Tytuł oryginału: The Clockwork Princess
Autor: Cassandra Clare
Seria/cykl: Diabelskie maszyny #3
Data premiery: 20 listopada 2013
Wydawnictwo: MAG
Liczba stron: 544
Plan Mortmaina
jest idealny. W końcu pomści swoją rodzinę. Za pomocą stworzonych przez siebie
automatów zniszczy Nocnych Łowców i dokona sprawiedliwości, ale nim uruchomi
maszyny potrzebny jest mu jeden, najważniejszy element. Tessa Gray.
Szefowa
Londyńskiego Instytutu robi wszystko, aby znaleźć Mistrza, nim ten ponownie
uderzy. Ani ona, ani żaden z Nocnych Łowców przebywających na terenie Instytutu
nie zna planu Mortmaina. Sytuacja pogarsza się, kiedy nigdzie nie można znaleźć
lekarstwa Jema, a Tessa zostaje porwana. Obaj chłopcy chcą ją odnaleźć. Tylko
czy Will zbierze się na odwagę i powie swojemu przyjacielowi jak bardzo
zakochany jest w Tessie?
„Pytałeś mnie, jak, będąc
nieśmiertelnym przeżyłem tyle śmierci. Nie ma w tym wielkiego sekretu. Po
prostu wytrzymujesz to, co jest nie do zniesienia. I tyle.”
Wciąż
nie mogę uwierzyć, że właśnie skończyłam ostatnią część Diabelskich maszyn. Nie, to po prostu niemożliwe, prawda? Proszę,
powiedzcie, że tak! Powiedzcie, że wyjdzie jeszcze kolejny tom, że to wcale nie
był ten ostatni, tak wyczekiwany, a później opłakiwany. Bo jeśli naprawdę nigdy
już nie będę miała okazji czekać na następną część, to chyba się załamię. Nie,
stop, już się załamałam. Tak, właśnie. Jestem załamana.
Nim
zacznę tę recenzję pragnę Was poprosić o wybaczenie mi, jeśli pisane przeze
mnie zdania będą bez ładu i składu. Od kilkunastu godzin podnoszę się po
przeczytaniu Mechanicznej księżniczki
i wychodzi mi to bardzo słabo, bo w głowie dalej mam całą historię. Śmiało mogę
nazwać się psychicznym wrakiem mola książkowego – i nie jest to kłamstwo. Skoro
rodzina ma dość mojego przygnębienia z powodu książki, to znak, że faktycznie
jest źle. Jest źle? Jest strasznie.
Na
wstępie powiem, że nie mam się do czego przyczepić. Nie jest to spowodowane
świadomością, że „Czytam ostatnią część. Ona nie ma błędów. Żadnych. Ona jest
po prostu cudowna i cicho, dajcie mi czytać, bo to ostatni tom”. Absolutnie
nie. Prawda jest taka, że Mechaniczna
księżniczka nie dostanie z mojej strony żadnego minusa, bo takiego
najzwyczajniej w świecie nie znalazłam! Ta książka jest dla mnie ideałem. Może
brzmi to bardzo banalnie, może mówię jak zakochana w Diabelskich maszynach nastoletnia czytelniczka, ale nie zmienię
swojego zdania. Zawsze, kiedy czytam kolejną część jakieś serii, którą pokochałam
całym sercem, to staram się znaleźć błędy. Wiem, że muszę skupić się nie tylko
na treści i wydarzeniach, ale i na mocnych stronach oraz słabszych. Według mnie
w Mechanicznej księżniczce nie było
żadnej słabej strony. Jako zakończenie trylogii wypadła ona najlepiej spośród
wszystkich tomów, chociaż każdy z nich miał inną funkcję. Mechaniczny anioł pokazuje nowe oblicze autorki, tym razem na tle
XIX-wiecznego Londynu, Mechaniczny książę
doprowadza do łez ze śmiechu, ale i z bardzo smutnych momentów, a Mechaniczna księżniczka… Cóż, ona ma w
sobie to wszystko plus jeszcze więcej.
Źródło |
Kiedy
rozpoczęłam czytanie ostatniej części Diabelskich
maszyn moja pierwsza myśl brzmiała „O, Boże, jestem w domu!”. Uwielbiam to
uczucie, gdy wychodzi następny tom serii, zagłębiam się w niego i spotykam tych
samych ludzi, te same miejsca, charaktery, przyzwyczajenia… U Cassandry Clare
to wszystko jest oczywistością. Bohaterowie są – zaraz obok akcji –
najmocniejszą stroną jej twórczości, a stwierdzam to patrząc na obie wydane
przez nią serie. W całej trylogii i w całej Mechanicznej
księżniczce nie spotkacie drugiego takiego samego bohatera; każdy jest tam
inny. Począwszy od aroganckiego ale uroczego i zabawnego Willa, poprzez
delikatnego, kochającego Jema, dobrą, inteligentną Tessę, pyskatą Cecily, aż po
odważną, mocno stąpającą po ziemi Charlotte i pełnego sprzecznych emocji
Gabriela Lightwooda. Podziwiam Cassandrę Clare za wykreowanie tak wielu
wspaniałych, różnych od siebie, zabawnych postaci. Gdyby nie wrogie nastawienie
Willa do Lightwoodów (patrz: Gabriel), gdyby nie miłość Charlotte do
zagubionego w swoim świecie Henry’ego, gdyby nie delikatność i kruchość Jamesa,
ta powieść byłaby niczym. Każdy z bohaterów jest jak jedna gwiazda mocno
świecąca na londyńskim niebie, a w tym wypadku powstałoby mnóstwo
niesamowitych, niepowtarzalnych konstelacji.
Jak
wspomniałam wcześniej, drugą najmocniejszą rzeczą obok bohaterów jest akcja.
Nie było jej dużo, nie było jej mało – jak dla mnie w sam raz. Momenty w nią
bogate były po prostu… (próbuję znaleźć odpowiednie słowo) magiczne! Chociaż…?
Tym słowem powinnam określić całą serię i świat Nocnych Łowców. Tak więc
momenty bogate w akcję… sprawiały, że moje serce albo zamierało z przerażenia,
albo biło trzy razy szybciej. Akcja jest świetnie rozplanowana. Uwierzcie mi,
dla mnie najtrudniejszym zadaniem w życiu było oderwanie się od Mechanicznej księżniczki, aby (niestety)
powrócić do rzeczywistości. Gdybym mogła, siedziałabym całe dnie w świecie
Nocnych Łowców. Wcale nie chciałam wracać do siebie. (Jak się ma obok siebie
Willa i Jema, to po co wracać do swojego świata?).
Byłabym najgorszą czytelniczką i fanką
twórczości Cassandry Clare, gdybym nie wspomniała o stylu i narracji. Z jednej
strony autorka pisze w bardzo prosty sposób, powiedziałabym, że wręcz banalny i
najłatwiejszy na Ziemi, ale skłamałabym. Wykreowany przez Panią Clare Magnus
Bane musiał dodać do jej stylu magiczny składnik X, który sprawia, że czytanie
jej powieści idzie w zastraszająco szybkim tempie. Czasami przeklinałam siebie
za to, że nie potrafię oderwać się od Mechanicznej
księżniczki, ale z drugiej strony… (patrz: akapit wyżej). Młodzieżowy,
lekki język tylko dodaje atrakcyjności i prostoty całości. Och, ilekroć
próbowałam pisać w podobny sposób, tylekroć moje starania szły do kosza (tego
zwykłego albo komputerowego, whatever).
„Umierając, jeszcze żyjemy”
Zakończenie
Mechanicznej księżniczki było takie…
niespodziewane. Zupełnie mnie zaskoczyło, wprawiło w osłupienie, sprawiło, że
nie byłam w stanie wydusić ani jednego słowa i nawet moje łzy, które
przelewałam na ostatnich stu stronach, na chwilę się zatrzymały. Bolesna
świadomość, że oto nadchodzi koniec trzeciego domu a zarazem całej serii nie
opuszczała mnie ani na chwilę, i chociaż dzięki „uprzejmości” niektórych osób
wiedziałam, co stanie się na końcu, to jednak… jednak… zaniemówiłam. Naprawdę
tego się nie spodziewałam. To było słodko-gorzkie zakończenie, a jednocześnie
takie bajkowe, magiczne, z nutą smutku jak i radości…
Lecz
kilka godzin po przeczytaniu stwierdziłam, że koniec losów bohaterów Diabelskich maszyn był dla niektórych
postaci trochę niesprawiedliwy. Z drugiej strony gdyby tak nie było, całość
wydałaby się bardzo przesłodzona. Żałuję, że dla lubianych przeze mnie
bohaterów los okazał się taki, a nie inny, jednak wiem, że Cassandra Clare tak
to zaplanowała i tak miało być. Chociaż…?
„Nie można szukać zemsty i nazywać
ją sprawiedliwością.”
Były
łzy. Były, cały czas są i na pewno będą. Takiego zakończenia nie zapomina się
szybko. Ba! Takiej serii nie da się zapomnieć! Może pomyślicie, że jestem
bardzo zdesperowaną, oczarowaną czytelniczką, ale Diabelskie maszyny są dla mnie najcenniejszą serią. W moim małym,
książkowym świecie mają ogromne znaczenie. Jest to jedna z pierwszych serii,
które pokazały mi jak powinna wyglądać dobra książka, jak powinno się pisać,
jak wykreować niesamowitych bohaterów, aż wreszcie jak zmiażdżyć czytelnika
końcem.
Życie
mola książkowego bez świadomości, że niedługo wyjdzie kolejna część Diabelskich maszyn jest po prostu
straszne. Makabryczne.
Co
mogę jeszcze Wam powiedzieć? Co mogę powiedzieć tym, który nie sięgnęli jeszcze
po pierwszą część? Co mogę powiedzieć tym, którym Mechaniczny anioł lub Mechaniczny
książę w ogóle nie przypadły do gustu? Nie wiem. Naprawdę nie wiem, co Wam
powiedzieć. Jeśli nie czujecie smutku i przygnębienia w tej recenzji, to
znaczy, że źle ją napisałam i nie nadają się do pisania opinii książek, które
zniszczyły mój czytelniczy świat i zmieniły światopogląd. W sumie to jeszcze
nie wyszłam z „żałoby” po Mechanicznej
księżniczce. Naprawdę nie wiem jak długo będę zawieszona pomiędzy życiem
tutaj, na Ziemi, a światem Nocnych Łowców z wiktoriańskiego Londynu.
Podejrzewam, że bardzo długo. Macie moje słowo, że nigdy nie rozstanę się z Diabelskimi maszynami.
Pora
zakończyć tę recenzję-list pożegnalny-wylewanie smutków. Zdaję sobie sprawę że
w tej recenzji mało jest prawdziwej recenzji, ale może kiedy pozbieram się po
ostatnich stronach Mechanicznej
księżniczki uda mi się napisać ją jeszcze raz, porządniej. A teraz czas się
rozstać.
Williamie,
Jamesie, Thereso, Charlotte, Henry, Gabrielu, Gideonie, Sophie, Cecily i
wszyscy drodzy bohaterowie, których miałam przyjemność poznać w Diabelskich maszynach – mam nadzieję, że
jeszcze nieraz spotkamy zimą 1878 roku przy Londyńskim Instytucie. Tylko
proszę, nie gniewajcie się na mnie, jeśli będę się spóźniać. Moje życie jest
zwariowane, ale obiecuję, że wezmę cały ekwipunek, abyśmy mogli razem polować
na demony i położyć kres wszystkim planom, które mają na celu zniszczenie Was.
Cierpliwości. Będę wpadać! Dziękuję wam, że towarzyszyliście mi w ciągle
rozwijającej się drodze mola książkowego, która zaprowadziła mnie aż tutaj – do
pewnej przepaści. Tą przepaścią jest koniec Diabelskich
maszyn. Teraz muszę wziąć rozbieg i ją przeskoczyć, aby móc iść dalej. Ale
nie martwcie się, zawsze będę pamiętać ten skok. Tego nie da się zapomnieć.
„Są rzeczy, których nie zniszczy
żadna magia, bo one same są magiczne.”
10/10
+ The Best Of All
Za możliwość poznania ostatniej części Diabelskich maszyn najmocniej dziękuję Portalowi Sztukater.pl
Ta pozwala zapamiętać mi ostatnią część:
Trylogia Diabelskie maszyny
Mechaniczny anioł | Mechaniczny książę | Mechaniczna księżniczka
I kilka piosenek, które pozwalają zapamiętać mi losy bohaterów w Diabelskich maszynach:
Ta pozwala zapamiętać mi ostatnią część:
świetna recenzja!
OdpowiedzUsuńim dłużej o tym mówisz, tym bardziej zaczynam się zastanawiać... "Miasto kości" w ogóle nie przypadło mi do gustu, ale XIX Londyn kusi. chyba mogłabym spróbować przeczytać pierwszy tom Diabelskich Maszyn, ale musiałabyś obiecać że mnie nie znienawidzisz, jeśli mi się nie spodoba : )
Skinny Love odkryłam (nie wiem jak to możliwe) dopiero parę dni temu, natomiast jestem fanką całej-calutkiej twórczości Florence and The Machine <3
Oj <3
OdpowiedzUsuńMuszę, muszę, muszę mieć!!
Dlaczego Ty tak przekonująco piszesz? :P
Jej ale pożądam tej książki :)) :3
Masz talent :P Chodź troszkę mi się tę Twoją recenzję czytało długi :PP
Pozdrawiam i zapraszam do sb :3
Już bardzo długo poluję na pierwszą część :(
OdpowiedzUsuńDość długa, ale świetna recenzja :)
Florence *u*
Ja bardzo chciałabym zdobyć pierwszą część :D
OdpowiedzUsuńweronine-library.blogspot.com
Muszę sięgnąć po "Diabelskie maszyny"! :3
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać, gdy dojdę do ostatniej części! Bardzo mnie zachęciłaś do kontynuowania tej serii :D
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś się z nią zapoznam, skoro jest taka świetna;)
OdpowiedzUsuńnie czytałam tej serii ale czytałam 3 części darów anioła i bardzo mi się podobały:)
OdpowiedzUsuńpo twojej recenzji skuszę się na tą serię:)
Mechaniczna trylogia też już za mną ;) Clare dobrze się spisała, teraz tylko pozostało czekać na szósty tom i nową trylogię ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam! Więcej dodawać chyba nie muszę.
OdpowiedzUsuńNa początku w ogóle nie miałam zamiaru poznawać tej serii, ale tyle osób ją chwali, że coś musi w niej być :) I teraz poszukuję własnych egzemplarzy :)
OdpowiedzUsuńŁoł! W ogóle nie zaczęłam Diabelskich Maszyn, ale teraz chyba muszę... :P
OdpowiedzUsuńKsiążka, która na lubimyczytac ma lepszą ocenę nawet od "Gwiazd naszych wina"? I do tego t a k a recenzja? Nie no, muszę zabrać się za Diabelskie maszyny w trybie now!
OdpowiedzUsuńJa też bardzo się zdziwiłam. Kiedyś GWN miało 8.76, teraz spadło do 8.7, a "Mechaniczna księżniczka" ma 8.74 O.O Nieprawdopodobne... :D Ja się zastanawiam co Ty tu robisz! :D Szybko, szybko chwytaj książkę <3
UsuńZagapiłam się i kupiłam ją dopiero dzisiaj. Abstrahując od treści (tak, tak, dalej mówimy o książce)... ja chyba nie ścierpię, że III tom ma inną okładkę niż pozostałe dwa ._. No ludzie, serio? Wiem, że się czepiam pierdół, bo na dobrą sprawę okładka taka czy inna treści zawartej w książce nie zmienia, a przecież o to chodzi w czytaniu... Ale nie mogę się z tym pogodzić. To niszczy wygląd mojej półeczki z serią Darów i trylogią Maszyn. I godzi w mój zmysł estetyki... Już nawet nie chcę wspominać, bo mi się ciśnienie podnosi, o tym, że teraz mam okładkę z Willem (okropnym, bo okropnym, ale zawsze) i dwie z Tessą. Wydawnictwo zrobiło mnie w... konia, delikatnie mówiąc, zamieniając postacie na okładkach (ja się pytam, po jaką cholerę?) i teraz jeszcze wyskakując z oryginałami. Tak, będę biadolić o te okładki XD
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę serię, a po Twojej recenzji chyba połknę "Księżniczkę" w jeden dzień.
~ Twoja Lirit, która jeszcze (wbrew pozorom) żyje, a której nie chciało się zalogować XD
Lirit! Jak dawno Cię tu nie było! :D Miło, że powróciłaś <3
UsuńWygląd Twojej półeczki może być idealny, bo w styczniu wychodzi "Mechaniczna księżniczka" z polską okładką. Tak, dopiero w styczniu. To dopiero żart! Czytelnicy, którzy są z "Diabelskimi maszynami" od samego początku (2010) i mają książki w polskich okładach muszą czekać najdłużej, bo wydawnictwo zaszalało i jako priorytet obrało sobie wydanie całej serii w zagranicznych okładkach. Bardzo śmieszne... Ale "Mechaniczną księżniczkę" czytaj szybko <3
Ja jestem tu zawsze (ależ to zabrzmiało... mam kompleks Boga), tylko się nie ujawniam. Nie mam nic ciekawego do powiedzenia odnośnie książek, bo ostatnio nic nie czytam. Szkoła. A że piszesz o książkach... no cóż, rozumie się samo przez się, że nie piszę. Ale jestem. I wszystko czytam ;)
UsuńNo błagam Cię, nie będę czekać do stycznia, chyba by mnie skręciło do tego czasu. Zagapiłam się, fakt, ale jak już zobaczyłam książkę w Empiku to nie mogłam bez niej wyjść. Jakoś będę musiała się pogodzić z tym faktem... albo będę mieć dwa egzemplarze XD Hmm... mniejsza o to. Muszę się zgodzić, że to jakieś żarty. Szkoda, że wydawnictwo nie "zaszalało" już na samym początku. Nie oszukujmy się, zagraniczne okładki są dużo lepsze niż polskie. No i dalej nie wiem, po kiego zamienili postacie na Księciu i Księżniczce? To ma jakiś głębszy sens, którego nie rozumiem? I jeszcze pod koniec trylogii wyskakują mi z zagranicznymi okładkami... No geniusze, po prostu XD
Swoją drogą, dobrze, że nie mam fejsa, to nie znam spoileru. Alleluja <3
Hmm... chyba się zgłoszę do Ciebie na GG, pogadać ;)
~ Lirit
Kończę aktualnie tom drugi i ze smutkiem stwierdzam, że dopatrzyłam się w nim więcej błędów niż w jakiejkolwiek innej książce Clare. Czyżbym wyrastała z serii jej autorstwa? Nie chcę! Ale Mechaniczną księżniczkę dostanę może na gwaizdkę i w sumie szkoda tej okładki, ale z drugiej strony "machnę na to ręką" - im szybciej ją dorwę, tym lepiej, choć okrutny spoiler na fb już zepsuł mi wrażenia... Szkoda, boli, ryczeć się chce =.=
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się spoilerem :) Ja też myślałam, że czytanie tej części jest w sumie bez sensu, bo przez ten sam spoiler wiem, co się stanie na końcu, ale uwierz mi - zakończenie jest bardzo zaskakujące. Sama aż nie wiedziałam, co powiedzieć!
Usuńkocham kocham kocham "Dary Anioła", a z "Diabelskich Maszyn" przeczytałem tylko pierwszy tom jak na razie :( Ale po takiej recenzji na pewno sięgnę po kolejne! :D
OdpowiedzUsuńPrzepadłam... Po odłożeniu tej książki mój świat rozpadł się na kawałki... Nie wiem jak napiszę swoją recenzję... Nie wiem!
OdpowiedzUsuńMam na nią wielką ochotę... świetna recenzja, utwierdziła mnie w przekonaniu, że muszę po nią sięgnąć. Bardzo lubię tę pisarkę :-)
OdpowiedzUsuńKiedyś przeczytam, choć ubolewam, że będę miała ten tytuł z ładną okładką, a poprzednie mam w starych wydaniach. Wkurza mnie to strasznie :/
OdpowiedzUsuńTeraz jeszcze bardziej ciekawa tej powieści :D Aż mnie skręca aby od razu zacząć ją czytać :D
OdpowiedzUsuń