Tytuł oryginału: Maybe someday
Autor: Colleen Hoover
Seria/cykl: Maybe #1
Data premiery: 13 maja 2015
Wydawnictwo: Otwarte (Moondrive)
Liczba stron: 384
Dzień
dwudziestych drugich urodzin nie jest szczęśliwy dla Sydney. Myślała, że czeka
ją niesamowita niespodzianka, a tymczasem okazało się zupełnie inaczej. Kiedy
już myślała, że nie ma dokąd pójść, zjawia się Ridge i jego przyjaciele – ten Ridge,
który co wieczór gra na gitarze i czaruje swoimi melodiami Sydney.
Chłopak
próbuje pokonać blokadę twórczą, która nie pozwala mu pisać piosenek, aż nagle
w jego życiu pojawia się Sydney, która ma dar do tworzenia tekstów. Wspólna
praca bardzo zbliży do siebie tę dwójkę, ale rodzące się między nimi uczucie
napotka wiele przeszkód i nie wiadomo, czy zdoła je pokonać.
Colleen
Hoover wparowała do mojego życia wtedy, gdy sięgnęłam po Hopeless. Po przeczytaniu tej powieści pani Hoover stała się jedną
z moich ulubionych autorek. Po Hopeless przyszła
pora na Pułapkę uczuć, dalej na Losing hope i Szukając Kopciuszka, ale zapowiedź Maybe someday poruszyła mnie jakoś szczególnie. Na kilka dni przed
premierą ciągle natykałam się na reklamy, a kiedy Maybe someday trafiła w moje ręce i przeczytałam pierwszy rozdział,
zaczęłam obawiać się, że bardzo pozytywne nastawienie do tej książki wywołała
dobra reklama i od tej pory do lektury podeszłam bardzo sceptycznie. Uwierzcie
mi, nie warto było zamartwiać się, że Maybe
someday okaże się złym wyborem!
Autorka
zaskakuje Czytelnika już na samym początku. Z krótkiej informacji na pierwszej
stronie dowiadujemy się, że Maybe someday
jest książkowo-muzycznym eksperymentem, co bardzo mnie zaciekawiło i
jednocześnie ucieszyło, bo muzyka to (po książkach) mój drugi nałóg. Następnie,
zaledwie kilka stron później, autorka zaskakuje Czytelnika po raz drugi. Tym
razem zaskoczyła mnie na tyle mocno, że długo nie mogłam przyzwyczaić się do
jej pomysłu, a oprócz tego narodziły się kolejne obawy.
Fabuła
książki wydaje się banalna – on gra na gitarze, ale jego muzyce brakuje słów.
Ona z kolei tworzy niesamowite teksty piosenek. Łączy ich muzyka, a później
uczucie, które narodzi się w trakcie wspólnej pracy. Wszystko to brzmi prosto,
przyjemnie, trochę szablonowo, ale tak wcale nie jest, ponieważ chodzi o coś
więcej. Zadziwia mnie to, jak z taką lekkością można podjąć w książce dosyć
trudne tematy. To samo było w przypadku Hopeless
i Szukając Kopciuszka – zapowiada
się na zwykły romans między nastolatkami, a dostajemy oprócz tego wzruszającą
historię o utraconej nadziei, odzyskaniu wiary w siebie i miłości. Byłoby to
prawdziwą zbrodnią mola książkowego, gdybym zdradziła Wam, co tym razem
przygotowała Colleen Hoover, ale powiem tylko tyle: bądźcie pewni, że Colleen
Hoover naprawdę Was zaskoczy.
Główni
bohaterowie są dobrze wykreowanymi postaciami. Sydney to bohaterka o silnym
charakterze, którą bardzo polubiłam za błyskotliwość, inteligencję, wrażliwość
i delikatność. Z kolei Ridge oczarował mnie swoją mądrością i ogromną lojalnością,
która jest jego wielką zaletą, ale również pewnym problemem… W gronie dobrze
wykreowanych postaci znajduje się też Maggie, która jest lekkim przeciwieństwem
Sydney, a którą również w jakimś stopniu polubiłam. Niestety postacie
drugoplanowe nie miały tyle szczęścia, ponieważ Colleen Hoover postanowiła nie
skupiać się na nich tak bardzo. Warren często przypominał mi Daniela z Szukając Kopciuszka, a Tori wkurzała
mnie swoją szablonowością (to samo tyczy się Huntera). Na szczęście temperament
i charakter Bridgette trochę przyćmił te papierowe postacie, przez co ich wady
związane ze schematycznością nie rzucały się tak bardzo w czy. Trzeba jednak
przyznać, że postacie tworzone przez Collen Hoover są bardzo dla niej
charakterystyczne, co w kolejnych książkach może stać się już trochę nudne.
Książkowo-muzyczny
eksperyment w mojej opinii wypadł całkiem dobrze. Nie słuchałam muzyki stworzonej
do Maybe someday w trakcie czytania
ani w przewie między rozdziałami, ponieważ byłam zajęta pochłanianiem tej
książki. Jedno trzeba przyznać – muzyka jest bardzo przyjemna i natychmiast
przypomina o Maybe someday i historii
Ridge’a oraz Sydney. Samą książkę przeczytałam w ekspresowym tempie. Nie
sądziłam, że wciągnie mnie aż tak! Wystarczyły dwa dni, aby Maybe someday była za mną. Po
przeczytaniu ostatnich słów poczułam ogromny smutek, bo nie sądziłam, że tak
szybko przyjdzie mi rozstać się z tą powieścią. Była zdecydowanie za krótka!
Naprawdę
trudno jest mi powstrzymać wszystkie emocje, które wywołała we mnie ta książka.
Po jej przeczytaniu zaczęłam zwracać uwagę na to, co pokazała Colleen Hoover w Maybe someday. Myślę, że historia Ridge’a
i Sydney bardzo dobrze uczy wrażliwości – ale w jaki sposób, o tym dowiecie
się, sięgając po Maybe someday.
Myślę, że jest to jedna z lepszych książek, jakie do tej pory przeczytałam w
tym roku, urocza, przyjemna, piękna, wciągająca i taka, do której na pewno
jeszcze wrócę.
7/10
Po tym dość sceptycznym wstępie cieszę się, że jednak Ci się spodobała :) To było moje pierwsze spotkanie z Hoover i już wiem, że chcę zdobyć wszystkie jej książki ^^
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę przeczytać jakąś powieść Hoover. Wszyscy ją zachwalają, a ja jeszcze nie miałam z nią żadnej styczności. Recenzja zachęca, także nic, tylko wybrać się do biblioteki po książkę :)
OdpowiedzUsuńNie miałam okazji jeszcze przeczytać nic tej autorki, chociaż zarówno Maybe Someday, jak i Hopeless zalegają na mojej półce. Czas najwyższy nadrobić zaległości!
OdpowiedzUsuńZ Hoover miałam do czynienia jedynie przy "Hopeless", ale i tak chodzą za mną jej książki od jakiegoś czasu. "Maybe someday" szczególnie. Myślę, że zagości niedługo i u mnie. :)
OdpowiedzUsuńMiałam ochotę, ale ją straciłam, bo gdzieś wyczytałam, że jest wątek choroby... A o chorobach nie chcę na razie czytać, mam blokadę.
OdpowiedzUsuńNa razie od Hoover przeczytałam tylko rewelacyjne "Hopeless" <3 Po resztę jej książek chcę sięgnąć w najbliższym czasie.
OdpowiedzUsuńWkrótce się za nią zabieram! Nie mogę się już doczekać. :)
OdpowiedzUsuńMam już ją na swojej półce. Teraz tylko czekam na okazję, żeby się za nią zabrać. :)
OdpowiedzUsuńEksperyment książkowo-muzyczny... zapowiada się ciekawie. :)
OdpowiedzUsuńocean-slow.blogspot.com
muszę koniecznie przeczytać. uwielbiam i "Hopeless" i "Losing hope". zachęciłaś mnie
OdpowiedzUsuńMyślałam,że to "Hopeless" jest najlepszą książką teh autorki. Po przeczytaniu "Maybe Someday" zrozumiełam jak bardzo się myliłam.
OdpowiedzUsuńhttp://czytam-ogladam-recenzuje.blogspot.com/