Tytuł: Gwiazd naszych wina
Tytuł oryginału: The Fault in Our Stars
Autor: John Green
Data premiery: 6 lutego 2013
Wydawnictwo: Bukowy Las
Liczba stron: 312
„(…) i przyszło mi do głowy, że żarłocznych ambicji
ludzi nigdzie nie zaspokajają spełnione marzenia, ponieważ zawsze pojawi się
myśl, że można by było wszystko zrobić ponownie i lepiej.”
(str.
302)
Hazel
Grace Lancester od trzech lat choruje na raka tarczycy z przerzutami do płuc.
Oprócz rodziców jej przyjaciółmi są dziewczyna imieniem Kaitlyn oraz aparat
tlenowy, którego nazwała Philip, a jej życie ratuje cudowny antybiotyk
Phalanxifor, zapobiegający rozrastaniu się guzów w płucach. Codziennie ogląda
kolejne odcinki America’s Next Top Model
i dużo czyta. Wszystko zmienia się, gdy na spotkaniu grupy wsparcia dla chorej
młodzieży poznaje Augustusa Watersa. Okazuje się, że pomimo odmiennych
zainteresowań i różnych definicji śmierci tych dwoje łączy ogromna siła walki
oraz odwaga. Razem spełniają swoje marzenia, szukają odpowiedzi na pytania
takie jak: czym jest choroba, życie i poświęcenie, jak można sobie z tym
poradzić, co można po sobie zostawić i jak nie zostać zapomnianym. Czeka ich
długa droga to odnalezienia własnego źródła spełnienia.
Źródło |
Po
tylu „ochach” i „achach”, wspaniałych recenzjach, wysokich ocenach i
pozytywnych opiniach nie mogłam przejść obojętnie obok powieści Johna Greena.
Nieczęsto któraś książka robi wokół siebie tyle szumu (w dobrym słowa
znaczeniu). Najlepsza książka roku 2012
wg m.in. „Booklist”, „Publishers Weekly”, „Time”, „The New York Times”, „The
Huffington Post”, „Wall Street Journal”; Od stycznia 2012 na amerykańskich
listach bestsellerów; Prawa do wydania książki kupiło kilkudziesięciu wydawców
z całego świata; Trwają prace nad adaptacją filmową… Trochę tego dużo,
prawda? Tak więc postanowiłam część swojego kieszonkowego przeznaczyć na
okrzykniętą mianem Najlepszej książki
roku 2012 powieść kultowego pisarza
amerykańskiego Johna Greena. Nastawiłam się do niej bardzo pozytywnie i
zastanawiałam się, czy dam jej 10/10, czy też 9/10 oraz czy zasłuży na półeczkę
„The Best of All”. Pozwoliłam sobie na to, aby Gwiazd naszych wina porwała mnie do swojego świata, nie wypuściła
przez długi czas i pozwoliła przelać mnóstwo łez. Czy tak też było? Owszem,
przygoda z Hazel i Augustusem wypadła fantastycznie, ale chyba nie tak, jak to
sobie wyobrażałam.
„Czasami ludzie nie rozumieją wagi
obietnic, gdy je składają”
(str.
67)
Swoją
historię za pomocą narracji pierwszoosobowej w czasie przeszłym opowiada nam
Hazel Grace Lancester – szesnastoletnia dziewczyna od trzech lat chora na raka
tarczycy z paskudnymi przerzutami do płuc, która już raz spojrzała śmierci w
oczy. Jak na chorą nastolatkę prowadzi całkiem normalne, spokojnie życie u boków
kochających ją rodziców i aparatu tlenowego imieniem Philip. Już na samym
początku postać ta zyskała moją sympatię. Bardzo polubiłam ją za to, że w
obliczu strasznej choroby nie wylewała morza łez i nie zastanawiała się,
dlaczego akurat ona musi być efektem ubocznym mutacji genetycznych. Po prostu
pogodziła się z takim a nie innym wyrokiem, traktując raka jako część siebie –
nie jako coś, co nie pozwala jej żyć i normalnie funkcjonować. W postawie Hazel
zdumiewał mnie również jej stosunek do śmierci; jest do niej przygotowana,
zdaje sobie z tego sprawę; wie, że prędzej czy później umrze i nic na to nie
poradzi, bo każdy z nas odejdzie, jedni wcześniej, drudzy później.
Wspaniałym
bohaterem w Gwiazd naszych wina jest
wspominany w opisie Augustus Waters: postać, którą tak jak Hazel pokochałam
całym sercem. Augustus wprowadził do życia głównej bohaterki mnóstwo radości,
światła i powodów do uśmiechu, lecz nie zauroczył mnie tylko i wyłącznie swoim
krzywym uśmieszkiem, żartami i arogancją. Jego podejście do choroby również
bardzo mnie zdziwiło, wprawiło w zaskoczenie i sprawiło, że odebrałam całą
historię zupełnie inaczej. O wiele bardziej zgadzałam się z jego spojrzeniem na
świat i wszystko, co nas otacza. Słynne metafory Augustusa były jednocześnie
zabawne, mądre i prawdziwe. Jak na siedemnaście lat wykazywał się ogromną
inteligencją.
Postaci
drugoplanowe pan Green również wykreował w kapitalny sposób, nie zapominając o
żadnej z nich. Mówiąc to mam na myśli głównie przyjaciela Augustusa, Isaaca,
ulubionego pisarza Hazel (który, na marginesie, potwornie mnie denerwował, ale
oto chyba chodziło autorowi), rodziców dziewczyny i chłopaka, a także młodzież
z grupy wsparcia. Wydawało mi się, że wszyscy są przygotowani na to, co miało
się stać. Połączyła ich wspólna tragedia, jaką są różne odmiany raka, i nie
rozdzieliła ich nawet śmierć.
„To żenujące, że wszyscy idziemy
przez życie, ślepo akceptując to, iż jajecznica musi być kojarzona wyłącznie z
porankami.”
(str.
148)
Źródło |
Akcja
toczy się w swoim tempie. Nie jest to powieść, w której czytelnik ledwie może
nadążyć nad następującymi po sobie zdarzeniami – Gwiazd naszych wina ma nas nauczyć kilku ważnych rzeczy, pomóc nam
docenić dar, jakim jest życie i pokazać, jak powinniśmy z niego korzystać, aby
być szczęśliwym. Z Hazel Lancester i Augustusem Watersem możemy poznać życie
osób skazanych na ciągłe wizyty w szpitalu, ból, łzy, cierpienie i niepewność,
co przyniesie jutro.
Pod
żadnym pozorem nie wolno narzekać na styl pana Johna Greena. Jest świetny pod
każdym względem. Pan Green pisze bardzo lekko, język jakim się posługuje jest
przystosowany do nastoletnich czytelników, a tekst czyta się bardzo przyjemnie.
Wątek
miłosny jest bardzo ładny, przemyślany, taki delikatny, z humorem i prawdziwym
uczuciem. Uwielbiam Hazel i kocham Augustusa, a zwłaszcza ich konwersacje oraz
wspólne dążenie do znalezienia odpowiedzi na mnóstwo pytań. W tym miejscu muszę
zwrócić uwagę na błyskotliwe, zabawne, inteligentne dialogi. Nie często spotyka
się powieść, w której bohaterowie są tak dojrzali i doświadczeni przez życie pomimo
nastoletniego wieku.
Chociaż
Gwiazd naszych wina naprawdę mnie
oczarowała, to jednak nie czułam tych wszystkich emocji, które autor chciał
przekazać nam poprzez Hazel. Może to dlatego, że za szybko przeczytałam tą
książkę? Że nie mogłam delektować się nią przed długi czas i zapamiętywać
każdego szczegółu? Naprawdę nie wiem. Kilka razy miałam świeczki w oczach, a
moje serce ściskał żal, lecz to tyle, jeśli chodzi o kwestię uczuciową. Liczyłam
na to, że powieść pana Greena zupełnie mnie rozklei i nie pozwoli pozbierać się
przez długi okres, ale… no cóż, zawiodłam się. Nie śmiem jednak twierdzić, że
tragedia Hazel w ogóle mnie nie poruszyła. Jest przepełniona ogromną ilością
morałów, mądrości i wskazówek. Chyba do końca swojego życia zapamiętam
wspaniałą walkę szesnastoletniej dziewczyny, jej odwagę, determinację, a równie
ciepło będę wspominać pomoc, którą dostała od Augustusa.
„(…). Gdybyś jednak się tam
wybrała, a mam nadzieję, że pewnego dnia ci się to uda, zobaczysz wiele obrazów
przedstawiających zmarłych. Ujrzysz Jezusa na krzyżu i faceta z nożem w szyi,
ludzi ginących na morzu i w bitwie, i całą paradę męczenników. Ale ani jednego
dzieciaka z rakiem. Nikogo konającego na dżumę, ospę, żółtą febrę i tak dalej,
bo w chorobie nie ma chwały. Nie ma żadnego sensu. Taka śmierć nie jest
honorowa.”
(str.
220)
Historia
Hazel i Augustusa jest jak najpiękniejsza baśń z bardzo ważnym przesłaniem –
nie ważne ile cierpienia będziesz musiał znieść w swoim życiu, pamiętaj, że
zawsze warto znieść ten ból, bo po nim zawsze nastają radosne chwile.
Kiedy
patrzę na okładkę (naprawdę śliczną i wyrażającą wszystko, co potrzebne!)
ogarnia mnie taki dziwny smutek. Rzadko po przeczytaniu jakiejkolwiek książki
popadam w podobny stan, ale wiem, że świadczy to o tym, iż dana powieść do mnie
przemówiła i zamieszkała w moim sercu. Gwiazd
naszych wina sprawiła, że otwarłam oczy na wszystko co mnie otacza i spojrzałam
na to zupełnie inaczej. Cały czas zadaję sobie pytanie, dlaczego losy Hazel i
Augustusa potoczyły się w ten a nie inny sposób, ale doskonale zdaję sobie
sprawę z tego, że to się nazywa „życie”.
Kończąc przygodę z Gwiazd naszych wina czułam, jak fragment mojej duszy zostaje między stronami tej cudownej, wzruszającej powieści, ale w zamian za to wzięłam ze sobą fragment życia Hazel w postaci siły, odwagi i chęci do walki. Jest ona moim przykładem prawdziwej wojowniczki.
Kończąc przygodę z Gwiazd naszych wina czułam, jak fragment mojej duszy zostaje między stronami tej cudownej, wzruszającej powieści, ale w zamian za to wzięłam ze sobą fragment życia Hazel w postaci siły, odwagi i chęci do walki. Jest ona moim przykładem prawdziwej wojowniczki.
Podsumowując:
pięknie, delikatnie i wzruszająco – tak było podczas czytania bez wątpienia
ogromnego dzieła pana Johna Greena. Nie żałuję, że sięgnęłam po tą pozycję.
Było warto. Czy wrócę do historii dwójki nastolatków skazanych na raka? Tak,
chyba nawet za chwilunię. Największą zaletą tejże powieści jest fakt, że można
ją czytać mnóstwo razy a i tak za każdym razem odnajdzie się w niej nowe
morały. Gwiazd naszych wina polecam
tym, którzy chcą spotkać się dobrą, wstrząsającą i dającą do myślenia lekturą,
gdzie zwykłe „okay” może oznaczać „zawsze”.
„Był piękny dzień, w końcu
prawdziwe lato w Indianapolis – ciepłe i wilgotne. Taka pogoda, która
przypomina nam po długiej zimie, że choć świat nie został stworzony dla ludzi,
my zostaliśmy stworzeni dla niego.”
(str.
303)
8/10
+ The Best of All
Mały edit (21:52) - a jednak na samo wspomnienie wycisnęła łzy z oczu! W takim razie ja idę szukać chusteczek higienicznych a Was zapraszam do zapoznania się z magiczną historią Hazel Grace Lancester i Augustusa Watersa :)
Źródło |
Od dawna czytam tyle pozytywnych opinii o tej książce, że muszę po nią sięgnąć i zapoznać się z tą historią.
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja, wydaje się oddawać klimat książki, ale przekonam się dopiero jak przeczytam "Gwiazd naszych winę" :) Też mam taki problem czasem, że to co innych zachwyca, u mnie nie wywołuje aż tylu emocji, jak mogłabym sobie życzyć. Nie znaczy to, że łzy się nie poleją ;) Książkę muszę zdobyć jak najprędzej. No i kolejną tego autora, bo widziałam już tytuł w zapowiedziach :) Piosenka bardzo ładna, tylko taka jakaś smutna...
OdpowiedzUsuńNie chcę wiele zdradzać, ale piosenka idealnie oddaje klimat książki :) Na początku byłam cholernie zła, że "Gwiazd naszych wina" nie wycisnęła ze mnie łez, ale teraz (o tak, właśnie teraz xD) skutecznie to zrobiła. Naprawdę polecam :) W moim przypadku dopiero po kilku godzinach od zakończenia przygody z Hazel dotarło do mnie, co tak naprawdę stało się w powieści :)
UsuńTeż tak mam, im więcej czasu minie od przeczytania książki, tym bardziej sobie uświadamiam, jaka była dobra :3 Przeczytam na pewno ;)
UsuńMoje "Gwiazdy..." czekają w kolejce <3 :)
OdpowiedzUsuńNajwidoczniej wszystkie ochy i achy są zasłużone! Koniecznie chcę przeczytać. Trochę zdziwiłam się, że ta książka nie porusza aż tak głęboko emocjonalnych strun.
OdpowiedzUsuńTo chyba zależy od czytelnika :) Moje emocjonalne struny poruszyła dwie godziny po przeczytaniu, kiedy wszystko do mnie dotarło :)
UsuńNabieram coraz głębszego przekonania, aby kupić tę książkę:)
OdpowiedzUsuńBardzo chcę przeczytać tę ksiazę.
OdpowiedzUsuńNiestety nie mialam okazji przeczytac, ale to sie wkrotce zmieni :)
OdpowiedzUsuńKsiążka już czeka u mnie na półce! Nie mogę się doczekać, kiedy po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńnie czytałam jeszcze tej pozycji, ale oczywiście słyszałam o niej wiele dobrego.. nie jestem jednak pewna, czy mam na nią ochotę. nie lubię czytać o czymś tak smutnym jak nieuleczalne choroby.. mam słabe nerwy. myślę, że kiedyś przeczytam.. ale właśnie - kiedyś. chociaż kiedy o tym myślę, to nie jestem pewna czy ta moja podatność na łzy kiedykolwiek przejdzie. chociaż może to i lepiej? na pewno nie chciałabym być nieczułą na takie historie.
OdpowiedzUsuńJuż od dawna na nią poluję. Na pewno kupię od razu z drugą książką Greena "Papierowe miasta".
OdpowiedzUsuńNa początku kompletnie nie byłam przekonana do tej książki, ale od jakiegoś czasu mam na nią wielką ochotę.
OdpowiedzUsuńNie ma to tamto. Muszę wreszcie przeczytać tę książkę. Wszyscy tak zachwalają a ja na nią tylko zerkam na półce. Kończę to co już zaczęłam i skupiam całą swoją uwagę na "Gwiazd..." ;)
OdpowiedzUsuńMuszę ją w końcu dorwać!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTą książkę bym z wielką ochotą przeczytała:)
OdpowiedzUsuńZ pewnością jest to bardzo wzruszająca książka. Jestem dość wrażliwą osobą, ale z wielką chęcią przeczytałabym tę powieść ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz i miłe słowa! Cieszę się, że podobają Ci się moje recenzje ;)
Książka zdecydowanie w planach, ale dalszych :)
OdpowiedzUsuńJestem szczęśliwą posiadaczką tej książki :D Bardzo mi podobała a także wzruszyła.
OdpowiedzUsuńMuszę koniecznie zainwestować w tę książkę - wiem, że czas poświęcony na jej leturę nie będzie czasem straconym. Pouczających powieści, z których coś czytelnik może "wyciągnąć" dla siebie, czegoś się nauczyć nigdy za wiele. :)
OdpowiedzUsuńP.S. Muszę uzbroić się w paczkę chusteczek, bo mam oczy na mokrym miejscu. :P
Czytałam. Ryczałam przez ostatnie 50 stron.
OdpowiedzUsuńCZytałam w oryginale, więc łzy spływały na ekran czytnika.
Spróbuj tak czytać :D
Nominowałam cię do Liebster blog award. Tu masz link - http://kinga42.blogspot.com/2013/04/liebster-blog-award.html. Miłej zabawy :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Chciałabym przeczytać tę książkę, bardzo bardzo, ale jestem zbyt wrażliwa na takie historie, i boję się, jakbym ją odebrała. Kiedyś na pewno.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
Uwielbiam takie książki
OdpowiedzUsuńod kiedy zobaczyłam ten tytuł w zapowiedziach, miałam przeczucie, że to będzie świetna książka i widzę, że się nie pomyliłam :)
OdpowiedzUsuń