Archive for kwietnia 2013

039. Sophie Jordan - "Niewidzialna"

Tytuł: Niewidzialna
Tytuł oryginału: Vanish
Autor: Sophie Jordan
Data premiery: 30 maja 2012r.
Wydawnictwo: Bukowy Las
Liczba stron: 272

 

Jacinda wie, że wpakowała się w poważne kłopoty. Zakochała się w człowieku, który jest łowcą dragonów, opuściła stado i pokazała łowcom swoją dragońską twarz. Teraz wraz z siostrą i matką musi uciekać, aby nie paść ofiarą rodziny jej ukochanego Willa. Niespodziewanie z pomocą nadchodzi Cassian, syn alfy stada, który chce pomóc Jacindzie w powrocie.

Pierwsza część serii pani Jordan pozytywnie mnie zaskoczyła. Dlaczego? Ponieważ autorka znalazła świetny sposób na dobrą książkę, jakim są smoki. Zwykle te stworzenia można spotkać w literaturze fantastycznej, tymczasem pani Jordan postanowiła przenieść je również do paranormalnych romansów. Połączenie świata nastolatki i dragonów wyszło Sophie Jordan bardzo dobrze. Pierwszą częścią otwierającą cykl o Jacindzie podbiła moje serce i sprawiła, że po spektakularnym zakończeniu Ognistej nie mogłam doczekać się drugiej części. Kiedy Niewidzialna pojawiła się w księgarniach, zaczęłam na poważnie zastanawiać się, czy kontynuacja Ognistej wypadnie lepiej od swojej poprzedniczki, czy też przeciwnie – pozostawi niedosyt i niezadowolenie.

Drugą część prozpoczyna dobra dawka akcji. Takie wejście bardzo mi się spodobała i sprawiła, że znacznie chętniej podeszłam do lektury. Miło było znów wkroczyć do świata Jacindy i jej przyjaciół, gdzie ukrywanie się przed łowcami jest normą. Pomimo bardzo schematycznego zachowania polubiłam główną bohaterkę od samego początku, a w Niewidzialnej moja sympatia do niej stała się większa, dzięki jej sile i pewności siebie. Po powrocie do stada nic nie jest takie samo, Tamra i Jacinda są wytykane palcami, zaś matka dziewcząt uważana za winną całego zajścia. W takich sytuacjach przydają się stalowe nerwy oraz ogromna odwaga, aby przejść między ludźmi z podniesioną głową. Te dwie rzeczy pojawiły w zachowaniu Jacindy, dzięki czemu stała się w moich oczach lepszą wersją samej siebie. Niekiedy denerwowały mnie jej miłosne dylematy, na szczęście autorka postanowiła oszczędzić czytelnikom zbyt wielu wywodów nad chłopcami, których rozkochała w sobie główna bohaterka.
Największą zaletą zarówno Ognistej jak i Niewidzialnej jest cudowny styl pani Jordan. Kwiecisty, barwny język podkreślał najważniejsze rzeczy oraz pobudzał moją wyobraźnię w trakcie czytania. Jedynie w niektórych momentach zbyt długie opisy wprowadzały do książki odrobinę nudy. Nie było tych sytuacji zbyt wiele, ale miały takie miejsce.


Niewidzialna sama w sobie jest trochę schematyczna. Miałam nadzieję, że skoro pani Jordan wykorzystała świetny pomysł na książkę, stworzy również ciekawą historię Jacindy, bez przewidywalnych momentów i szablonowych postaci. Schemat niestety jest w drugiej części, ale nie za wiele. Często przykrywały go niespodziewane zwroty akcji, co tak bardzo nie rzucało się w oczy. To samo tyczy się trójkącika miłosnego. O dziwo mnie nie raził aż tak bardzo. Może to zasługa wcześniej wspomnianego pięknego języka pani Jordan i jej mistrzowskiego, lekkiego stylu.
Zawiodłam się na zakończeniu. O ile całość trzyma się naprawdę dobrze i ma sens, tak ostatnie strony Niewidzialnej były napisane (tak odczuwałam) na odczep się, jak gdyby autorka nie miała weny twórczej lub pomysłu na zwieńczenie drugiej części. Jestem ciekawa, jak poradzi sobie z rozpoczęciem trzeciego tomu.

Podsumowując:
Mam sentyment do Ognistej i historii Jacindy. W czerwcu 2011 roku sprawiła, że zakochałam się w smokach, ich sile oraz nutce magii, która zawsze występuje w parze z tymi stworzeniami. Polubiłam twórczość pani Sophie Jordan i bohaterów przez nią stworzonych pomimo znienawidzonego przeze mnie schematu. Czy polecam drugą część? Naturalnie! Niewidzialna zaskoczyła mnie w wielu momentach, pozostawiła dobre wspomnienia oraz pozwoliła drugi raz wstąpić do niebezpiecznego świata głównej bohaterki. Ot, taka nieobowiązująca lektura na ciepłe, wiosenne wieczorki, a porywa i długo nie wypuszcza spomiędzy zaczarowanych stron. 

 8/10

Cykl Ognista:
  
Ognista             |       Niewidzialna


__________________________________________________________________________
P.S. Witam! Wróciłam po długiej nieobecności spowodowanej egzaminami gimnazjalnymi i szumem wokół nich. Miałam długą i straszną przerwę w czytaniu, ale teraz moja kolejka ruszyła na nowo i wkrótce na blogu pojawią się kolejne recenzje. Przepraszam za to, że nie komentowałam Waszych postów na blogach. Od 5 maja jestem w blogosferze bez żadnych przerw :)

Liebster Blog #2

Na początku pragnę przeprosić za to, że od długiego czasu nie ma mnie w blogosferze. Za tydzień (o matko!) rozpoczynają się egzaminy gimnazjalne, a w naszej szkole nauczyciele ruszyli z powtórkami. Przez kolejne kilka dni nie tknę nawet rozpoczętej ponad tydzień temu wciągającej książki, jaką jest Fałszywy książę Jennifer A. Nielsen. Postaram się być na bieżąco z nowymi wpisami na Waszych blogach :)
A teraz pozwólcie, że odpowiem na pytania! :)

Do Liebster Blog Award zostałam nominowana przez Chocolate. Bardzo dziękuję za nagrodę!




 Liebster blog to wyróżnienie otrzymywane od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Osoba z wyróżnionego bloga odpowiada na 11 pytań zadanych przez osobę, która blog wyróżniła. Następnie również nominuje 11 osób (informuje je o tym na ich blogu) i zadaje 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, z którego otrzymało się wyróżnienie. 

1. Ile książek czytasz tygodniowo?
Hm... To zależy od tego, ile nauki mam do szkoły. Zwykle na tydzień starcza mi jedna, czasem dwie, a kiedy jestem chora i leżę cały dzień w łóżku, codziennie "do odstrzału" idzie inna.

2. Lubisz rodzynki?
No ba! Kocham :D

3. Gdybyś miała trzy życzenia - na co byś je wykorzystała?
Pierwsze brzmiałoby "Chcę kolejne trzy życzenia". A tak na serio... Hm... Na pewno na to, abym w przyszłości robiła to, co lubię. Później poprosiłabym o piękny dom na wsi w górach, zaś ostatnie wykorzystałabym na zapewnienie najbliższym zdrowia i radości ;)

4. Skąd pomysł na założenie bloga?
Na początku chciałam dzielić się swoją "twórczością" i publikowałam rozdziały tworzonej przeze mnie powieści. Chciałam czytać dzieła innych blogerów, brać z nich przykład, porównywać, itd. Dopiero później zrodził się pomysł pisania recenzji. Dzięki temu chciałam być blisko innych czytelników, poznawać ich gust czytelniczy i szukać ciekawych książek :)

5. Masz psa, kota lub innego zwierzaka? Jak się nazywa? 
Mam psa, kundelka, a nazywa się Chester. Aktualnie śpi i strasznie chrapie xD

6. Co lubisz robić w wolnym czasie (oprócz czytania)?
Przede wszystkim słuchać muzyki, robić zdjęcia i grać na gitarze oraz skrzypcach. Później rysować, tańczyć w zespole i śpiewać. Z kolei w wakacje kiedy nie czytam gram w badmintona, wybieram się z przyjaciółkami na spacerki i chodzę po górach.

7. Jakiego gatunku muzycznego słuchasz?
Od dziecka (jeśli dobrze pamiętam, miałam wtedy 4 lata) słucham rocka, metalu, a teraz także elektroniki. Lubię także piosenki z lat 60-tych, 70-tych, 80-tych i 90-tych.

8. Optymistka czy pesymistka?
Bliżej mi do pesymistki xD W sumie to żadna z nich. Prędzej idealistka i realistka.

9. Na ile procent lubisz chodzić do szkoły (1 - 100%)?
80%. W szkole na przerwach zawsze jest wesoło, a i na lekcjach nie nudzę się z koleżankami :D

10. Czarny czy biały?
Czarny!

11. Gdzie byś pojechała na wymarzone wakacje?
Mam listę 13 krajów, do których muszę pojechać, a na jej szczycie jest Norwegia. Chętnie odwiedziłabym jeszcze raz Serbię i zwiedziła magiczną Wenecję :)

Nominuję:

Jeżeli kogoś mianowałam, a brał już udział w tej zabawie, proszę mi wybaczyć ;)

Moje pytania:
1. Jaka jest Twoja ulubiona książka przeczytana w ostatnim czasie? Co sprawiło, że tak bardzo Ci się spodobała?
2. Wolisz ubierać się elegancko czy na luzie? 
3. Jakie są Twoje ulubione kolory? (max. 3)
4. Jaka jest Twoja piosenka na dziś?
5. Wypożyczasz książki z biblioteki czy wolisz kupować je w księgarniach?
6. Trampki czy buty na obcasie?
7. Który film najbardziej zapadł Ci w pamięć i dlaczego?
8. Ulubiony pisarz/pisarka.
9. Gdybyś miała do wyboru jeden żywioł, którym mogłabyś władać, jaki by to był i dlaczego?
10. Wyobraź sobie, że masz ukrytą biblioteczkę; taką, do której nikt nie może się dostać oprócz Ciebie. Jak mogłabyś się do niej wejść? Przez sekretne wrota czy może tajne drzwi?
11. Masz możliwość przeprowadzki w wymarzone miejsce. Gdzie zamieszkałabyś i dlaczego akurat tam?






038. John Green - "Gwiazd naszych wina"

Tytuł: Gwiazd naszych wina
Tytuł oryginału: The Fault in Our Stars
Autor: John Green
Data premiery: 6 lutego 2013
Wydawnictwo: Bukowy Las
Liczba stron: 312


(…) i  przyszło mi do głowy, że żarłocznych ambicji ludzi nigdzie nie zaspokajają spełnione marzenia, ponieważ zawsze pojawi się myśl, że można by było wszystko zrobić ponownie i lepiej.
(str. 302)



Hazel Grace Lancester od trzech lat choruje na raka tarczycy z przerzutami do płuc. Oprócz rodziców jej przyjaciółmi są dziewczyna imieniem Kaitlyn oraz aparat tlenowy, którego nazwała Philip, a jej życie ratuje cudowny antybiotyk Phalanxifor, zapobiegający rozrastaniu się guzów w płucach. Codziennie ogląda kolejne odcinki America’s Next Top Model i dużo czyta. Wszystko zmienia się, gdy na spotkaniu grupy wsparcia dla chorej młodzieży poznaje Augustusa Watersa. Okazuje się, że pomimo odmiennych zainteresowań i różnych definicji śmierci tych dwoje łączy ogromna siła walki oraz odwaga. Razem spełniają swoje marzenia, szukają odpowiedzi na pytania takie jak: czym jest choroba, życie i poświęcenie, jak można sobie z tym poradzić, co można po sobie zostawić i jak nie zostać zapomnianym. Czeka ich długa droga to odnalezienia własnego źródła spełnienia.


Źródło
Po tylu „ochach” i „achach”, wspaniałych recenzjach, wysokich ocenach i pozytywnych opiniach nie mogłam przejść obojętnie obok powieści Johna Greena. Nieczęsto któraś książka robi wokół siebie tyle szumu (w dobrym słowa znaczeniu). Najlepsza książka roku 2012 wg m.in. „Booklist”, „Publishers Weekly”, „Time”, „The New York Times”, „The Huffington Post”, „Wall Street Journal”; Od stycznia 2012 na amerykańskich listach bestsellerów; Prawa do wydania książki kupiło kilkudziesięciu wydawców z całego świata; Trwają prace nad adaptacją filmową… Trochę tego dużo, prawda? Tak więc postanowiłam część swojego kieszonkowego przeznaczyć na okrzykniętą mianem Najlepszej książki roku 2012 powieść kultowego pisarza amerykańskiego Johna Greena. Nastawiłam się do niej bardzo pozytywnie i zastanawiałam się, czy dam jej 10/10, czy też 9/10 oraz czy zasłuży na półeczkę „The Best of All”. Pozwoliłam sobie na to, aby Gwiazd naszych wina porwała mnie do swojego świata, nie wypuściła przez długi czas i pozwoliła przelać mnóstwo łez. Czy tak też było? Owszem, przygoda z Hazel i Augustusem wypadła fantastycznie, ale chyba nie tak, jak to sobie wyobrażałam.

Czasami ludzie nie rozumieją wagi obietnic, gdy je składają
(str. 67)

Swoją historię za pomocą narracji pierwszoosobowej w czasie przeszłym opowiada nam Hazel Grace Lancester – szesnastoletnia dziewczyna od trzech lat chora na raka tarczycy z paskudnymi przerzutami do płuc, która już raz spojrzała śmierci w oczy. Jak na chorą nastolatkę prowadzi całkiem normalne, spokojnie życie u boków kochających ją rodziców i aparatu tlenowego imieniem Philip. Już na samym początku postać ta zyskała moją sympatię. Bardzo polubiłam ją za to, że w obliczu strasznej choroby nie wylewała morza łez i nie zastanawiała się, dlaczego akurat ona musi być efektem ubocznym mutacji genetycznych. Po prostu pogodziła się z takim a nie innym wyrokiem, traktując raka jako część siebie – nie jako coś, co nie pozwala jej żyć i normalnie funkcjonować. W postawie Hazel zdumiewał mnie również jej stosunek do śmierci; jest do niej przygotowana, zdaje sobie z tego sprawę; wie, że prędzej czy później umrze i nic na to nie poradzi, bo każdy z nas odejdzie, jedni wcześniej, drudzy później.
Wspaniałym bohaterem w Gwiazd naszych wina jest wspominany w opisie Augustus Waters: postać, którą tak jak Hazel pokochałam całym sercem. Augustus wprowadził do życia głównej bohaterki mnóstwo radości, światła i powodów do uśmiechu, lecz nie zauroczył mnie tylko i wyłącznie swoim krzywym uśmieszkiem, żartami i arogancją. Jego podejście do choroby również bardzo mnie zdziwiło, wprawiło w zaskoczenie i sprawiło, że odebrałam całą historię zupełnie inaczej. O wiele bardziej zgadzałam się z jego spojrzeniem na świat i wszystko, co nas otacza. Słynne metafory Augustusa były jednocześnie zabawne, mądre i prawdziwe. Jak na siedemnaście lat wykazywał się ogromną inteligencją.
Postaci drugoplanowe pan Green również wykreował w kapitalny sposób, nie zapominając o żadnej z nich. Mówiąc to mam na myśli głównie przyjaciela Augustusa, Isaaca, ulubionego pisarza Hazel (który, na marginesie, potwornie mnie denerwował, ale oto chyba chodziło autorowi), rodziców dziewczyny i chłopaka, a także młodzież z grupy wsparcia. Wydawało mi się, że wszyscy są przygotowani na to, co miało się stać. Połączyła ich wspólna tragedia, jaką są różne odmiany raka, i nie rozdzieliła ich nawet śmierć.

To żenujące, że wszyscy idziemy przez życie, ślepo akceptując to, iż jajecznica musi być kojarzona wyłącznie z porankami.
(str. 148)

Źródło
Akcja toczy się w swoim tempie. Nie jest to powieść, w której czytelnik ledwie może nadążyć nad następującymi po sobie zdarzeniami – Gwiazd naszych wina ma nas nauczyć kilku ważnych rzeczy, pomóc nam docenić dar, jakim jest życie i pokazać, jak powinniśmy z niego korzystać, aby być szczęśliwym. Z Hazel Lancester i Augustusem Watersem możemy poznać życie osób skazanych na ciągłe wizyty w szpitalu, ból, łzy, cierpienie i niepewność, co przyniesie jutro.
Pod żadnym pozorem nie wolno narzekać na styl pana Johna Greena. Jest świetny pod każdym względem. Pan Green pisze bardzo lekko, język jakim się posługuje jest przystosowany do nastoletnich czytelników, a tekst czyta się bardzo przyjemnie.
Wątek miłosny jest bardzo ładny, przemyślany, taki delikatny, z humorem i prawdziwym uczuciem. Uwielbiam Hazel i kocham Augustusa, a zwłaszcza ich konwersacje oraz wspólne dążenie do znalezienia odpowiedzi na mnóstwo pytań. W tym miejscu muszę zwrócić uwagę na błyskotliwe, zabawne, inteligentne dialogi. Nie często spotyka się powieść, w której bohaterowie są tak dojrzali i doświadczeni przez życie pomimo nastoletniego wieku.

Chociaż Gwiazd naszych wina naprawdę mnie oczarowała, to jednak nie czułam tych wszystkich emocji, które autor chciał przekazać nam poprzez Hazel. Może to dlatego, że za szybko przeczytałam tą książkę? Że nie mogłam delektować się nią przed długi czas i zapamiętywać każdego szczegółu? Naprawdę nie wiem. Kilka razy miałam świeczki w oczach, a moje serce ściskał żal, lecz to tyle, jeśli chodzi o kwestię uczuciową. Liczyłam na to, że powieść pana Greena zupełnie mnie rozklei i nie pozwoli pozbierać się przez długi okres, ale… no cóż, zawiodłam się. Nie śmiem jednak twierdzić, że tragedia Hazel w ogóle mnie nie poruszyła. Jest przepełniona ogromną ilością morałów, mądrości i wskazówek. Chyba do końca swojego życia zapamiętam wspaniałą walkę szesnastoletniej dziewczyny, jej odwagę, determinację, a równie ciepło będę wspominać pomoc, którą dostała od Augustusa.

(…). Gdybyś jednak się tam wybrała, a mam nadzieję, że pewnego dnia ci się to uda, zobaczysz wiele obrazów przedstawiających zmarłych. Ujrzysz Jezusa na krzyżu i faceta z nożem w szyi, ludzi ginących na morzu i w bitwie, i całą paradę męczenników. Ale ani jednego dzieciaka z rakiem. Nikogo konającego na dżumę, ospę, żółtą febrę i tak dalej, bo w chorobie nie ma chwały. Nie ma żadnego sensu. Taka śmierć nie jest honorowa.
(str. 220)

Historia Hazel i Augustusa jest jak najpiękniejsza baśń z bardzo ważnym przesłaniem – nie ważne ile cierpienia będziesz musiał znieść w swoim życiu, pamiętaj, że zawsze warto znieść ten ból, bo po nim zawsze nastają radosne chwile.
Kiedy patrzę na okładkę (naprawdę śliczną i wyrażającą wszystko, co potrzebne!) ogarnia mnie taki dziwny smutek. Rzadko po przeczytaniu jakiejkolwiek książki popadam w podobny stan, ale wiem, że świadczy to o tym, iż dana powieść do mnie przemówiła i zamieszkała w moim sercu. Gwiazd naszych wina sprawiła, że otwarłam oczy na wszystko co mnie otacza i spojrzałam na to zupełnie inaczej. Cały czas zadaję sobie pytanie, dlaczego losy Hazel i Augustusa potoczyły się w ten a nie inny sposób, ale doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że to się nazywa „życie”.
Kończąc przygodę z Gwiazd naszych wina czułam, jak fragment mojej duszy zostaje między stronami tej cudownej, wzruszającej powieści, ale w zamian za to wzięłam ze sobą fragment życia Hazel w postaci siły, odwagi i chęci do walki. Jest ona moim przykładem prawdziwej wojowniczki.
Podsumowując: pięknie, delikatnie i wzruszająco – tak było podczas czytania bez wątpienia ogromnego dzieła pana Johna Greena. Nie żałuję, że sięgnęłam po tą pozycję. Było warto. Czy wrócę do historii dwójki nastolatków skazanych na raka? Tak, chyba nawet za chwilunię. Największą zaletą tejże powieści jest fakt, że można ją czytać mnóstwo razy a i tak za każdym razem odnajdzie się w niej nowe morały. Gwiazd naszych wina polecam tym, którzy chcą spotkać się dobrą, wstrząsającą i dającą do myślenia lekturą, gdzie zwykłe „okay” może oznaczać „zawsze”.

Był piękny dzień, w końcu prawdziwe lato w Indianapolis – ciepłe i wilgotne. Taka pogoda, która przypomina nam po długiej zimie, że choć świat nie został stworzony dla ludzi, my zostaliśmy stworzeni dla niego.
(str. 303)

8/10
+ The Best of All



Mały edit (21:52) - a jednak na samo wspomnienie wycisnęła łzy z oczu! W takim razie ja idę szukać chusteczek higienicznych a Was zapraszam do zapoznania się z magiczną historią Hazel Grace Lancester i Augustusa Watersa :)



  
 
Źródło

037. Rebecca Serle - "Kiedy byłeś mój"

Tytuł: Kiedy byłeś mój
Tytuł oryginału: When You were Mine
Autor: Rebecca Serle
Data premiery: 7 marca 2013
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Liczba stron: 320



Rose Caplet i Rob Monteg od dziecka są przyjaciółmi, ale coś w ich relacji zaczyna się zmieniać. Czyżby przyjaźń zamieniała się w coś więcej? Najwidoczniej tak. Kiedy chłopak decyduje się przemienić przyjacielską relację w znacznie poważniejsze uczucie, Rose jest najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Jej radość nie trwa długo. Do małego miasteczka wprowadza się Juliet Caplet – kuzynka Rosaline, a jednocześnie koleżanka z dzieciństwa jej i Roba. Blond piękność sprawia, że Rob traci dla niej głowę i porzuca załamaną Rose. Mało tego – kuzynka chce zemścić się na Rose za rodzinne sprawy, o których główna bohaterka nie miała pojęcia przez długi czas. Jak w takiej sytuacji ma uratować swoją znajomość z Robem? Czy chłopak w porę dostrzeże zasadzone przez Juliet sidła zemsty?
Szekspir wszystko zrozumiał odwrotnie. Kompletnie się pomylił – i to w swoim najsłynniejszym dziele.”*

Sięgając po Kiedy byłeś mój byłam przygotowana na spotkanie ze zwykłą historią o miłości nastolatków, jakich jest mnóstwo na rynku wydawniczym. Chciałam przeczytać coś lekkiego, prostego i przyjemnego. Moja ciekawość wzrosła, gdy dowiedziałam się, że debiutancka powieść pani Serle jest odpowiednikiem największego dzieła Szekspira – Romeo i Julii – z tą różnicą, że losy bohaterów poznajemy z punktu widzenia mniej ważnej postaci w utworze angielskiego dramaturga: kuzynki Julii, w której Romeo był zakochany przed poznaniem tytułowej piękności. Jak więc wypadła współczesna wersja wielkiej miłosnej tragedii? Przyznam, że całkiem dobrze.

"Wszystko kręci się wokół tego, by nie umrzeć. (…) Całe nasze życie jest zorganizowane wokół tego, żeby przedwcześnie nie odejść z tego świata, a jednocześnie doskonale wiemy, że to jedyna rzecz, której nie unikniemy.
(str. 289)

Historia Rose i Roba zaczyna się wraz z rozpoczęciem roku szkolnego. Poznajemy
Źródło
główną bohaterkę, jej przyjaciółki – Charlie i Olivię – samego Roba, Bena, Jake’a i wszystkie postacie, które odegrają ważną rolę w całym przedstawieniu. Początkowo wydawało mi się, że Rose, Charlie i Olivia są wyrwane z jakiejś mało ambitnej, schematycznej młodzieżówki – Rose była cicha, nie wyróżniająca się z tłumu, ale popularna dzięki przyjaciółkom, Charlie pełniła rolę przywódczyni trio, miała cięty język, cudowną urodę, idealną figurę i wyraźny charakter, zaś Olivia należała do osób zabawnych, uroczych, słodkich i czarujących. Oprócz Rose każda miała super samochód, chłopaka, swoje nawyki itd. W ich zachowaniu wyczuwałam pewną sztuczność, co tyczy się również chłopaka Olivii oraz wybranka serca Charlie. Wszyscy tworzyli zwartą paczkę, każdy miał parę, przyjaźnili się, kumplowali, byli bez żadnych skaz w swojej naturze… Niezbyt mi to pasowało. Brakowało mi naturalności, wszystko było takie wyidealizowane.  Na szczęście później postawy tych postaci bardzo się zmieniły, ale o tym za chwilę.
Mniej więcej w jednej czwartej książki pojawia się kuzynka Rose, Juliet. W dramacie Szekspira jest ona przedstawiona jako ukochana Romea, jego miłość i obiekt westchnień, który nie jest łatwy do zdobycia przez rodzinny spór. W powieści pani Serle Juliet ukazana jest w innym świetle, jako ta, która wszystko niszczy i odbiera. Nie śmiem twierdzić, że coś takiego mi się nie spodobało. Było inne, mniej sztuczne, a bardziej realne. W końcu Rose od zawsze zna Roba, ich przyjaźń przemienia się w coś więcej, a nagle zjawia się piękna, cudowna, inteligentna Juliet i jednym gestem odbiera Rosaline to, do czego dziewczyna bardzo długo dążyła. W szkolnej społeczności na pierwszy plan wysuwa się związek panny Juliet Caplet z przyjacielem Rose, zaś główna bohaterka odsuwa się na bok. Ciekawy zabieg. Dodaje powieści pani Serle nutki tajemniczości i atrakcyjności. Wyraźnie mówi: to historia Rose, nie Juliet. W Kiedy byłeś mój autorka przede wszystkim ukazuje nam ważną rolę głównej bohaterki, która w historii Romea i Julii nie na wpływu na nic.

Życie niesie nieprzewidywalne i nieskończone możliwości, i szokujący fakt, jak bardzo wszystko może się zmienić w ułamku sekundy – nagle wydaje mi się nie tyle przerażający, ile pełen nadziei.
(str. 310)

Tak naprawdę trzy pierwsze akty to sam schemat. Szkoła, grupka wpływowych idealnych uczniów, huczne imprezy poza domem, pakowanie się w nowe związki, szkolne
Źródło
projekty itd. – wszystko, co można spotkać w najprostszej powieści młodzieżowej. Rozpoczynając przygodę z Kiedy byłeś mój, po przeczytaniu dwóch aktów, sądziłam, że książka ta nie dostanie ode mnie wysokiej oceny. Nie wnosiła nic nowego do świata literatury i wyobraźni. Dopiero akt czwarty i piąty uratowały całą sytuację. Z każdą stroną przybliżającą czytelnika do końca robiło się coraz ciekawiej, relacje między bohaterami ulegały gwałtownej zmianie, intrygi niszczyły budowane więzy, tajemnice i sekrety wychodziły na jaw… Wtedy też doszło do nagłego przeobrażenia się kilku postaci. Rose stała się zimna i zamknięta dla niektórych „znajomych”, Charlie przestała na pierwszy plan brać siebie i swojego chłopaka, lecz cały czas wspierała przyjaciółkę z roztrzaskanym sercem, z kolei Olivia dojrzała do prawdziwego związku, poznając smak miłości. Autorka przybliżyła nam także nielubianego przez trójkę przyjaciółek chłopca imieniem Len, który na następnych kartach miłosnej historii wniesie bardzo dużo i zamiesza w życiu paru osób. Przemiana tych bohaterów wpłynęła pozytywnie na całokształt sprawiając, że dalsza lektura nowej wersji Romea i Julii stała się interesującym odkrywaniem romansu wszechczasów.
Język i styl pani Serle jest bardzo przyjemny. Czyta się szybko, bez problemów, nie ma kłopotów z żadnymi trudnymi zwrotami. Mogłabym na okrągło czytać dzieła tejże autorki, gdyż pisze ona naprawdę dobrze. Podobała mi się lekkość tekstu i banalność niektórych zwrotów, które niosły ze sobą mnóstwo morałów.

Nie to jest najtrudniejsze, by z kogoś zrezygnować. Najtrudniej jest wybrać, że się to zrobi. Potem wszystko staje się proste.
(str. 314)

Źródło
Gdy historia pędzi dalej i rzeczy, które miały się wydarzyć następują w życiu Rose, zrobiło mi się bardzo smutno. Przyzwyczaiłam się do niektórych osób w powieści Rebekki Serle i było mi przykro, gdy musiałam się z nimi rozstać. Wtedy też te kilka miesięcy z życia Rosaline Caplet przeleciało mi przed oczami jak stary, czarno-biały film, przypominając o czymś, co zostało utracone, a czego nie da się odzyskać. W Romeo i Julii Szekspira problemem głównych bohaterów jest nieszczęśliwa miłość, zaś w dziele pani Serle jest to coś innego. Tutaj poruszany jest ważny temat zemsty, zaślepienia, kłamstwa i nieszczerości. Każda z postaci występujących w Kiedy byłeś mój chce do kogoś należeć i to po części stanowi ich zgubę. Dzięki książce pani Rebekki zwróciłam też uwagę na kruchość życia i ważną rolę dobrych relacji między ludźmi. Otrzymałam również ważną lekcję - trzeba doceniać to, co się dostało i dbać o to jak najlepiej.
Jest to piękna, wzruszająca opowieść o straconych, niewykorzystanych szansach, ludzkich potknięciach, błędnych decyzjach, podejmowaniu nowych wyzwań i patrzeniu w przyszłość; o tym, jak ważne w życiu są chwile z najbliższymi, trzymanie się razem, wspieranie i jak trzeba wykorzystywać każdą sekundę podarowaną nam na uśmiech.

Chyba zrozumiałam, że los i przeznaczenie nie zaprowadzą nas daleko. Decydują bowiem o początkach, ale nie o zakończeniach. Przeznaczenie może cię gdzieś rzucić, ale to ty musisz dotrzeć tam, dokąd zamierzasz; musisz wybrać własne zakończenie, moment, w którym opuścisz kurtynę.
(str. 317)

8/10

Za cudowną, wzruszającą przygodę z Kiedy byłeś mój serdecznie dziękuję Wydawnictwu Literackiemu

  
   *Ten i pozostałe cytaty pochodzą z powieści Kiedy byłeś mój Rebekki Serle, Wydawnictwo Literackie, 2013