Książki uczą, to
wiadomo nie od dziś. Jest to tak logiczne, prawdziwe i normalne stwierdzenie,
że nie trzeba go nikomu objaśniać. Sprawa ma się inaczej, kiedy w rękach ludzi
lądują nieodpowiednie książki. Od pewnego czasu zauważyłam, że jest pewien
gatunek w literaturze, po który zwykle sięga żeńska część młodzieży, a który
niespecjalnie pozytywnie działa na ciągle kształtujący się charakter
nastolatka. Wiecie już o który chodzi?
Paranormalne
romanse, czyli jak wykazać się heroizmem i egoizmem.
W
gimnazjum moja klasa nie grzeszyła miłością do książek (heh, w ogóle całe
gimnazjum niespecjalnie lubiło literaturę, ale to drobny szczegół). Gdzieś
dopiero pod koniec drugiej klasy i na początku trzeciej liczba prawdziwych
moli książkowych nagle podskoczyła – w dwudziestoosobowej grupie książki
czytał co drugi uczeń. W klasie przeważały dziewczęta, więc oczywiście w ich
rękach znajdowały się pozycje z szeroko rozumianych paranormalnych romansów. Ja
swoją miłość do literatury PR przeżywałam w wieku 13, 14 i 15 lat, później
wygasła. Co nagle zaczęło mi się nie podobać w paranormalnych romansach, w
książkach, od których zaczęła się moja przygoda z książkami „na poważnie”?
Otóż…
Takie książki nie uczą za wiele. Nie pokazują postaw godnych naśladowania, a
jedynie zaspokajają głód młodych Czytelników (czyt. Czytelniczek), którzy
domagają się prawdziwej miłości, akcji, „ważnych” życiowych wyborów i
podejmowania słusznych decyzji. Nie, te książki po prostu uczą jak zdobyć
chłopaka (najlepiej jakiegoś paranormalnego, napromieniowanego, rzucającego
kulami ognia, o mrocznym spojrzeniu, którego trudna przeszłość sprawia, że jest
taki arogancki i boi się kotów), jak być perfekcyjną kretynką i co
zrobić, aby
osiągnąć maksimum idiotyzmu, nie wspominając o wszechobecnym egoizmie. Chcecie
posłuchać trochę więcej narzekań Jane?
Źródło: deviantart.com |
Wezmę
na tapetę taką Mroczną bohaterkę
Abigail Gibbs. Książka ukazała się na rynku wydawniczym całkiem niedawno, ale
autorka chyba przegapiła modę na wampiry i te sprawy (teraz na półkach spotkamy
najczęściej Young Adult, New Adult, rozwijającą się literaturę sci-fi, trochę
fantasy i mnóstwo mojej ukochanej literatury kobiecej). Z tego co pamiętam
samej książce dałam ocenę 7/10 – nie pytajcie dlaczego, bo nie wiem. Mam
zasadę, że wystawionej książce oceny nie zmieniam w przyszłości, nawet jeśli na
tle później przeczytanych książek ta jedna jest wyjątkowo beznadziejna. W
każdym bądź razie, ocena jest jaka jest. Myśląc o paranormalnych romansach
akurat ta pierwsza przyszła mi na myśl. I wiecie czego ona uczy? Że warto
poświęcić rodzinę na rzecz super przystojnego wampira, który mieszka w wielkiej
hacjendzie z tysiącem sypialni dla gości. Ci, którzy przeczytali Mroczną bohaterkę pewnie zarzucą mi, że
przecież Kaspar i Violet byli sobie pisani, więc i tak musiałaby podjąć taką
decyzję, ale hola, hola! – nie chcę spoilerować, lecz muszę, więc oficjalnie
zaznaczam spoiler i niezaznajomieni z treścią książki Czytelnicy, którzy mają w
planach Mroczną bohaterkę, a nie chcą
się dowiedzieć o co chodzi, proszeni są o opuszczenie tego fragmentu. (Uwaga, spoiler). Dobra, Violet i
Kaspar są sobie pisani (przepowiednie, zaklęcia, stare rody i takie tam), ale
ta dziewczyna wkurzyła mnie szczególnie jedną rzeczą – zamiast wiać ile sił w
nogach do domu, kiedy nadarzyła się okazję na ucieczkę (a przecież taka była),
wyjaśnić wszystko rodzicom, być z nimi przed godziną zero i powiedzieć im, jak
bardzo ich kocha, ta stwierdza, że „coś cudownego nie pozwala jej uciec”
dlatego postanawia odjechać ze swoim kochasiem w stronę jego super wielkiej
hacjendy. Mało tego, po dojechaniu na miejsce idzie z nim do łóżka, a siostra
czeka, ojciec czeka, matka też (i ryczy). (Koniec
spoileru).
Ponad
to w paranormalnych romansach zawsze muszą być ci idealni: bez skaz, z cudownym
charakterem, mroczną przeszłością, jeszcze mroczniejszym spojrzeniem, najlepiej
ze skrzydłami, kłami albo pazurami (wilkołak powinien mieć jeszcze miękką
sierść, tak, żeby dziewczyna z przyjemnością się do niego tuliła kiedy jest jej
zimno w wielkim, ciemnym lesie), bez żadnych wad; musi być to chłopak, który
ocali swoją dziewczynę, ryzykując własnym życiem, który zabierze ją na
nietypową randkę (może nią być romantyczna kolacja na totalnym zadupiu, ważne
żeby był on, jego cudowne spojrzenie i jego ramię, przyciągające ją do niego w
czasie snu), który sprawi, że dziewczyna zacznie o nim
brzydko myśleć i będzie marzyć o „zrobieniu tego” tylko z nim. Nic dziwnego, że
później dziewczęta mają bardzo wygórowane wymagania co do swojego przyszłego
chłopaka.
Oprócz tego młodzi Czytelniczy uczą się wkurzających
zachowań głównych bohaterek po prostu je powielając. „Oooo, patrz, jestem
wredna!”, „Tak? W takim razie ja jestem uparciuchem i NIE pozwalam wziąć ci
tego chłopaka z książki za męża”. Nie wspominam już o tym, jak autorki takich
paranormalnych romansów uczą głupoty. Laska najpierw wykazuje się totalnym
heroizmem, powstrzymując swojego kochasia przed walką z jego największym
wrogiem, tylko po to, żeby za chwilę pokazać, że w głowie wcale za dużo nie ma.
A może powinnam powiedzieć coś o egoizmie? O, tak, dlaczego nie? Dziewczyna
znała się z naszym paranormalnym kochasiem kilka tygodni, zerwali i w związku z
tym jest tak załamana, że cała jej rodzina wraz z najlepszymi przyjaciółkami
muszą cierpieć. No ludzie, proszę… Te chrupki, które razem wcinali, już nie
smakują tak jak wcześniej, wobec tego na spotkanie z przyjaciółkami nie będzie
ich kupować, nawet jeśli kumpele je kochają, a przejście obok ich ukochanej
kawiarni sprawia, że żelazna dłoń tęsknoty ściska jej serce tak mocno, że zaraz
pozostanie z niego sam miąższ. Jest jeszcze kwestia miłosnych trójkącików,
czyli porady autorek w sytuacji, kiedy dwóch przystojniaków kocha cię tak samo
– zawsze możesz mieć ich obu, spokojnie, i tak kiedy złe wampiry cię porwą oni
zaczną współpracować i cię znajdą.
Nie
lubię paranormalnych romansów. W mojej biblioteczce są góra dwa (nie licząc Darów anioła i Diabelskich maszyn, bo to klasyki) które cenię ze względu na rolę w
budowaniu mojego książkowego gustu, poziom i sam fakt, że to od nich się zaczęło.
Reszta… reszta to typowe, schematyczne czytadełka bez żadnej większej wartości i
jakichkolwiek morałów.
Jestem ciekawa jakie Wy macie zdanie na ten temat.
Ja tak średnio lubię paranormalne romanse, choć przeczytałam ich kilka. Wolę jednak inne typy fantastyki.
OdpowiedzUsuń"Mroczna bohaterka" jest wyjątkowo złym przykładem analizowania Paranormal Romance. Książka jest absurdalna i niezdrowo poryta. Lepiej wziąść pod lupę książkę, która cieszy się lepszą renomą, by trudniej było obalić główną teżę tekstu.
OdpowiedzUsuńCo do samego (pod)gatunku PR to nawet je lubię, choć niezawierają w sobie zbyt wielu wartościowych rzeczy. Na szczęście czytanie to rozrywka, która przede wszystkim powinna sprawiać przyjemność.
Haha nic dodać, nic ująć ;D Zgadzam się z Gosią ;)
Usuńkocham Cię za tego posta ♥ (znaczy kochałam już wcześniej za możliwość przedyskutowania o Szarych śniegach Syberii i kapelach, ale wiesz)
OdpowiedzUsuńlubiłam ten gatunek, jak miałam 12-13 lat, ale teraz już nie mogę patrzeć nawet na okładki. to po prostu kipi taką głupotą, że naprawdę. puste dialogi, irytujące główne bohaterki, od ideału głównych bohaterów można się porzygać tęczą i jeszcze wszystkie PR są co najlepsze identyczne XD
no i zero morału, potwierdzam.
co innego taki Mistrz i Małgorzata, którego właśnie pochłaniam. sam smak :D
przez ten post wiele mi uświadomiłaś, naprawdę :) prawda jest taka, że sama byłam idiotką zakochaną w setkach nieistniejących paranormalnych facetów, stwierdziłam, ze to jest głupie i płytkie, dlatego też zaczynam czytać jakąś klasykę, zacznijmy od "Quo Vadis" Sienkiewicza, bo muszę się przygotować jakoś na ten egzamin :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam gorąco <3
Hm... a ja natomiast zgadzam się połowicznie. Oczywiście, w PR wieje głupotą (i to taką, że czasami chce się walić o ścianę), ale spójrzmy na to, że czasami (np. ja) można sobie poczytać książkę z tego gatunku dla POŚMIANIA SIĘ! :)
OdpowiedzUsuńPrzecież wystarczy spojrzeć na Śliwkę i jej przygody. Chyba nikt nie bierze na serio przygód Stephanie Plum, która tyle razy mogłaby zginąć, zostać zamordowana, mieć jakiś wypadek (itp.), a nic jej się nie stało. Moim zdaniem w ten serii nie ma również ŻADNYCH walorów intelektualnych...
Dobrze... zgadzam się, bo... Paranormal Romanse moim zdaniem powinny mieć ograniczenia wiekowe, oraz (przede wszystkim) ilościowe. Rozumiem, gdy ktoś (tak jak ja) lubi sobie odpocząć przy takim "dziele" i pośmiać się, ale w zbyt dużej ilości to szkodzi. Prawda jest taka, że duża część trzynastolatek nie wyrośnie z tego, mogą po prostu pod wpływem PR mylnie postrzegać świat - to straszne. Ale mimo to, myślę, że w odpowiedniej dawca z tym gatunkiem nie powinno być problemów.
Moim zdaniem nie do końca masz rację. Z tym gatunkiem jest jak z każdym innym - możesz trafić na naprawdę dobre pozycje, albo takie, o których piszesz. Uważam także, że czytanie u młodzieży - czegokolwiek - jest rzeczą pozytywną. Inaczej traciliby ten czas na oglądanie jeszcze bardziej durnych seriali. Tak przynajmniej w jakiś sposób z tego korzystają - chociażby przyswajają sobie nasz rodzimy język. Ps. "Mroczna bohaterka" którą podałaś jako przykład to jedna z gorszych książek, jakie przeczytałam, a sam gatunek jako taki całkiem lubię.
OdpowiedzUsuńTak, masz rację z cieszeniem się z powodu czytania u młodzieży, ale kiedy np. nastoletnie dziewczynki ciągle sięgają po PR i to poniekąd kształtuje ich charakter (a mówię o tych słabszych, krótszych pozycjach masowo wydawanych kilka lat temu), bo zaczynają naśladować te bohaterki, to nie oznacza to nic pozytywnego :(
UsuńParanormal romance lubiłam, gdy byłam młodsza. Ale wraz z wiekiem i natłokiem kolejnych tytułów, zaczęłam czuć przesyt. Teraz, jeśli sięgam po jakiś tytuł z tego gatunku, to muszę mieć pewność (z innych recenzji chociażby), że nie jest to kolejna kopia pisana ,,na jedno kopyto" i że jedynym wątkiem nie jest ten, gdzie ona wzdycha do niego, a on do niej :)
OdpowiedzUsuńRomanse paranormalne są przeznaczone dla konkretnego odbiorcy, te delikatne (jak Zmierzch, seria Ever, seria Szeptem) są przeznaczone dla młodszych czytelników (czyt. nastolatek) łaknących bajkowego uczucia. Są też romanse paranormalne bogate w treści erotyczne (jak moje ulubione Bractwo Czarnego Sztyletu), które są przeznaczone dla dorosłych czytelniczek. Jednak co by nie mówić, to jest literatura bez głębszego przekazu, służy przede wszystkim dobrej zabawie. Widocznie miałaś pecha do romansów paranormalnych :) A Mroczna bohaterka to raczej przykład chorych wynurzeń pasjonatki Zmierzchu i masz rację, czegoś takiego nie warto czytać.
OdpowiedzUsuńJa w sumie mimo młodego wieku czytam coraz mniej tego gatunku, bo po prostu mi się przejadły niektóre schematy i zachowania. Jednak czasem trafia się naprawdę ciekawa pozycja. Niestety najczęściej na początku książki wiemy co się stanie ;)
OdpowiedzUsuńA u mnie w klasie nikt nigdy nie lubił czytać ;-) Nie ważne w jakiej szkole- zawsze byłam z tym zupełnie sama :-D
OdpowiedzUsuńCóż mogę powiedzieć- w zasadzie wychowałam się na paranormalach, no powiedzmy bo czytałam je w gimnazjum i mam do nich ogromny sentyment. Prawda jest taka, że mnie nie nauczyły niczego, bo żadnych treści edukacyjnych poza interpunkcją i ortografią nie mają :-P Pierwsze paranormale wspominam z lekkim zażenowaniem bo czytałam je z bijącym serduchem a teraz nie pozostawiłabym na nich suchej nitki ;-) Jednak nie zgodzę się z tym, że wszystkie są beznadziejne. Jest kilka, głównie tych nowszych, które są naprawdę w porządku. W zasadzie ten typ literatury na zawsze pozostanie dla mnie jedynie formą niezobowiązującego relaksu, bo nie da się chyba więcej z niego wykrzesać, ale nadal będę ję z przyjemnością czytała :-)
Co do jednego muszę się jednak zgodzić: główne bohaterki są niekiedy tępe do granic możliwości :-P Na szczęście da się jeszcze trafić na dobrą książkę z tego gatunku jeśli odrobinę lepiej się poszuka ;-)
Czy ja wiem... Chyba nie każdy tak ma. Ja osobiście przez pewien okres czasu przepadałam za takimi książkami. Uwielbiałam je i kochałam, a i tak moim chłopakiem został facet, który wygląda jak krasnolud z Hobbita xD W momencie czytania takich książek trzeba wiedzieć gdzie jest granica. Nie można tego wynosić poza książkę bo później tworzą się takie rozkapryszone panny, którym nic się nie podoba i zmieniają chłopaków bo "nie on nie jest taki jak Edward" (znam taką dziewczynę -.-) Mnie chyba w takich książkach bardziej rajcują bohaterki. Ale nie takie ciapowate jak ... chociażby wzięta za przykład Mroczna Bohaterka, ale na przykład bohaterki z serii Świata Nocy, które przeżywają wielką miłość, owszem, ale dostrzegam w nich pewien potencjał. Krzywdy sobie nie dadzą zrobić. Ale ja to ja. Ja jestem dziwna :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
A
Zainteresowana tematem postanowiłam przypomnieć sobie hasło do Google oraz wątpliwie zaszczycić nie tylko czytelników a także Ciebie moimi trzema groszami związanymi z omawianą problematyką. Nie rozmieniam się na drobne więc powiem wprost: w moim odczuciu nie masz (ważne: całkowitej!) racji choć sama doskonale wiesz, że zazwyczaj w pełni zgadzam się z Tobą w kwestiach książkowych.
OdpowiedzUsuńJuż wyjaśniam swoje stanowisko żeby nie pozostać gołosłowną hejterką. Oczywiście nie czarujmy się, paranormalne romanse nie nauczą nas właściwego postępowania w życiu ani właściwie niczego ponad zasady ortografii i interpunkcji niemniej jednak żadna książka nie nauczy jak żyć w słuszny sposób. Jeżeli czytelnik jest osobą poukładaną oraz rozsądną to i z tandetnego romansidła wyciągnie sensowne wnioski rzutujące na jego życiu, natomiast jeżeli (za przeproszeniem, że tak ostro) za czytanie weźmie się ostatni idiota to nawet encyklopedia niczego go nie nauczy. ”Z pustego i Salomon nie naleje”, tyle.
Odbiegam od tematu, ale wezmę za przykład kontrowersyjne... anime. Tak, dokładnie. Jedni sądzą, że anime to chińskie bajki propagujące brutalne mordobicie i agresję oraz cały wachlarz najróżniejszych dewiacji wśród zafascynowanej obcą kulturą młodzieży (i nie tylko). Tymczasem znajdują się osoby, które odnajdują w tych produkcjach głębszy sens i wyciągają z nich jakąś naukę na przyszłość. Wiem, że rozmawiamy o książkach i mój przykład o anime może wydawać się pasujący tu jak pięść do nosa.
W każdym razie chciałam pokazać, że to czy dana produkcja (czy to książka czy to film itp.) czegoś nas nauczy zależy tylko od naszej osobowości i od nas samych. Widzimy co chcemy widzieć, że tak to powiem: dla Ciebie to bezsensowny romans promujący bycie pustą idiotką (osobiście nie czytałam tej książki dlatego nie mam swojej opinii, ale może tak być i nawet nie próbuję temu zaprzeczać) jednak ktoś inny mógł wyciągnąć z niego jakąś naukę. Reasumując, uważam, że niesprawiedliwie wrzuciłaś wszystkie PR do jednego wora stawiając na piedestale jedynie klasyki Pani Clare. Taka moja opinia :)
Nie wrzucam wszystkich PR do jednego worka, bo wiem, że istnieją te lepsze, napisane z miłości do literatury i z chęci podzielenia się swoją twórczością ze światem. Chodzi mi o PR typu "Dotyk. Śmiertelny sekret", wcześniej wspomniana "Mroczna bohaterka", "Demony. Pokusa" i tym podobne. Mam swoje ulubione paranormalne romansidła, których nie oddam, bo są naprawdę dobre, ale w swoim krótkim życiu przeczytałam mnóstwo tych wydawanych na szybko, prędko ściąganych zza oceanu i praktycznie nie mających większego sensu. A wspominających o tych Czytelnikach miałam na myśli rozchichotane nastolatki z podstawówki, które za cudowny wzorzec osobowy biorą sobie w.w. bohaterki, nie chcąc spróbować innych gatunków i usilnie siedząc tylko w tym. Jak zawsze spieprzyłam sprawę i nie wyraziłam się porządnie w tym poście XD
UsuńPoza tym cieszę się, że dałaś znak życia <3
Jane, pojechałaś po bandzie, ale zgadzam się z Tobą w zupełności. Co tu dużo ukrywać PR nie jest po to by moralizować (chociaż BARDZO byłoby milo kilka takich wątków spotkać np. przez sprzeczną sagę Domu Nocy, który nie wiem czemu, ale kocham xD.), ale by przynosiła rozrywkę i pokazywała wielką miłość z ideałem. Tylko jednak autorzy mogliby brać pod uwagę to, że jeśli piszą dla młodzieży i wypadałoby im pokazać coś więcej niż to, co pokazują – jak ty to tam wyszczególniłaś w poście. Niestety teraz autorom zależy na kasie niż napisaniu naprawdę dobrego PR-u… No, ale cóż..
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim do nie można podchodzić na poważnie. Trzeba zachować dystans do tego, co się czyta (w tym przypadku nie tylko do PR, ale do wszystkiego, całej literatury). W głównej mierze są to bajki dla nastolatek i tyle.
Owszem, źle napisane PR-y są zmorą chyba każdego szanującego się czytelnika (m.in. dla Ciebie i mnie), ale czasami fajnie jest przeczytać DOBRY PR, który nie tylko sprawi, że będziemy sikać po nogach z wrażenia, ale jeszcze wywoła jakieś refleksje na jakiś temat.
Ja lubię PR, ale DOBRY. Mam nawet sporo takich książek (np. Dom Nocy, który przez wiele osób uważany jest za dno, ale ja w nim dostrzegłam wiele dobrych stron – niestety złe też występują, jak np. zachowanie bohaterki… -.-. Ale przekonało mnie do serii to, że autorki jednak chcą coś przekazać nastolatkom – np. że ważna jest w życiu przyjaźń, rodzina, pokonywać swoje słabości itp. Ja np. to dostrzegłam, a inni nie… To też zależy od osoby, czy dostrzeże coś w PR, czy nie), i patrząc z perspektywy czasu to zauważyłam, że mam wiele książek w swojej biblioteczce, którymi zachwyciłam się w pierwszym momencie, a teraz… z chęcią bym się ich pozbyła (np. teraz przyszła mi na myśl „Podwieczność” Brodi Ashton).
Amen ;)
Zgadzam się z tym co napisałaś, choć wybór książki nieco niefortunny, ale nieważne. Masz całkowitą rację - paranormal romance to książki nieco tępe, głupie, nie pokazujące dobrych wzorców, przynajmniej w większości. Ja nigdy ich nie czytałam masowo, nie miałam na nie fazy, rodzice raczej nie patrzyli przychylnie gdy po takie sięgałam i dziś bardzo się z tego cieszę.
OdpowiedzUsuńTylko, że mam koleżanki szesnastoletnie i starsze, które nadal po paranormale sięgają i to niemal zawsze i jeśli ma być to alternatywa czegoś o wiele głupszego (czego dzisiaj nie brakuje) to ja nie widzę w tym nic złego. A zresztą, z takimi książkami jest jak z komiksami - stanowią dobry wstęp do literatury wyższych lotów, po którą wcześniej czy później się sięgnie :)