Tytuł oryginału: --
Autor: Agnieszka Lingas-Łoniewska
Seria/cykl: --
Data premiery: 21 października 2013
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 304
Los Angeles to
miasto tętniące życiem całą dobę – zwłaszcza w nocy, kiedy na ulicach jest
najniebezpieczniej, w zaułkach kryją się handlarze narkotyków, a gangi grasują
między osiedlami. W klubach pojawia się nowy narkotyk, który zbiera swoje
żniwo. Melisa Mallory, ambitna dziennikarka gazety „LA Night”, jest autorką
cyklu o bardzo groźnym narkotyku; zbiera materiały do gazety wkraczając do
środowiska, w którym występuje toksyna. Kilka razy omal nie zginęła z rąk
handlarzy, gdyby nie on – Nocny Łowca, zamaskowany mężczyzna, szybszy od
policji, skuteczniejszy i… przystojny. To nie koniec nowości w życiu Melisy, bo
wkrótce po tym jej szefem staje się najsławniejszy milioner w LA, sam James
Maseratti. I on, i Nocny Łowca skrywają pewien sekret.
A
na Melisę czekają Los Angeles, niebezpieczeństwo, przygoda, tajemnice i…
miłość.
Od
dawna uważam, że polscy autorzy są trochę w tyle z nowymi nurtami w
powieściach. Niedawno rynek wydawniczy zalała fala polskich książek o
wampirach, teraz czas na Nocnych Łowców (oczywiście Nocni Łowcy kojarzą mi się
tylko z dwoma seriami – Darami anioła i
Diabelskimi maszynami). Już na
kilometr czuć tutaj schematem, ale ciekawość zwyciężyła. Chciałam zobaczyć jak
polska autorka poradziła sobie z amerykańskim obrazem rzeczywistości.
Nawet
nie spodziewałam się, że książka tak mnie wciągnie! To jest największy plus Obrońcy nocy. Ledwo co otworzyłam książkę
i zaczęłam czytać, a już byłam za setną stroną, zaś po podłożeniu na krótką
chwilę chciałam więcej. To było dla mnie wielkie zaskoczenie. Agnieszka
Lingas-Łoniewska pisze bardzo lekko i przyjemnie (co nie oznacza, że nie
chciałabym wcisnąć swoich kilka groszy i poprzestawiać parę rzeczy – taka moja
natura), prostym, łatwym językiem i ma w swoim stylu coś, co wciąga czytelnika.
Obrońcę nocy czyta się ekspresowo. Trzysta
cztery strony umkną bardzo szybko.
Niektórzy
bohaterowie zaskoczyli mnie pozytywnie – z naciskiem na „niektórzy”. Polubiłam
Melisę, a przynajmniej jej wcielenie ciekawskiej dziennikarki. Urzekła mnie
swoim uporem, naturalnością i ciekawością. Niestety później coś się zmieniło.
Wpływ Jamesa na jej osobę przyćmił jej pozytywne, lubiane przeze mnie cechy i
zrobił z niej chodzącą boginię seksu, wieeelką romantyczkę i uległą kobietę
swojego mężczyzny. Upór, naturalność i ciekawość gdzieś zniknęły – a szkoda, bo
tworzyły ciekawą Melisę Mallory, którą naprawdę darzyłam sympatią. Pozytywną
postacią był również porucznik Dreyer, który z nieznanych mi przyczyn po prostu
wkradł się do mojego serca. Ot, miły, przyjemny gość z charakterkiem. Z kolei
James Maseratti to klasyczny, schematyczny, arogancki, romantyczny, silny,
odważny, kochający, opiekuńczy (etc.) facet w romansach paranormalnych. Nic
nowego. Kochał Melisę, dbał o nią, sprawiał, że czuła się przy nim
najważniejsza i takie tam. Znacie to? No oczywiście. Na początku myślałam, że
może coś z niego będzie, ale im dalej w las, tym gorzej. Nocny Łowca to ta sama
bajeczka.
Akcja
gna bardzo szybko – powiedziałabym, że trochę za szybko. Bohaterowie poznają
się już na pierwszych stronach, miłość szybko rozkwita, Nocny Łowca ratuje
ludzi… Ani się obejrzałam, a Melisa była z Jamesem. Lubię wątki miłosne w
książkach i cieszyłam się, że i w tym jest, ale aż niedobrze mi się robiło,
kiedy po raz n-ty autorka opisywała sceny łóżkowe z dokładnością. Można
zasygnalizować raz czy dwa razy, ale nie trzeba zagłębiać się w szczegóły przy
każdej okazji! Za którymś razem jest to już niesmaczne i nieprzyjemne.
Czytelnik rozumie za pierwszym razem, że wielka prawdziwa miłość rozpoczęła się
już na dobre…
Oczywiście
w książce można natknąć się na klasyczne, schematyczne sceny: ona zostaje
uratowana przez zamaskowanego gościa (i chociaż gość ma maskę, to ona wie, że
jest przystojny i kocha jego intensywny zapach), on pyta się aksamitnym głosem,
czy wszystko w porządku, a ona na sam dźwięk tych słów czuje rój motyli w
brzuchu… Albo romantyczna randka w jakimś miejscu nie z tej ziemi… Szablon
romansów paranormalnych jest oczywisty, wszystkim dostępny i w tym przypadku
jest użyty w większej części powieści.
Hej,
ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło! Muszę przyznać, że dawno nie
miałam takiej frajdy z czytania schematycznego paranormalnego romansu.
Agnieszka Lingas-Łoniewska porwała mnie do swojego świata i nie wypuściła do
samego końca. Samo zakończenie było pomysłowe, ciekawe i intrygujące, więc
gdyby ukazała się druga część, z chęcią po nią sięgnę. Podobał mi się styl,
język i lekkość czytania, a także pierwsze wcielenie Melisy. Śmiało mogę
polecić Obrońcę nocy. Uważam, że
Polka bardzo dobrze spisała się w tej powieści. Nie jest to może literatura
górnych lotów, ale miło spędziłam przy niej czas, zapisała się w mojej pamięci
i nie żałuję, że mogłam ją przeczytać.
7/10
Za możliwość przeczytania Obrońcy nocy dziękuję Wydawnictwu Novae Res!
Bardzo mi się podobała, miło ją wspominam.
OdpowiedzUsuńPani Lingas-Łoniewska idzie jak burza. Co chwilę słyszę o jakiejś jej książce ;) Ciekawa jestem czy ta, którą prezentujesz przypadłaby mi do gustu... Recenzja jest zachęcająca.
OdpowiedzUsuńMyślę, że warto po nią sięgnąć :) Serca może nie podbije, ale jest bardzo przyjemna i stanowi fajną rozrywkę ^^
UsuńBardzo rzadko sięgam po polskich autorów, ale muszę powiedzieć, że zaciekawiła mnie Twoja recenzja. Mimo schematów, o których pisałaś, a które trochę mnie zniechęciły, chyba sięgnę po tę pozycję. :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam twórczość autorki, a książkę serdecznie polecam
OdpowiedzUsuńMialam podobne odczucia do Twoich, jednakże nie sięgnę po kontynuację. Szkoda czasu :P
OdpowiedzUsuńCzytanie "W szpilkach od Manolo" okazało się ciekawą przygodą, ale za to "Zakręty losu" skradły moje serce, dlatego z ogromną przyjemnością poznam inne powieści autorki, bo czyta się je świetnie.
OdpowiedzUsuń"Obrońca nocy" jest eksperymentem, całkiem udanym, ale to pozostałe powieści na stałe zapisały się w moim sercu. Kocham "Bez przebaczenia" i "Łatwopalnych" oraz mam nadzieję, że autorka nigdy się nie wypisze... W końcu podpisała z wydawnictwem kontrakt na 16 powieści, więc będzie się działo ;)
OdpowiedzUsuńŚwietna książka. Będę ją wspominać mile :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Narobiłaś mi trochę apetytu :)
OdpowiedzUsuńSkłonię się raczej ku tym dobrym stronom i mimo wszystko sięgnę. Tym bardziej, że widziałam ją ostatnio w bibliotece. Naprawdę już nie mogę się doczekać co też autorka dla mnie przygotowała :)
OdpowiedzUsuńhttp://czytanie-i-ogladanie.blogspot.com/
Czytałam. Bardzo mi się spodobała i również byłam zaskoczona tym, że to dzieło jest polskiej autorki :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię tę książkę, z resztą jak wszystkie Agnieszki Lingas-Łoniewskiej ;)
OdpowiedzUsuńopinie o tej książce sa bardzo rozne ale postanowiłem przeczytać :) czytam czytam i nie zawiodlem sie na autorce :) Podoba mi sie bardzo, zaciekawiła mnie.
OdpowiedzUsuń