056. "Zbuntowany książę" - Celine Kiernan

Tytuł: Zbuntowany książę
Tytuł oryginału: The Rebel Prince
Autor: Celine Kiernan
Seria/cykl: Trylogia Moorehawke tom 3
Data premiery: 22 lutego 2012
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Liczba stron: 421


Po długiej rozłące nadchodzi czas na spotkanie – Razi wraz z Wynter, Christopherem i Merronami dociera do obozu swojego brata, księcia Alberona. Chociaż oboje nie widzieli się przez lata, a radości na widok rodzeństwa nie ma końca, oboje są do siebie sceptycznie nastawieni. Alberon nie wierzy w dyplomację Raziego, ale mimo to przedstawia mu jego plany, pomysły, a na samym końcu wynalazek króla i Lorcana – Krwawą Maszynę. Pewny swoich decyzji Alberon nie chce wysłuchiwać rad swojego brata, zaś Razi wie, że Krwawa Maszyna może zniszczyć wszystko, co do tej pory stworzył ich ojciec. Wynter staje po stronie Alberona przekonana jego argumentami, nawet wtedy, gdy okazuje się, że sprzymierzeńcami młodego księcia są Wilkołaki, a wraz z ich przybyciem do obozu Alberona zostają uwolnione duchy przeszłości.

Pewnego lutowego dnia swoje serce oddałam jednej, z pozoru małej, niczym nie wyróżniającej się spośród tłumu innych powieści książce – Zatrutemu tronowi. Za pomocą książkowej magii zostałam wciągnięta do świata Wynter, Christophera i Raziego, w którym życie nie było łatwe i usłane różami, ale który mocno pokochałam. Czułam, że stałam się jego częścią. Radość z przynależenia do średniowiecznej rzeczywistości trwała przez drugi tom – Królestwo cieni – i ciągnąć miała się przez trzeci, aż do samego… końca. Dopiero pod koniec Zbuntowanego księcia uświadomiłam sobie, że naprawdę muszę rozstać się z cudownymi bohaterami, jedynym w swoim rodzaju miejscem akcji i mrocznymi sekretami królestwa Jonathona.

Trzeba znać swoje miejsce w szeregu
(str. 76)

Początek pełen akcji sprawił, że natychmiast znalazłam się w domu – bo tak mogę nazwać towarzystwo Wynter i jej przyjaciół. Piękne ubrane w słowa opisy utworzyły w mojej głowie niesamowity, realistyczny obraz sytuacji, w której znaleźli się wszyscy podróżni. Mocny pierwszy rozdział otwiera drzwi do kolejnych mrożących krew w żyłach sytuacji.
Źródło
Natychmiast po rozpoczęciu przygody ze Zbuntowanym księciem zauważyłam pewną różnicę w zachowaniu Wynter. W porównaniu z pierwszą częścią i jej postawą w Zatrutym tronie odniosłam wrażenie, że główna bohaterka bardzo wydoroślała. Momentami nawet mnie zaskakiwała swoją stanowczością i niezłomnością. Potrafiła przekonać trzech mężczyzn do swojego pomysłu, lecz również umiała odpowiednio zachować się w towarzystwie księcia i króla, nie zapominając o dworskiej etykiecie. Wynter zawsze będzie dla mnie najdzielniejszą i najbystrzejszą nastoletnią bohaterką, z którą miałam przyjemność się spotkać. Biję pokłony przed autorką za wykreowanie tak cudownej, dojrzałej i inteligentnej postaci gotowej poświęcić wszystko dla bliskich i ukochanych osób.
Z kolei Christopher… Nad tą postacią mogłabym rozpływać się całymi dniami. W Zbuntowanym księciu pani Kiernan świetnie przedstawiła jego ciemną stronę, nad którą czasami nie potrafił zapanować, lecz nawet pomimo tej niechcianej maski wciąż był dla mnie tym samym czułym, opiekuńczym i kochającym chłopcem z Zatrutego tronu. Na pozytywny wizerunek Christophera wpływa również jego podejście do Wynter, która stała się dla niego całym światem.
Chylę czoła autorce za pozostałych bohaterów. Razi… hm… Razi na moich oczach stał się prawdziwym mężczyzną. O ile w poprzednim tomie pozwalał sobie na odrobinę zabawy i uśmiechu, tak w tym całkowicie przejął się sytuacją królestwa i jego brata, co sprawiło, że musiał stanąć przed trudnymi decyzjami. Nieraz czułam, że Razi mógłby być moim starszym bratem. Pani Kiernan żadnego z bohaterów nie chciała idealizować, dlatego wyszli jej oni tak… naturalnie. U Raziego pokochałam zagubienie, które często go dopadało. Sólmundr zdobył moją sympatię postawą wobec Christopehera; tym, że uważał go za swojego syna i był odpowiedzialny za jego bezpieczeństwo. Hallvor urzekła mnie tym, iż zawsze była obok potrzebujących ją osób, zaś Alberon bardzo mnie zaskoczył. Autorka idealnie (za pomocą jakiejś magicznej różdżki lub wyjątkowo dobrych zaklęć) przedstawiła jego charakter. Wcześniej żaden czytelnik nie miał okazji spotkać się z bratem Raziego, lecz teraz w drugiej części, kiedy bracia są w jednym obozie, można dostrzec mnóstwo cech charakteru Alberona. Przede wszystkim największym zaskoczeniem był dla mnie jego temperament! Przyzwyczaiłam się do spokoju Raziego i nigdy nie spodziewałabym się tego, że Alberon może być jego przeciwieństwem. Wybuchowość księcia okazała się czymś nowym, innym i (posłużę się kolokwializmem) „totalnie odjechanym”. Niesamowite również było to, że po wybuchu gniewu tak szybko potrafił opanować nerwy. Och… Pani Kiernan stała się dla mnie mistrzem w kreowaniu postaci.
Świetnym dodatkiem do całokształtu okazały się przebiegłość i spryt Merronów. Rewelacyjnie naszkicowane różnice między ludem Merronów a Południowcami dodawały kolorów powieści.

Czasem stając z boku, widzi się więcej
(str. 79)

Akcja niewątpliwie jest atutem Zbuntowanego księcia. Chociaż nie było jej aż tak
Źródło
wiele, to jednak jakość zrobiła swoje. Za sprawą pięknych opisów i cudownego języka pani Kiernan, autorka tworzyła w mojej głowie niesamowite, jedyne w swoim rodzaju sceny walk, zazdrości, zemsty i miłości. Nienawiść, którą młody hadryjczyk darzył Wilkołaków, miłość między Christopherem a Wynter lub spotkanie braci – emocje bohaterów w tym sytuacjach świetnie dało się poczuć dzięki językowi autorki: żadnych trudnych zwrotów, średniowiecznych słów, archaizacji języka itp. Jeżeli jakakolwiek powieść pani Kiernan zostanie jeszcze wydana w Polsce, w pierwszej kolejności po nią sięgnę i znów pozwolę uwieść się jej magii lekkiego pióra.
Mroczny klimat, którego zabrakło mi w Królestwie cieni na szczęście teraz się pojawił, co pozytywnie wpłynęło na ocenę trzeciego tomu. Żałowałam jedynie tego, że było go tak niewiele w porównaniu z Zatrutym tronem, w którym stał się on znakiem rozpoznawczym Trylogii Moorehawke. Mimo to cieszę się, że mrożące krew w żyłach sceny z duchami znalazły się między stronami Zbuntowanego księcia.
Punkt kulminacyjny to moment, w którym moje nerwy zostały wystawione na ciężką próbę. Ostatnie strony sprawiły, że na zmianę cieszyłam się, płakałam, niedowierzałam i wściekałam się. Mocny koniec to podsumowanie wszystkich trzech części, tak jakby połączenie wszystkich zakończeń trylogii i stworzenie jednego, wielkiego, pełnego emocji punktu kulminacyjnego. Czytając go nie potrafiłam usiedzieć w miejscu, a rzeczywistość zostawiłam daleko za sobą. W tamtej chwili istniał tylko bardzo niebezpieczny, pełen wyrzeczeń i trudów świat Wynter.
Samo zwieńczenie Trylogii Moorehawke było idealne. Właśnie tak wyobrażałam sobie ostatnie chwile z Wynter i Christopherem, które niestety musiały kiedyś nadejść (a tak bardzo tego nie chciałam…)

W życiu rzadko można szybko wymierzyć sprawiedliwość.
(str. 190)

Od tej pory nazwisko pani Celine zawsze będę kojarzyć tylko i wyłącznie z Trylogią Moorehawke. Jej powieści pozostawiły w mojej duszy ogromny ślad i paskudnego kaca książkowego. Przygody Wynter były dla mnie czymś nowym i niepowtarzalnym – czymś, co już więcej się nie zdarzy. Mam ogromny sentyment do tych trzech powieści. To niesamowite, jak bardzo można oczarować czytelnika swoją twórczością. Christopher, Wynter i Razi na zawsze pozostaną dla mnie paczką przyjaciół gotowych oddać za siebie życie, Alberona kojarzyć będę z wielkimi rewolucjami, a Merronów z innym światem. Chciałabym wymyślić jakąś filozoficzną myśl ukazującą moje uczucia po zakończeniu Zbuntowanego księcia, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Chyba najprostszym i najlepszym rozwiązaniem będzie, jeśli powiem, że Ci, którzy jeszcze nie przeczytali Zatrutego tronu powinni jak najszybciej to zrobić. Poznacie siłę przyjaźni, moc miłości, prawdziwy strach o najbliższych, smak rozstania i dowiecie się, jak łatwo można przebaczyć nawet najgorsze rzeczy. Trylogia Moorehawke pokazuje inną rzeczywistość i jeżeli jesteście odważni oraz rządni przygód – koniecznie sięgnijcie po pierwszą część. Nie zawiedziecie się.

Tak więc… Wynter, Christopherze, Razi, Alberonie, Jonathonie, Lorcanie, drodzy Merroni – żegnajcie! Jeszcze nieraz do was powrócę!

8/10

Za możliwość spotkania wspaniałych bohaterów i przeżycia z nimi jedynych w swoim rodzaju chwil dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat 

Trylogia Moorehawke:


Zatruty tron | Królestwo cieni | Zbuntowany książę


10 komentarzy do “056. "Zbuntowany książę" - Celine Kiernan”

  1. Bardzo polubiłam całą trylogię.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytałam pierwszej części, ale mam ją w planach. Po tylu pozytywnych recenzjach nie sposób się oprzeć :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę w końcu dokończyć tę trylogię. Zwłaszcza, że tom drugi i trzeci od dawna mam na półce, a pierwszy strasznie mi się podobała :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Będę w sierpniu czytała całą trylogię i aż nie mogę doczekać się skończenia jej, skoro finał jest tak boski.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cała trylogia mogłaby przypaść mi do gustu:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pierwsza część trylogi, "Zatruty Tron" czeka na mojej półce już od dłuższego czasu i ciągle się wahałam, czy po niego sięgnąć, ale po Twojej recenzji, chyba jednak się zdecyduję :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Zostałaś nominowana do The Versatile Blogger. Szczegóły u mnie na blogu:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam Celine Kiernan - za genialną Trylogię Moorehawke, do której chciałabym kiedyś powrócić i zobaczyć na swojej półce (niestety z egzemplarzami tych powieści musiałam się rozstać - były pożyczone z biblioteki), niesamowite, pełnokrwiste, realne i namacalne postaci, które tworzy, barwny, ale i brutalny świat, który kreuje. Niezwykła autorka i niezwykłe książki. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Całą trylogię przeczytałam. Co prawda nie zachwyciła mnie aż TAK, lecz jest na pewno serią obiecującą :)

    OdpowiedzUsuń

Będę wdzięczna za komentarz pozostawiony pod tym postem. Śmiało wyraź swoje zdanie - jeśli moja recenzja/artykuł są do bani, napisz. Powiedz, co Ci się nie podoba, co robię źle, a ja nad tym popracuję.
Uprzedzam - jeśli chcesz napisać tylko "super, świetna recenzja", podaruj sobie. Wolę mieć mniej komentarzy, a rozbudowanych i odnoszących się do treści, niż mnóstwo z kilkoma pozytywnymi słowami.
Dziękuję!