Recenzja może zawierać drobne spoilery dotyczące treści
Tytuł oryginału: Ten tiny breaths
Autor: K.A. Tucker
Seria/cykl: Dziesięć płytkich oddechów #1
Data premiery: 18 czerwca 2014
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 421
Los nie jest
łaskawy dla dwudziestoletniej Kacey Cleary i jej młodszej siostry Livie. Kilka
lat temu ich świat rozpadł się na małe kawałeczki przez ogromną tragedię. Teraz
dziewczęta gonią za marzeniami i uciekają do Miami, gdzie chcą rozpocząć nowe
życie. Wszystko zaczyna się układać, dopóki Kacey nie spotyka Trenta Emersona z
mieszkania 1D. Kacey wie, że po tych wszystkich wydarzeniach nie może ufać
nawet sobie, więc dlaczego ufa właśnie jemu? Okazuje
się, że ten pozornie perfekcyjny facet też ma swoje tajemnice.
Swego
czasu Dziesięć płytkich oddechów zrobiło
niemały szum w Sieci i wśród czytelników. Bez dwóch zdań reklamie książki
sprzyjał nowy rozwijający się w Polsce gatunek, czyli New Adult. Trudno nie dać
się uwieść tej pięknej okładce, tajemniczemu tytułowi oraz opisowi, który
zapowiada jedną z tych łapiących za serce historii o trudnej, bolesnej przeszłości
i zakochaniu. Udało mi się przeczytać kilka zachęcających recenzji Czytelników
i był to ostatni element, który sprawił, że sięgnęłam po tę książkę. I wiecie
co? Nigdy tak się nie zawiodłam.
W
czym tkwi największy minus Dziesięciu
płytkich oddechów? A no w
beznadziejnym wykonaniu. Mamy przed sobą świetny pomysł na fabułę. I Kacey, i
Trent mają swoje własne historie, które w pewnym momencie ujrzą światło
dzienne. Do tego dochodzi przeszłość głównej bohaterki, którą możemy najlepiej
zbadać, ponieważ to ona jest narratorem powieści. Są traumatyczne wspomnienia,
są problemy z powrotem do rzeczywistości, z pogodzeniem się z obecnym stanem
rzeczy, aż w końcu bunt i podjęcie poważnych decyzji. Wiecie jak najlepiej
zepsuć to wszystko, co tak pięknie brzmi i zapowiada kawał dobrej książki?
Zaśmiecić to niepotrzebnym erotyzmem wylewającym się ze wszystkich stron,
nawrzucać mnóstwo papierowych postaci, które nie mają żadnego znaczenia dla
całej historii, skupić się na płytkiej relacji między boskim ciałem (Trentem) a
szaloną Kacey i raz na czas szturchnąć akcję kijem od miotły. K.A. Tucker
najlepiej pokazała, jak zepsuć dobrze zapowiadającą się książkę.
Kacey
to postać, którą miałam ochotę po prostu udusić. Była do bólu sztuczna, naiwna,
głupiutka, „odważna” i „silna”. Autorka z pewnością planowała zrobić z niej
osobę, która w każdej sytuacji świetnie poradzi sobie sama – nawet jeśli trzeba
uciekać z domu i zaopiekować się młodszą siostrą. Myśli tylko o seksie, w
głowie ma tylko seks i wszystko kojarzy jej się z seksem. W wielu momentach
zachowywała się (delikatnie powiedziawszy) jak panna bardzo lekkich obyczajów.
Zaprzecza swoim słowom własnym zachowaniem. Kacey to ten typ bohaterki, który
swoją głupotą przechodzi ludzkie pojęcie.
Na
domiar złego pozostałe postaci wcale nie są lepsze. Trent to sztuczny, idealny
chłopiec, który wysyła setki sprzecznych sygnałów naraz. Nie zakochałam się w
nim, nie polubiłam go i nawet w najmniejszym stopniu nie poczułam się
przywiązana do niego. Storm to ta najlepsza przyjaciółka, której ten zaszczytny
tytuł nadaje się po kilku tygodniach znajomości. Ponad to pojawia się mnóstwo
innych bohaterów zbudowanych na tej samej zasadzie: papierowości, schematu i
sztuczności.
Nie
czepiałabym się seksu w książce, gdyby miał on choć trochę sensu. Tymczasem
pani Tucker używa go jako tandetnego zapychacza. Dla mnie osobiście nie miał on
w sobie ani grama romantyzmu i wcześniej wspomnianego sensu. Kacey przez połowę
książki była napalona, ciągle czuła „żar” i chciała, żeby Trent (dosłownie) ją
wykorzystał. Chciała uprawiać z nim seks dosłownie wszędzie, począwszy od
pralni (cóż za idealne miejsce na schadzki), poprzez klub, na swoim pokoju przy
otwartych drzwiach po akcji z wężem kończąc (osoby, które przeczytały książkę
wiedzą, jak wyglądała akcja z wężem pod prysznicem).
Ta
książka jest pełna sprzeczności. Bohaterka zaprzecza sama sobie, Trent również
zaprzecza sam sobie, Kacey zmienia zdanie dziesięć razy na minutę, a jej
zachowanie również nie pozostaje w tyle. Jest to jak na razie jedyna książka,
którą czytałam trzymając w ręce ołówek i co chwilę zapisując kąśliwe uwagi na
stronach. Dzięki temu jeszcze lepiej zobaczyłam wszystkie wady Dziesięciu płytkich oddechów. Książce
często brakuje logiki i jakiegoś spójnika. Pani Tucker kilka razy wrzuciła parę
zdań mrożącej krew w żyłach akcji, która – tak jak erotyzm – również była
tandetnym zapychaczem i absolutnie nic nie wnosiła do książki; nie pozostawał
po niej nawet najmniejszy ślad. Poza tym rozwiązania zagadki można domyślić się
od razu po zapoznaniu się z tragiczną historią Kacey i Livie.
Dopiero
osiemdziesiąt ostatnich stron pokazało mi, jak bardzo ta powieść jest
pokrzywdzona przez autorkę. Tych kilka końcowych rozdziałów miało w sobie
odrobinę sensu i jakiś morał. Gdyby nie ta zniewalająca głupota głównej
bohaterki, sztuczność, papierowość, schematyczność, niedojrzały styl i zbyt
banalny język, Dziesięć płytkich oddechów
byłaby naprawdę dobrą książką. Tymczasem autorka postanowiła pójść po
najmniejszej linii oporu i z pięknej powieści o przebaczeniu i pogodzeniu się z
przeszłością zrobiła tanią historyjkę o dziwnej bohaterce, która jest chodzącym
zaprzeczeniem i od progu pralni rzuciłaby się na boskiego Trenta. Przez wzgląd
na zakończenie (wyłączając przesłodzony epilog, któremu brakowało tylko
cukierkowej tęczy i uśmiechniętych krasnoludków) zastanawiałam się nad
podwyższeniem oceny tej powieści, ale kiedy tylko przypominam sobie te ¾
książki, które doprowadzało mnie do szału, dochodzę do wniosku, że ta ocena
jest najodpowiedniejsza.
Nie
żałuję, że sięgnęłam po tę książkę. Żałuję tego, że autorka postanowiła tak ją
zniszczyć. Być może Wam Dziesięć płytkich
oddechów spodoba się, chwyci Was za serce i nie wypuści z uścisku (a znam
takich Czytelników), ale dla mnie historia Kacey była denerwującym odmóżdżaczem
z mnóstwem minusów, byle jakimi postaciami, nijaką akcją i niepotrzebnym
erotyzmem. Nie rozumiem zachwytów. W ogóle do mnie nie przemówiła – nic a nic.
Jak dla mnie Dziesięć płytkich oddechów to
zmarnowana szansa na prawdziwą, wzruszającą powieść.
5/10
Seria Dziesięć płytkich oddechów:
Dziesięć płytkich oddechów | Jedno małe kłamstwo | Four seconds to lose | Five ways to fall
Seria Dziesięć płytkich oddechów:
Dziesięć płytkich oddechów | Jedno małe kłamstwo | Four seconds to lose | Five ways to fall
O matko, czytałam to i po prostu łamało mi się serce, naprawdę! Jak dla mnie to najlepsza powieść z nurtu NA, naprawdę! Czytając ją byłam zachwycona i szkoda, że Ty o wiele słabiej ją odebrałaś.
OdpowiedzUsuńTo jest chyba ten typ powieści, którą albo się kocha, albo nie znosi :( Ale nie poprzestaję na tej części, mam zamiar sięgnąć po drugą :)
UsuńJeszcze nie czytałam tej książki, ale miałam taki zamiar, chociaż po Twojej recenzji chyba sobie ją odpuszczę, a przynajmniej na razie.
OdpowiedzUsuńOd początku patrzyłam na nią sceptyczne i nie zamierzam raczej jej poznawać - to nie są moje klimaty.
OdpowiedzUsuńNa książkę mam chęć i nawet pomimo swojego wykonania, nadal mam ochotę sama się przekonać czy to średnia książka;)
OdpowiedzUsuńKsiążka była dobrym odmóżdżaczem -zgadzam się z Tobą . Mimo to zostawiła u mnie miłe wspomnienia , a to jest u mnie bardzo ważne . Sceny erotyczne ? Rzadko przeszkadzają mi w książce , chociaż tutaj były naprawdę zbędne . Jednak i tak podobała mi się , autorka miała ciekawą koncepcję na napisanie książki .. ;)
OdpowiedzUsuńChciałam przeczytać, ale skoro mówisz, że bohaterowie słabi, za dużo 18+ i ogólne dno, to chyba sobie podaruję. Mam sporo książek, które chcę jeszcze przeczytać i nie będę tracić czasu na tą. Dziękuję. ;)
OdpowiedzUsuńSame pozytywne opinie, a tu jednak, widać może się ta pozycja nie do końca spodobać. Mimo to mam ją w planach i czeka już na swoją kolej :)
OdpowiedzUsuńMam w planach :)
OdpowiedzUsuńBardzo zaciekawił mnie opis i myślałam że jest to ciekawa pozycja a tu proszę, takie zaskoczenie. Jednak i tak po nią sięgnę, może mi bardziej sie spodoba.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie. Dopiero początek.
in-our-different-world.blogspot.com
O rany, jesteś pierwszą osobą na którą się natknęłam, która dałaby tak niską ocenę tej książce ;O Muszę sama się przekonać... :)
OdpowiedzUsuńUUU, jak już bohaterka zaprzecza sama sobie, to ja podziękuję za taką znajomość :P
OdpowiedzUsuńPierwsza negatywna recenzja na jaką trafiłam. Daje do myślenia. Sama nie czytałam i na razie się nie przymierzam, ale dobrze wiedzieć, że są różne zdania na temat tego tytułu.
OdpowiedzUsuńA mnie ta książka się bardzo podobała :>
OdpowiedzUsuńKażdy ma swą opinię :)