Archive for maja 2013

Stosik i podsumowanie miesiąca: maj

Maj pod względem czytelniczym mógł wypaść nieco lepiej. Niestety - zbliża się koniec roku, trzeba poprawiać oceny, więc jest mało czasu na czytanie. Książki musiały na chwilę odejść w odstawkę, lecz być może wybaczą mi, jeśli wyjdę na pasek.
Tak więc - króciutko. Przedstawiam najpierw majowe zdobycze, a później podsumowanie miesiąca :)

 Od góry:

- Wejście w zbrodnię Jill Hathaway - z wymiany na Lubymi Czytać;
- Obca pamięć Dan Krokos - kupiłam na wyprzedaży w Matrasie;
- Z innej bajki Jodi Picoult i Samantha Van Leer - j.w.;
- Przymierze trojga (tom I) Maxime Chattam - j.w.;
- Królowa Malroncja (tom II) Maxime Chattam - j.w.;
- Jądro Ziemi (tom III) Maxime Chattam - j.w.;
- Diabelski eliksir Raymond Khoury - j.w.;
- Dni krwi i światła gwiazd Laini Taylor - j.w. Swoją drogą, nie mogłam doczekać się, kiedy wreszcie kupię drugą część! Recenzja kontynuacji Córki dymu i kości już w czerwcu;
- Aż gniew twój przeminie Asa Larsson - od WYDAWNICTWA LITERACKIEGO;
- Odmieniec Philippa Gregory - z MŁODZIEŻOWEGO KLUBU RECENZENTA;
- Elyria Brigitte Melzer - wymiana na Lubimy Czytać;
- Czarownica z Funtinel Albert Wass - zakup własny z wyprzedaży w Weltbildzie. Przy okazji nabyłam kartę stałego klienta :D

Tak więc to tyle, jeśli chodzi o majowe zdobycze. Trochę ich się uzbierało dzięki świetnej promocji w Matrasie, w której przy zakupie jednej książki oznaczonej plakietką "Promocja" drugą ze specjalnego stosiku można było wziąć za 1 grosz. W ten oto sposób udało mi się zakupić całą serię Przymierze trojga. Czarownica z Funtinel to pozycja, na którą szczególnie czekałam, no a kiedy zauważyłam ją na promocji w Weltbildzie nie było mowy o przejściu obok tej książki obojętnie! I tak oto wyrobiłam sobie na miejscu kartę stałego klienta :D

Podsumowanie: maj

1. Książki przeczytane w tym miesiącu:

Saga księżycowa. Scarlet - Marissa Meyer RECENZJA 
Św. Maryja Królowa Aniołów... - Dr Doreen Virtue RECENZJA
Podwieczność - Brodi Ashton RECENZJA
 Ślad na piasku - Zoë Ferraris RECENZJA
 Nowy początek - Cathy Hopkins (recenzja wkrótce)

Szczerze powiedziawszy, mogło być lepiej. Mam nadzieję, że w czerwcu uda mi się zrealizować plany czytelnicze. 

2. Sukces i porażka

1. Saga księżycowa. Scarlet - 9/10
2. Ślad na piasku - 8/10
3. Podwieczność i Nowy początek - 7/10
4. Św. Maryja Królowa Aniołów... - 8/10

3. Drobne ogłoszenia parafialne:

       3.1 Jak już większość z Was wie, wkrótce ma zostać wyłączona opcja obserwowania blogów (jeśli ktoś zna przyczynę, byłabym wdzięczna, gdyby się nią ze mną podzielił). Funkcjonować za to będzie obserwowanie za pomocą konta Google+. Poszłam za przykładem wielu blogerów i utworzyłam profil właśnie tam. Ze względu na to, że w Google+ nie mogę nazywać się Layla (a pseudonimu tego używam od niepamiętnych czasów i trudno jest mi się z nim rozstać), swoje "imię" i "nazwisko" zmieniłam na Jane Rachel. Osoby, które chcą dalej obserwować mojego bloga, zachęcam do dodania mnie do okręgów (jej, nie mogę się przyzwyczaić do tych "okręgów". TUTAJ JEST LINK DO MOJEGO PROFILU W GOOGLE+. Wiedzcie, że ja też będę Was obserwować. Muszę najpierw ogarnąć ten bałagan i nauczyć się obsługiwania Google+ (czarna magia!).
       3.2 Ponieważ w świecie literatury oraz blogów ostatnio wiele się dzieje, postanowiłam utworzyć kółko dyskusyjne Co w literaturze piszczy. Osoby zainteresowane artykułami zapraszam do przeczytania pierwszego, premierowego TUTAJ. Wpisy będą pojawiać się przynajmniej dwa razy w miesiącu.
       3.3 Zachęcam również do polubienia fanpage'a moje bloga :) Utworzyłam go niedawno i kompletnie nie wiem, jak się nim posługiwać! Tak więc, jeśli chcecie "zalajkować" fanpage Zanim Zajdzie Słońce KLIKAJCIE TUTAJ. Będę wdzięczna!


A więc to tyle, moi Drodzy! Macie już jakieś plany na wakacje? :)   

Krótka informacje o Google+

Ponieważ, nie wiem dlaczego, w lipcu ma zostać usunięta opcja obserwowania, poszłam za przykładem wielu blogerów i stworzyłam konto w Google+. Tak więc tutaj jest link do niego KLIK. 
Ze względu na to, że na Google+ niestety nie mogę nazywać się po prostu Layla, przyjęłam nową nazwę (swoje drugie oblicze), mianowicie Jane Rachel (Layla). 

To tyle jeśli chodzi o sprawy informacyjne :) Pozdrawiam!

043. "Ślad na piasku" Zoë Ferraris

Tytuł: Ślad na piasku
Tytuł oryginału: Finding Nouf
Autor: Zoë Ferraris
Data premiery: 1 kwietnia 2011r.
Wydawnictwo: Książnica 
Liczba stron: 392



Wyobraźcie sobie pustynię – lśniący złotem piasku horyzont, na którym nic się nie pojawia, dookoła panuje cisza, pustka, słońce góruje nad Waszymi głowa, gorąco wyciska z Was wszystkie siły... W takich warunkach trudno jest przetrwać. Pustynia zabija tych, którzy nie są przygotowani na spotkanie z nią. Czy Nuf, uciekając właśnie tam, wiedziała, co szykuje dla niej rozległy teren pełen piasku? Co skłoniło ją, aby udać się akurat na pustynię?

Szesnastoletnia Nuf ginie w tajemniczych okolicznościach. Wszyscy są zdania, że bała się zbliżającego się ślubu. Zrozpaczona rodzina prosi ich przyjaciela, Najira Asz-Szaraki, by stanął na czele ekipy poszukiwawczej. Kilka dni później do mężczyzny docierają złe wiadomości – dziewczyna została znaleziona. Martwa. Przyczyna śmierci: utonięcie w wadi. Zaraz, zaraz – utonięcie? Chociaż rodzina przyjmuje takie wyjaśnienie, Najir postanawia rozwikłać zagadkę tajemniczego zgonu Nuf. Wie, że dziewczyna wychowywana w bogatej, wierzącej rodzinie, nie uciekła ot, tak przed ślubem, którego nie mogła się doczekać. Podczas gdy Najir prowadzi własne śledztwo, spotyka się z coraz większą niechęcią Asz-Szarawich. Okazuje się bowiem, że przyczyna ucieczki Nuf kryje się wśród członków wpływowej arabskiej rodziny.


Co właściwie skłoniło mnie do sięgnięcia po tą książkę? Hm… Nie „co”, a raczej „kto”, mianowicie… moja mama. Jako ogromna miłośniczka Arabii Saudyjskiej, Egiptu i Indii czytając opis tejże pozycji w Internecie stwierdziła, że „Może być całkiem ciekawie” i od razu zakochała się w krótko przedstawionej historii Nuf. Tak więc postanowiłam przeczytać Ślad na piasku, aby sprawdzić, czy faktycznie „będzie tak ciekawie”. W ogóle nie wiedziałam, czego mogę spodziewać się po debiutanckiej powieści Zoë Ferraris. Na wielu stronach internetowych jej powieść miała bardzo niskie noty, wobec tego przygotowałam się do totalnej porażki. Pomimo tego, że początek nie zapowiadał wciągającej lektury, nie spisałam powieści na straty. Musiałam przekonać się sama. I co? Było to moje pierwsze spotkanie z powieścią, której akcja toczy się w krajach arabskich, i powiem szczerze… mam nadzieję, że nie ostatnie.
Każdy z nas wie, że islam to religia pełna zakazów i nakazów. Życie ludzi wyznających
Źródło
islam opiera się na codziennych modlitwach, postępowaniu według bożych zasad, odstępowaniu od pokus i na przestrzeganiu przykazań. Kobiety muszą nosić czarne abaje (mężczyźni białe), chusty zasłaniające włosy i przykrywające twarz nikaby, zwłaszcza w towarzystwie przedstawicieli płci przeciwnej. Nie wolno im pokazywać się wraz z mężczyzną, jeśli nie są zamężne. Tak naprawdę w islamie to mężczyźni mają władzę, zaś kobiety muszą być im posłuszne. Czy dlatego Nuf zbuntowała się i postanowiła uciec? Bała się zbliżające się dnia ślubu, po którym stałaby się kolejną wierną żoną, zmuszoną akceptować wszystkie decyzje męża? Przecież tak nakazuje islam, a rodzina Asz-Szarawich była bardzo wierząca.
Pani Ferraris w idealny sposób ukazuje ogromną przepaść między dwoma płciami, przedstawiając raz świat kobiet, a później mężczyzn. Ten podział jest tak wyraźny, że aż namacalny. Może właśnie tego obawiała się Nuf? W każdym bądź razie nie wiem, czy wytrzymałabym w takiej rzeczywistości, skryta pod czarną abają i nikabem. Idealność pokazanego przez autorkę podziału między mężczyznami i kobietami wynika stąd, że pani Ferraris w latach siedemdziesiątych przeprowadziła się do Arabii Saudyjskiej i tam przez jakiś czas żyła w muzułmańskiej rodzinie ze swoim ówczesnym mężem. Poznawszy islamski świat, postanowiła przedstawić go w swojej pierwszej powieści.


Mężczyźni przestają cię szanować, jeśli przestrzegasz przez cały czas reguł. Czasami musisz zwrócić się do nich bezpośrednio i pokazać twarz, nawet jeśli potem znów ją zasłonisz

(str. 78)



Na czele ekipy poszukiwawczej staje Najir Asz-Szaraki, przyjaciel rodziny. Po odnalezieniu martwej Nuf i wydaniu werdyktu w sprawie jej śmierci, Najir postanawia prowadzić śledztwo na własną rękę. Ten bohater szczególnie przypadł mi do gustu. Można zauważyć, że autorka dużo pracowała nad jego charakterem, a efekty widać doskonale. Najir nie jest kolejnym cudownym detektywem, który potrafi rozwikłać najcięższą zagadkę po kilku dobach. Postać ta jest przede wszystkim nieśmiała, zabawna i bardzo skromna. Te trzy cechy dodają uroku Najirowi i swego rodzaju oryginalności wyróżniającej go spośród innych bohaterów powieści pani Ferraris. Oprócz skromności i nieśmiałości przez Najira przemawia także ciekawość i determinacja, a w bardzo ważnych momentach również pewność siebie.


Źródło
Kolejną ważną w śledztwie osobą jest Katia, dwudziestoośmioletnia narzeczona Usmana (przyjaciela Najira). Katia jest przykładem nowoczesnej kobiety w Arabii Saudyjskiej. Spełnia swoje marzenie znajdując pracę w laboratorium, jest bezczelna i bezpośrednia, lecz zachowuje niektóre zasady islamu. Polubiłam ją, ponieważ nie bała się mówić tego, co myśli i była bardzo naturalna, zwłaszcza w relacji Katia – Najir. Widać również, że autorka długo pracowała nad jej charakterem.

W powieści pani Ferraris pojawiają się także postacie drugoplanowe. Pani Zoë bardzo ładnie i wyraźnie ukształtowała osobowość każdego bohatera, co nadaje jej książce wielu barw i pozytywnie wpływa w odbiorze lektury. Moim zdaniem, jeśli chodzi o bohaterów, pani Ferraris poradziła sobie perfekcyjnie.

Warsztat pisarski autorki jest… idealny. Mówię to z ręką na sercu. Prosty język, lekki styl, a do tego piękne (choć czasami za długie – niewielka wada Śladu na piasku) opisy wzbogacały całą historię. Autorka powoli przedstawia nam życiorys każdego bohatera, dzięki czemu czułam, że są bardziej ludzcy. Każdy z nich miał swoją przeszłość, problemy, przejścia i trudne chwile, co czyniło z nich realne postaci. Po opisie wyglądu wywnioskowałam, że żaden z nich nie jest cudem natury. Rzadko można spotkać tak perfekcyjny warsztat pisarki. Biję czołem przed panią Ferraris za rewelacyjny styl.



Możesz zmienić buty, ale nie zmienisz sposobu, w jaki stopy niosą cię przez świat.

(str. 88)



Rozwiązanie zagadki śmierci Nuf bardzo mnie zaskoczyło. Gdzieś tam między rozdziałami snułam własne przypuszczenia i podejrzewałam pewne osoby, lecz koniec końców okazało się, że nie miałam w ogóle racji. Kolejną zaletą twórczości pani Ferraris jest to, że autorka potrafi świetnie ukryć sekrety między słowami. Nigdy nie domyśliłabym się pewnych spraw. Nie miałam również pojęcia, że śledztwo potoczy się tak a nie inaczej.

Chociaż w połowie lektury świat Asz-Szarawich bardzo mnie wciągnął, to jednak miałam drobne problemy z początkiem. Nieco za długie opisy na wstępie sprawiły, że po prostu przysypiałam nad lekturą i odkładałam jej czytanie na później. Nie zrażajcie się tą drobną niedogodnością. Nie jest to lektura pełna akcji, w której w powietrzu latają flaki, wszyscy strzelają do siebie z pistoletów, po ulicach Dżuddy mkną radiowozy itd. Śledztwo prowadzone przez Katię i Najira to odkrywanie poszczególnych sekretów rodziny Asz-Szarawich w wolnym tempie, tak, aby niczego nie przeoczyć.

Na uwagę zasługuje również lekki, ledwo dostrzegalny romans. Był tak delikatny, że nie sposób go nazwać „romansem”, jednak uczucie rodzące się między bohaterami zmierzało właśnie w tę stronę. Uważam to za bardzo dobry dodatek.  



Podsumowując:

Polecam. Naprawdę gorąco polecam. Jest to lektura niepodobna do tych, z którymi spotykamy się na co dzień, ale równie ciekawa i wciągająca. Pani Ferrairs przedstawia zupełnie inny świat. Nie wiem, czy wielu z Was sprostałoby jego oczekiwaniom. Nuf zbuntowała się i przypłaciła to życiem. Tak więc jeśli jesteście zainteresowani arabskim kryminałem, zachęcam do przeczytania tego debiutanckiego dzieła Zoë Ferraris. Mam nadzieję, że Wam również przypadnie do gustu. Osobiście powieści pani Ferraris oczarowała mnie i porwała.


8/10



Za wciągającą lekturę, która pozwoliła mi poznać inny świat, serdecznie dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat. 




 

Twórczość naszych czasów - Co w literaturze piszczy #1

Ostatnio w blogosferze oraz w czytelniczym świecie dzieje się coraz więcej - mamy do czynienia z ludźmi nieodpornymi na krytykę, z problemami wydawnictw, brakiem kultury, czytelniczym kryzysem... Wielu blogerów porusza te ważne kwestie, pisząc o tym na swoich blogach. Ja też chciałabym zabrać głos w kilku kwestiach, dlatego stworzyłam kącik dyskusyjny Co w literaturze piszczy. Co dwa tygodnie będę umieszczać artykuł, w którym poruszę książkowe i blogowe 
Dzisiaj, w pierwszym, premierowym arcie, pragnę przybliżyć Wam problem ze współczesną prozą i poziomem literatury.

Tak więc... Zapraszam :) (Tylko na mnie nie krzyczcie!) 



Od pewnego czasu czytelniczy rynek zalewa ogromna fala nowych książek. Pojawiają się powieści polskich autorów, jak i tych zagranicznych. Coraz częściej można się spotkać z literaturą amerykańską, angielską, niemiecką… To bardzo dobrze, że mamy okazję zapoznać

się z całkiem nowymi, innymi historiami, a co za tym idzie – przywiązywać się do niektórych bohaterów i ich światów, lecz najważniejsze pytanie brzmi, czy w morzu nowiutkich książek możemy znaleźć wartościową lekturę, która pozostawi w nas ślad na bardzo długi czas? Czy gdzieś między kolejnymi półkami z miłosnymi powieściami znajdziemy tą jedną mówiącą o prawdziwym poświęceniu, oddaniu i życiu?



  Problem ze współczesną literaturą daje się we znaki – myślę, że większość to zauważyła. Coraz trudniej możemy trafić na naprawdę dobrą książkę, pełną morałów i lekcji poprawnego postępowania. Co to znaczy: dobra książka? Czy to ta z piękną okładką i interesującym opisem? A może ta z najsławniejszego w Polsce wydawnictwa?
Przede wszystkim „dobra książka”, to taka lektura, która nie wypuszcza nas spomiędzy swoich kartek przez długi czas. Na pewno każdy z nas ma taką, a przynajmniej mile ją wspomina. Jej bohaterowie są ludźmi takimi jak my: z problemami, wadami, zaletami, słabościami oraz lękami… No bo który człowiek jest odporny na emocje innej osoby i nie boryka się z żadnymi życiowymi zakrętami? Nawet w znanych nam dobrze paranormalnych młodzieżówkach (zazwyczaj) bohaterki zmagają się ze swoimi nastoletnimi problemami. Jednak nie każda książka, w której bohater ma ludzkie problemy czyni z niej dobrą lekturę.
Idealnym przykładem książki o życiu, śmierci i poświęceniu jest Tańcząc na rozbitym szkle Ka Hankock. Niby kolejna powieść o chorobie, a jednak jest to zapadająca w pamięć, wzruszająca i przemawiająca do rozsądku historia małżeństwa z klątwą w postaci wad genetycznych. Dzięki autorce, która wykreowała głównych bohaterów poznałam siłę miłości. Dowiedziałam się również, że poświęcenie to brat odwagi, a niestety właśnie jej brakuje wielu ludziom w dzisiejszym, nowym świecie. Kolejnym przykładem „dobrej książki” jest robiąca furorę wśród czytelników powieść Johna Greena Gwiazd naszych wina. Historia dwóch nastolatków skazanych na walkę z chorobą zwróciła moją uwagę na kilka bardzo ważnych życiowych kwestii i pokazała również dojrzałość bohaterów, którzy swą inteligencją zawstydziliby niejednego dorosłego.
Do czego zmierzam? Do tego, że teraz coraz trudniej jest natrafić na książkę zostawiającą ślad w naszej czytelniczej duszy. Owszem, na rynku wydawniczym ukazało się mnóstwo kuszących pozycji, lecz większość z nich to „taka tam historyjka o dwóch zakochanych” lub „taka tam historyjka o kolejnej zdradzie”. Dzisiejsza literatura podąża za modą i pokazuje nam przede wszystkim potrzeby ludzi, a należą do nich: zakochanie się, przynależność do kogoś, odnalezienie swojej własnej drogi, wspaniała praca…
Współczesny czytelniczo-twórczy świat w większości opiera się na zasadzie „Napisz, wydaj, bądź sławny”. Nie liczy się co napiszesz, ale najważniejsze jest to, abyś wydał swoje dzieło i zdobył sławę, nawet jeśli jest to najbanalniejszy romans lub kolejna schematyczna młodzieżówka. Po co marnować czas na wymyślanie inteligentnych dialogów i morałów, skoro można zaspokoić ludzkie pragnienie, dając gorącą scenę seksu lub pełną napięcia poważną kłótnię, z której nikt nie wyniesie nic dobrego? A no tylko dlatego, że na dzień dzisiejszy duża część czytelników zwraca uwagę na to, co dyktuje współczesna moda, czyli: zakochaj się, pójdź z kimś do łóżka, możesz ewentualnie go zdradzić (bo to teraz modne), wyjdź z koleżankami do baru i upij się (przecież każdy tak robi!), później miej paskudnego kaca… Poziom literatury spada, bo zależy on od ludzkiej mentalności. Skoro jesteśmy nastawieni na to, że teraz liczy się tylko paczka znajomych i najprzystojniejszy facet, to właśnie to otrzymamy w książce.
Jeszcze niedawno, kiedy w księgarniach rozpoczął się sezon na paranormalne romanse, czytelniczki (w dużej mierze) liczyły na to, że na swojej drodze spotkają tego jedynego, cudownego, idealnego chłopaka, który nie ma żadnych wad. Spójrzmy prawdzie w oczy – człowiek bez wad może być co najwyżej dobrze zaprogramowanym robotem przyszłości, chociaż i one na pewno będą miały jakieś usterki.
W tym artykule zmierzam do tego, że moda ma ogromne znaczenie dla poziomu współczesnej literatury. Rzadko możemy trafić na książkę, która ukazała się niedawno, a która zamieszała w naszym życiu, ponieważ w większości spotykamy się z powieściami, gdzie występuje ten sam schemat.
Sama piszę książkę. Tak, pragnę w przyszłości wydać swoją własną powieść, lecz równie mocno chcę (i ze wszystkich sił staram się), aby stworzona przeze mnie historia zostawiła jakiś ślad w czytelniczych duszach i dała coś do myślenia. Chcę, żeby ktoś zapamiętał jakąś myśl i powiedział „Aha, to było z tej książki…”.
Literatura to gra słów – bardzo piękna gra słów. Słowa są puzzlami, a kiedy ułożymy je w odpowiednie kombinacje, otrzymamy cudowne obrazy. Trzeba tylko wziąć dobrą część i włożyć ją we właściwe miejsce. Źle ułożone puzzle dadzą nam fałszywe wizje czegoś sztucznego. To od nas, przyszłych twórców i czytelników, zależy, czy kolejne powieści będą wpływały na nas, naszą postawę i myślenie. 

Wyniki Konkursu Wiosennego!

Wyniki miały zostać ogłoszone w piątek. Przepraszam Was za zwłokę. Szkoła (i walka o oceny) daje w kość, a po za tym wybranie jednej najlepszej pracy spośród 21 odpowiedzi jest naprawdę trudne!
Powiem szczerze, że poziom był bardzo wysoki. Z każdej odpowiedzi na pytanie konkursowe można wyciągnąć wiele mądrości, a i wasza dojrzała postawa mówiła wystarczająco dużo. Zdania były podzielone, co wprawiło mnie w zaskoczenie :) 
Nie trzymam Was dłużej w niepewności! Tak jak wspominałam wcześniej... Jak wybrać spośród 21 prac tą jedną najlepszą, skoro wszystkie są bardzo dobre? Cóż, musiałam podjąć decyzję. Tak więc po wielu konsultacjach ze znajomymi i wielokrotnym czytaniu każdej odpowiedzi spośród 21 prac wyłoniłam tą jedną. 


Zwycięzcą Konkursu Wiosennego jest...


(chwila napięcia)




(jeszcze kilka sekund)



Liss Carrie!

Pytanie:
Szesnastoletnia Adelice Lewys zawsze była wyjątkowa.
Gdy rodzice odkrywają, że ich córka ma niezwykły dar, dar kształtowania rzeczywistości, uczą ją, jak go ukrywać. Nie chcą, by trafiła do tajemniczej Gildii, szkolącej utalentowane dziewczęta - totalitarnej organizacji o ogromnych wpływach. Gildia rządzi światem. Decyduje o tym, co ludzie jedzą, gdzie mieszkają, jak liczne mają potomstwo, a nawet kiedy wybije ich ostatnia godzina.
 
Gdybyście byli na miejscu Adelice - mogli należeć do grupy wpływowych Prządek Gildii oraz mieć w rękach władzę i moc - zdecydowalibyście się ukrywać swój dar, czy z chęcią dołączylibyście do totalitarnej organizacji? 
 
Odpowiedź:
 Oczywiście ciężko jest odpowiedzieć na takie pytanie, bo można mówić różne rzeczy a zrobić coś innego. Ale gdybym to ja miała wybór (na szczęście nie muszę podejmować takich decyzji) nie chciałabym dołączyć do Gildii. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta i, można powiedzieć, banalna: nienawidzę, gdy ktoś narzuca mi to co mam zrobić i, gdy ktoś mnie kontroluje. Lubię mieć wybór i wpływ na swoje życie. Fakt, faktem popełniam błędy, ale to są moje błędy i one uczą mnie odpowiedzialności, podejmowania, według mnie, właściwych decyzji. Dołączyłabym do Gildii tylko wtedy gdyby moim bliskim groziłoby jakiekolwiek niebezpieczeństwo ze strony władających światem, ponieważ aby chronić rodzinę i przyjaciół jestem gotowa zrobić wszystko.


  Serdecznie gratuluję!
Jak mówię, poziom był bardzo wysoki i do dzisiaj zastanawiałam się, która praca powinna wygrać. Dowiedziałam się, że wielu uczestników wolałoby dołączyć do grupy Prządek Gildii. Mieć władzę w swoich rękach... kusząca propozycja :) 

042. Brodi Ashton - "Podwieczność" [przedpremierowo]

Recenzja przedpremierowa

Tytuł: Podwieczność
Tytuł oryginału: Everneath
Autor: Brodi Ashton
Data premiery: 22 maja 2013r.
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Liczba stron: ---

Zeszłej wiosny załamana Nikki Beckett postanowiła uśmierzyć swój ból i zniknąć w Podwieczności, gdzie w towarzystwie Cole’a powoli zapominała o opuszczonym niedawno świecie. Jednak przez sto lat pobytu w Podwieczności wspomnienia wcale nie opuszczają jej głowy. Wie, że tam, na górze, ma kilka spraw do załatwienia.
Teraz wraca. Ma sześć miesięcy, aby pożegnać się ze swoją rodziną, chłopakiem i przyjaciółmi; pół roku na naprawienie popełnionych na Ziemi błędów oraz pozostawienie najbliższym dobrych chwil do zachowania w sercu. Ale jest jeden problem: jej śladem podąża Cole, który przybył za Nikki, aby przekonać ją do powrotu do Podwieczności. Wie, że dziewczyna może pomóc mu objąć tron w podziemiach. Wraz z pojawieniem się Cole’a Nikki zauważa, że nie zna odpowiedzi na mnóstwo pytań dotyczących Karmienia oraz jej przetrwania w Podwieczności. Czas ucieka, na Powierzchni sprawy nie mają się dobrze, Cole robi wszystko, by utrudnić Nikki życie, zaś główna bohaterka stara się zapanować nad chaosem.

Co pomyślałam, kiedy przeczytałam opis? „To będzie coś!”. Przyznam szczerze, że bardzo mnie zainteresował. Raz na czas lubię spotkać się ze zwykłą paranormalną młodzieżówką, odpocząć od „poważnych” lektur i wejść do prostego, nieskomplikowanego świata, ale po ujrzeniu zapowiedzi Podwieczności czułam, że nie będzie to taki zwykły

paranormal romance, tylko naprawdę wciągająca, ciekawa książka. Gdy tylko otrzymałam egzemplarz debiutanckiego dzieła pani Ashton, natychmiast zaczęłam go czytać. Stopniowo świat Nikki Beckett pochłaniał mnie, a każda następna strona obiecywała coraz więcej, aż tu nagle przyszedł czas na spektakularny punkt kulminacyjny i koniec. Czy gdybym mogła, zostałabym dłużej w świecie Nikki, Cole’a i Jacka?

Pierwszy rozdział zupełnie mnie zaczarował. Autorka ukazała w nim decyzję Nikki, postać Cole’a i Podwieczność, która robiła wrażenie swoim mrocznym klimatem. Uważam, że był to bardzo dobry pierwszy krok. Mimo to świetny początek niekoniecznie musi oznaczać, że kolejne rozdziały będą utrzymywały się na tym samym poziomie. Po powrocie Nikki na Powierzchnię sceptycznie podeszłam do następnych stron. Dziewczyna przychodzi do domu, ponownie zaczyna naukę w szkole, spotyka się z tymi samymi ludźmi, z którymi zadawała się przed zniknięciem, ale… wydawało mi się to trochę sztuczne. Zwłaszcza zachowanie niektórych osób (np. ojca Nikki) i relacje pomiędzy kilkoma bohaterami. Miałam wrażenie, że autorka zdobywa się na oryginalność samym pomysłem, lecz do wykonania wkradła się odrobina schematyzmu.
Na szczęście później nie jest tak źle. Akcja rozkręca się stopniowo, co wpływa pozytywnie do całość, bo sekrety i pytania pojawiają się w równych odstępach czasu, a to nie powoduje chaosu i zamętu w treści. W ten oto sposób łatwiej mi było zrozumieć świat Nikki (zarówno ten w Podwieczności, jak i ten na Powierzchni) oraz kłopoty związane z jej przybyciem do domu.
Jeśli chodzi o bohaterów, to było bardzo różnie. Nikki to osóbka niezdecydowana i (tak odczuwałam) lekko zagubiona, lecz na swój sposób silna. Z jednej strony chciała podejść do Jacka, porozmawiać z nim, wyjaśnić swoje zniknięcie i kontynuować wspaniałą znajomość, lecz z drugiej nie chciała, by chłopak ponownie cierpiał po jej odejściu do Tuneli. Nie czepiałabym się tej kwestii, gdyby nie fakt, że jej decyzja zajmuje aż połowę treści. Pomijając wady Nikki, główna bohaterka na szczęście nie jest kolejną, denerwująca nastolatką z szablonowych paranormalnych romansów, lecz całkiem interesującą i ciekawą postacią. Myślę, że gdyby autorką poświęciła jej kreacji trochę więcej czasu, Nikki Beckett byłaby jedną z lepszych, barwnych bohaterek.

Cole, czyli chłopak, z którym Nikki udała się do Podwieczności, stał się moją ulubioną postacią w powieści pani Ashton. Być może do obdarzenia sympatią tej postaci przyczynił się jej lekko schematyczny charakter (niegrzeczny chłopiec grający w rockowej kapeli), lecz myślę, że w dużej mierze polubiłam go za to, kim był dla Podwieczności i co potrafił robić ze swoją mocą. Tak więc Cole’a uważam za świetną postać. Niestety z Jackiem nie było tak kolorowo. O ile na samym początku autorka przedstawiła go w interesujący sposób, tak później coraz mniej byłam zaciekawiona jego osobą i tym, co czuł do Nikki. Wydawał mi się trochę nudny i nijaki w porównaniu do głównej bohaterki i Cole’a, chociaż we fragmentach ukazujących życie Nik przed jej odejściem do Podwieczności autorka bardzo dobrze pokazywała jego charakter. Odrobinę przeszkadzało mi też niedopracowanie osobowości Jules – przyjaciółki Nikki. Jestem w stanie przejść obok tego obojętnie, gdyż ta postać nie wprowadza nic nowego do powieści pani Ashton.

Pamiętać jest łatwo. To zapomnienie jest prawdziwą sztuką

Styl Brodi Ashton pozostawia trochę do życzenia. Zbyt krótkie zdania po pewnym czasie stają się uciążliwe, przez co trudno było mi podzielać emocje bohaterów i wpasować się w ich sytuację. Dialogi też nie powalają, ale nie są aż takie złe. Gdyby autorka dopracowała te elementy, całość prezentowałaby się znacznie lepiej i dodawałaby książce uroku. Szkoda, aby debiutancka powieść pani Ashton straciła tyle blasku tylko przez jej trochę ciężki styl. Na szczęście język, jakim posługuje się pisarka, jest o niebo lepszy, bo prosty i łatwy w zrozumieniu.
Największą zaletą Podwieczności Brodi Ashton jest punkt kulminacyjny, który wprawił mnie w osłupienie. Takiego rozwoju akcji nigdy bym się nie spodziewała! Poświęcenie bohaterów było ogromne, rozwiązanie części zagadek ekscytujące, a koniec sprawił, że zaniemówiłam. Nie zrażajcie się do tej powieści na samym starcie. Uwierzcie mi – warto przebrnąć przez kilkanaście rozdziałów do punktu kulminacyjnego.

Nienawiść. Takie silne uczucie. Od nienawiści do miłości jeden krok.

Podsumowując:
Jest naprawdę dobrze. Może nie powalająco, ale świetnie i kolorowo. Podwieczność zapada w pamięć i pozostawia miłe wspomnienia. Po tak niezłej pierwszej części na pewno sięgnę po drugą. Jestem ciekawa, co też wymyśli Nikki, aby odzyskać to, co utraciła. 



7/10



Za możliwość wkroczenia do świata Nikki Beckett serdecznie dziękuję wydawnictwu Papierowy Księżyc