Tytuł oryginału: Beach girls
Autor: Luanne Rice
Seria/cykl: --
Data premiery: 28 maja 2008
Wydawnictwo: Książnica
Liczba stron: 320
„Byłyśmy tylko my trzy i reszta
świata.”
(str.
24)
Wakacyjne
przyjaciółki – Stevie, Madelaine oraz Emma – miały istnieć dzisiaj, jutro i do
końca świata, ale czas i tragiczna śmierć jednej z nich sprawiły, że ich drogi
rozeszły się w różne strony, a wspomnienia słonecznych wakacji na cyplu
Hubbarda pozostały jedynie marną przepustką do dzieciństwa i tamtych chwil.
Teraz,
rok po śmierci Emmy, jej mąż wraz z dziewięcioletnią córką Nell wraca na cypel,
aby odetchnąć od pracy i móc poczuć obecność zmarłej żony w miejscu, w którym
się poznali. Nie zdaje sobie sprawy z tego, że Nell na poważnie wzięła do serca
historie cioci Madelaine o wakacyjnych przyjaciółkach i chce odnaleźć tą
ostatnią. Mężczyzna wie, że Nell nie odpuści, gdyż Stevie jest ostatnią osobą,
która najlepiej znała jej matkę i może opowiedzieć o niej dziewczynce. Jeśli
tylko uwierzą w magię lata oraz niesamowitą siłę przeszłości, życie każdego z
nich może zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni.
„Rodziny się nie wybiera, ale
przyjaciół tak.”
(str.
53)
Czytając
opis Wakacyjnych przyjaciółek nie do
końca wiedziałam, czego mogę spodziewać się po tej lekturze. Zrozumiałam tylko
tyle, że opowiada ona losy trzech dziewcząt, które połączyła wakacyjna
przyjaźń, aż w końcu czas rozdzielił je i poprowadził w różne strony. Nie
miałam też pojęcia, czego mogę spodziewać się po mężu zmarłej Emmy i jej córce,
a w dodatku po co do wszystkiego miała zostać wykorzystana Stevie. A może to
okładka zrobiła swoje? Pomimo mieszanych uczuć zaryzykowałam i sięgnęłam po
powieść
pani Luanne Rice. Gdzieś pomiędzy argumentami przeciw jej dziełu tlił
się płomyczek nadziei.
Źródło |
Historię
wakacyjnych przyjaciółek rozpoczyna wspomnienie z 1976 roku, kiedy to Stevie,
Emma i Madelaine przysięgły sobie, iż na zawsze pozostaną przyjaciółkami. Już
sam początek mówi nam dużo o trzech głównych bohaterkach. Stevie była wrażliwą
artystką, która potrafiła wszędzie dostrzec piękno, a swoje myśli i
niewypowiedziane słowa przelewała na płótno. Madelaine była dla mnie sporą
zagadką, gdyż nie miała żadnych szczególnych cech charakteru. Wydawało mi się,
że z całej paczki jest tą najbardziej uśmiechniętą i gotową na każde wyzwanie
przyjaciółką. Z kolei Emma potrafiła zawrócić w głowie każdemu chłopakowi,
lubiła rozmawiać o chłopcach, korzystała z życia oraz jego uroków, a także
pełniła rolę przywódczyni. Pierwsze słowa Emmy sprawiły, że w mojej głowie
zaświeciła się czerwona lampka, która kazała mi mocniej przyjrzeć się tej
postaci, gdyż jej specyficzny charakter oraz styl bycia mogą mieć większe
znaczenie dla powieści.
O
ile jeden wakacyjny dzień zrobił na mnie duże wrażenie, tak pierwszy rozdział
niezbyt zachęcił mnie do lektury. Czytając pierwsze zdanie poczułam bezsilność,
a cała nadzieja na ciekawą lekturę prawie zgasła. Wyobraziłam sobie, że Nell
będzie nastoletnią panną, która chce dowiedzieć się więcej o swojej zmarłej
mamie i usłyszeć zabawne historie z ust najlepszej przyjaciółki Emmy, tymczasem
okazało się, że Nell ma zaledwie dziewięć lat. Natychmiast pomyślałam „I co
ciekawego może przydarzyć się jakiejś dziewięciolatce?”. Z mojej strony taka
reakcja była bardzo głupia, bo po kolejnych kilku stronach powieść pani Rice po
prostu wciąga do swojego świata.
„Stevie, na świat można patrzeć na
dwa sposoby: wierzyć, że nie ma żadnej magii, albo że jest w każdej
najdrobniejszej rzeczy.”
(str.
81)
Największym
plusem Wakacyjnych przyjaciółek jest
kreacja bohaterów. Wyżej wymienione postaci cechowało to, że każda była inna i
pomimo różnych charakterów bardzo lubiły swoje towarzystwo i nie wyobrażały
sobie świata bez siebie nawzajem. Był to klasyczny
przykład ogromnej przyjaźni
gotowej pokonać wszelkie przeciwności. Oprócz nich na szczególną uwagę
zasługuje Jack – mąż Emmy i ojciec Nell. Polubiłam go za słabość do córki i za
jego ojcowską miłość oraz za to, że tak bardzo poświęcał się dla Nell.
Rozumiałam jego sytuację i strach o dziecko, bo niełatwo jest w pojedynkę
wychować córkę, tym bardziej, że Nell wciąż nie mogła otrząsnąć się po śmierci
Emmy. Sama Nell również zrobiła na mnie wrażenie swoją inteligencją i
umiejętnością wpływania na decyzje ojca. Tak naprawdę to dzięki niej losy
bohaterów pobiegły tym, a nie innym torem (i chwała jej za to!). Na pytanie „I
co ciekawego może przydarzyć się jakiejś dziewięciolatce?” odpowiadam – dużo.
Źródło |
Samo
miejsce akcji przypadło mi do gustu i nadało niesamowitego, niepowtarzalnego
klimatu powieści pani Rice. Cypel Hubbarda , a co za tym idzie – morze, piasek
oraz jedyny w swoim rodzaju dom Stevie, świetnie spełnił swoją rolę, stając się
miejscem pełnym wspomnień. Nie wyobrażam sobie wakacyjnych przyjaciółek w innym
mieście lub na innej plaży.
„Kiedy doszła do drewnianej kładki,
pomyślała o ojcu. Zarabiał na życie budowaniem mostów. W Szkocji też będzie je
budować. Cały świat wypełni się jego mostami, lecz jeżeli sam nie będzie po
nich chodził, by dotrzeć do ludzi, których kocha, to jaki z nich pożytek?”
(str.
239)
To,
co najbardziej urzekło mnie w czasie czytania Wakacyjnych przyjaciółek, to bardzo dojrzała miłość między Jackiem
a Stevie. Zastanawiałam się, czy coś z tego wyniknie, a jeśli tak, to na czym będzie
się to opierać. Tymczasem doświadczenia tych dwóch bohaterów sprawiły, że
podeszli do siebie ostrożnie i powoli. Ich uczucie nie funkcjonowało na
zasadzie „najpierw seks, a później pomyślimy co dalej robić”, lecz zostało
zbudowane na pytaniach i odpowiedziach oraz bezpieczeństwie Nell, którą oboje
bardzo kochali. Zarówno Stevie jak i Jack wiedzieli, czym są wzloty i upadki,
wobec tego byli do nich przygotowani.
Kolejnym
plusem Wakacyjnych przyjaciółek jest
prosty, choć lekko literacki i wyniosły, język autorki oraz bardzo przyjemny,
lekki styl, który wciąga i nie pozwala oderwać się od lektury. To zadziwiające,
że pani Rice w tak prosty sposób potrafiła ująć mnóstwo trudnych dla bohaterów
wyznań, słów oraz prawd. W tym miejscu stawiam dużego plusa.
„Miłość nie jest surowa. To
najłatwiejsza rzecz na świecie. Za to pokłady wątpliwości, strachu i
oczekiwania sprawiają, że staje się skomplikowana.”
(str.
269)
Podsumowując:
Przy
Wakacyjnych przyjaciółkach bardzo
miło spędziłam trzy dni i w ogóle nie żałuję swojego wyboru. Powieść pani Rice
bogata jest w mnóstwo morałów, złotych myśli i bardzo ważnych przesłań. Sekrety
Emmy, reakcja Madelaine, świat Stevie i sytuacja Jacka zmusiły mnie do pewnych
przemyśleń, a sam punkt kulminacyjny był cudownym zwieńczeniem wakacyjnej
przyjaźni. Czy polecam? Jak najbardziej. Dla tych, którzy lubią podobne lektury
– lekkie, mówiące o życiu, miłości, problemach i przyjaźni – będzie to idealnie
spędzony czas, a nieprzekonanych do tej pozycji mimo wszystko zachęcam. A nuż
historia wakacyjnych przyjaciółek pozostanie w Waszych głowach przez długi
czas.
8/10
Za możliwość poznania wzruszającej historii wakacyjnych przyjaciółek dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat
Mogłabym się na nią skusić:)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie słyszałam o tej książce, lecz z chęcią ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńJA jednak sobie podaruję, nie słyszałam o tej książce, a i tak jakoś nie mam ochoty jej czytać.
OdpowiedzUsuńBardzo zachęcająca recenzją. Nie słyszałam nigdy o tej książce, lecz chętnie bym ją przeczytała.
OdpowiedzUsuńKsiazke bede miala na uwadze, podoba mi sie favula :)
OdpowiedzUsuń