Tytuł oryginału: Finding Cinderella
Autor: Colleen Hoover
Seria/cykl: Hopeless #2.5
Data premiery: 4 lutego 2015
Wydawnictwo: Otwarte (Moondrive)
Liczba stron: --
Byli ze sobą
zaledwie godzinę. Ciemność, schowek i oni, z daleka od szkolnego zgiełku. Ta
godzina wystarczyła, aby Daniel nie mógł przestać myśleć o dziewczynie, która
nagle pojawiła się w jego życiu i równie nagle zniknęła. Nie zna jej imienia,
nie widział jej twarzy, a jedyne, co o niej wie, to że musi wyjechać. W
ten sposób mija rok od tajemniczego spotkania – do czasu aż pewna niesamowita
dziewczyna zawraca Danielowi w głowie. Przy niej Daniel czuje, że zaczyna w
życiu nowy rozdział, ale wspomnienia ze schowka ciągle nawiedzają chłopaka,
ponieważ on wciąż poszukuje swojego Kopciuszka.
Daniel
to postać, której możemy przyjrzeć się bliżej dopiero w Losing hope. Czytelnicy, którzy znają drugą część Hopeless pamiętają moment, w którym Daniel opowiada Holderowi o nietypowym
spotkaniu z dziewczyną w szkolnym schowku na szczotki. W Szukając Kopciuszka Colleen Hoover postanawia zagłębić się w tę
historię i… wyszło jej to genialnie. Jestem zakochana i zauroczona tą książką.
O
twórczości Colleen Hoover trudno mówić, że jest słaba. Kilka niepochlebnych
słów padło z moich ust (a raczej klawiatury) w recenzji Pułapki uczuć, chyba najsłabszej jej książki, ale Hopeless i Losing hope całkowicie mnie porwały i rozkochały w sobie. Nie
inaczej było w przypadku Szukając
Kopciuszka. Liczyłam na przyjemną historyjkę powiązaną ze światem Holdera i
Sky, a dostałam ogromne zaskoczenie, mnóstwo stron szczerego śmiechu i multum
innych emocji, o których chętnie opowiem Wam w tej recenzji.
W
książkach Hoover uwielbiam niesamowitą lekkość. Wszystko – począwszy od opisów,
poprzez dialogi i akcję – jest niewymuszone, napisane z ogromną lekkością,
prostotą i radością. Czytanie takich młodzieżówek pozwala mi przypomnieć
jeszcze raz, za co kocham książki i dlaczego uwielbiam przenosić się do ich
światów, pozostawiając daleko za sobą rzeczywistość. Już po przeczytaniu Hopeless wiedziałam, że Colleen Hoover
będzie moją ulubioną autorką młodzieżowych książek, a z każdą przeczytaną
powieścią jej autorstwa utwierdzam się w tym przekonaniu.
Lekkość
tekstu idzie w parze z inteligentnym humorem postaci (o których powiem trochę
więcej w kolejnym akapicie). Przez większość książki uśmiech nie schodził z
moich ust. Śmiech wzbudzały sytuacje, w jakich znajdowali się bohaterowie, ich
rozmowy, zaskakujące, śmieszne odpowiedzi, lekkie, żywe i otwarte relacje, a
wszystko trwało tak do momentu, w którym autorka postanowiła wbić czytelnika w
fotel nagłym zwrotem akcji. Nie muszę dodawać, że nie spodziewałam się takiego
obrotu spraw. W Hopeless to
zaskoczenie było ogromne, ale nie spodziewałam się, że i tutaj autorka
postanowiła tak zadziwić czytelnika.
Postacie
są naprawdę świetnie wykreowane. Daniel to zabawny gość, pełen dystansu do
siebie, humoru i inteligencji. Takich bohaterów lubię najbardziej, a
towarzyszenie im sprawia mi ogromną radość. Z kolei tajemniczą dziewczynę znamy
z poprzednich książek Hoover, niektóre opisy wprost wymieniają jej imię, ale
jeśli nie domyślacie się, o kogo chodzi, to ja milczę. W każdym razie w Szukając Kopciuszka możemy poznać drugie
oblicze tej bohaterki, ciemniejsze, dotąd nam nieznane, a jest ono bardzo
ciekawe. Nie opuszczają nas też Holder i Sky, jedna z moich ulubionych
książkowych par. Pomimo tego, że ich obecność w tej powieści jest mała, to miło
było znów spotkać się z nimi i obserwować ich relacje z punktu widzenia
Daniela.
Jedyną
i największą wadą Szukając Kopciuszka jest
długość – stanowczo za krótka! Biorąc jeszcze pod uwagę Hopeless i Losing hope stwierdzam,
że ten minus ma każda książka Hoover. Za żadne skarby świata nie chciałam
wychodzić spomiędzy stron historii Daniela i jego Kopciuszka. Mogłabym o nich
czytać godzinami, a i tak stale zachwycałabym się przyjemną prostotą tekstu,
kreacją bohaterów, pomysłem na fabułę i akcją, która lekko mknie do przodu.
Szukając
Kopciuszka jest książką naprawdę dobrą. Może nie
pobija na głowę Hopeless, ale jest
równie dobra jak Losing hope –
świetne dopełnienie serii, która pewnego sierpniowego dnia 2014-tego roku
skradła moje serce. Więcej książek Colleen Hoover i więcej tak wciągających historii!
7/10
Hopeless | Losing hope | Szukając Kopciuszka
U mnie było odwrotnie - Pułapka uczuć bardzo mi się podobała, a Kopciuszek wcale :). Generalnie z twórczości Hoover wolę książki ze starszymi bohaterami - Maybe Someday, Ugly love i Confess, chociaż Hopeless i Losing Hope również zaliczam do ulubionych.
OdpowiedzUsuńzaraz po przeczytaniu ''Losing Hope'' mam zamiar sięgnąć po ''Szukając kopciuszka'' ;)
OdpowiedzUsuńmuszę sie skusić
OdpowiedzUsuńwww.zakladkaa.blogspot.com
Jeszcze nie czytałam żadnej książki tej autorki, ale może w przyszłości uda mi się to zmienić. ;)
OdpowiedzUsuńJakoś nie jestem przekonana do całej tej serii...
OdpowiedzUsuń"Hopeless" czytało mi się całkiem przyjemnie i kiedyś, w niesprecyzowanej przyszłości chciałabym sięgnąć po resztę jej książek, w tym to opowiadanie. :)
OdpowiedzUsuńInteresująca, ale chyba właściwszym określeniem byłoby kusząca lektura :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam żadnej z nich, ale chyba w końcu będę musiała to zrobić. :D
OdpowiedzUsuńCzytałam jedynie "Hopeless" i bardzo ją polubiłam ;) po inne książki Hoover także chcę sięgnąć i liczę , że wkrótce będę miała taką okazję :)
OdpowiedzUsuńChyba będę musiała w końcu zapoznać się z tą serią :)
OdpowiedzUsuń