Tytuł oryginału: The edge of always
Autor: J.A. Redemerski
Seria/cykl: Na krawędzi nigdy #2
Data premiery: 21 maja 2014
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 448
Podróż Andrew i
Camryn trwa dalej.
Kiedy
tych dwoje spotyka wielka tragedia, po której ich życie zmienia się o sto
osiemdziesiąt stopni, postanawiają znów poczuć się jak wtedy, gdy uciekali
przed życiem. Z torbami pełnymi ubrań wsiadają do tego samego chevroleta
chevelle i jadą przed siebie – jak najdalej od wspomnień. Czy ta podróż również
czegoś ich nauczy?
Bardzo
ucieszyłam się, gdy ujrzałam zapowiedź drugiej części Na krawędzi nigdy. Pierwszy tom bardzo polubiłam – nie była to
miłość, ponieważ historia Andrew i Camryn miała swoje minusy. Nawet nie wiecie,
jak byłam ciekawa kolejnych losów tej dwójki. Teraz, po przeczytaniu Na krawędzi zawsze, zadaję sobie
pytanie: czy kontynuacja była w ogóle potrzebna? Opowiem Wam troszkę o drugiej części
Na krawędzi nigdy.
Cukier.
Wszędzie cukier. Pierwsze sto stron to sam cukier, zęby bolą od nadmiaru cukru.
Cukier zamienia się w krówki, karmel, cukierki… Kraina cukru! Słodkość między
Andrew a Camryn była taka… nienaturalna, sztuczna i z każdą przeczytaną stroną
coraz bardziej wkurzająca. Rozumiem, że bardzo się kochają – gdybym miała
takiego faceta jak Andrew również nie widziałabym poza nim świata – ale,
kurczę, ile można sobie słodzić? Po stu stronach pomyślałam „Oho, chyba w końcu
pierwszy raz od dawna napiszę jakąś niezbyt pozytywną recenzję”. Bałam się, że
Andrew i Camryn już nigdy nie ruszą tyłków z domu i nie udadzą się w tę wielką
podróż, bo gdyby tak się stało, przeszłabym na dietę i przestała słodzić
herbatę. Dochodzą do tego zboczone cechy obu bohaterów, wulgarny seks, nieprzyjemne
słownictwo, irytująca Natalie i papierowi bohaterowie. Normalnie czułam się, jakbym
czytała inną wersję O krok za daleko,
z tą różnicą, że Na krawędzi nigdy i Na krawędzi zawsze o czymś opowiadają.
Na
szczęście po tych stu cukrowych stronach nadchodzi czas na zapowiedzianą
podróż. I wtedy poczułam się, jakbym czytała Na krawędzi nigdy. W końcu mogłam się zrelaksować, bo stary Andrew
i stara Camryn nareszcie powrócili z planety Cukierni. W tle stary rock, na
drodze piękna chevelle, a w samochodzie tylko oni. Nowe przygody, nowe
wyzwania, czas na zmierzenie się z przeszłością i zbudowanie przyszłości.
Wszystko było w porządku, tylko… na dłuższą metę w ogóle nie miało sensu. Poprzednia
podróż Andrew i Camryn nauczyła oboje iść za głosem serca, walczyć do końca,
nigdy nie mówić „nie” i być sobą, a teraz? Nic. Ot, zwykła przejażdżka przez
kilka stanów USA, gorący seks w hotelowych pokojach, wspomnienia i przygody. Wszystko
to napisane jakby od niechcenia, ze wzmożoną liczbą papierowych postaci i
tragizmu.
Najbardziej
nie podobało mi się słownictwo. Kurczę, w życiu nie pozwoliłabym, że facet
mówił do mnie tak, jak to czynił Andrew do Camryn. Prędzej wzięłabym najgrubszą
książkę z mojej biblioteczki i zorganizowała bliskie spotkanie okładki z jego
twarzą niż pozwoliła na to, aby gość używał wobec mnie takich słów. Trochę
szacunku do własnej osoby.
Sceny
seksu również nie musiały być opisywane z taką pasją. Czytelnik już w pierwszej
części wie, że Andrew i Camryn bardzo się kochają, a swoje uczucie przenoszą do
łóżka. Przypominanie mu JAK WIELKIE jest to uczucie nie ma najmniejszego sensu.
Tutaj znów na myśl przyszła mi książka Abbi Glines. Przypadek?
Narzekam
na Na krawędzi zawsze, narzekam i
narzekam, a przecież całkiem przyjemnie się ją czytało. Cieszyłam się, że w
czasie podróżowania Andrew i Camryn na powrót stali się tamtymi bohaterami z
pierwszej części. Co prawda nie było to dokładnie to samo, ale miło było
powrócić do tradycji z poprzedniej wyprawy. Poza tym jechali chevroletem
chevelle i słuchali dobrej muzyki – to ma dla mnie ogromne znaczenie jako
miłośniczki starych samochodów i równie starych nutek. Ścieżka dźwiękowa to
ogromny plus obu części. Dzięki pani Redemerski Bad Company i The Civil Wars
stały się moją nową miłością. Do tego dochodzi kapitalny wokal Stevie Nicks i
jeden z piękniejszych utworów The Eagles czyli Hotel California.
Poza
tym często było zabawnie. Gdyby zminimalizować seks w książce i wulgarne
słownictwo, to Andrew i Camryn są naprawdę świetną, kochającą się, pełną humoru
parą. Bardzo podobała mi się ich relacja w czasie podróży, kiedy nawzajem sobie
dokuczali, śmiali się, występowali na scenie i odkrywali nowe miejsca. Szkoda,
że autorka nie mogła tak od samego początku. Oprócz tego książkę czyta się
naprawdę błyskawicznie – maksymalnie dwa dni i powieść już za Wami.
Z
kolei zakończenie znów ociekało słodyczą. Było stanowczo za długie, przesłodzone,
cukierkowe, różowe, ale gdzieś tam miało lekki, gorzki posmak, bo w końcu jest
to ostatnia część przygód tych bohaterów. Mimo to skróciłabym je o kilkadziesiąt
stron i pozwoliła czytelnikowi samemu dorysować kilka rzeczy.
Na
krawędzi zawsze nie jest zła. Jest po prostu źle
napisana. Za dużo w niej cukru, a za mało konkretów. Suma sumarum ta część nie
ma żadnego przesłania, lekcji, morałów ani nawet sensu. Jeśli chcecie
przeczytać drugą część, śmiało, sięgajcie po nią – może przypadnie Wam do gustu
i zakochacie się w niej bardziej niż w poprzedniczce, ale równie dobrze możecie
poprzestać na pierwszej. Nie żałuję tego, że przeczytałam Na krawędzi zawsze; żałuję tylko tego, że okazała się o wiele
słabsza od Na krawędzi nigdy. Mimo to
zapisała się w moim sercu i długo w nim pozostanie.
Podeszłam do tej książki odrobinę bardziej krytycznie, ale z większością twoich wniosków się zgadzam. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że książka nie dla mnie. Raczej nie przeczytam ;-)
OdpowiedzUsuńNie mam teraz czasu na seria,a poza tym wolę lepsze pozycje.
OdpowiedzUsuńNa razie odpuszczę sobie jej lekturę.
OdpowiedzUsuńOjojoj, nie dobrze! A takie wysokie wymagania przed nią postawiłam! :/
OdpowiedzUsuńCzyli aż tak źle właściwie też nie było. A ja jeszcze przeczytałam, ale nie wiem... chyba, raczej nie przeczytam. :)
OdpowiedzUsuńshelf-of-books.blogspot.com
No mnie już rozwalił tekst z pierwszej części - coś w stylu "mój fiut mógłby ciąć diamenty". Po tym tekście stwierdziłam, że więcej po książki tej autorzyny nie sięgnę. Narracja tego Andrew to totalna żenada, facet jest okropny a nie idealny. No ale ludzie się tą książką zachwycali, więc może to ja się nie znam. Dla mnie jest wulgarna i w zasadzie niczego nie wnosi. Ot takie czytadło w sam raz na raz.
OdpowiedzUsuńPierwsza część jest jeszcze nawet fajna, ale druga jest napisana na siłę. A narracja Andrew faktycznie kiepsko wypadła. Zastanawiałam się po co autorka dzieliła narrację na Andrew i Camryn skoro i tak nie wniosło to nic nowego do książki. Zmarnowały się tylko śliczne okładki :)
UsuńOj, to na pewno nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńoxu-czytanie.blogspot.com
Jestem na diecie, więc cukier jest zabroniony ;)
OdpowiedzUsuńJa chciałabym przeczytać pierwszą część :) Bo czytałam dużo pozytywnych recenzji ale zazwyczaj tak jest, że druga część jest do kitu :/
OdpowiedzUsuń