Tytuł oryginału: --
Autor: Dorota Frączek
Seria/cykl: --
Data premiery: 16 lipca 2013
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 210
Sprawy w sądzie
nigdy nie są przyjemne, zwłaszcza jeśli w ciągu trzech lat ma się ich dość
sporo. Czy sprawiedliwość naprawdę istnieje na Ziemi czy to tylko nadzieja dla
zmęczonych ludzi? Dorota Frączek w swojej powieści Życie w Oborze ukazuje trzy lata spędzone na sali sądowej, walkę o
dzieci i przybliża nam lata świetności Restauracji Leśnej. Posługując się swoim
życiem jako przykładem pragnie udowodnić, „że nie taki diabeł straszny, jak go
malują”.
„Nie zawsze jest się kowalem
własnego losu, czasami inni wykuwają go za nas, ale to właśnie my >zawsze
jesteśmy kowalami własnych serc<”.
(str.
5)
Najbardziej
zainteresował mnie tytuł, który można różnie interpretować. Pierwsza moja myśl
brzmiała „W takim razie dużo będzie się działo” i tak faktycznie było. Jako że
nieczęsto i niezbyt chętnie sięgam po utwory polskich pisarzy, postanowiłam się
przemóc i spotkać się z twórczością rodaczki.
Otwierając
Życie w Oborze na pierwszej stronie
byłam pewna, że powieść pani Frączek nie
wciągnie mnie tak, jak to czynią inne książki. Nim zdążyłam się zniechęcić na
starcie, wciągnął mnie bardzo barwny, lekko napisany wstęp, w którym autorka
zabawnie i przyjemnie rozpoczyna swoją historię. Zachęcona miłym powitaniem
przeszłam dalej, aby poznać losy pani Doroty.
Przez
pierwsze osiemdziesiąt stron miałam wrażenie, że Życie w Oborze wcale nie opowiada o rozwodzie, lecz o Restauracji
Leśnej, która – jak sama nazwa wskazuje – została wybudowana w lesie. Krótkie
historyjki o pracownikach, funkcjonowaniu i zarządzaniu restauracją wciągnęły
mnie tak bardzo, że zapomniałam o czym właściwie pani Dorota chciała mówić.
Dopiero później przyszedł czas na przybliżenie czytelnikom losów rodziny.
„W uzasadnieniu wyroku sędzina
swoją decyzję argumentowała tym, że Drabih mieszkał ze swoją matką, która była
logopedą, a skoro Paweł nie mówi, będzie to stanowić dla niego korzyść. Dla
mnie było to idiotyczne uzasadnienie, ponieważ czy matka dziecka chorego na
serce musi być kardiologiem?”
(str.
133)
Autorka
prostymi słowami i za pomocą lekkiego, przyjemnego stylu zbudowała piękny obraz
Restauracji Leśnej zaszytej w lesie niedaleko Raciborza. Las, góry, cisza,
leśne zwierzęta, a po środku piękny budynek z cudownym wnętrzem i miłą
atmosferą… Kto nie chciałby odpocząć na tarasie takiej restauracji i w gorący
dzień wypić szklankę lemoniady w cieniu bardzo starych drzew? Hm, ja jestem
chętna!
Opowieść
pani Frączek o jej rodzinie chwyciła mnie za serce. Zaskoczyła mnie przede
wszystkim nagła metamorfoza jej syna Łukasza, który pogardził matczyną miłością
i obrał złą drogę, zaś historia niepełnosprawnego Pawełka, a co za tym idzie –
wyrok sądu, sprawiły, że przestałam wierzyć w sprawiedliwość. Na miejscu pani
Frączek straciłabym chęć do życia, tymczasem autorka za wszelką cenę
utrzymywała uśmiech na swojej twarzy i pokazała, że naprawdę jest silna.
Wspomniany
wcześniej lekki styl naprawdę wciąga. Szybkość czytania również robi swoje.
Żałowałam, że przygoda z twórczością pani Frączek trwała zaledwie dwieście
dziesięć stron, bo bardzo chętnie przeczytałabym jeszcze kilka historyjek z jej
życia.
„Może wcale nie chodzi o to, co nam
przynosi los, tylko o to, co my z tym robimy i jakie mamy do tego podejście?”
(str.
164)
„Pisząc
tę książkę miałam na celu podnieść na duchu wszystkich tych ludzi, którzy
zmęczeni życiem nie widzą nad sobą słońca”. Czy faktycznie autorce udaje się
podnieść na duchu. O tak, i to jeszcze jak! Od bardzo dawna nie miałam tak
porządnej dawki optymizmu i siły, jak na tych dwustu dziesięciu stronach
opowieści o wielu bitwach i wojnach. Nie wiem, czy poradziłabym sobie na
miejscu autorki. Pani Frączek pokazała, jak życie człowieka jest zróżnicowane –
spełniasz swoje marzenia i jesteś na szczycie, po to, aby za chwilę zejść z
góry i zająć się poważniejszymi sprawami. Myślę, że pani Dorota stała się dla
mnie symbolem odwagi. Podziwiam ją za gotowość do pomocy, cierpliwość i radość.
8/10
Za możliwość spotkania się z historią pani Frączek serdecznie dziękuję wydawnictwu Novae Res!
Ta ksiazka czeka na swoją kolej i wkrótce bede ją czytac, jestem ciekawa jakie wywrze na mnie wrażenie.
OdpowiedzUsuńKróciutka, więc może się kiedyś skuszę.
OdpowiedzUsuńJakoś nie ciekawi mnie
OdpowiedzUsuńO sądzie i rozwodzie chętnie bym poczytała, o restauracji - nie. Skoro na 210 stron pierwsze 80 jest tylko o restauracji to raczej mi się nie opłaca otwierać książki.
OdpowiedzUsuńOj nie, niestety nie przekonuje mnie ta książka :/
OdpowiedzUsuńJakoś mnie nie interesuje...
OdpowiedzUsuńLas, góry, cisza, leśne zwierzęta, a po środku piękny budynek z cudownym wnętrzem i miłą atmosferą… Kto nie chciałby odpocząć na tarasie takiej restauracji i w gorący dzień wypić szklankę ....
OdpowiedzUsuńDobre... słodycz z opinia aż kapie po d...e. Szczególnie opis miejsca: las (zgadza się), cisza (być może), leśne zwierzęta ( w głębi lasu z pewnością) ale te góry???? (no przegięcie)... Chyba tą lemioniadą się upiła i góry zobaczyła ale nie w Raciborzu. Cudowne wnętrze? może kilkanaście lat temu. Wtedy ta restauracja miała klimat... Huberus. Z tego opisu juz mi sie nie chce tego czytać. Szkoda wydanych pieniędzy, których z pewnościa autorka potrzebuje masę.
Och, dziękuję za pozbawiony kultury komentarz. Autorka kreśli obraz czytelnikowi, a to jak go wykreuje, to jej sprawa.
UsuńNo tak... Tylko jej córka "wzbudza zachwyt", tylko pani Frączek jest nieomylna, ma patent na prawdę, wszyscy inni, którzy są po drugiej stronie są gorsi. Nawet te dzieci, które zostały przy Ojcu uważa za gorszy "gatunek". Proszę wczuć się w rolę syna, tego zdaniem Doroty Fraczek "zagubionego"... A jest "zagubiony", bo nie dał się złamać, bo nie chciał zaakceptować przez lata "dziwnych" i nielojalnych zachowań swojej matki. Buntował się przeciw fałszowi i obłudzie. I to było prawidłowe zachowanie dziecka, które nie godzi się na zło, na kłamstwo, na rozbicie rodziny poprzez egoistyczne, egocentryczne zachowania osoby-matki, która winna być wzorem i oparciem w czasie dorastania młodego chłopaka. Córcia jest wspaniała, bo weszła w krąg gier Doroty Frączek i zaakceptowała jej reguły, mając za to akceptację swojej matki, jej rodziny i "przyjaciela" matki tzw. Anioła. Trochę więcej pokory, mniej samouwielbienia i narcyzmu przydałoby się pani Frączek i jej córuni... Więcej skromności moje panie, bo te osoby, które was znają osobiście z politowaniem kiwają głowami i za zażenowaniem czytają te pomyje. Szkoda mi was... Zejdźcie wreszcie na ziemię, dość już tej paranoi, schizofrenii, to jest bardzo niesmaczne.
OdpowiedzUsuńSzanowny Panie Anonimie, nie mam zamiaru wejść w życie Pani Frączek i decydować, kto jest zły, a kto dobry i dlaczego. Moim zadaniem było przeczytać książkę, ocenić wykreowany przez autorkę świat, wystawić ocenę książce i napisać opinię. Sprawy osobiste Pani Frączek obchodzą mnie tak jak zeszłoroczny śnieg.
UsuńŚwietna recenzja, na szczęście nie wszyscy czytelnicy muszą znać osobiście panią Frączek i mogą docenić sukces, który odniosła wydając wspaniałą książkę. Dla nas, odbiorców świat książki jest wykreowany, nie musimy odnosić fabuły do jej faktycznego życia. Sama piszę jako Anonim, aczkolwiek ten Anonim nade mną - aż zionie jakąś osobistą nienawiścią do autorki...Panie Anonimie - ten komentarz był taki...nieelegancki
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą. Czytając "Życie w Oborze" nie miałam na celu wejść w życie pani Frączek i dowiedzieć się o niej wszystkiego, a jedynie poznać wykreowany przez nią świat. Co jest prawdą, co fałszem, a co fikcją - nie leży w interesie czytelnika. On ma przeczytać powieść, wystawić opinię i tyle; nie wnikać w życie autorów.
UsuńKochani znam panią D.ta książka mnie tylko umocniła w mojej wierze jaki człowiek może być zakłamany.
OdpowiedzUsuńoch co za pasjonujaca literatura
OdpowiedzUsuńtakiej ksiazki to już dawno nie czytałam.......można mieć żal i gorycz względem nieudanego małżenstwa jednakże nie trzeba w sposób publiczny prać brudów i wybielać sie na łamach swojego ksiązki..... a ja poznałabym prawdę męża autorki..... bo to jest tylko jej prawda .........usmiałam sie nieco na wstępie podejsciem autorki a mianowicie- kto kupuje restauracje celem stołowania sie w niej jako jednym z głownych powodów. wydawało mi się że by stworzyć dobrze prosperujacy lokal trzeba lubić zarówno gotować jak i znać sie na prowadzeniu takiego biznesu..........bo jakze wymagać od personelu dobrej obslugi, smacznej kuchni jak samemu nie ma sie o tym pojecia......
OdpowiedzUsuńChyba wielu przeciwników Pani Frączek wzięło sobie za cel publiczne wyrażanie opinii o niej samej. Ludzie, opamiętajcie się. Z całym szacunkiem do komentujących, ale to jest trochę denerwujące. Możecie tutaj wyrazić opinię na temat książki, swoich odczuć po skończeniu lektury, ale nie będę tolerować ubliżania autorce.
UsuńChciałbym poznać zdanie teścia Pani DF bo teściowa, widać z opisu była przeciw niej.
OdpowiedzUsuńA może to jej mąż pisze te podłe komentarze, bo cóż mógłby on napisać?
OdpowiedzUsuńRACHEL TO PANI DOROTA , ....!!!!SAMA PISZE SOBIE RECENZJE I POLEMIKI.
OdpowiedzUsuń