Kiedy "miłość" zamienia się w seks - Co w literaturze piszczy #7

Artykuł zawiera drobne spoilery dotyczące książek: Na krawędzi nigdy, Ostatnia spowiedź tom II, O krok za daleko, Spróbujmy jeszcze raz i Mechaniczna księżniczka.

Źródło

Miłość. Miłość wszędzie – za oknem, na zewnątrz, w domu, w komputerze, w szkole, w sklepie i w książkach. Wszędzie zakochane pary. Miłość to cudowne połączenie dwóch serc, uczucie, którego nie da się opisać słowami, a które można tylko poczuć (hah, odezwała się!). Kiedyś ta miłość między dwojgiem ludzi zamieni się w miłość fizyczną. Jako że (na oko) sześćdziesiąt procent książek ma w sobie wątek miłosny, często można spotkać się również z tą cielesną miłością. I co wtedy? Jak odbierają to autorzy i w jaki sposób chcą przekazać to czytelnikom? Odpowiedzi są zaskakujące.
Po raz n-ty zaznaczam, że jestem wielką romantyczką. Uwielbiam miłość w książkach, więc z chęcią sięgam po romanse. Mam też swoje zasady (wynikające głównie z wiary), ale toleruję w książkach seks jako przejaw czystej miłości. W tym artykule chcę zwrócić uwagę na to, co coraz częściej można spotkać w bardzo wielu pozycjach. Uczy czy nie? Zachęca czy zniechęca? Książki – spośród miliarda zalet – cechują się jedną, najważniejszą: uczą. To stwierdzenie chyba nie podlega większej dyskusji, prawda? Zatem czy seks w książkach odbierany jako „pieprzenie się”, „ruchanie” czy też „ujeżdżanie” jest nauką? Kiedy prawdziwa książkowa miłość zamieniła się w zwykły cielesny akt?
Najlepszym przykładem takiego zachowania jest O krok za daleko i jej kontynuacja: Spróbujmy jeszcze raz. Widać, co autorka ceni sobie w „miłości”. Najpierw ostry seks, wielkie WOW na widok umiejętności faceta, jeden raz, drugi, trzeci, a później myśl głównej bohaterki „Chyba go kocham”. Mhm, ciekawe za co go kochasz. Nawet nie wiesz jak ma na imię jego matka, spoko. Kolejna część nie ratuje sytuacji poprzedniczki, bo seks na zgodę też jest dobry, prawda? Okej, nie czepiam się postaw ludzi w życiu codziennym, każdy robi to, co uważa za słuszne. Proste? Proste. Ale, na litość boską, książki mają uczyć i pokazywać właściwie drogi, zgadza się? Mają pokazywać wszystkie strony życia, te dobre i te złe, zwracać uwagę na cnoty i najważniejsze wartości, a co tak naprawdę się dzieje? Teraz autorzy mówią, że „pieprzenie się” z jakimś mega przystojnym, niedostępnym gościem sprawi, że on nagle dostrzeże w tobie ósmy cud świata i natychmiast rzuci ci się do stóp i zapyta „Wyjdziesz za mnie”?
Nie czepiam się samego seksu w książkach – skoro autorzy chcą go umieszczać w swoich powieściach, to niech będzie, ale powinien mieć sens. Wcześniej działało się według zasady „najpierw miłość, potem (może) seks” (zależy kto kiedy się zdecyduje), a teraz „najpierw seks, potem (może) miłość”. Która odpowiedź jest prawidłowa, hę?
Ostatnio przeczytana Na krawędzi nigdy utrzymuje mnie w tym przekonaniu. Notka z tyłu ostrzegła mnie przed możliwymi śmiałymi scenami erotycznymi, więc niczego się nie czepiam. Gorzej było, kiedy na owe sceny natknęłam się w czasie czytania. Moja przyjaciółka i ja jednogłośnie stwierdziłyśmy, że takie opisy seksu i sam jego rodzaj są bardzo odpychające. Gdyby nie był on taki wulgarny, śmiały i naznaczony tyloma przekleństwami, a w zamian za to rodził się z prawdziwego uczucia, a nie z potrzeby zaspokojenia głodu i ciekawości, może nie stanowiłyby największego (w naszej opinii) minusa w książce.
Autorzy coraz częściej uwielbiają kłaść nacisk na seks w książkach – nie ten rodzący się z miłości i gotowości przypieczętowania uczucia, lecz (tak jak wcześniej napisałam) z samych, ludzkich zachcianek. Do tego typu scen jest odpowiedni gatunek (nazywa się literatura erotyczna), więc co „ostry seks” robi w romansach? Przyznaję się, że mam swoje zasady i kiedy trafiam na scenę z „ostrym seksem” mam ochotę wywalić książkę przez okno.  Nie wspominam już o takich Pięćdziesięciu twarzach Greya, których nie czytałam – dlatego też nie wypowiadam się na ich temat.
Inaczej seks odbierają niektórzy pisarze. Czytając „te sceny” w ich wykonaniu zrozumiałam, że ten akt fizyczny jest ukoronowaniem ogromnego, silnego uczucia. O kim mowa? O Cassandrze Clare w Mechanicznej księżniczce i Ninie Reichter w Ostatniej spowiedzi tomie II. Przyznam szczerze, że scena seksu w Ostatniej spowiedzi była najpiękniejszą, jaką miałam okazję czytać. Wtedy nie wątpiłam, że miłość między Bradinem i Ally jest wielka i niezniszczalna. Nie zapominajmy, że cała seria Niny Reichter opiera się na miłości, postawy bohaterów mówią same za siebie. Gdyby seks w książkach wyglądał właśnie tak, nie miałabym nic przeciwko niemu. Podobnie było z Mechaniczną księżniczką Cassandry Clare: delikatnie, subtelnie, bez żadnego nacisku na Czytelnika, bez szczegółów (tak uwielbianych przez trzy autorki opisywane kilka akapitów wyżej) i z prawdziwej miłości, która ciągnęła się przez trzy tomy. Czego chcieć więcej? Oto dowód na to, że seks w powieściach może być inaczej nazywany „kochaniem” i może być dodatkiem do powieści, a nie szczegółowo opisywanym balastem.

Jaki z tego wniosek? Coraz liczniejsza grupa autorów chce zdobyć Czytelników gorącymi łóżkowymi scenami. Niestety zapominają, że ich powieść traci w tych momentach funkcję edukacyjną, a staje się jedynie zaspokajającym ciekawość ludzi kawałkiem. Moda? Reklama? Pewnie tak, ale co się stanie, kiedy niektórzy zaczną brać przykład z takich bohaterów? Przecież książki uczą.

Zapraszam do komentowania.



13 komentarzy do “Kiedy "miłość" zamienia się w seks - Co w literaturze piszczy #7”

  1. Bezsensowane sceny erotyczne są okropne. Owszem, lubię te, które naprawdę autorowi wyszły, nie były wymuszone i całkiem naturalne. ale do pisania fragmentów dotyczących seksu trzeba też mieć talent i uważac, żeby nie przeciagnąc struny. A przesycenie erotyką książki, nawet wysmakowaną nie tyle zniesmacza, co zwyczajnie nudzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo nie lubię scen erotycznych, bardzo śmiało opisanych w książkach, do których te sceny nie pasują. Fabuła zgrabna, subtelny język, dochodzi do zbliżenia między kochankami - i pach! Zamiast delikatnych opisów, dokładnie opisany stosunek. Paskudna sprawa.

    OdpowiedzUsuń
  3. W pełni się z Tobą zgadzam z tym, że "Coraz liczniejsza grupa autorów chce zdobyć Czytelników gorącymi łóżkowymi scenami." - może nie czytałaś 50 twarzy Greya - ja za to czytałam i oczywiście nikt nie wątpi, że masaa takich scen jest w nich i teraz jakby po przeciwnej stronie postawić właśnie Ostatnią Spowiedź Tom II - tam jest ich zdecydowanie mniej, ale które ludziom się bardziej podoba? Oczywiście kwestia gustu, ale sądzę, że większość stawia na tę drugą pozycję - jak i w moim przypadku.
    Ogólnie chcę powiedzieć, że bardzo ciekawy artykuł napisałaś.
    Pozdrawiam serdecznie ^^
    http://swiat-w-dloniach.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie cierpię nagminnych scen łóżkowych. Wiadomo, może niektórym takie coś się podoba, ale mi nie bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  5. oryginalny artykuł, haha :3
    ogółem to I dont mind, chociaż jak jest - jak to mówisz - z sensem, to tym lepiej. najlepiej opisuje takie sceny wg mnie Sparks, bo on ani na chwilę nie zapomina o miłości. i w ogóle polecam go, jego książki całe mają taką atmosferę ciepła, mistrzunio mój ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Owszem w książkach Abbi Glines seksu jest co nie miara, ale Ostatnia spowiedź? Ta książka jest aż seksem przesiąknięta. Przecież co się poznali to od razu chcieli iść ze sobą do łóżka i naparzali się na siebie jak dwa króliki. To było naprawdę okropne. Sama nie wiem jak skończyłam tą książkę, ale była jedną z najgorszych jakie czytałam. Część druga dopiero przede mną ale po tym jak autorka opisała seks w jedynce nie spodziewam się niczego dobrego. Nie widzę prawie żadnej różnicy między Ostatnią Spowiedzią a Na krawędzi nigdy.
    Sceny seksu ładnie opisała Tahereh Mafi w "Ignite me" bez wulgaryzmów w sposób ciekawy i inny.
    Moim zdaniem książki mają spełniać rolę edukacyjną w szkole, jako lektury. Poza tym mają dawać czytelnikowi rozrywkę. Przecież jest mnóstwo książek na rynku wydawniczym, które o seksie nie mówią ale roli edukacyjnej też nie mają żadnej. No czego na przykład czego uczy Ostatnia spowiedź ? ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale w "Ostatniej spowiedzi" tomie I nie było żadnej sceny seksu o.O Owszem, jednego ciągnęło do drugiego, ale nie było tam seksu, dopiero w drugiej części XD
      A rola książek raczej nie polega na powtarzaniu morałów z baśni, tylko na uczeniu ludzi co robić w danej sytuacji i jak sobie z tym radzić poprzez obserwowanie działań bohaterów, prawda?
      Poza tym mnie "Ostatnia spowiedź" nauczyła, że prawdziwa miłość jednak istnieje i odpowiedziała na wiele pytań, które sama sobie zadawałam :)

      Usuń
    2. Łał super, że znalazłaś taką książkę ;) mnie osobiście nie zachwyciła ;) ja jestem fanką starych powieści pisanych przez siostry bronte, lub takich których akcja dzieje się jak w Jeżycjadzie w PRL. Nie stronię od tych młodzieżowych, przeciwnie bardzo je lubię, ale jak już widzę te sceny seksu, który jest straszny czasami opisany krok po kroku to tak jak Ty mam ochotę wyrzucić książkę przez okno.
      I zgadzam się, że najpierw jest seks potem miłość. Co się dzieje z tymi książkami ? ;>

      Usuń
  7. Jakie społeczeństwo, takie książki... Seks dobrze się sprzedaje i wszystko, co pierwiastek seksualny zawiera momentalnie znika z półek. Osobiście nie mam nic przeciwko dobrym scenom erotycznym, jednak zapowiedź, bądź blurb powinien zawierać informację, że takowe w książce znajdziemy. "Na krawędzi nigdy" zawiera sceny erotyczne, ale śmiałymi bym ich nie nazwała :) Ze względu na swoje przekonania nigdy nie sięgaj po serię o Sinnersach pani Olivii Cunning :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Generalnie nie mam nic przeciwko scenom seksu - bo co by nie mówić, to seks jest naturalnym elementem codziennego życia (odkrywcze tak bardzo). Inna sprawa, jak ten seks jest opisany... Choć lubię New Adult, to też czasem kręcę nosem na sceny erotyczne. Autorki często wykorzystują go jako EJ PATRZ GORĄCY SEKS TERAZ ZARAZ! - tak to mniej więcej wygląda. Bohaterowie sypiają ze sobą zaraz po zapoznaniu i to ma być sygnał big tró loff. Albo co dwie strony wciśnięte są zbliżenia, dokładnie opisane. To nie omija nawet moich ulubionych powieści. Okej, łapię, że bohaterowie sypiają ze sobą, ale wystarczy mi o tym przeczytać trzy razy a nie trzydzieści. Resztę można zasygnalizować. Mówię tutaj oczywiście o powieściach New Adult, nie o czystych erotykach - bo bez sensu byłoby, gdybym czepiała się scen seksu w erotyku...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czepianie się scen erotycznych w erotykach to zajęcie bez sensu :D Zgadzam się z Tobą co do scen erotycznych w New Adult ;) Nie trzeba dokładnie opisywać kolejnej (siódmej? Dziesiątej? Piętnastej?) sceny seksu, bo wystarczy zasygnalizować :) Z resztą, co za dużo to niezdrowo.

      Usuń
  9. Żadnej z tych książek nie czytalam, jednakze trylogię Diabelne Maszyny zaczęłam. Książki Glines mam w planach. Odnośnie romansów - ja je uwielbiam. Dawniej czytałam tylko je, ale na szczęście uległo to zmianie. Erotyki zazwyczaj nie trawię, chyba że fabuła jest wyjątkowo ciekawa.

    OdpowiedzUsuń

Będę wdzięczna za komentarz pozostawiony pod tym postem. Śmiało wyraź swoje zdanie - jeśli moja recenzja/artykuł są do bani, napisz. Powiedz, co Ci się nie podoba, co robię źle, a ja nad tym popracuję.
Uprzedzam - jeśli chcesz napisać tylko "super, świetna recenzja", podaruj sobie. Wolę mieć mniej komentarzy, a rozbudowanych i odnoszących się do treści, niż mnóstwo z kilkoma pozytywnymi słowami.
Dziękuję!