Odważni i anonimowi - Co w literaturze piszczy #5

Wróg: negatywna recenzja.
Miejsce przebywania: xxx.blogspot.com
Cel namierzony.
Przystępujemy do ataku.

Niejeden mol książkowy spotkał się w swoim życiu z naprawdę beznadziejną książką. Dobra, nie musi być ona naprawdę beznadziejna, wystarczy że będzie zła, nie przypadnie nam do gustu i wystawimy złą ocenę. O gustach się nie dyskutuje, czyż nie? Jednemu przypadnie do gustu, z kolei drugi uzna ją za stratę czasu i da jedną gwiazdkę na dziesięć. Problem? Jasne, że nie. Każdy preferuje inne książki, nikt nie powiedział, że powieści Greena czy Clare mają się podobać wszystkim.
Przychodzi czas na napisanie recenzji. Innym negatywne opinie piszę się lekko, drugim nieco trudniej, no ale zawsze coś nie coś się wyduka, tak? Każdy umie wyliczyć słabe strony książki i uzasadnić swoje stanowisko. Publikujemy. Recenzja jest na stronie głównej. Wysyłamy do wydawnictwa (jeśli to egzemplarz recenzencki), wydawnictwo akceptuje (lub nie, ale to znaczy że ma kiepską odporność na krytykę) i po kłopocie. Gorzej, kiedy recenzujemy książkę rodaka, a już wyjątkowo kiepsko jest wtedy, kiedy nie jest to pochlebna opinia. Znacie ten problem?

Zdania odnośnie polskiej literatury są podzielone. Osobiście książkę Polaka przeczytam, ale nie jestem fanką twórczości rodaków. Nie zmienia to faktu, że w swoim życiu przeczytałam kilka dobrych, polskich książek. Niestety coraz częściej w blogosferze (i w ogóle
Źródło
w całym Internecie) można spotkać się z wyjątkowo przykrym, denerwującym i nieprzyjemnym zjawiskiem. Najwidoczniej nie wszyscy polscy autorzy potrafią zrozumieć, że ich twórczość nie musi przypaść do gustu każdemu czytelnikowi.
Sytuacja z bloga koleżanki po fachu: Monika (z bloga Na Zimowy i Letni Wieczorek) napisała bardzo dobrą, krótką i treściwą recenzję książki pana Marka Pindrala Chiny od góry do dołu. Książkę otrzymała od APG Studio. W recenzji została zawarta konstruktywna krytyka, nie było to coś w stylu „Łee, odradzam! Nigdy w życiu nie sięgajcie po tę książkę!” tylko najnormalniejsza, porządna recenzja wyrażająca niezadowolenie z przeczytanej lektury i uwzględniająca wszystkie słabe strony książki. No cóż, najwidoczniej książka faktycznie była słaba i trzeba przyjąć to, że tak powiem, na klatę. To, że ktoś wydaje książkę, nie oznacza, że stanie się ona bestsellerem. Od określenia poziomu lektury są recenzenci, którzy swoje zdanie wygłaszają publicznie, na blogu, oraz wszyscy czytelnicy mające własne zdanie.
Przybyły pierwsze komentarze Anonimów. Czytając ich naprawdę żałosną treść i jeszcze żałośniejsze uwagi odnośnie autorki recenzji (najśmieszniejsze było „Szesnastolatka w roli recenzentki - aż bałam się tego czytać i okazało się, że słusznie”, ale znajdziecie tam mnóstwo innych) miałam ochotę wyrzucić laptopa przez okno i jęczeć nad dzisiejszym światem. Nietrudno się domyślić, że byli to a) najbliższe osoby autora, rodzina, przyjaciele, itp., b) wielcy fani 350-stronicowego podróżniczego utworu, c) osoby „zatrudnione” przez autora, mające na celu krytykowanie zdania autorki recenzji i wpajanie wszystkim, że mimo wszystko TA KSIĄŻKA JEST NAPRAWDĘ DOBRA (co chyba trochę pokrywa się z podpunktem a).
Po pierwsze, sytuacja przekomiczna, bo nikt nie jest w stanie wmówić komuś, że książka, która mu się nie podoba, poważnie jest cudownym utworem. Po drugie, cofamy się do przedszkola? Ukrywają się pod nazwą „Anonim” żeby pokazać, jacy są silni, odważni i pewni swojego zdania? Skoro tak jest, to może niech podpiszą się swoim pseudonimem. Warto zobaczyć, czy w Internecie też są tacy „odważni”.
Podobna sytuacja miała też miejsce na moim blogu. W sierpniu 2013 zrecenzowałam powieść Doroty Frączek Życiew Oborze. Książka była całkiem przyjemna, opowiadała o rozwodzie autorki, prowadzeniu restauracji, wszystkich trudach związanych z papierkową robotą i upartymi, wrednymi pracownikami… Ot, taka lekturka na jeden wieczór z paroma cennymi morałami. „Zabawa” rozpoczęła się po opublikowaniu recenzji. Zjechały się pierwsze Anonimy, komentując moją recenzję bez grama kultury, wchodząc z butami w życie autorki, które, notabene, nie interesowało mnie bardziej, poza przedstawionym w książce obrazem. Tyle że w moim przypadku byli to antyfani autorki, a nie obrońcy jej twórczości, chociaż kilku też się tam znalazło.
Komentarze pod recenzjami są po to, aby wyrazić swoje zdanie na temat książki tudzież recenzji i podzielić się z nią z autorem opinii. Na pewno nie służą do ośmieszania autora, ubliżaniu jemu lub pisarzowi bądź do przekonywania, że TA KSIĄŻKA WAM SIĘ SPODOBA.
  Takie sytuacje jedynie pogarszają pozycję polskiej literatury, która raczej nie cieszy się ogromną popularnością wśród czytelników. Nie od dziś wiadomo, że wydana książka niekoniecznie spotka się z zachwytem, popularnością, rozchwytywaniem i ogólnym aplauzem. Podobne zachowanie jest nad wyraz dziecinne, beznadziejne i na dłuższą metę nie ma żadnego sensu, ponieważ czytelnik ma swoje zdanie i kropka. Zastanówmy się, jaki cel mają anonimowi komentatorzy polskich publikacji, którzy są silni tylko i wyłącznie pod słowem „Anonim”, a nie są w stanie po prostu powiedzieć „Dobra recenzja. Mam odmienne zdanie, ale szanuję Twoje”. Żałosnym zagraniem jest zwracanie uwagi na wiek autora recenzji, życiorys autora książki, historię powieści i tym podobne rzeczy.
Ludzie, takie zachowanie sięga dna. Mija się z celem i jest bezsensowne. W ten sposób powstaje mnóstwo wrogów jakiegoś autora. Osobiście mam na pieńku z jedną autorką, która nie potrafiła przyjąć krytyki z postawą przegranego sportowca, tylko powiedziała „Twoja recenzentka chyba nie rozumie, o czym jest moja książka. To powieść PSY-CHO-LO-GI-CZNA” (chyba psychiczna…). O nie, bardzo dobrze zrozumiałam, o czym była książka tamtej pisarki i na pewno nie była to książka „psychologiczna”. Czy to, że mam siedemnaście lat (wtedy szesnaście) oznacza, że nie znam się na książkach psychologicznych, sensacyjnych, kryminalnych czy jakichkolwiek innych? Kpiny jakieś! Tego samego dnia, po usłyszeniu jakże przyjemnej uwagi, mogłam wymienić kilkanaście o niebo lepszych, mądrzejszych i na pewno PSYCHOLOGICZNYCH książek. Różnica między tą sytuacją a dwoma poprzednimi jest taka, że autorka cennej uwagi nie była osobą anonimową.

Polscy autorzy najpierw powinni nauczyć się odporności na konstruktywną krytykę. Rozumiem, że można się wściec kiedy ktoś pisze, że książka była po prostu beznadziejna i tyle – zero argumentów. Co innego, jeśli opinię pisze doświadczony recenzent, który w swoim życiu przeczytał mnóstwo książek. Najlepiej zróbmy podział książek ze względu na wiek, wzrost, kolor włosów, karnację, stan majątkowy… Macie jakieś inne propozycje?
Na koniec tego przydługawego stosu irytacji, wściekłości, bezsilności i zupełnego załamania mogę rzec tylko tyle:
Siła tkwi w krytyce Anonimów!

Ha, ha. 



16 komentarzy do “Odważni i anonimowi - Co w literaturze piszczy #5”

  1. Wiesz co, mnie ''takie coś'' śmieszy.
    Nie dość, że Anonimy pisali, że są starsi, to nie pokazali się z tej kulturalnej strony. Zamiast napisać ''A mi akurat przypadła do gustu'' czy coś w tym stylu, to oczerniają recenzentkę.
    Mam nadzieję, że takich niemiłych anonimowych tekstów będzie jak najmniej.
    Pozdrawiam

    weronine-library.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym dała takie zdanka jeszcze: Jak poznać, że Twój blog jest popularny? Jedna z recenzji staje się ofiarą Anonimów, którzy bez żadnego powodu zaczynają po niej jeździć i nie są w stanie zrozumieć, że każdy człowiek ma swoje zdanie :D

    Tak naprawdę to chyba każdy musi przebrnąć przez tą falę Anonimów, których po prostu nie przegadasz, bo oni wiedzą lepiej i już! Mi się jeszcze nie zdarzyło, ale z niecierpliwością oczekuję tego momentu, ponieważ tym małym francom się ode mnie oberwie :3
    A tak poza tym to krytyka jest do zniesienia, gdy jest konstruktywna i ma jakieś podstawy, bo obrzucanie kogoś błotem tylko, dlatego że nie spodobała mu się dana książka czy nie lubi jakiejś muzyki jest bezsensowne. Każdy człowiek jest inny i ma swoje zdanie, więc nie ma po co kłócić się o gusta, bo 'de gustibus et coloribus non est disputandum' - o gustach i kolorach się nie dyskutuje ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z tobą. Ja nie miałam jeszcze takiej sytuacji, ale aż boje się zrecenzować książkę jakiegoś polskiego autora, bo i mnie zaleje fala złośliwych anonimów. Kurde, niech się chociaż podpiszą imieniem, żeby się do kogoś zwracać, a nie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Znam tą sytuację, bo wczoraj odwiedziłam bloga Moniki. A że byłam akurat w bojowym nastroju sama zjechałam trochę szanownych Anonimów, bo to zachowanie było wprost żałosne...
    Najbardziej zdenerwowało mnie czepianie się wieku autorki, ten temat chyba nigdy nie przestanie mnie drażnić. Sama też spotkałam się ostatnio z krytyką mojej osoby z powodu wieku co prawda nie na blogu, ale w prawdziwym życiu co było w zasadzie jeszcze gorsze. A że jestem dosyć pyskata w efekcie zostałam wyrzucona ze sklepu :-P
    Ale to rzeczy: w swoim tekście wyraziłaś dokładnie wszystkie moje emocje odnośnie tego tematu. Mam nadzieję, że jakiś Anonim to przeczyta i choć na chwilę się opamięta.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się i to bardzo. Najbardziej denerwują mnie anionimy, które piszą komentarze :"Piszesz beznadziejnie. Lepiej przestań", nie uzasadniają swojej krytyki, więc co ma taki bloger zrobić? Nie wie co według tego anonima (bo oczywiście anonim nie raczył się podpisać) robi źle, więc nic się nie zmieni w recenzjach, opowiadaniu itd.
    Krytyka jest dobra, ale musi to być krytyka uzasadniona. W takim wypadku można coś zmienić.
    Ile ludzi tyle opinii, jak to mówią, więc trzeba szanować zdanie innych ludzi i zamiast obrażać to napisać "Mi się nie podobała", "Mam inne zdanie"...
    A co do polskich autorów, to raczej nie czytam książek naszych rodaków. Denerwują mnie polskie imiona w książkach i miejsce akcji osadzone w Polsce, nawet nie wiem dlaczego mnie to irytuje, po prostu. Może lektury szkolne zaważyły na tym, że nie zaczytuję się w polskich autorach. Może za bardzo polubiłam zagraniczne książki. Nie mam pojęcia, mogę tylko gdybać na ten temat :)
    Poruszyłaś ciekawy temat, można o tym dyskutować i dyskutować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobnie! :D Bardzo denerwują mnie polskie realia w książkach, zupełnie nie wiem dlaczego o.O Ostatnio czytałam książkę Mariusza Zielke "Easylog", której akcja została osadzona w USA i czytało mi się o niebo lepiej, chociaż autorem jest Polak. I tak jak Ty nie lubię w książkach polskich imion, pomimo tego, że są naprawdę piękne.

      Usuń
  6. Niejednokrotnie słyszałam, że polscy autorzy zaraz naskakują na recenzenta, jak mu się książka nie spodoba. Ja przeczytałam sporo polskich książek, ale jeszcze mi się taka sytuacja nie zdarzyła. Poza tym, jak można komuś udowodnić, czy mu się podobała, czy też nie, jeśli każdy ma inne zdanie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo interesujące uwagi, dotąd z niczym takim się nie spotkałam, ale bardzo rzadko czytam rodzimych autorów. Ale cały proceder deprecjonowania oceny jakiegoś blogera, na przykład ze względu na jego wiek wydaje mi się co najmniej absurdalny. Każdy ma prawo do własnej opinii, jeśli komuś to się nie podoba to niech po prostu nie czyta.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Kochana! ja się z Tobą zgadzam, ale cóż - anonimki to anonimki. Były, są i będą. ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. +Miało tam być, że każdy inny bloger też się z Tb zgodzi :3

      Usuń
  9. Sama planuję bardzo niepochlebną recenzję jednej polskiej młodej autorki i też spodziewam się osób poprawiających opinię i usiłujących mi wmowić, że nie zrozumiałam romansu tańszego niż Zmierzch.

    OdpowiedzUsuń
  10. Coś takiego z tego co pamiętam przydarzyło się też Kreatywie i też chodziło bodajże o polską literaturę. No szkoda, że coś takiego ma miejsce w blogosferze.

    OdpowiedzUsuń
  11. Anonimowe komentarze to jedno, a złośliwe wypowiedzi autorów, których książkę skrytykowaliśmy, to jeszcze gorsza sprawa. Niektórzy po prostu nie potrafią przyjmować krytyki.
    Z drugiej strony, są też kulturalni pisarze. Sama kilka dni temu otrzymałam maila od osoby, której opowiadanie zrecenzowałam. Tekst był bardzo miły, chociaż nie wszystko w opisywanym utworze mi się podobało;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Taka sytuacja zdarzyła mi się tylko raz - w przypadku książki Marka Pindrala właśnie. No i raz wydawnictwo się na mnie obraziło i zerwało współpracę mało profesjonalnie. W przypadku innych autorów nigdy nie miałam problemu, ewentualnie jeśli nie chciałam publikować recenzji - pisałam do autora (tak robię tylko jeśli książkę otrzymuję od autora) i wspólnie coś ustalaliśmy co do publikacji - jednak jeśli chodzi o krytykę zawsze chcieli ją usłyszeć, także książki recenzowałam, przy czym w luźnej, mailowej formie. Nikt nigdy się nie obraził, a czasami wywiązywała się z takiej korespondencji ciekawa dyskusja. Także moje zdanie o polskich autorach jest całkiem dobre i sytuacje pozytywne przeważają. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Takie zachowanie jest poniżej poziomu. Każdy lubi co innego i choćby rozmyślał nad tym 100 razy i tak jego opinia się nie zmieni. Ja jestem jeszcze młodsza, bo mam 15 lat, ale potrafię powiedzieć co mi się podoba, a co nie, równie dobrze jak 40-latek. Nawet małe dzieci mają swoje własne zdanie, więc oczernianie autora recenzji jest, cóż...idiotyczne. Osobiście nie spotkała mnie taka sytuacja, ale pisarz pastwiący się nad recenzentem jest dla mnie czymś niepojętnym.

    OdpowiedzUsuń
  14. Recenzowanie książek polskich autorów, bywa niekiedy mocno stresujące. I to dla obu stron.
    Już nie raz słyszałam o anonimowych atakach na recenzenta czy obrażonych autorach, ale chyba nigdy to zjawisko nie przestanie mnie dziwić.

    OdpowiedzUsuń

Będę wdzięczna za komentarz pozostawiony pod tym postem. Śmiało wyraź swoje zdanie - jeśli moja recenzja/artykuł są do bani, napisz. Powiedz, co Ci się nie podoba, co robię źle, a ja nad tym popracuję.
Uprzedzam - jeśli chcesz napisać tylko "super, świetna recenzja", podaruj sobie. Wolę mieć mniej komentarzy, a rozbudowanych i odnoszących się do treści, niż mnóstwo z kilkoma pozytywnymi słowami.
Dziękuję!