109. "Dziecię ognia" Harry Connolly

Tytuł: Dziecię ognia
Tytuł oryginału: Child of fire
Autor: Harry Connolly
Seria/cykl: Dziecię ognia #1
Data premiery: 4 kwietnia 2014
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 480


W Hammer Bay dzieją się dziwne rzeczy – nagle znikają dzieci, a ich rodzice i mieszkańcy w ogóle ich nie pamiętają. Nikt nie zdaje sobie z tego sprawy. Jedno jest pewne: za tym wszystkim stoi potężna magia. Okiełznać ją może tylko jeden człowiek z burzliwą przeszłością. Ray Lilly musi stawić czoło silnej magii, aby rozwikłać zagadkę i powstrzymać lawinę podobnych zdarzeń.

Brzmi ciekawie, prawda? Runy, magia, dobro walczące ze złem, znikanie, rozwiązywanie zagadek – to moje klimaty. Lubię przeczytać dobrą fantastykę i zaspokoić głód wrażeń. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że po Dziecię ognia nie oczekiwałam niczego wielkiego – było wprost przeciwnie! Cóż, okazało się jednak, że nie wszystko, co dobrze się zapowiada, właśnie takie jest.
Zacznijmy od tego, że Dziecię ognia zaczyna się… dziwnie. Autor chciał zrobić wielkie wejście (wiecie, akcja już na samym początku, skok na głęboką wodę, mnóstwo wrażeń na dzień dobry), ale niezbyt mu to wyszło. Kilka pierwszy stron wypadło całkiem nieźle, ale później zastanawiałam się, czy przypadkiem nie czytam drugiej (no, kolejnej) części jakiegoś cyklu. Tworzenie tajemnic też niezbyt dobrze wypadło. Wydawało mi się, że cały życiorys Raya, łącznie z jego wybrykami z przeszłości, są opisane we wcześniejszej części, ale takiej przecież nie było. To tak jakby wyrwać film w połowie, nadać mu inny tytuł, włączyć i powiedzieć, że „Leci od początku”. Brak jakiegokolwiek zarysu przeszłości Raya sprawił, że nie potrafiłam wyobrazić sobie jego postaci. To samo z resztą tyczyło się Annalise.
Jeśli już wspomniałam o bohaterach, to może powiem o nich trochę więcej. Nie byli dobrze wykreowani. Autor nadał im jakieś tam cechy, ale podczas czytania w ogóle ich nie czułam. Annalise denerwowała mnie swoją postawą pani i władczyni oraz dziwnymi przyzwyczajeniami, Ray wcale nie był taki cyniczny, jak zapowiada okładkowy opis, a reszta postaci pojawiała się i znikała. Czułam, że nie miały żadnego znaczenia dla całej powieści. Ot, tacy papierowi ludzie z papierowymi cechami. Zero życia, zero kolorów.
Akcja też nie była najlepsza. Co chwilę się w niej gubiłam i nie wiedziałam, o co dokładnie chodzi. Działo się tak z pewnością za sprawą kiepskich opisów. Autor często uwielbiał w nich kombinować jak kulawy koń pod górkę. Zamiast od razu napisać, że główną bronią Annalise był drewniany talizman z magicznymi wzorami, on wolał mówić na nie per drewienko. Pytanie teraz: jakie drewienko? Kawałek drewienka do kominka, drewienko przypominające wykałaczkę, drewienko podobne do kija baseballowego czy płaska drewniana płytka? Z Ostrzem Dusz wcale nie było lepiej. Przez takie niejasności moje wyobrażenie wielu scen z Dziecię ognia często nabierało komicznego charakteru.
Nie mogę być  taka niedobra i nie powiedzieć ani słowa o plusach, bo takie były. A raczej jeden, lecz porządny. Właściwie to on trochę uratował ocenę Dziecię ognia. Rozchodzi się o miejsce akcji. Groza, niepewność, strach i nieufność to główne cechy Hammer Bay. Co jak co, ale ta rzecz najlepiej wyszła autorowi. Nie chciałabym mieszać w takim dziwnym i strasznym miejscu. W mojej głowie Hammer Bay wyglądało jak wyludnione miasteczko z szeregowymi domkami, miasteczko okryte szarością, bez słońca, z hulającym po ulicach, świszczącym wiatrem i niepewnością, co też ujrzę za rogiem. Pod tym względem autor spisał się naprawdę dobrze.


Nie będę ukrywać, że zawiodłam się na tej pozycji. Akurat miałam ogromną ochotę na fantastykę. Kiedy ta trafiła do moich rąk, okazało się, że wcale nie jest to takie wielkie wow, na jakie się zapowiadało. Wymagającym czytelnikom nie polecam tej lektury, ale tym, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z fantastyką mogę ją doradzić. Myślę, że w tej dziedzinie pierwszy krok z Dziecię ognia będzie bardzo dobry.


5/10



Za możliwość poznania przygód Raya dziękuję Wydawnictwu Fabryka Słów!


Harry Connolly i Dziecię ognia:
Dziecię ognia | Game of cages | Circle of enemies





4 komentarzy do “109. "Dziecię ognia" Harry Connolly”

  1. Szkoda. Jeśli chodzi o fantastykę to jestem akurat bardzo wymagająca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio skończyłam tę książkę, mi się nieco bardziej spodobała :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też trochę się zawiodłam, ale czas spędzony z tą lekturą nie był do końca stracony

    OdpowiedzUsuń
  4. Może zabrzmi to dziwnie, ale cieszę się, że książka Ci się nie podobała - dzięki Twojej opinii wiem, żeby po nią nie sięgać :P

    OdpowiedzUsuń

Będę wdzięczna za komentarz pozostawiony pod tym postem. Śmiało wyraź swoje zdanie - jeśli moja recenzja/artykuł są do bani, napisz. Powiedz, co Ci się nie podoba, co robię źle, a ja nad tym popracuję.
Uprzedzam - jeśli chcesz napisać tylko "super, świetna recenzja", podaruj sobie. Wolę mieć mniej komentarzy, a rozbudowanych i odnoszących się do treści, niż mnóstwo z kilkoma pozytywnymi słowami.
Dziękuję!