i chociaż mam słabość do właśnie takich bohaterów, nie zmienia to mojego
stosunku do kreacji postaci (dobra, dobra, te sztuczki były naprawdę świetne,
zwłaszcza ta jedna, kiedy uratował Alinę, ale ciii… ja nic nie wiem!). Król był
fajtłapą, królowa miała gdzieś królestwo i wylegiwała się na miękkich
poduchach, kapłan sprawiał wrażenie groźnego (tak, sprawiał, bo wcale nie był)…
Cień i kość najbardziej straciła w
mojej ocenie na bohaterach. Nic tak nie dodaje uroku książce jak barwni
bohaterowie, gama przeróżnych charakterów i ciekawe osobowości!
Źródło |
O
ile same postaci nie wypadły dobrze, tak imiona nadane im przez autorkę
spełniły swoją rolę, tworząc wraz z miejscem akcji i nazwami miast jedyny, nie
powtarzalny klimat. Tak naprawdę język odegrał bardzo dużą rolę i myślę, że
poradził sobie znakomicie. Czułam, jakbym wraz z bohaterami przeniosła się do
północnej części Rosji i chyba o to chodziło autorce.
Fałda
Cienia również zrobiła na mnie pozytywne wrażenie, a zwłaszcza najwięcej grozy
stworzyły czające się w jej ciemnościach potwory. Chmura mroku nie tylko
przedzieliła Ravkę, ale również zbudowała swój mały, mroczny świat, pełen
niebezpieczeństw.
Jeśli
chodzi o akcję, to oprócz tego, że była trochę schematyczna, gnała do przodu i
nie pozwalała oderwać się od książki. W ten oto sposób przygodę z Cień i kość zakończyłam w dniu, w którym
ją rozpoczęłam.
O
tempie czytania decyduje również młodzieżowy język powieści, bez trudnych
pojęć, mega długich zdań lub opisów tylko i wyłącznie czynności. Lekki styl
pani Bardugo to jak na debiut spory plus dla całokształtu. Niełatwo jest tak
delikatnie i przyjemnie ubrać w słowa akcję, sprzeczne emocje, opisy walk lub
podejmowanie trudnych decyzji. Chylę czoła przed autorką za znakomity styl.
Podsumowując:
Nie
kłamię mówiąc, że spodziewałam się czegoś lepszego, ale pomimo tych minusów Cień i kość pozostawiła we mnie miłe
wspomnienia wielkiej przygody Aliny. Fantasy z barwnym światem, wątkiem
miłosnym i mrożącymi krew w żyłach potworami? Jestem na tak! Żałuję tylko, że
bohaterowie wypadli najsłabiej pośród wszystkich negatywnych stron
debiutanckiej powieści pani Bardugo. Jednak spójrzmy prawdzie w oczy: wybić się
na rynku wydawniczym z tak świetnym pomysłem to sukces.
Jeśli
chcecie przeżyć coś zupełnie innego, lekkiego i przyjemnego, polecam wam Cień i kość. Zabawa gwarantowana! Może
tak jak ja zakochacie się w mrocznym Darklingu i przedzielonej przez Fałdę
Cienia pięknej Ravce.
7/10
Za możliwość poznania Ravki serdecznie dziękuję wydawnictwu Papierowy Księżyc
Trylogia Grisza:
Cień i kość | Szturm i grom | Ruin and Rising
Mam w planach :))
OdpowiedzUsuńJestem strasznie ciekawa tej książki.
OdpowiedzUsuńJuż od dawna mam na tę książkę ochotę, choć może nie jest ona na szczycie moich planów.
OdpowiedzUsuńKsiążka jest fajna, ale szczerze mówiąc trochę mnie zawiodła. Po wszystkich pozytywnych recenzjach jakie przeczytałam na jej temat jeszcze przed premierą, liczyłam na coś troszkę lepszego i bardziej interesującego.
OdpowiedzUsuńByłam dość sceptycznie nastawiona do tej kiazki, ale jak widać niepotrzebnie. Z checia przeczytam i dodje do listy must read :)
OdpowiedzUsuńChętnie bym ją przeczytała :)
OdpowiedzUsuńA ja tak uwielbiam wszelakich bad boyów, kurczę. Mam nadzieję, że jak dorwę książkę w swoje łapki, to jednak bohaterowie przemówią do mnie bardziej niż do Ciebie, bo nie lubię książek z nijakimi kreacjami bohaterów. I ta wspomniana schematyczność... Niemniej cenię PK za dobre historie, więc na 100% książkę nabędę.
OdpowiedzUsuńKilka rzeczy mnie irytowało, głównie chyba ta naiwna nieco miłość, ale ogółem było okej :)
OdpowiedzUsuńJa ją z wielką ochotą przeczytam, książki o Rosji zawsze i wszędzie;)
OdpowiedzUsuńOceniłam tę książkę tak samo :) Nie jest to dla mnie powieść, która skończy z dziesiątką, pomiędzy ulubionymi. Co do postaci się nie zgadzam, spójrzmy na Darklinga i to jak potoczyłby się jego wątek w większości powieści dla młodzieży :)
OdpowiedzUsuńWidziałaś playlistę do książki oraz to kto zajmie się ekranizacją? Opisałam wszystko dokładnie w mojej recenzji.