Tytuł oryginału: Child of fire
Autor: Harry Connolly
Seria/cykl: Dziecię ognia #1
Data premiery: 4 kwietnia 2014
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 480
W Hammer Bay
dzieją się dziwne rzeczy – nagle znikają dzieci, a ich rodzice i mieszkańcy w
ogóle ich nie pamiętają. Nikt nie zdaje sobie z tego sprawy. Jedno jest pewne:
za tym wszystkim stoi potężna magia. Okiełznać ją może tylko jeden człowiek z
burzliwą przeszłością. Ray Lilly musi stawić czoło silnej magii, aby rozwikłać
zagadkę i powstrzymać lawinę podobnych zdarzeń.
Brzmi
ciekawie, prawda? Runy, magia, dobro walczące ze złem, znikanie, rozwiązywanie
zagadek – to moje klimaty. Lubię przeczytać dobrą fantastykę i zaspokoić głód
wrażeń. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że po Dziecię ognia nie oczekiwałam niczego wielkiego – było wprost
przeciwnie! Cóż, okazało się jednak, że nie wszystko, co dobrze się zapowiada,
właśnie takie jest.
Zacznijmy
od tego, że Dziecię ognia zaczyna się…
dziwnie. Autor chciał zrobić wielkie wejście (wiecie, akcja już na samym
początku, skok na głęboką wodę, mnóstwo wrażeń na dzień dobry), ale niezbyt mu
to wyszło. Kilka pierwszy stron wypadło całkiem nieźle, ale później
zastanawiałam się, czy przypadkiem nie czytam drugiej (no, kolejnej) części
jakiegoś cyklu. Tworzenie tajemnic też niezbyt dobrze wypadło. Wydawało mi się,
że cały życiorys Raya, łącznie z jego wybrykami z przeszłości, są opisane we
wcześniejszej części, ale takiej przecież nie było. To tak jakby wyrwać film w
połowie, nadać mu inny tytuł, włączyć i powiedzieć, że „Leci od początku”. Brak
jakiegokolwiek zarysu przeszłości Raya sprawił, że nie potrafiłam wyobrazić
sobie jego postaci. To samo z resztą tyczyło się Annalise.
Jeśli
już wspomniałam o bohaterach, to może powiem o nich trochę więcej. Nie byli
dobrze wykreowani. Autor nadał im jakieś tam cechy, ale podczas czytania w
ogóle ich nie czułam. Annalise denerwowała mnie swoją postawą pani i władczyni
oraz dziwnymi przyzwyczajeniami, Ray wcale nie był taki cyniczny, jak zapowiada
okładkowy opis, a reszta postaci pojawiała się i znikała. Czułam, że nie miały
żadnego znaczenia dla całej powieści. Ot, tacy papierowi ludzie z papierowymi
cechami. Zero życia, zero kolorów.
Akcja
też nie była najlepsza. Co chwilę się w niej gubiłam i nie wiedziałam, o co dokładnie
chodzi. Działo się tak z pewnością za sprawą kiepskich opisów. Autor często
uwielbiał w nich kombinować jak kulawy koń pod górkę. Zamiast od razu napisać,
że główną bronią Annalise był drewniany talizman z magicznymi wzorami, on wolał
mówić na nie per drewienko. Pytanie teraz: jakie drewienko? Kawałek drewienka
do kominka, drewienko przypominające wykałaczkę, drewienko podobne do kija
baseballowego czy płaska drewniana płytka? Z Ostrzem Dusz wcale nie było
lepiej. Przez takie niejasności moje wyobrażenie wielu scen z Dziecię ognia często nabierało
komicznego charakteru.
Nie
mogę być taka niedobra i nie powiedzieć
ani słowa o plusach, bo takie były. A raczej jeden, lecz porządny. Właściwie to
on trochę uratował ocenę Dziecię ognia.
Rozchodzi się o miejsce akcji. Groza, niepewność, strach i nieufność to główne
cechy Hammer Bay. Co jak co, ale ta rzecz najlepiej wyszła autorowi. Nie
chciałabym mieszać w takim dziwnym i strasznym miejscu. W mojej głowie Hammer
Bay wyglądało jak wyludnione miasteczko z szeregowymi domkami, miasteczko
okryte szarością, bez słońca, z hulającym po ulicach, świszczącym wiatrem i
niepewnością, co też ujrzę za rogiem. Pod tym względem autor spisał się
naprawdę dobrze.
Nie
będę ukrywać, że zawiodłam się na tej pozycji. Akurat miałam ogromną ochotę na
fantastykę. Kiedy ta trafiła do moich rąk, okazało się, że wcale nie jest to
takie wielkie wow, na jakie się zapowiadało. Wymagającym czytelnikom nie
polecam tej lektury, ale tym, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z
fantastyką mogę ją doradzić. Myślę, że w tej dziedzinie pierwszy krok z Dziecię ognia będzie bardzo dobry.
5/10
Za możliwość poznania przygód Raya dziękuję Wydawnictwu Fabryka Słów!
Harry Connolly i Dziecię ognia:
Dziecię ognia | Game of cages | Circle of enemies
Szkoda. Jeśli chodzi o fantastykę to jestem akurat bardzo wymagająca.
OdpowiedzUsuńOstatnio skończyłam tę książkę, mi się nieco bardziej spodobała :)
OdpowiedzUsuńJa też trochę się zawiodłam, ale czas spędzony z tą lekturą nie był do końca stracony
OdpowiedzUsuńMoże zabrzmi to dziwnie, ale cieszę się, że książka Ci się nie podobała - dzięki Twojej opinii wiem, żeby po nią nie sięgać :P
OdpowiedzUsuń