Tytuł oryginału: Letzte Beichte
Autor: Nina Reichter
Seria/cykl: Ostatnia spowiedź
Data premiery: 26 sierpnia 2013
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 352
Życie Bradina wisi na włosku. Traumatyczne wydarzenia nie pozwalają spać jego najbliższym, którzy ciągle czuwają w szpitalu, oczekując wiadomości od lekarzy. Ally i Tom przeżywają to najbardziej – to, co dziewczyna usłyszała od Bradina zaraz po postrzale sprawiło, że wyrzuty sumienia i kłamstwo spędzają jej sen z powiek i nie pozwalają racjonalnie myśleć. Rozpoczyna się walka o życie Bradina.
Tom przysięga sobie, że już nigdy nie zbliży się do Ally. Wie, że miłość dziewczyny do jego brata jest ogromna, a niszczenie jej z egoistycznych pobudek nikogo nie uszczęśliwi. Chociaż Tom schodzi z drogi Bradinowi i Ally, pojawiają się inne zagrożenia. Duchy z przeszłości nawiedzają teraźniejszość.
Poczuj, jak kocha ten, którego kochają tysiące.
„Jeżeli on nie ma siły, ty musisz stać się jego siłą, bo na tym właśnie polega miłość!”
Ostatnia spowiedź tom I urzekła mnie tak bardzo, że trafiła na półeczkę najlepszych książek ze wszystkich. Jestem ogromną romantyczką, więc przeczytanie książki pani Reichter było dla mnie obowiązkiem. Nie pożałowałam. Zakochałam się, oddałam swoje serce Bradinowi i Ninie Reichter (za Bradina), przywiązałam się do świata rockmana, nawet polubiłam Ally, która działała mi na nerwy… Po prostu zniszczyła mój książkowy świat. Zapowiedź drugiej części wywołała u mnie falę niepohamowanej radości (gdybyście widzieli, jak piszczałam…), ale też mnóstwo obaw, chociaż na dobrą sprawę obawy te i pytania narodziły się zaraz po skończeniu pierwszego tomu… Mniejsza z tym, nasiliły się. Pojawiła się też jedna ważna kwestia, która często idzie w parze z drugą częścią cyklu: czy kolejny tom będzie lepszy od poprzedniego? Zostanie oceniony lepiej od pierwszej części czy wręcz przeciwnie?
W czytaniu kontynuacji serii uwielbiam pewną rzecz: ponowne wkraczanie do tego samego świata. Po otwarciu Ostatniej spowiedzi od razu spotkałam tych samych, dobrze mi znanych bohaterów, których polubiłam wcześniej. To samo miejsce, ludzie, charaktery i zwyczaje stworzyły swój własny świat, malutkie miejsce między kartkami, jedyną w swoim rodzaju wyspę na morzu innych powieści. Miałam ochotę wyciągnąć każdą postać z książki, uściskać ją i powiedzieć „Ale się stęskniłam za tobą!”. Tak właśnie działa na mnie Nina Reichter i jej twórczość. Nie mogłam doczekać się scen z Bradinem i Ally, dalszych losów Toma (którego zrobiło mi się trochę żal, ale o tym później), spotkań Ally i Gabrielle, no i oczywiście rozwiązania spraw z Christophem.
Koniec końców nareszcie spotkałam się ze wszystkimi postaciami, ale… pozostał pewien niedosyt. Hm… może „niedosyt” to złe określenie, bardziej taki mały niesmak. W tej części Bradin i Ally starli się trochę zbyt dojrzali. Wydawało mi się, że ta ich dojrzałość jest lekko udawana. Dla mnie Bradin i Ally byli, są i będą tamtą parą, która poznała się na lotnisku, a nie osobami, którymi na siłę chcą się stać. W dodatku Ally denerwowała mnie swoim zachowaniem. Tak niezdecydowanego człowieka jeszcze nigdy nie spotkałam… Poza tym irytowało mnie w niej to, że nie potrafiła sprzeciwić się pewnym osobom i nie umiała postawić na swoim w ważnych sprawach, które decydowały o jej przyszłości – po prostu najczęściej dawała sobą pomiatać. Lubiłam ją za delikatność, subtelną kobiecość i miłość, jaką darzyła Bradina, ale ilekroć poddawała się, tylekroć razy miałam ochotę pacnąć ją w głowę i powiedzieć, żeby w końcu się ogarnęła.
Bradin też nie pozostaje bez winy. Stał się trochę bardziej zaborczy i (jak wspomniałam wcześniej) dojrzały. Zaczynając Ostatnią spowiedź tom II byłam pewna, że spotkam tego samego Bradina, który sprawił, że oddałam mu całe swoje serce, nawet jeśli wychodził na scenę w pełnym makijażu. Nie zmieniła się w nim tylko jedna rzecz, z której bardzo się cieszę – to, że wciąż potrafił walczyć o Ally, i to jeszcze jak! W takich chwilach miałam wrażenie, że Bradin Rothfeld jest dalej tym samym Bradinem Rothfeldem. Mimo wszystko żałuję, że zazdrość często psuła jego wizerunek.
Ponad to da się zauważyć ogromną zmianę w zachowaniu Toma. Z pewnością w czytelnikach miała ona wzbudzić litość, ale na mnie gierki Toma nie działały. Raz zachowywał się jak zbity pies, a za chwilę szalał, otępiały z miłości do niewłaściwej osoby. Tak, było mi go żal, czasami nawet bardzo, lecz tak jak w przypadku Ally, tak i teraz miałam ochotę trzepnąć go czymś ciężkim w łepetynę i powiedzieć, że tego kwiatu jest pół światu.
Na postawę bohaterów jest usprawiedliwienie. Myślę, że Nina Reichter nie robiłaby takiej metamorfozy, gdyby nie pewna ważna kwestia – miłość i zazdrość. Wiadomo, że tam, gdzie jest miłość, jest również zazdrość (albo zaraz będzie). Autorka zwraca na to uwagę poprzez zachowanie dwóch głównych bohaterów. Często o miłości myślimy jako o pięknym uczuciu, zapewniającym nam bezpieczeństwo, ciepło, pewność, że ta osoba nigdy nas nie zostawi – i jest to niezwykle cudowna wizja – ale co się stanie, kiedy ta osoba będzie chciała od nas odejść? Co się stanie, kiedy nasz ukochany/-a będzie swobodnie rozmawiał z atrakcyjnym przedstawicielem płci przeciwnej? Odzywa się w nas zazdrość. Natychmiast pojawia się pytanie: co zrobić, żeby zatrzymać go/ją przy sobie? Jak pozbyć się wizji, w której wybranek naszego serca zostawia nas dla kogoś innego? No właśnie, co wtedy robić? W pierwszym tomie Ostatniej spowiedzi pani Reichter poruszała temat barier w miłości, teraz mówi nam o zazdrości. Nawet nie zauważycie, kiedy otrzymacie odpowiedzi na pytania, których baliście się zadać. Rzadko kto pyta wprost o miłość – autorka mimo wszystko odpowiada. Musicie tylko zajrzeć między wersy Ostatniej spowiedzi.
Nina Reichter nie zapomina też o humorze. Uwielbiam całą ekipę Bitter Grace. Dzięki muzykom Bradina miałam mnóstwo okazji do śmiechu, tak jak w przypadku poprzedniej części. Ogólnie rzecz biorąc w Ostatniej spowiedzi znajdziecie wszystko: śmiech, łzy, złość, bezradność, żal, radość, smutek, rezygnację… Tyle emocji na 352 stronach.
„Zaufanie. To cząstka duszy, którą oddajesz komuś w nadziei, że nadal pozostanie Twoja.”
Pani Reichter nie zawodzi nas również w kwestii ścieżki dźwiękowej. Muzyka w Ostatniej spowiedzi jest po prostu… niesamowita. Dodaje jedynego w swoim rodzaju klimatu fragmentom. Radzę Wam, abyście od razu włączali utwór i czytali go w akompaniamencie pięknych piosenek, starannie wybranych przez autorkę. Muzyka gra ogromną rolę w Ostatniej spowiedzi i dzięki niej możecie poczuć się tak, jakbyście tworzyli swój własny film w Waszej wyobraźni.
Muszę również dodać, że autorka wciąż niesamowicie pisze, prowadząc nas przez życie Bradina i Ally swoim rewelacyjnym, niepowtarzalnym talentem pisarskim. Kładzie ogromny nacisk na emocje, które w połączeniu z naszymi odczuciami robią wielką burzę. Nina Reichter ma jedyny w swoim rodzaju dar wdzierania się do duszy czytelnika prostymi, pięknymi słowami i nutką romantyzmu. Według mnie jej warsztatowi pisarskiemu nic nie brakuje. To, co chce powiedzieć, ubiera w rozbijające duszę czytelnika zdania. Podziwiam pisarzy, którzy za pomocą prostych słów potrafią tak namieszać w sercu, duszy i umyśle moli książkowych. Banalne słowa w jej wydaniu mają w sobie mnóstwo emocji.
Byłabym naprawdę niedobrą fanką twórczości Niny Reichter, gdybym nie powiedziała o pewniej rzeczy. Ci, którzy przeczytali tom I Ostatniej spowiedzi, z pewnością mieli własne teorie co do kontynuacji. Zrodziły się one na podstawie schematu, który przeważa w tego typu powieściach. Otóż… wydawać by się mogło, że autorka również się nim kieruje… ale wcale tak nie jest. Nina Reichter zwodzi czytelników pewnymi schematycznymi zagrywkami, po to, by w efekcie końcowym zaskoczyć ich. Mogłabym powiedzieć, że pani Nina zbliża się do krawędzi schematu, a później oddala, zbliża i oddala, zbliża, oddala, zbliża, oddala… Ciekawy zabieg!
Zmierzając już ku końcowi recenzji wspomnę troszkę o zakończeniu. Tym razem było ono zupełnie inne od zakończenia poprzedniej części. Bardzo cieszyłam się z ostatnich scen, ale… chociaż pani Reichter nie kieruje się schematem, to mimo wszystko mam obawy przed trzecią częścią, szczerze powiedziawszy całkiem duże. Niestety my nic nie możemy zrobić. Pozostaje nam czekać na kolejny tom.
Tak więc… Ostatnia spowiedź znów zawładnęła moim sercem. Miała kilka minusów, to fakt, ale wciąż kocham ją tak samo. W postaciach zaszły pewne zmiany, lecz nie zapominajmy, że są to dalej ci sami bohaterowie. Bradin stał się zazdrosny, Ally bardziej wkurzająca, ale dla mnie nie ma to dużego znaczenia (z wyjątkiem paru chwil, kiedy układałam plan zamordowania Ally). Ostatnia spowiedź to powieść typowo o miłości. Polecam ją w szczególności osobom, które lubują się w romansach, miłosnych historiach, romantykom i tym, którzy mają dość schematycznych opowiastek o miłości, a chcą coś poważniejszego. Osoby oczekujące wielowątkowej powieści z miłością w tle zawiodą się. Ostatnia spowiedź to najlepszy zbiór odpowiedzi na pytania dotyczące miłości.
„Wierzę, że wszystko, co się dzieje, ma swoją przyczynę i swój powód. Wszystko jest potrzebne, byśmy mogli coś zrozumieć lub czegoś się nauczyć. Byśmy mogli wybrać tę właściwszą drogę, chociaż chcemy z niej zboczyć. Często nie zdajemy sobie sprawy, co los próbuje nam pokazać, i nikt nie powiedział, że w ogóle kiedyś zrozumiemy. Bo czy ktokolwiek obiecał, że będzie łatwo?”
9/10
+ "The best of all"
Ostatnia spowiedź tom I | Ostatnia spowiedź tom II
Jak dotąd nie miałam styczności z ta serią, ale z tego co widzę, trzeba to nadrobić.
OdpowiedzUsuńNie czytałam części pierwszej - nie ukrywam, że ta seria w ogóle mnie nie ciągnie.
OdpowiedzUsuńKocham tą serię <3 Właśnie kupiłam ten tom i gdy tylko skończę "Miłość bez końca" (czyli dziś) od razu się za nią zabieram :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Jakoś nie przyciągnęło mnie do tej serii na tyle by skusić się ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńCzytałam tylko 1 tom, drugi wciąż czeka na półce.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się ten tom podobał. Teraz czekam z utęsknieniem na trzeci.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony Ostatnia spowiedź tom 1 i tom 2 podobały mi się umiarkowanie, ale z drugiej - piekielnie ciekawa jestem, jak ta cała historia się potoczy. Teraz mam dylemat, czy sięgać po trzeci tom, gdy się już pojawi ;)
OdpowiedzUsuńNiesamowita seria! I pomyśleć, że z początku w ogóle nie miałam zamiaru jej czytać :D Już nie mogę się doczekać kolejnego tomu :D
OdpowiedzUsuńWczoraj skończyłam właśnie drugi tom, recenzje obu tomów już napisane i tylko czekają na swoją kolej, ale z przyjemnością przeczytałam Twoją opinię, gdyż jest prawie dokładnym opisem moich uczuć. W dodatku jesteś jedną z nielicznych osób które tak jak ja zwróciły uwagę na tę niezwykle ważną kwestię, jaką w moim odczuciu była na sile wymuszona dorosłość. Nie mogłabym się z tym zgodzić bardziej - była ona niepotrzebna i trochę udawana.
OdpowiedzUsuńZgadzam się także co do Twoich obaw odnośnie trzeciego tomu, tym bardziej, że w jednym z wywiadów autorka napisała, że trzeci tom jest pełen burzliwych, mocnych momentów. Boję się tego, co może się stać...
Pierwsza część totalnie mnie rozczarowała. Pamiętam, z jakim podekscytowaniem zaczęłam ją czytać... Jak dla mnie cała ta otoczka jest po prostu sztuczna, za dużo w niej dramatu. Allie wkurzała mnie na każdym kroku, co dwie strony płakała, bohaterowie stwarzali sobie nieistniejące problemy... A Bradin, romantyk, przystojny, wrażliwy, a na dodatek muzyk, słowem idealny i całkowicie nierealistyczny. Nie mam zamiaru czytać drugiej części, choć na początku chciała to zrobić, żeby się przekonać, czy jest lepiej, ale szkoda moich nerwów.:)
OdpowiedzUsuńMnie o dziwo ta książka sie bardzo spodobla polecam!
OdpowiedzUsuńJakos nie ciągnie mnie do tej serii.
OdpowiedzUsuńpo-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com
Agrhh jestem jeszcze przed pierwsza częścią, aż mnie ręka świerzbi, aby chwycić Ostatnią spowiedź tom I i przeczytać, ale mam jeszcze tę okropną lekturę, która oddziela moje marzenia od rzeczywistości! :D
OdpowiedzUsuń