Tytuł oryginału: Thursdays in the park
Autor: Hilary Boyd
Seria/cykl: --
Data premiery: listopad 2013
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Liczba stron: 400
Dziesięć lat
temu w spokojnym życiu sześćdziesięcioletniej Jeanie nagle coś się zmieniło –
ni stąd, ni zowąd ukochany mąż wyniósł się z ich wspólnej sypialni i przeniósł
do pokoju obok. Dlaczego? – sama Jeanie nie wiedziała. Kobieta przez długi czas
chciała się dowiedzieć czemu mąż postąpił w ten sposób, ale do tej pory nie
znalazła odpowiedzi. Zaakceptowała obecną sytuację.
W
oderwaniu od rzeczywistości pomagają jej czwartkowe wyjścia z wnuczką do parku,
gdzie poznaje przystojnego Raya, mężczyznę po przejściach, który również odwiedza
park z własnym wnuczkiem. Ten uśmiechnięty mężczyzna jest całkowitym
zaprzeczeniem jej męża. Jeanie coraz częściej wyczekuje czwartkowych spacerów. Czy
jest gotowa, aby zaryzykować i podjąć wyzwanie rzucone jej przez los?
Jedno z moich książkowych haseł brzmi „Romansów nigdy nie za wiele”. Jestem wielką romantyczką i uwielbiam spędzać wieczory z dobrym romansem. Zapowiedź Czwartki w parku uruchomiła stare baterie, które powołały do życia lampkę z napisem „Romans na horyzoncie” – nic więcej tylko brać i czytać. Okazało się jednak, że z bateriami musi być coś nie tak, bo to, co zapowiadało się na przyjemną lekturkę, było kolejnym (tak nazwanym przeze mnie) „brytyjskim romansidłem”, a po drodze zebrało trochę minusów.
Problem
tkwi w głównej bohaterce, bo Jeanie jest osobą… nieprzeciętnie denerwującą.
Kobieta przeżyła swoje, ma na karku sześćdziesiąt lat (hej, nie mówię tego w
złym słowa znaczeniu i nie sugeruję, że to bardzo sędziwe latka), córkę,
wnuczkę, rodzinę, a zachowuje się jak stuprocentowa nastolatka. Nie czepiam się
rozrywek, spędzania czasu, bo o tym każdy decyduje sam i robi z nim co chce,
ale decyzje podejmowane przez Jeanie, jej zachowanie w stosunku do męża i Raya
czy też relacje z „szaloną” przyjaciółką często zmuszały mnie do zadawania
sobie pytania „Czytam młodzieżówkę?”. W dodatku Jeanie ciągle narzeka na męża,
który w mojej ocenie był naprawdę świetnym człowiekiem, chociaż i tak miał
pewne wady (rany, no bo kto ich nie ma?). Odpowiedzcie sobie na jedno proste
pytanie: co jest ważniejsze – seks po sześćdziesiątce czy niesłabnąca od lat miłość
męża? A teraz pozwólcie, że zadam drugie: zgadniecie, co ważniejsze jest dla
Jeanie?
Temat
i problem poruszany w tej książce są proste – kobieta z dużym matczynym stażem
szuka nowych atrakcji kosztem relacji w rodzinie. Zgadzam się ze stwierdzeniem,
że miłość nie ma daty ważności (i są to piękne słowa), ale czy trzeba jej na
siłę szukać, kiedy obok siebie ma się jej źródło? Postawa głównej bohaterki w
mojej ocenie nie jest godna naśladowania. Szczęście można znaleźć na każdym kroku
i nie trzeba wtedy narażać na szwank relacji z rodziną.
Drugi
problem tkwi w dwóch kolejnych postaciach Czwartki
w parku, chodzi mi o Ritę, przyjaciółkę Jeanie, oraz Raya. Koleżanka Jeanie
była największym ucieleśnieniem nastoletniej, rozchichotanej, szalonej,
odważnej i nieustraszonej przyjaciółki głównej bohaterki w ciele dojrzałej
kobiety. Myślałam, że prawdziwy „przyjaciel to nie ktoś, kto mówi ci to, co
chcesz usłyszeć, ale ktoś kto ci [cenzura] jak zaczniesz rujnować sobie życie”
(www.demotywatory.pl). Tymczasem Rita
to całkowite zaprzeczenie powyższych słów. Zamiast potrząsnąć Jeanie i
powiedzieć „Kobieto! Masz cudowną rodzinę, kochającego męża, tyle cudownych lat
małżeństwa z nim za sobą, chcesz to wszystko zniszczyć?” namawiała ją do
odejścia i zdrady „bo jej się należy”. Wiem, że każdy żyje według innych,
własnych zasad, ale dla mnie takie zachowanie było naprawdę złe. Przyjaciel nie
powinien tak robić. Z kolei Ray… był okropnym egoistą. W książce miał grać rolę
tego seksownego, tajemniczego, lepszego mężczyzny, ale im dalej w las, tym
bardziej odpychał mnie swoim zachowaniem. Miałam wrażenie, że na siłę chciał
wepchnąć się do świata Jeanie, a to było trochę nie na miejscu…
Z
całej książki najbardziej polubiłam Ellie (wnuczkę Jeanie, może dlatego że
uwielbiam małe dzieci), Chanty, jej córkę, oraz George’a, męża bohaterki.
George też miał swoje wady, ale były to wady wpisane w tą postać od początku,
będące częścią jego charakteru, a nie wynikające z uczuć czytelnika.
Ostatnim
minusem Czwartki w parku jest podział
akcji. Często dzieliła się na malutkie fragmenciki, które nie miały żadnego
punktu wspólnego. Ot, taka rozmówka w kuchni, dosłownie parę zdań, a po
skończeniu czytania często myślałam „No dobrze, ale co to ma do rzeczy?”.
Wydawało mi się, że tymi krótkimi rozmówkami autorka chciała zapełnić tylko jej
widoczną dziurę w książce.
Hej,
ale nie ma złego co by na dobre nie wyszło – są też plusy! Najważniejszym jest
lekkość tekstu, prosty język i szybkość czytania. „Brytyjskie romansidła”
charakteryzuje to, że czyta się je w ekspresowym tempie. Czwartki w parku również ma tę cechę, więc jest to świetna lektura
na wieczór, deszczowy dzień lub czas, który spędzacie samotnie w domu. Kilka
godzin i książka przeczytana. Dzieje się tak też za sprawą prostego języka
autorki, który potęguje szybkość, a lekki tekst, niezbyt długie zdania i częste
wypowiedzi tylko umilają czytanie.
Ponad
to w całej powieści było kilka momentów, które wpłynęły pozytywnie na rozwój
akcji, wciągały, odkrywały nowe karty w historii Jeanie i tylko one trzymały
mnie przy książce (inaczej dałabym sobie spokój przez zachowanie głównej
bohaterki).
Kilka
słów na sam koniec… Nie uważam, że ta książka jest zła, ale ma kilka sporych
minusów. Myślę, że jeśli chcecie oderwać się od rzeczywistości z
niezobowiązującym romansem, to Czwartki w
parku jest najlepszą pozycją do tego. Jeśli wymagacie czegoś więcej,
obawiam się, że książka pani Boyd może nie spełnić Waszych oczekiwań. Gdyby nie
zachowanie głównej bohaterki i kilku wymienionych wyżej postaci Czwartki w parku dostałaby o wiele
wyższą ocenę. Tymczasem 5/10 najlepiej oddaje moje uczucia po skończeniu
przygody z tą książką.
5/10
Za możliwość zapoznania się z twórczością Hilary Boyd dziękuję Wydawnictwu Literackiemu!
Ojj, dość dużo tych minusów... Możliwe, że kiedy nadejdzie czas, aż poczuję nieodpartą chęć sięgnięcia po jakąś lekką i niezobowiązującą lekturę, to skuszę się na "Czwartki w parku", aczkolwiek będę miała na uwadze to, iż książka sama w sobie może nie zachwycić mnie tak, jakbym tego oczekiwała.
OdpowiedzUsuńCzytam inną "Spacer w parku", więc zobaczymy jakie będą wrażenia i czy będę chciała sięgnąć po coś podobnego :)
OdpowiedzUsuńChętnie sie z nią bliżej zapoznam :)) Myślę, że byłaby w moim guście. Ocenę 5/10 uważam za dobrą, więc mam nadzieje, że kiedyś ją zdobędę :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Miałam na nią wielką ochotę przed jej premierą, ale później trafiałam na opinie,że jest jednak średnia i jakoś sobie odpuściłam.
OdpowiedzUsuńNie przepadam za romansami, ale akurat ta książka zaciekawiła mnie wiekiem głównej bohaterki. Pomyślałam, że to może być wartościowa opowieść o rodzinie, o zmianach, na które nigdy nie jest za późno itd. Ale po przeczytaniu Twojej recenzji do końca zmieniłam zdanie. Nie uwierzę, że sześćdziesięcioletnia kobieta zachowuje się jak nastolatka, nie kupuję tego, więc powieść będę omijać. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńOpis powieści, a dokładniej relacja Jeanie i jej męża przypomina mi tą z filmu ,,Dwoje do poprawki". Na razie nie mam ochoty na powtórkę z rozrywki, więc sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńA zapowiadało się tak dobrze... Jeśli już mam czytać romans, to musi to być porządna literatura, a nie książka posiadająca tak dużo wad;)
OdpowiedzUsuńNo właśnie - niby lektura przyjemna, relaksująca, a jednak trudno nazwać tę książkę dobra literaturą - w zasadzie trudno nawet stwierdzić, czy to jest cokolwiek warte. Chyba podziękuję - jest wiele przyjemnych powieści, które przynajmniej prezentują sobą jakiś poziom.
OdpowiedzUsuń