Omijamy młodych szerokim łukiem - Co w literaturze piszczy #9



Źródło
Książki drożeją, 60% Polaków w zeszłym roku nie sięgnęło po książkę i choć na rynku wydawniczym pojawiają się nowe pozycje, to niewielu ludzi zagląda do księgarni, aby coś kupić. Ale przecież są biblioteki! Zaraz, zaraz… nie wszystkie są dobrze wyposażone. Nie wiem jak u Was, ale w wielu bibliotekach, które odwiedzałam w swoim mieście, na półkach stoją stare powieści, po które rzadko kto sięga. Nowości tam jest tyle, co kot napłakał. Nie bójcie się! Jest przecież Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa! To cudownie, że rząd chce przeznaczyć pieniądze na rozwój Dyskusyjnych Klubów Książki, zakup praw autorskich do utworów literackich, szkolenia dla bibliotekarzy i księgarzy, badania czytelnictwa czy zakup nowości wydawniczych do bibliotek (więcej przeczytacie klikając na link podany na samym końcu). Szkoda tylko, że nic nie trafi do szkolnych bibliotek. Wiecie, gdzie leży problem? 


Nie w tym, że książki są drogie i nikt nie ma czasu na czytanie (raz na czas można wyłączyć telewizor, żeby przeczytać dobrą lekturę), ale w tym, jak czytelnictwo jest reklamowane wśród dzieci i młodzieży.

Do napisania tego artykułu zainspirował mnie dzisiejszy odcinek Drugiego śniadania mistrzów emitowanego przez stację TVN24. Moja mama powiedziała, żebym przyszła i obejrzała, bo mówią o książkach. Nogi za pas i lecę. Pod tym, co powiedzieli goście programu, podpisałabym się obiema rękami i nogami, a nawet głową. Czytelnictwo i kultura w Polsce spychane są na drugi plan. Wszyscy wiedzą, że czytanie rozwija wyobraźnię, wzbogaca słownictwo, otwiera przed nami nowe światy, ale mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że oczytani ludzie czują się szczęśliwsi, częściej uprawiają sport, częściej udzielają się społecznie i lepiej dogadują się z ludźmi. Zalet płynących z czytana książek jest mnóstwo, nawet uzależnienie od książek nie brzmi poważnie, tylko pięknie. Dlaczego więc czytanie nie jest promowane tak, jak na przykład w Szwecji, o czym w programie mówiła pani Katarzyna Tubylewicz, gdzie w niedzielę o dwudziestej na stacji odpowiadającej naszej TVP1 lecą programy poświęcone kulturze (w tym często samej literaturze). A Belgia, w której dzieci trzy razy w ciągu roku przychodzą do swoich placówek z kocykiem i ulubioną książką, gdzie czytają i wymieniają się książkami? Gdzie leży problem?

W szkole. W tym, co szerokim łukiem omija Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa na lata 2014-2020. W szkole mamy już pierwsze, obowiązkowe spotkania z książkami. Właśnie – obowiązkowe. Dzieci nie są zachęcane do czytania książek. One muszą przeczytać tę lekturę, żeby nie dostać złej oceny. Może nie we wszystkich szkołach tak jest, może teraz jest inaczej, nie wiem, ale kiedy chodziłam do podstawówki, moi rówieśnicy niezbyt pozytywnie wyrażali się o lekturach, które musieli przeczytać. Trzy razy na początku każdego, nowego roku szkolnego (w klasie czwartej, piątej i szóstej) mogliśmy wspólnie wybrać jedną książkę, którą omówimy w tym roku, ale ona też pochodziła ze zbioru lektur w podstawówce.

Później przechodzimy do gimnazjum, gdzie też nie jest kolorowo. W ogóle gimnazjum uważam za dziwny twór, który wcale nie pomaga, a tylko szkodzi. Młodzież czuje się doroślejsza, pewniejsza, ale nieczęsto wpływa to pozytywnie na ich zachowanie. Tutaj również spotkanie z książkami nie odbywa się w przyjaznej atmosferze. Mamy piękny zbiór polskiej literatury, lecz znów jesteśmy zmuszani do przeczytania jej. Uważam, że powinniśmy czytać dzieła polskich pisarzy, lecz uczniowie powinni być do tego zachęcani, a nie zmuszani, „bo pani tak kazała”. Kolejny raz młodzi ludzie nie mają dobrego zdania o lekturach. Naprawdę zazdroszczę tym, którzy w gimnazjum bądź podstawówce mieli ciekawe kółka dyskusyjne – takich brakuje w szkołach. Szkolne biblioteki najczęściej są bogate w obowiązkowe lektury, ale niezbyt często w powieści, które ktoś chciałby przeczytać dla relaksu. A teraz podziękujmy rządowi, że ani złotówka nie zostanie przeznaczona na pomoc szkolnym bibliotekom, gdzie zaczyna się czytanie. To pięknie, że rząd zajmie się szkoleniami dla bibliotekarzy i księgarzy lub badaniami czytelnictwa, ale jak mają badać czytelnictwo w Polsce, skoro miliony młodych ludzi nie sięgną po ciekawe książki, bo takich nie ma w szkolnych bibliotekach?

Ponad to (nie wiem, czy zwracaliście na to uwagę) w szkole interpretujemy lektury tak, jak jest to nakazane. Na początku pierwszej klasy liceum mieliśmy przeczytać Makbeta Szekspira. Po raz pierwszy tak bardzo spodobał mi się dramat. Kiedy przeszliśmy do omawiania lektury, bardzo zdziwiło mnie to, co mówiliśmy na lekcji. Zupełnie inaczej odbierałam zachowanie Makbeta. Czytając dramat, miałam wrażenie, że na końcu zachowywał się odwrotnie do tego, co mówiła ogólnie uznana interpretacja.

Za swój życiowy cel wzięłam sobie przekonanie jak największej liczby osób do czytania książek. Nie wiem, czy mi się to udaje, ale może jakiś tam mały sukces już odniosłam. Ubolewam nad tym, że czytanie jest tak słabo promowane w Polsce, zwłaszcza wśród dzieci i młodzieży. Nie chodzi tu tylko o czytelnicze akcje (ale chwała organizatorom za wszystkie tragi książek! Życzę im sto lat!), ale o promowanie czytelnictwa w szkołach, a także poza szkołą, lecz wciąż wśród młodych ludzi. Wydawnictwa ściągają do naszego kraju tyle najróżniejszych książek, mamy przeogromny wybór powieści, gatunków, tematów i autorów… Skoro rząd nie przejmuje się 60%-tami Polaków, którzy nie czytali książek w zeszłym roku, to my musimy wziąć sprawy we własne ręce. Od tego mamy książkowe gadżety – torby z cytatami, przypinki, kubki, lampki, breloczki i najcenniejsze: książki i naszą książkową wiedzę. My, nałogowi czytelnicy, podsuwajmy młodszym ciekawe książki, doradzajmy starszym te powieści, o których można dyskutować… Marzę o tym, aby w mojej szkole powstał klub dyskusyjny, taki, jaki można spotkać w niejednej amerykańskiej szkole, gdzie można dyskutować o książkach np. Jodi Picoult, Johna Greena lub Diane Chamberlain (wybierzcie sobie ulubionego autora). To też mam zamiar zrealizować, a przynajmniej postarać się. Bo czytanie, to nie tylko rozrywka – to nauka życia, podejmowania właściwych decyzji, poszerzanie swoich horyzontów, wiedza, która nigdy nam nie umknie… Czytanie to całe życie, a ludzie, którzy czytają, są szczęśliwsi i kreatywni. Im wcześniej zaczniemy czytać, tym lepiej. Cieszmy się, że należymy do 40% czytających i postarajmy się, aby te 40% zamieniło się w 60%, 70% a nawet 80%. Wiem, że to brzmi banalnie, ale jestem idealistką i wierzę, że to się uda. Musimy tylko chcieć i działać. Nikt za nas tego nie zrobi.

Komu jutro polecisz przeczytaną przez ciebie książkę?



Klikaj tutaj:

13 komentarzy do “Omijamy młodych szerokim łukiem - Co w literaturze piszczy #9”

  1. Całkowicie się z Tobą zgadzam! Czytanie, a właściwie promowanie czytania, jest w Polsce w całkowicie opłakanym stanie! W gimnazjum trafiła mi się nauczycielka, która pozowoliła nam przeczytać 3 książki spoza kanonu lektur, a które później omawialiśmy. Były to "Marina", "Wtorki z Morriem" i "Władcy Much" - przeczytałam i pokochałam wszystkie trzy! Co ważniejsze, były to jedne z naprawdę niewielu "lektur", które przeczytałam podczas mojej wieloletniej edukacji. Nie wiem, co było bezpośrednią przyczyną, ale wydaje mi się, że właśnie to, że wybraliśmy te książki razem i nie były one typową lekturą szkolną, a co za tym idzie - nakaz ich czytania został zdjęty, co znowu zachęciło wszystkich do zapoznania się z tymi pozycjami. I oczywiście ja też marzę o takim szkolnym kółku dyskusyjnym, ale niestety nikt nie ma takich rzeczy w planach :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż... Pozostaje mi życzyć, by ten życiowy cel udało Ci się osiągnąć. Sama cieszę się z każdej czytającej duszy. Od razu mi raźniej, gdy w tramwaju nie ja jedna tkwię z nosem w książce. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi także. Wierzę, że więcej osób zacznie czytać.

      Usuń
  3. Ja miałam to szczęście, że i w podstawówce, i w gimnazjum miałam świetne polonistki. W gimnazjum, które obecnie kończę, z panią zawsze mogliśmy podyskutować na temat lektur, co innego, że niewiele osób je czytało... Właściwie czasem było tak, że omawianie jakiejś lektury sprowadzało się do dyskusji i materiału, który pani musiała zrealizować.

    Zgadzam się z Tobą, że gimnazjum to dziwny twór ;)

    Co do obowiązkowych lektur, ktoś mi kiedyś powiedział, że najgorszym dla książki jest uczynić ją lekturą szkolną. Ja tam osobiście nie mam z tym problemu, bo dla mnie książka to książka, a to czy ktoś mi ją każe przeczytać, czy nie jest sprawą drugorzędną, jednak wiem jak do tego podchodzą osoby, chociażby w mojej klasie. Wiele z nich lektur szkolnych nie czyta, bo są niejako do nich zmuszane, ale za to inne książki lubią czytać i sprawia im to przyjemność.

    Tak na koniec, to cel masz piękny =). Ja również bym chciała, aby ludzie odkryli to coś, które daje czytanie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dobry tekst :)
    Z jednej strony jestem przeciwna zmuszaniu dzieci do czytania książek, ponieważ potem powieści będą im się kojarzyć z walką przez strony, ale z drugiej... Powiedzmy sobie to szczerze - znam niewiele osób, które sięgnęłyby po książkę z własnej woli. Może jest to spowodowane czasem - nauka do szkoły lub gadżety (telefony, laptopy itp.), ale ja zawsze znajduję czas, pomimo tego, że korzystam z komputera i się uczę. Dlatego, nauczyciele powinni zachęcać lub wybierać lektury ciekawsze, które opisem czy okładką zainteresują uczniów. Ciekawe również byłoby samodzielne wybieranie książek - to zachęciłoby niektóre osoby do czytania.
    Bardzo się cieszę z Twojego postanowienia i życzę Ci z całego serca, aby się ono spełniło!
    Pozdrawiam Serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo dobry tekst, ciekawie się czyta. Szkoda, że rząd nie rozumie, gdzie zaczynają się podstawy czytania i planuje wydatki na niepotrzebne cele. Mam nadzieję, że kiedyś się to zmieni i Polacy zaczną sięgać po książki. A pomysł z DKK w szkołach jest naprawdę fajny, może i u nas nastanie na to moda? Mam taką nadzieję. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny wpis, daje do myślenia. Niestety w moim środowisku jest tak, że co czytają, czytają od dzieciństwa. Nieczytających w żaden sposób nie zachęcisz po sięgnięcia po lekturę. No ale czasu szkolne, gdzie dopiero kształtujemy zainteresowania, mam za sobą.

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytanie w podstawówkach leży i kwiczy. Najgorsze jest to, że przychodzą dzieciaki, które czytały dotąd mało, albo wcale. A później są zmuszane do czytania, nie rozumieją tego i wkurzają się ni tyle co na nauczycieli co na książki, bo to one są źródłem ich problemów. I tak to się ciągnie i ciągnie, chyba że ktoś odkryje w sobie pasję. Wszystko zależy od podejścia. Ważna jest rola rodziców, żeby to oni przekazywali swoją miłość do książek i wartości płynące z ich czytania :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zgadzam się stuprocentowo. To momentami naprawdę straszne... I jako osoba, która szkolną edukację skończyła i bawi się w studia naprawdę bardzo doceniam, że w końcu mogę czytać to, co chcę, a nie to, co muszę. Zawsze jak czytałam lektury, miałam tak jak Ty z "Makbetem" - rozumiałam je zupełnie inaczej niż omawialiśmy.

    OdpowiedzUsuń
  9. W zeszłym roku próbowałyśmy z dziewczynami zrobić klub dyskusyjny książki, jednak nie wiele osób przychodziło, teraz już wiem co poszło nie tak. Sam przekaz. Jestem książkoholikiem i również ubolewam nad umierającą sztuką czytania.
    Sama bibliotekarka nie zachęca do odwiedzania biblioteki, choć jej wygląd jest jak najbardziej książkowy...

    OdpowiedzUsuń
  10. W mojej szkole klub dyskusyjny został by wyśmiany, już na etapie projektu... Niestety, boli mnie to strasznie, ale takie były (i są) fakty, że młodzież nie tyle nie czyta, co uważa czytanie za stratę czasu, głupotę i gardzi czytelnikami. Rozumiem, że nie każdy musi lubić czytanie, ja na przykład nie cierpię sportu, choć przecież też wiem, że nie szkodzi a służy. Po prostu nie mam do tego serca. Jednak naprawdę szanuję i podziwiam ludzi, którzy mają zapał i silną wolę, a sport jest ich pasją. Dlaczego więc kiedy ja czytałam książki na szkolnym korytarzu słyszałam słowa w stylu "jak można czytać tą makulaturę"? Nie powiem, udało mi się przekonać kilka osób do czytania, a przynajmniej nauczyć szacunku dla czytających, jednak przeraża mnie wciąż fakt jak książki i sami czytelnicy są traktowani. Przeraża mnie też, że podczas gdy ja przeliczam wszystkie swoje pieniądze na książki, moi rówieśnicy planują ile mogą kupić za to piw i paczek papierosów. Przez całe liceum próbowałam naprawdę wszystkiego by zmienić nieco moich znajomych, jednak jeśli odniosłam jakiś skutek to był on chwilowy. Niestety nie da się niczego wytłumaczyć człowiekowi, który nie chce słuchać.
    Niemniej, Tobie życzę powodzenia i mam szczerą nadzieję, że choć odrobinę uda Ci się zmienić liczebność członków naszego książkowego świata :-)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Przykro mi, że jestem trochę po terminie skutkiem czego ta dyskusja została już przysypana nowymi postami. Właściwie nawet nie wiem czy przeczytasz mój komentarz. Niemniej jednak piszę dla siebie.

    Czasem odnoszę wrażenie, że zaczęłaś się zajmować recenzjami literackimi jednocześnie zaczynając przeceniać przedmioty swojej pracy. Oczywiście nie zaprzeczam, że książki rozwijają wyobraźnię, że wzbogacają słownictwo albo cokolwiek innego, co wyczytasz między wierszami. Niemniej jednak, nie zapominajmy, że po książkę sięgamy (przede wszystkim) dla rozrywki. Nie wmówisz mi, że zaczęłaś czytać dla analizowania ludzkiej psychiki oraz wzorców zachowań w ekstremalnych sytuacjach jaką niewątpliwie byłby atak demonów, które przelazły przez Zasłonę do naszego świata. Książka zwie się sztuką ponieważ jest indywidualnym pomysłem wykreowanym przez umysł autora i gdyby posiadała (tylko) charakter czysto dydaktyczny to sztuką przestałaby być i to nie moje zdanie a niepodważalne fakty. Gdyby wszystkie książki miały nauczać to byłyby takie same i promowałyby jednakowe wzorce oraz schematy zachowań. Tymczasem jest inaczej i to właśnie sztuka. Rozumiem, że czytanie pomaga nam w zapamiętywaniu pisowni czy interpunkcji, mamy bogatszą wyobraźnię i generalnie „żyjemy więcej niż raz”. Jeżeli ktoś wyniesie coś z lektury to świetnie! Ale to indywidualna sprawa każdego (już chyba kiedyś wspominałam, że z pustego i Salomon nie naleje). Tymczasem, mam wrażenie, że dla Ciebie książki to jedyne źródło wiedzy życiowej i każdy, kto nie czyta, jest (wybacz) analfabetą-osłem bez krzty wyobraźni oraz kreatywności, nie ma nic do powiedzenia i w ogóle – spłoń na stosie.

    Dlaczego to piszę? Ano dlatego, że nie rozumiem Twojego oburzenia brakiem wyskoczenia przez rząd z dolarów na rzecz dofinansowania szkolnych bibliotek. Wyraźnie widać, że ludzie bez czytania mogą całkiem nieźle żyć a jeżeli jeden uczniak z drugim czytania nie czuje to choćby w szkolnych zbiorach były same „najlepsze selery” to się nie chwycą. I po co tracić ciężkie pieniądze skoro osoby czytające na palcach jednej ręki można liczyć? Właśnie. Zgadzam się z tym, że przymus czytania lektur, no nie czarujmy się, to czysty debilizm, ale właśnie dlatego należy zmienić kanon tychże czytadeł na coś, co zainteresuje takiego dzieciaka z podstawówki czy gimnazjalistę a nie od czasów niepamiętnych walić „Potop” i „Krzyżaków”, których z resztą ludzie nie rozumieją. Masz rację, że wielu ludzi (bo może „każdy” to krzywdzące stwierdzenie) swój pierwszy kontakt z książką ma w szkole, gdy zadadzą coś obowiązkowego do przeczytania. A bądźmy szczerzy – średnio to ciekawe. I potem zostaje niesmak do książek, że nudne, że przymus, że nie rozumiem czym jest „żupan” czy „kontusz”. Ale nawalenie do szkolnych bibliotek nowości tego nie zmieni. To kanon lektur oraz przymus do czytania są złe.

    Promować czytelnictwo – tak! Jakkolwiek się da: ten program, o którym wspominałaś, akcje z serii „poczytaj mi przyjacielu” (albo jak-tam-się-nazywały), w mojej szkole są dziewczyny, które jeżdżą czytać dzieciom w przedszkolach… Albo zwyczajne polecanie książek znajomym, znajomym znajomych, kuzynom czy kumplom kuzynów. Tutaj chodzi o zmienienie mentalności, że książka nie równa się masa straconego czasu i wynudzenia się tylko po to, żeby zdać do następnej klasy. A tego nie zmieni pierdyriald nowych pozycji w bibliotece szkolnej. Lepiej zaopatrzać biblioteki publiczne, do których chodzi się z własnej i nieprzymuszonej woli, w których poszukuje się właśnie nowości z rynku wydawniczego a nie kolejnego tomu „Pana Tadeusza”, bo to już przerobiłaś i masz dosyć.

    Zupełnie inna sprawa, że książki drogie. I nawet jeżeli CHCĘ czytać to nie mogę, bo zwyczajnie mnie na taki luksus nie stać. A w bibliotekach pustka (i teraz wyobraź sobie, że owszem, książki są, ale w zbiorach szkolnych, gdzie nikt ich nie rusza, bo wszyscy mają skojarzenie z „Dziadami”, bez sensu, nie?).

    Oł maj… Toż to niemal drugi artykuł wyszedł. Jakbyś chciała to proszę, moje GG: 50713745, może napiszesz to możemy pogadać o książkach i nie o książkach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lirit! Nawet nie wiesz, jak cieszę się, że piszesz!

      Odpowiadając na Twój "niemal drugi artykuł" :D
      Czytanie jest sztuką, tak, to najświętsza prawda. I szkoda, że niektórzy tego nie doceniają. Książki za naukę życiowa nie uważam, bo trzeba też przeżyć wiele z tych rzeczy na własnej skórze, jednak dają one jakieś pojęcie o życiu i są w stanie pomóc nam przejść przez wiele sytuacji, z których niektórzy nie umieliby wyjść. Ponad to książki uczą, że trzeba mieć własne zdanie - a tego brakuje w zapatrzonym w telewizję ludziom. Nie mają własnego zdania, nie umieją go wyrazić. Książki pokazują jak się to robi.
      A im wcześniej człowiek zacznie się tego uczyć, tym lepiej. I tutaj odzywa się dom, wychowanie, a także szkoła, w której (chcąc lub nie) spędzamy sporą część naszego życia.
      Nie chodzi mi też o to, aby "tracić ciężkie pieniądze" na wyposażenie szkolnych bibliotek, ale o to, by je uwzględnić, czego rząd niestety nie zrobił. Bo co jak co, ale przez te 6 lat (które zakłada plan) wiele może się zmienić.

      Kochana Lirit, niestety nie mam GG :( Pisz do mnie na maila!

      Usuń

Będę wdzięczna za komentarz pozostawiony pod tym postem. Śmiało wyraź swoje zdanie - jeśli moja recenzja/artykuł są do bani, napisz. Powiedz, co Ci się nie podoba, co robię źle, a ja nad tym popracuję.
Uprzedzam - jeśli chcesz napisać tylko "super, świetna recenzja", podaruj sobie. Wolę mieć mniej komentarzy, a rozbudowanych i odnoszących się do treści, niż mnóstwo z kilkoma pozytywnymi słowami.
Dziękuję!