Tytuł oryginału: Stormbringers
Autor: Philippa Gregory
Seria/cykl: Zakon Ciemności tom II
Data premiery: 5 lutego 2014
Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 304
Podróż młodego
inkwizytora, jego sługi, skryby i dwóch młodych dam trwa nadal. Luca wciąż
dostaje nowe zadania od mistrza. Badanie nadciągającego końca świata oraz
przyglądanie się sygnałom jest naprawdę niebezpiecznie, zwłaszcza wtedy, gdy
oznaki apokalipsy widać najmocniej i w dodatku można je poczuć na własnej
skórze. Do niewielkiego miasteczka na wybrzeżu Włoch wkracza dziecięca
krucjata. Zaraz po ich przybyciu świat drży w posadach, a nad miasteczkiem
formuje się wielka fala strachu.
Pierwszą
część Zakonu Ciemności wspominam
miło, aczkolwiek pamiętam o pewnych rzeczach, które zdecydowały o ocenie Odmieńca. Byłam ciekawa, jak Philippa
Gregory po raz drugi poradzi sobie z młodzieżowym fantasy. Gdzieś tam w
zakątkach duszy miałam nadzieję, że Krucjata
wypadnie lepiej od pierwszego tomu – w końcu Philippa Gregory postanowiła
osadzić akcję w moich ulubionych czasach i tym już na starcie zarobiła u mnie
pierwsze punkty. Ale jak było naprawdę?
„Ludzie boją się tego, czego nie
rozumieją.”
Szczerze
powiedziawszy początek obiecywał całkiem sporo. Zaczęło się przyjemnie,
ciekawie, wciągająco… Ale im dalej w las tym ciemniej. Zawsze powtarzam, że
lubię ten stan, kiedy ponownie wkraczam do jakiegoś świata i znam bohaterów,
ich charaktery, miejsce
akcji… Po prostu czuję się jak w domu – swobodnie i
pewnie. Niestety w przypadku Krucjaty
tak nie było. Po przybyciu Luki, Izoldy, Iszrak, Freize’a i Piotra do Piccolo
miałam wrażenie, że pani Gregory wszystko to wymyślała na siłę. Ta cała
dziecięca krucjata była dla mnie mało realna. W ogóle w całej powieści zabrakło
mi jakiegoś płomyczka życia; wszystko dookoła było trochę sztuczne, naciągane,
bez żadnych kolorów i sensu. Autorka zrobiła mnóstwo zamieszania wokół rzeczy,
które później i tak nie odegrały żadnej roli w całokształcie, a jeśli już
faktycznie na coś podziałały, to w znikomym stopniu. Sztuczny tłum w książce to
coś, co często można spotkać w młodzieżowych powieściach i tak właśnie było w Krucjacie. Często myślałam, że ciekawie
wygląda sytuacja bohaterów, ale natychmiast autorka naciskała na ikonkę z
koszem na śmieci i wyrzucała to, co mogłoby stworzyć naprawdę interesującą
fabułę. Po co? Żeby tylko skupić się na głównych bohaterach, ich filozofowaniu,
podejmowaniu decyzji i wymyślaniu im kolejnych zadań.
Źródło |
Ponad
to pani Gregory chyba nie lubi punktów kulminacyjny pełnych akcji. Całą akcję
przeniosła na początek Krucjaty i do
środka powieści. Działo się wtedy dużo różnych rzeczy, które faktycznie mnie
wciągnęły, ale co z tego wynikło? Nic, ponieważ – tak jak wspomniałam wcześniej
– autorka kliknęła na swoją ulubioną ikonkę i cała akcja poszła na marne.
Dramatycznie przeżycia bohaterów z chwil zagrożenia życia nie zostawiły żadnego
śladu w całej ich późniejszej historii. Takie przedwczesne wyczerpanie
wszystkich zasobów akcji sprawiło, że kolejne rozdziały (aż do samego końca)
nie obfitowały w nic, co mogłoby przyciągnąć uwagę i wzbudzić zainteresowanie.
Pewnie wyobrażacie sobie punkt kulminacyjny. W mojej głowie wygląda jak puste,
oblane słońcem miasteczko na Dzikim Zachodzie, po którego ulicach przetacza się
zbita w kulę sucha trawa.
Aby
dolać oliwy do ognia wspomnę co nie co o bohaterach i ich sercowych rozterkach,
które są zapowiedziane w opisie. W trzech słowach: pomieszanie z poplątaniem! O
ile w Odmieńcu byłam pewna kto komu
wpadł w oko, tak w Krucjacie
pogubiłam się między dziewczętami oraz chłopcami i niejednokrotnie
zastanawiałam się, co to w ogóle ma być. Autorka sama komplikuje sobie sprawę.
Wszystko było w porządku, dopóki nie skończył się Odmieniec. Tutaj sercowe sprawy nagle zaczynają gonić w
najróżniejsze strony. Izolda zachowywała się jak prawdziwa hipokrytka z
zadartym do góry nosem, Luca nic nie zyskał ani nie stracił w moich oczach,
Freize na szczęście pozostał tym samym Freize’em z Odmieńca, ale już Iszrak bardzo mnie zawiodła. Ceniłam ją za
inteligencję, charakterek i upór, lecz w Krucjacie
to ona odgrywała największą rolę w miłosnych potyczkach. Denerwowało mnie to,
że wściubiała nos w nie swoje sprawy. Tamta Iszrak nie zachowywała się w ten
sposób.
Same
zadania młodego inkwizytora również nie mają żadnego sensu. Moim zdaniem były
one niedokończone, wymyślane na poczekaniu, a wzięte razem nie mają żadnego
powiązania między sobą (oprócz nakreślonego celu, czyli zbadania końca świata).
W dodatku pani Gregory nie dostarcza żadnych nowszych, świeższych informacji o
życiu w średniowieczu. Skoro głównie skupia się na powieściach historycznych,
oczekiwałam, że tło historyczne wypadnie o wiele lepiej. Tymczasem nic
szczególnego się nie dowiedziałam – same podstawowe informacje.
Ostatnim
minusem Krucjaty będzie wyżej
napomknięto brak jakichkolwiek emocji i życia w bohaterach. Wydawali się oni
tacy papierowi, zupełnie bez „tego czegoś”, autorka w ogóle nie pomyślała, aby
wykreować mocniej ich charaktery… Szkoda. Pomysł na książkę jest ciekawy, ale
realizacja niestety wypadła bardzo kiepsko.
„Nigdy nie mówimy ludziom, że ich
kochamy, bo głupio nam się wydaje, że będą z nami na zawsze. Wszyscy
zachowujemy się, jakbyśmy mieli żyć wiecznie, a powinniśmy zachowywać się,
jakbyśmy mieli umrzeć nazajutrz. Powinniśmy mówić sobie najpiękniejsze rzeczy.”
Nie
mogę być taka surowa. Krucjata ma
plusy, ale niestety nie zdecydują one o ocenie
Byłabym
straszną zołzą, gdybym nie pochwaliła wydawnictwo za piękną okładkę. Trzeba
przyznać, że przyłożyło dużą wagę do estetyki, i mnie może umknąć to uwadze!
Polskie okładki Zakonu Ciemności są
wyjątkowo piękne. Oddają klimat powieści.
„To cienie na ścianie. Jak gdyby
dziecko bawiło się, tworząc je za pomocą świecy. Prawdziwy świat to świeca, nie
cień. Ale dziecko patrzy tylko na cień.”
Podsumowując
to i owo: moim zdaniem było gorzej. Jak dla mnie Odmieniec był lepszy niż Krucjata,
ale nie mogę tracić nadziei na to, że trzecia część zaprezentuje się lepiej.
Nie jest źle, lecz nic nie stoi pani Gregory na przeszkodzie, aby było lepiej.
Póki co zarówno Odmieńca jak i Krucjatę mogę polecić młodszym czytelnikom
w przedziale wiekowym 12-15 lat. Dla czytelnika, który w swoim książkowym
dorobku ma więcej, trochę lepszych pozycji, Zakon
Ciemności może wypaść bardzo słabo.
4/10
Za możliwość poznania dalszych losów Luki, Izoldy, Freize'a, Iszrak i Piotra serdecznie dziękuję Młodzieżowemu Klubowi Recenzenta!
Zakon Ciemności:
Jakoś nie ciągnie mnie do przeczytania tej powieści.
OdpowiedzUsuńweronine-library.blogspot.com
Stopniowo- najpierw sięgnę po tom pierwszy, przekonam się co i jak ;)
OdpowiedzUsuńKiedyś wypożyczyłam pierwszy tom z biblioteki, ale nie przeczytałam, bo przeczytałam niezbyt dobrą opinię tej książki.
OdpowiedzUsuńAktualnie czekam na opinię mojej najbardziej zaufanej recenzentki - jeśli spodoba się jej, to pewnie mi również i wtedy sięgnę. A później drugi tom :D
A mi się właśnie spodobała bardziej niż Odmieniec :3
OdpowiedzUsuńNie czytałam tej serii, ale też słyszałam, że Odmieniec był lepszy.
OdpowiedzUsuńMusialabym najpierw poznać tom pierwszy. Ale opinie o tej serii sa mocno podzielone z tego co czytam...
OdpowiedzUsuńprzeczytałam obie części i chyba cofam się w rozwoju (wnioskuję tak z opinii recenzentki) bo mnie obie się podobały.jednakże zgadzam się w pewnych kwestiach. odmieniec był lepszy, ta dziecięca krucjata była lipna, no i było zamieszanie z uczuciami bohaterów. tez już nie wiem kto z kim. było jedno wzruszenie (jak Freize wrócił po potopie) i ciekawość związana z nowym bohaterem Radu Bej-em. chętnie przeczytam trzecią część. jestem ciekawa co tym razem wymyśli pani Philippa :)
OdpowiedzUsuń