Tytuł oryginału: Haunting Violet
Autor: Alyxandra Harvey
Seria/cykl: --
Data premiery: 2011
Wydawnictwo: Akapit Press
Liczba stron: 320
Violet wie, że
to, co robi jej matka, jest okrutne, wstrętne i straszne. Ale tak to jest,
kiedy nie jest się urodzonym w bogatej rodzinie, nie ma się majątku i żadnych
wizji na przyszłość, a to szczególnie przeszkadza matce Violet. Dlatego zaczyna
oszukiwać. Udaje, że potrafi rozmawiać z duchami, że jest medium i jest w
stanie pomóc zrozpaczonym żałobnikom w pogodzeniu się ze śmiercią bliskich
osób.
Violet
nie wierzy w duchy, ale… duchy wierzą w nią. Dziewczyna wcale nie chce tego
daru, tym bardziej, że nie potrafi nad nim zapanować. Niestety duchy tak łatwo
jej nie opuszczą, w szczególności jeden, który domaga się odkrycia prawdy.
Wszyscy myślą, że jego śmierć była zwykłym wypadkiem.
Alyxandrę
Harvey znam z Kronik rodu Drake’ów.
Trzy części, które przeczytałam, wywarły na mnie dobre wrażenie i zapisały się
w pamięci, chociaż nie były powalające. Do tej pory mam z nimi same miłe
wspomnienia. Sięgnięcie po Córkę medium
było po części obowiązkiem. Byłam ciekawa, jak Alyxandra Harvey poradzi sobie w
innej tematyce, bo teraz postanowiła przenieść się do świata duchów. Niestety,
nie wszystko poszło dobrze i czas spędzony przy Córce medium uważam za stracony.
Zacznę
od tego, że książka została bardzo słabo napisana. Często miałam wrażenie, że
tworzyła ją nastolatka z kiepskim warsztatem pisarskim, która zadarcie nosa
przez bohaterkę do góry uważa za niesamowicie wielki przejaw dum, siły i
determinacji (uprzednio bohaterka musi porządnie zastanowić się, czy wykonać
ten gest), dlatego jeśli Colin, Elizabeth lub Xavier widzieli, że Violet
zadziera nos do góry, oznaczało to, że są w poważnych tarapatach, a cięta
riposta dziewczyny na zawsze zmieni ich życie. I to chyba normalnie, że
kamienie w domu błyszczą jak perły, prawda?
Wyolbrzymienie,
przesada i nacisk na nieważne dla treści rzeczy to cechy zarówno kiepskich paranormalnych
romansów, jak i samej Córki medium,
która po prostu została źle napisana. Autorka nie skupia się na zagadce śmierci
Roweny, a jedynie na marnych opisach nijakiej akcji i otoczenia. Wszystko to
nie wywołuje w czytelniku żadnych emocji. Ponad to autorka nie zostawia żadnego
pola do popisu dla wyobraźni czytających. Wszystko opisuje dokładnie –
rękawiczki z perełkami na nadgarstkach, kolory sukien, wystrój wnętrz… Na
dłuższą metę jest to bardzo, bardzo nudne. Rzecz jasna trzeba czytelnikowi
zaznaczyć kształt pomieszczenia lub podsunąć jakieś obrazy, ale nie tak
dokładnie. Gdyby jeszcze było to jakoś ciekawie napisane, to pół biedy, nie
zwracałabym na to uwagi, ale zdania wciśnięte byle jak między wypowiedzi w
pewnym momencie zaczęły mnie denerwować.
Sama
Violet to ten tym bohaterki, której humor zmienia się x-razy na minutę. Raz jest
skromna i cichutka, za chwilę twarda i uparta, a później bardzo dziewczęca i
elegancka. Pani Harvey chciała w tej jednej postaci upchnąć milion cech
klasycznej nastolatki i udało się jej to (a świadczy o tym moje negatywne
nastawienie do Violet), ale efekt końcowy był po prostu irytujący, wkurzający i
kiepski.
Oprócz
tego autorka chyba bardzo lubi epitet „urękawiczona dłoń”, bo można się na niego
natknąć co kilka stron.
Byłabym
wyjątkowo niedobrą miłośniczką XIX wieku, gdybym nie powiedziała o tym, co
najbardziej mnie denerwowało. Pani Harvey chyba nie do końca miała pojęcie o
XIX-wiecznej rzeczywistości. Czasami miałam ochotę krzyknąć „Ale przecież tak
się wtedy nie zachowywało”, lecz powstrzymywałam się, bo nie przyniosłoby to
żadnego efektu, a jedynie sprowadziłoby na mnie zaciekawiony wzrok rodziców. Autorka
chyba trochę mało wie o XIX-wiecznej etykiecie (nie, żebym ja dużo wiedziałam,
ale przeczytałam kilka świetnych książek i obejrzałam sporo dobrych filmów).
Było to tak widoczne, że aż kłuło w oczy.
Papierowe
postacie to kolejna negatywna cecha Córki
medium. Alyxandra Harvey w ogóle nie wysiliła się tworząc bohaterów. Po pierwsze:
skorzystała z do bólu znanego schematu, po drugie: nie dodała nic od siebie, po
trzecie: sprawiła, że stały się jeszcze bardziej irytujące i denerwujące niż
przewiduje schemat (w szczególności Violet i jej psiapsiółka Elizabeth).
Samo
wydawnictwo miało problemy z imieniem jednego z wielu obiektów westchnień
Elizabeth, bo jest mała różnica między „Fryderykiem” a „Frederikiem”.
Jak
wspomniałam wcześniej, autorka korzysta ze schematu. Chyba bardzo go lubi, bo w
ogóle nie dała nic od siebie. Rozumiem, że 2011 rok to jeszcze czas
schematycznych książek (koniec mody na schemat, ale wciąż można było spotkać
takie książki na rynku wydawniczym). Miałam nadzieję, że pani Harvey
zaprezentuje czytelnikom coś więcej niż oklepany szablon, ale chyba moje
oczekiwania były zbyt wygórowane. A szkoda. Tak więc już na początku książki
dowiecie się, co będzie działo się później i jak potoczą się losy Violet.
Dobra,
dobra, były też plusy. Czasami odezwały się we mnie jakieś uczucia – raz było
mi żal Violet, drugim razem cieszyłam się jak głupia, ale tak ogólnie całą
książkę przeczytałam z trudem. Ponad to ucieszyłam się, że autorka postanowiła
wybrać XIX wiek. Ale to tyle z dobrych stron.
Czy
polecam? To zależy komu. Córka medium
spodoba się czytelnikom zaczynającym przygodę z nałogowym czytaniem i
paranormalnymi romansami. Za to ci, którzy oczekują czegoś więcej od książki,
zawiodą się, bo jest ona napisana banalnie i bez żadnych rewelacji. Ja osobiście
zawiodłam się.
4/10
Inne książki Alyxandry Harvey:
Księżniczka wampirów (tom 1) | Pojedynki wampirów (tom 2) | Żądza krwi (tom 3)| Krwawiące serca (tom 4) | Krwawy księżyc (tom 5)| Proroctwo krwi (tom 6) | Wykradziona
Znam tą autorkę z pozycji którą czytałam niebawem i miło ją wspominam. Co do Twojej oceny to widzę, że książka nie zachwyciła. Hmm..zastanowię się nad nią :)
OdpowiedzUsuńMam taką samą ocenę dla Córki medium! Kroniki Rodu Drake'ów były ciekawe, ale Córka medium wydawała mi się niedorobiona.
OdpowiedzUsuńNie czytałam, może kiedyś spróbuję, chociaż nie chcę sobie psuć zdania o autorce, szczególnie, że Kroniki Rodu Drake'ów wspominam dość pozytywnie. :)
OdpowiedzUsuńNie, dzięki, nie skuszę się.
OdpowiedzUsuńPodziękuję - szkoda czasu na takie szmatławce ;)
OdpowiedzUsuń