Wróg: negatywna
recenzja.
Miejsce
przebywania: xxx.blogspot.com
Cel
namierzony.
Przystępujemy
do ataku.
Niejeden
mol książkowy spotkał się w swoim życiu z naprawdę beznadziejną książką. Dobra,
nie musi być ona naprawdę beznadziejna, wystarczy że będzie zła, nie przypadnie
nam do gustu i wystawimy złą ocenę. O gustach się nie dyskutuje, czyż nie?
Jednemu przypadnie do gustu, z kolei drugi uzna ją za stratę czasu i da jedną
gwiazdkę na dziesięć. Problem? Jasne, że nie. Każdy preferuje inne książki,
nikt nie powiedział, że powieści Greena czy Clare mają się podobać wszystkim.
Przychodzi
czas na napisanie recenzji. Innym negatywne opinie piszę się lekko, drugim
nieco trudniej, no ale zawsze coś nie coś się wyduka, tak? Każdy umie wyliczyć
słabe strony książki i uzasadnić swoje stanowisko. Publikujemy. Recenzja jest
na stronie głównej. Wysyłamy do wydawnictwa (jeśli to egzemplarz recenzencki),
wydawnictwo akceptuje (lub nie, ale to znaczy że ma kiepską odporność na
krytykę) i po kłopocie. Gorzej, kiedy recenzujemy książkę rodaka, a już
wyjątkowo kiepsko jest wtedy, kiedy nie jest to pochlebna opinia. Znacie ten
problem?
Zdania
odnośnie polskiej literatury są podzielone. Osobiście książkę Polaka
przeczytam, ale nie jestem fanką twórczości rodaków. Nie zmienia to faktu, że w
swoim życiu przeczytałam kilka dobrych, polskich książek. Niestety coraz
częściej w blogosferze (i w ogóle
w całym Internecie) można spotkać się z
wyjątkowo przykrym, denerwującym i nieprzyjemnym zjawiskiem. Najwidoczniej nie
wszyscy polscy autorzy potrafią zrozumieć, że ich twórczość nie musi przypaść
do gustu każdemu czytelnikowi.
Źródło |
Sytuacja
z bloga koleżanki po fachu: Monika (z bloga Na Zimowy i Letni Wieczorek)
napisała bardzo dobrą, krótką i treściwą recenzję książki pana Marka Pindrala Chiny od góry do dołu. Książkę
otrzymała od APG Studio. W recenzji została zawarta konstruktywna krytyka, nie
było to coś w stylu „Łee, odradzam! Nigdy w życiu nie sięgajcie po tę książkę!”
tylko najnormalniejsza, porządna recenzja wyrażająca niezadowolenie z
przeczytanej lektury i uwzględniająca wszystkie słabe strony książki. No cóż,
najwidoczniej książka faktycznie była słaba i trzeba przyjąć to, że tak powiem,
na klatę. To, że ktoś wydaje książkę, nie oznacza, że stanie się ona
bestsellerem. Od określenia poziomu lektury są recenzenci, którzy swoje zdanie
wygłaszają publicznie, na blogu, oraz wszyscy czytelnicy mające własne zdanie.
Przybyły
pierwsze komentarze Anonimów. Czytając ich naprawdę żałosną treść i jeszcze
żałośniejsze uwagi odnośnie autorki recenzji (najśmieszniejsze było „Szesnastolatka w roli recenzentki - aż bałam się tego
czytać i okazało się, że słusznie”, ale znajdziecie tam mnóstwo innych) miałam ochotę
wyrzucić laptopa przez okno i jęczeć nad dzisiejszym światem. Nietrudno się
domyślić, że byli to a) najbliższe osoby autora, rodzina, przyjaciele, itp., b)
wielcy fani 350-stronicowego podróżniczego utworu, c) osoby „zatrudnione” przez
autora, mające na celu krytykowanie zdania autorki recenzji i wpajanie
wszystkim, że mimo wszystko TA KSIĄŻKA JEST NAPRAWDĘ DOBRA (co chyba trochę
pokrywa się z podpunktem a).
Po pierwsze, sytuacja przekomiczna, bo nikt nie jest w stanie
wmówić komuś, że książka, która mu się nie podoba, poważnie jest cudownym
utworem. Po drugie, cofamy się do przedszkola? Ukrywają się pod nazwą „Anonim”
żeby pokazać, jacy są silni, odważni i pewni swojego zdania? Skoro tak jest, to
może niech podpiszą się swoim pseudonimem. Warto zobaczyć, czy w Internecie też
są tacy „odważni”.
Podobna sytuacja miała też miejsce na moim blogu. W sierpniu
2013 zrecenzowałam powieść Doroty Frączek Życiew Oborze. Książka była całkiem przyjemna, opowiadała o rozwodzie
autorki, prowadzeniu restauracji, wszystkich trudach związanych z papierkową
robotą i upartymi, wrednymi pracownikami… Ot, taka lekturka na jeden wieczór z
paroma cennymi morałami. „Zabawa” rozpoczęła się po opublikowaniu recenzji.
Zjechały się pierwsze Anonimy, komentując moją recenzję bez grama kultury,
wchodząc z butami w życie autorki, które, notabene, nie interesowało mnie
bardziej, poza przedstawionym w książce obrazem. Tyle że w moim przypadku byli
to antyfani autorki, a nie obrońcy jej twórczości, chociaż kilku też się tam znalazło.
Komentarze pod recenzjami są po to, aby wyrazić swoje zdanie
na temat książki tudzież recenzji i podzielić się z nią z autorem opinii. Na
pewno nie służą do ośmieszania autora, ubliżaniu jemu lub pisarzowi bądź do
przekonywania, że TA KSIĄŻKA WAM SIĘ SPODOBA.
Takie sytuacje jedynie pogarszają pozycję
polskiej literatury, która raczej nie cieszy się ogromną popularnością wśród
czytelników. Nie od dziś wiadomo, że wydana książka niekoniecznie spotka się z
zachwytem, popularnością, rozchwytywaniem i ogólnym aplauzem. Podobne
zachowanie jest nad wyraz dziecinne, beznadziejne i na dłuższą metę nie ma
żadnego sensu, ponieważ czytelnik ma swoje zdanie i kropka. Zastanówmy się,
jaki cel mają anonimowi komentatorzy polskich publikacji, którzy są silni tylko
i wyłącznie pod słowem „Anonim”, a nie są w stanie po prostu powiedzieć „Dobra
recenzja. Mam odmienne zdanie, ale szanuję Twoje”. Żałosnym zagraniem jest
zwracanie uwagi na wiek autora recenzji, życiorys autora książki, historię
powieści i tym podobne rzeczy.
Ludzie, takie zachowanie sięga dna. Mija się z celem i jest
bezsensowne. W ten sposób powstaje mnóstwo wrogów jakiegoś autora. Osobiście
mam na pieńku z jedną autorką, która nie potrafiła przyjąć krytyki z postawą
przegranego sportowca, tylko powiedziała „Twoja recenzentka chyba nie rozumie,
o czym jest moja książka. To powieść PSY-CHO-LO-GI-CZNA” (chyba psychiczna…). O
nie, bardzo dobrze zrozumiałam, o czym była książka tamtej pisarki i na pewno
nie była to książka „psychologiczna”. Czy to, że mam siedemnaście lat (wtedy
szesnaście) oznacza, że nie znam się na książkach psychologicznych,
sensacyjnych, kryminalnych czy jakichkolwiek innych? Kpiny jakieś! Tego samego
dnia, po usłyszeniu jakże przyjemnej uwagi, mogłam wymienić kilkanaście o niebo
lepszych, mądrzejszych i na pewno PSYCHOLOGICZNYCH książek. Różnica między tą
sytuacją a dwoma poprzednimi jest taka, że autorka cennej uwagi nie była osobą
anonimową.
Polscy autorzy najpierw powinni nauczyć się odporności na
konstruktywną krytykę. Rozumiem, że można się wściec kiedy ktoś pisze, że
książka była po prostu beznadziejna i tyle – zero argumentów. Co innego, jeśli
opinię pisze doświadczony recenzent, który w swoim życiu przeczytał mnóstwo
książek. Najlepiej zróbmy podział książek ze względu na wiek, wzrost, kolor
włosów, karnację, stan majątkowy… Macie jakieś inne propozycje?
Na koniec tego przydługawego stosu irytacji, wściekłości,
bezsilności i zupełnego załamania mogę rzec tylko tyle:
Siła tkwi w krytyce Anonimów!
Ha, ha.
Wiesz co, mnie ''takie coś'' śmieszy.
OdpowiedzUsuńNie dość, że Anonimy pisali, że są starsi, to nie pokazali się z tej kulturalnej strony. Zamiast napisać ''A mi akurat przypadła do gustu'' czy coś w tym stylu, to oczerniają recenzentkę.
Mam nadzieję, że takich niemiłych anonimowych tekstów będzie jak najmniej.
Pozdrawiam
weronine-library.blogspot.com
Ja bym dała takie zdanka jeszcze: Jak poznać, że Twój blog jest popularny? Jedna z recenzji staje się ofiarą Anonimów, którzy bez żadnego powodu zaczynają po niej jeździć i nie są w stanie zrozumieć, że każdy człowiek ma swoje zdanie :D
OdpowiedzUsuńTak naprawdę to chyba każdy musi przebrnąć przez tą falę Anonimów, których po prostu nie przegadasz, bo oni wiedzą lepiej i już! Mi się jeszcze nie zdarzyło, ale z niecierpliwością oczekuję tego momentu, ponieważ tym małym francom się ode mnie oberwie :3
A tak poza tym to krytyka jest do zniesienia, gdy jest konstruktywna i ma jakieś podstawy, bo obrzucanie kogoś błotem tylko, dlatego że nie spodobała mu się dana książka czy nie lubi jakiejś muzyki jest bezsensowne. Każdy człowiek jest inny i ma swoje zdanie, więc nie ma po co kłócić się o gusta, bo 'de gustibus et coloribus non est disputandum' - o gustach i kolorach się nie dyskutuje ;)
Zgadzam się z tobą. Ja nie miałam jeszcze takiej sytuacji, ale aż boje się zrecenzować książkę jakiegoś polskiego autora, bo i mnie zaleje fala złośliwych anonimów. Kurde, niech się chociaż podpiszą imieniem, żeby się do kogoś zwracać, a nie...
OdpowiedzUsuńZnam tą sytuację, bo wczoraj odwiedziłam bloga Moniki. A że byłam akurat w bojowym nastroju sama zjechałam trochę szanownych Anonimów, bo to zachowanie było wprost żałosne...
OdpowiedzUsuńNajbardziej zdenerwowało mnie czepianie się wieku autorki, ten temat chyba nigdy nie przestanie mnie drażnić. Sama też spotkałam się ostatnio z krytyką mojej osoby z powodu wieku co prawda nie na blogu, ale w prawdziwym życiu co było w zasadzie jeszcze gorsze. A że jestem dosyć pyskata w efekcie zostałam wyrzucona ze sklepu :-P
Ale to rzeczy: w swoim tekście wyraziłaś dokładnie wszystkie moje emocje odnośnie tego tematu. Mam nadzieję, że jakiś Anonim to przeczyta i choć na chwilę się opamięta.
Pozdrawiam!
Zgadzam się i to bardzo. Najbardziej denerwują mnie anionimy, które piszą komentarze :"Piszesz beznadziejnie. Lepiej przestań", nie uzasadniają swojej krytyki, więc co ma taki bloger zrobić? Nie wie co według tego anonima (bo oczywiście anonim nie raczył się podpisać) robi źle, więc nic się nie zmieni w recenzjach, opowiadaniu itd.
OdpowiedzUsuńKrytyka jest dobra, ale musi to być krytyka uzasadniona. W takim wypadku można coś zmienić.
Ile ludzi tyle opinii, jak to mówią, więc trzeba szanować zdanie innych ludzi i zamiast obrażać to napisać "Mi się nie podobała", "Mam inne zdanie"...
A co do polskich autorów, to raczej nie czytam książek naszych rodaków. Denerwują mnie polskie imiona w książkach i miejsce akcji osadzone w Polsce, nawet nie wiem dlaczego mnie to irytuje, po prostu. Może lektury szkolne zaważyły na tym, że nie zaczytuję się w polskich autorach. Może za bardzo polubiłam zagraniczne książki. Nie mam pojęcia, mogę tylko gdybać na ten temat :)
Poruszyłaś ciekawy temat, można o tym dyskutować i dyskutować :)
Mam podobnie! :D Bardzo denerwują mnie polskie realia w książkach, zupełnie nie wiem dlaczego o.O Ostatnio czytałam książkę Mariusza Zielke "Easylog", której akcja została osadzona w USA i czytało mi się o niebo lepiej, chociaż autorem jest Polak. I tak jak Ty nie lubię w książkach polskich imion, pomimo tego, że są naprawdę piękne.
UsuńNiejednokrotnie słyszałam, że polscy autorzy zaraz naskakują na recenzenta, jak mu się książka nie spodoba. Ja przeczytałam sporo polskich książek, ale jeszcze mi się taka sytuacja nie zdarzyła. Poza tym, jak można komuś udowodnić, czy mu się podobała, czy też nie, jeśli każdy ma inne zdanie.
OdpowiedzUsuńBardzo interesujące uwagi, dotąd z niczym takim się nie spotkałam, ale bardzo rzadko czytam rodzimych autorów. Ale cały proceder deprecjonowania oceny jakiegoś blogera, na przykład ze względu na jego wiek wydaje mi się co najmniej absurdalny. Każdy ma prawo do własnej opinii, jeśli komuś to się nie podoba to niech po prostu nie czyta.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Kochana! ja się z Tobą zgadzam, ale cóż - anonimki to anonimki. Były, są i będą. ;/
OdpowiedzUsuń+Miało tam być, że każdy inny bloger też się z Tb zgodzi :3
UsuńSama planuję bardzo niepochlebną recenzję jednej polskiej młodej autorki i też spodziewam się osób poprawiających opinię i usiłujących mi wmowić, że nie zrozumiałam romansu tańszego niż Zmierzch.
OdpowiedzUsuńCoś takiego z tego co pamiętam przydarzyło się też Kreatywie i też chodziło bodajże o polską literaturę. No szkoda, że coś takiego ma miejsce w blogosferze.
OdpowiedzUsuńAnonimowe komentarze to jedno, a złośliwe wypowiedzi autorów, których książkę skrytykowaliśmy, to jeszcze gorsza sprawa. Niektórzy po prostu nie potrafią przyjmować krytyki.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony, są też kulturalni pisarze. Sama kilka dni temu otrzymałam maila od osoby, której opowiadanie zrecenzowałam. Tekst był bardzo miły, chociaż nie wszystko w opisywanym utworze mi się podobało;)
Taka sytuacja zdarzyła mi się tylko raz - w przypadku książki Marka Pindrala właśnie. No i raz wydawnictwo się na mnie obraziło i zerwało współpracę mało profesjonalnie. W przypadku innych autorów nigdy nie miałam problemu, ewentualnie jeśli nie chciałam publikować recenzji - pisałam do autora (tak robię tylko jeśli książkę otrzymuję od autora) i wspólnie coś ustalaliśmy co do publikacji - jednak jeśli chodzi o krytykę zawsze chcieli ją usłyszeć, także książki recenzowałam, przy czym w luźnej, mailowej formie. Nikt nigdy się nie obraził, a czasami wywiązywała się z takiej korespondencji ciekawa dyskusja. Także moje zdanie o polskich autorach jest całkiem dobre i sytuacje pozytywne przeważają. :)
OdpowiedzUsuńTakie zachowanie jest poniżej poziomu. Każdy lubi co innego i choćby rozmyślał nad tym 100 razy i tak jego opinia się nie zmieni. Ja jestem jeszcze młodsza, bo mam 15 lat, ale potrafię powiedzieć co mi się podoba, a co nie, równie dobrze jak 40-latek. Nawet małe dzieci mają swoje własne zdanie, więc oczernianie autora recenzji jest, cóż...idiotyczne. Osobiście nie spotkała mnie taka sytuacja, ale pisarz pastwiący się nad recenzentem jest dla mnie czymś niepojętnym.
OdpowiedzUsuńRecenzowanie książek polskich autorów, bywa niekiedy mocno stresujące. I to dla obu stron.
OdpowiedzUsuńJuż nie raz słyszałam o anonimowych atakach na recenzenta czy obrażonych autorach, ale chyba nigdy to zjawisko nie przestanie mnie dziwić.