137. Przedpremierowo: "Wayward Pines. Bunt" Blake Crouch

Tytuł: Wayward Pines. Bunt
Tytuł oryginału: Wayward
Autor: Blake Crouch
Seria/cykl: Wayward Pines #2
Data premiery: 27 sierpnia 2014
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 376


Wydarzenia sprzed kilku dni sprawiły, że Ethan Burke objął posadę szeryfa w Wayward Pines. Wspomnienia ciągle do niego przychodzą i uświadamiają go, w jak beznadziejnej sytuacji znalazł się on i czterystu pozostałych mieszkańców Wayward Pines. Na świecie nie ma nikogo innego – są tylko oni. Zaufanie Pilchera pomaga Ethanowi przeniknąć do grupy, która chce normalnego życia w Wayward Pines, bez kamer i podsłuchów, sztucznych uśmiechów i nauczania dzieci o rzeczach, o których rodzic nie ma prawa wiedzieć. To tylko doda siły Ethanowi i jego żonie. Bunt zbliża się wielkimi krokami.



Uwielbiam czytać straszne książki – uwielbiam chować się za kocem i zamykać oczy myśląc, że straszny moment przeminie (szkoda, że sam się nie przeczyta), mieć gęsią skórkę na rękach, czuć szybsze bicie serca i bać się najmniejszego ruchu w pokoju. Pierwsza część trylogii Wayward Pines Szum – właśnie takie reakcje u mnie obudziła. Kazała mi bać się, chować pod kocem i okłamywać siebie samą powtarzanym w kółko „Jeszcze jeden rozdział i idę spać”. Kontynuacja – Bunt – była świetna, ale czy lepsza od poprzedniczki?
Pierwsza część pozostawiła mnie z wielkim „Wow!” na ustach. Takiego zakończenia w ogóle się nie spodziewałam. Przez kilka tygodni dzielących mnie od przeczytania Buntu zastanawiałam się, co też autor wymyślił i jak ma zamiar poprowadzić Ethana oraz pomóc mu podjąć właściwe decyzje w przerażającym, chorym miasteczku Wayward Pines. Wayward Pines bez wątpienia jest miejscem mrocznym i niebezpiecznym, a po lekturze Buntu zrozumiałam, że również chorym, kontrolowanym, sztucznym i fascynującym.
W Buncie akcja toczy się wolniej. Zamiast tego poznajemy mroczne tajemnice miasteczka, wnikamy w jego strukturę, rozszyfrowujemy działanie tego dziwnego systemu, przemierzamy puste, stworzone z iluzji uliczki, gdzie na każdym kroku jest kamera lub podsłuch. W tym mieście nie da się żyć, ludzie są maszynami z przyklejonymi na ustach uśmiechami, wszystko – dosłownie wszystko – jest zaplanowane i monitorowane, a władzę nad tym skrawkiem ziemi i zaprogramowanymi ludźmi sprawuje Pilcher, który nazywa się Bogiem. Blake Crouch to mistrz tworzenia przerażających miejsc. W Szumie Wayward Pines już od samego początku wydaje się straszne, lecz dopiero w Buncie widać, że ono jest po prostu mroczne i pokręcone.
Ethan Burke to postać, której nie da się złamać. Jego przeszłość sprawiła, że stał się człowiekiem odpornym na ból i strach, potrafi podejmować słuszne decyzje, kieruje się głosem serca i jest gotowy bronić swojej rodziny do ostatniej kropli krwi. Już w pierwszej części obdarzyłam tego bohatera sympatią, a teraz mój podziw dla jego osoby wzrósł. To właśnie wraz z Ethanem poznajemy tajemnice Wayward Pines i to z nim przygotowujemy się do buntu. Często dochodziłam do wniosku, że na jego miejscu moja psychika powiedziałaby „Stop, tego za wiele”, ale on zagłębia się dalej i walczy mocniej. Oprócz tego w Buncie lepiej poznajemy Theresę, małżonkę Ethana. Theresa jest według mnie jedną z najlepszych postaci Wayward Pines. Podziwiałam ją za odwagę, determinację i chęć walki o normalne życie, a także rozumiałam jej załamania nerwowe i strach. Niestety moje pozytywne nastawienie do tej postaci zniknęło wraz z ostatnią stroną, kiedy to tajemnice żony i matki wychodzą na jaw. Jakie? Dowiecie się sięgając po Wayward Pines.
Blake Crouch ma świetny pomysł na książkę, a wszystko dobrze zaplanował. Chociaż w Buncie jest mniej akcji, to na nudę nie możecie liczyć. Ciągle coś się dzieje i choć nie jest to za każdym razem „Bum!” czy „Wow!”, to i tak poczujecie, jak Wayward Pines wciąga z każdą stroną. Drugą część, tak jak i pierwszą, czyta się ekspresowo. Krótkie zdania i podział na mnóstwo małych akapitów, które przeszkadzały mi w pierwszej części, dodają dynamizmu i sprawiają, że Bunt  można połknąć w ciągu jednego dnia. Kocham takie książki! Nigdy też nie domyśliłabym się rozwiązania tajemnicy, która towarzyszy czytelnikowi na wszystkich stronach Wayward Pines. Podejrzewałam mnóstwo osób, w głowie układałam kilka różnych opcji, dodawałam do siebie najróżniejsze elementy i jak zawsze okazało się, że kiepski ze mnie detektyw. Bunt nie nadchodzi tylko od strony mieszkańców – bunt zaczyna się wewnątrz.
Końcówka dosłownie wbiła mnie w fotel. O ile na początku Buntu zastanawiałam się, jak autor wybrnie z tej trudnej sytuacji, tak teraz naprawdę nie wiem, co stanie się w trzeciej części. Nie. Mam. Zielonego. Pojęcia. Na pewno nie spodziewałam się czegoś takiego. Czułam się tak jak podczas czytania ostatnich stron Deadline Miry Grant, tylko szok był troszkę mniejszy, ale mimo to i tak wielki. Jestem pewna, że oczekiwanie na trzecią część będzie najdłuższym czasem w moim życiu pełnym niepewności i pytań „Co dalej?”.
Wayward Pines. Bunt dałam ocenę 7/10, podczas gdy Szum otrzymał ode mnie 8. Długo zastanawiałam się nad oceną dla drugiego tomu, ale w końcu zdecydowałam się na 7. Dlaczego? Bo zabrakło mi jednego elementu – grozy. Wcześniej pisałam, że uwielbiam bać się podczas czytania, a Wayward Pines to przerażające miasteczko, zwłaszcza wtedy, gdy wnikamy w jego historię i funkcjonowanie. Owszem, Bunt jest straszny w wielu momentach (do tej pory wzdrygam się na samo wspomnienie sceny pod koniec książki, kiedy Ethan wygłaszał swoje kazanie), ale nie jest to ten sam strach, który był na każdej stronie Szumu, a który tak bardzo zafascynował mnie już na samym początku pierwszej części. Początek – świetny, środek – niebezpieczny, koniec – robiący ogromne wrażenie, ale nie było między tymi trzema częściami grozy, która w pierwszym tomie to wszystko połączyła. Nad Wayward Pines wciąż unosi się mrok, lecz niestety nie była to mrożąca krew w żyłach groza.
Wayward Pines to seria, którą każdy fan thrillerów i horrorów powinien przeczytać. Na pierwszej stronie Szumu poznacie fenomen tej trylogii, a Bunt utwierdzi Was w przekonaniu, że Blake Crouch i jego twórczość to polskie objawienie 2014 roku. Maraton z Wayward Pines dostarczy Wam wielu emocji – począwszy od strachu, poprzez niepewność, aż po ulgę. Wayward Pines to miejsce, gdzie raj jest domem.




7/10


Za możliwość poznania sekretów Wayward Pines dziękuję Wydawnictwu Otwarte.


Wayward Pines:
Szum | Bunt | The last town

 

8 komentarzy do “137. Przedpremierowo: "Wayward Pines. Bunt" Blake Crouch”

  1. Czytałam twoją recenzję trochę przez palce, co by nie łyknąć spoilerów, bo pierwszy tom jest nadal przede mną. Skoro polecasz fanom horrorów, to ja czuję się bardzo zachęcona. I jeszcze te intrygujące zakończenia...

    OdpowiedzUsuń
  2. Będę musiała zapoznać się pierwszą częścią :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwsza część mnie oczarowała, pokochałam ją całym moim sercem wciśniętym wraz ze mną w fotel. Dokładnie, jeszcze tylko jeden rozdział... Nie mogę się doczekać "Buntu"! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeszcze pierwszego tomu nie przeczytałam, a tu już drugi:)

    OdpowiedzUsuń
  5. MUSZĘ dostać w swoje ręce pierwszy tom. :3
    www.blog-ksiazkoholiczki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Chętnie kiedyś się na nią skuszę :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Muszę rozejrzeć się za pierwszym :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Szum trochę rozczarowuje.
    Owszem początek zapowiada ciekawą fabułę.
    Ale w pewnym momencie wszystko opada (mam na myśli napięcie czytelnika ;-)
    gdy autor, nie wiadomo z jakiego powodu, wplata do opowieści wątek z potworkami.
    Dla mnie niepotrzebnie.
    No niestety autor pojechał po bandzie lub raczej odleciał w kosmos.
    Mógł się trzymać schematu "twin peaks" nie kombinować.
    Przynajmniej nie straciłby nieco starszych czytelników.
    ;-)

    OdpowiedzUsuń

Będę wdzięczna za komentarz pozostawiony pod tym postem. Śmiało wyraź swoje zdanie - jeśli moja recenzja/artykuł są do bani, napisz. Powiedz, co Ci się nie podoba, co robię źle, a ja nad tym popracuję.
Uprzedzam - jeśli chcesz napisać tylko "super, świetna recenzja", podaruj sobie. Wolę mieć mniej komentarzy, a rozbudowanych i odnoszących się do treści, niż mnóstwo z kilkoma pozytywnymi słowami.
Dziękuję!