Tytuł oryginału: Flight behavior
Autor: Barbara Kingsolver
Seria/cykl: --
Data premiery: 19 listopada 2013
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 664
Życie Dellarobii
nie jest usłane różami. Mieszka na podupadającej farmie z mężem i dwójką
dzieci. Nie potrafią związać końca z końcem. Codzienna monotonia i walka o
przetrwanie jest męcząca dla młodej matki i żony farmera, w dodatku sama
Dellarobia nie jest aniołkiem z aureolką. Ale pewnego dnia coś się zmienia. Ich
małe miasteczko odwiedzają motyle – tysiące pięknych motyli monarszych, dzięki
którym jezioro i las wyglądają jakby płonęły. Poruszenie w miasteczku jest
ogromne. Naukowcy snują swoje teorie, przywódcy religijni swoje, dziennikarze
skupiają się tylko na motylach, a ludzie zastanawiają się, czy odwiedziny tych
stworzonek są zwiastunem nadchodzących zmian.
Jestem
ogromną miłośniczką literatury kobiecej. Niedawno zamieniłam paranormalne
romanse i niektóre młodzieżówki na coś poważniejszego. Wybór okazał się
idealny, bo kilka cudownych autorek utwierdziło mnie w przekonaniu, że
literatura kobieca jest czymś więcej; można tam odnaleźć dojrzałą miłość,
troski dnia codziennego, poświęcenie, odwagę, ale również odpowiedzi na poważne
pytania. Nic więc dziwnego, że kiedy ujrzałam Lot motyla z tą nieziemską okładką i interesującym, oryginalnym
opisem, postanowiłam od razu ją przeczytać. Rekomendacja „Wydarzenie literackie
minionego roku” też zrobiła swoje, no bo w końcu książki, które zostają
okrzyknięte wydarzeniem literackim są kawałem porządnej lektury, czyż nie tak
to działa? Wkrótce wyszło szydło z worka. Okazało się, że rekomendacja jest
tylko dobrym chwytem reklamowym, a powiedzenie „Nie oceniaj książki po okładce”
jest jak najbardziej prawdziwe.
Co
jest największym problemem Lotu motyla?
Nuda i główna bohaterka – jedno i drugie jest ze sobą silnie powiązane. No
przecież miałam ochotę ją rozszarpać! Cała książka to jedno wielkie narzekanie
Dellarobii na ich sytuację majątkową, życie, zamieszanie wokół motyli, teściową
i ludzi z wioski oraz jej głębokie przemyślenia o życiu. Jazda quadem z
synkiem
na kartach powieści pani Kingsolver trwa mniej więcej pięć stron, ponieważ w
czasie krótkiej drogi z domu głównej bohaterki na wzgórze zamieszkiwane przez
motyle musimy poznać wszystkie myśli i rozterki Dellarobii. Czyż to nie brzmi
trochę głupio?
Źródło |
Na
początku pomyślałam „Wow, nawet ciekawa ta postać. Taka zupełnie inna od
bohaterek podobnych powieści”. Tak, to prawda, Dellarobia bardzo różniła się od
chociażby Lucy z Tańcząc na rozbitym
szkle, Kate z Odnalezione marzenia
albo CeeCee z Sekretne życie CeeCee
Wilkes. Te bohaterki były odważne, współczujące, dobre, silne, miały w
sobie taką iskierkę, która sprawiała, że od razu lubiliśmy je, a Dellarobia? Ona
jest zupełnym zaprzeczeniem i na samym początku uznałam to duży za plus Lotu motyla. Kiedy mijały kolejne strony
i poznawałam bliżej Dellarobię, jej ciągłe narzekanie na otaczający ją świat
zaczęły mnie naprawdę denerwować. Chcieć to móc, zawsze mogła coś zrobić, ale
ona wolała kłócić się z teściową i jęczeć jak jej źle. Współczułam jej mężowi,
który był jaki był, ale robił wszystko, aby było im dobrze. Często rozumiałam
teściową Dellarobii, która czasami miała sto procent racji. Odniosłam wrażenie,
że Dellarobia była bardzo dziecinną, nieodpowiedzialną, rozpieszczoną i
zapatrzoną w siebie osobą.
Nie chodzi o to, że Dellarobia została źle
wykreowana, bo pod tym względem pani Kingsolver świetnie się spisała. Z drugiej
strony stworzenie zrzędliwej bohaterki jest nie lada wyzwaniem. Problem tkwi w
jej postawie. Wyznaję zasadę, że książka, która czegoś mnie nauczyła, jest
bardzo dobrą pozycją. Ku zaskoczeniu za pewne większości czytelników tej
recenzji do tego grona mogę zaliczyć kilkanaście paranormalnych romansów, parę
młodzieżówek, mnóstwo książek fantasy, sci-fi, kryminałów, kilka powieści z
literatury kobiecej… a tutaj? Postawa Dellarobii, jej spojrzenie na świat i
cała książka nie nauczyły mnie zupełnie niczego (oprócz tego, że gdy ci smutno,
gdy ci źle, ponarzekaj – i tyle).
Po
drugie – ta książka była okropnie nudna. Jak wspominałam wcześniej,
najdrobniejsza czynność była opisywana na kilka stron. Skoro jazda quadem
trwała tak długo, to pomyślcie ile czasu zajęło Dellarobii wejście na wzgórze w
pierwszym rozdziale. Tak, macie rację – dużo. Bardzo dużo. Gdyby nie to, że
pani Kingsolver tak uparcie skupiła się na przemyśleniach głównej bohaterki,
myślę, że byłoby w porządku. Nieraz nie mogłam się doczekać jakiegokolwiek
dialogu. Najczęściej przy książce trzymała mnie myśl „Jeszcze sześć stron i w
końcu ktoś coś powie!”. W pewnym momencie to oczekiwanie stało się bardzo
uciążliwe. Niekiedy nawet miałam ochotę odłożyć Lot motyla i podarować sobie dalsze czytanie, ale zobowiązałam się
do przeczytania, więc dotrwałam do samego końca.
Żeby
nie postawić Lotu motyla w najgorszym
świetle, chciałabym zaznaczyć dwa plusy – jeden mniejszy, drugi spory. Tym
mniejszym jest prześliczna okładka, która do tej pory budzi mój podziw dla
grafików. Jest po prostu nieziemska, delikatna, w pięknych barwach i… ojoj,
zabraknie mi zaraz przymiotników. Drugim plusem – tym dużo większym – jest rewelacyjny
styl pani Kingsolver. Sama autorka pisze w bardzo ciekawy sposób, który wciąga
i wciąga, ale w połączeniu z nudną fabułą i denerwującą główną bohaterką doszło
do poważnej kolizji. Język, jakim posługuje się autorka, również powinien
zostać doceniony w tej recenzji. Właśnie za to uwielbiam literaturę kobiecą –
dojrzały styl i kwiecisty język. Szkoda tylko, że pozostałe rzeczy nie szły w
parze z tą ogromną, mocną stroną pani Kingsolver.
Koniec
końców czas podsumować to i owo. Polecić czy nie polecić? Jeśli macie stalowe
nerwy, nie przeszkadza Wam brak jakiejkolwiek akcji, a kilkustronicowe
przemyślenia to dla Was gratka, Lot
motyla na pewno przypadnie Wam do gustu. Ale jeśli tak jak ja preferujecie chociaż
odrobinę akcji, godną podziwu postawę bohaterki, książkowe lekcje i szybko
tracicie cierpliwość przy denerwujących postaciach, odradzam przeczytanie Lotu motyla. Z resztą – zrobicie to, co
uznacie za lepsze. Może Wy dostrzeżecie urok powieści pani Kingsolver i milej
spędzicie z nią czas.
4/10
Za możliwość przeczytania Lotu motyla dziękuję Młodzieżowemu Klubowi Recenzenta!
Już przy nudzie i narzekaniu powiedziałam tej książce: nie. Będę ją omijać szerokim łukiem. :)
OdpowiedzUsuńNie cierpię wręcz wiecznie narzekających bohaterów.
OdpowiedzUsuńChyba odpuszczę :D Mam co czytać:) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńEch, a już się ucieszyłam, że to może porządna, grubaśna obyczajówka. Odstrasza trochę to wleczenie się czynności przez ileś tam stron i przesadna drobiazgowość.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że tak słabo wypadła.
OdpowiedzUsuńOj..będe omijać ją szeroooookim łukiem! :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie :)
Pozdrawiam :)
No to raczej nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńO kurcze. A taka piękna okładka! Tak wiec sprawdza się powiedzenie, że po okłądce nie ocenia sie książki! :)
OdpowiedzUsuńOkładka się zmarnowała. Szkoda.
OdpowiedzUsuńhttp://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
Chyba sobie ją odpuszczę :P
OdpowiedzUsuńCzytałam niedawno recenzję tej książki, ale utrzymana była w zupełnie innym tonie, znacznie bardziej pozytywnym. Jak wiadomo ile osób, tyle opinii, ale teraz zaczęłam się obawiam, że książka mnie wynudzi, mimo że jak na razie czuję się nią zaintrygowana. Nie przekonam się dopóki nie przeczytam.
OdpowiedzUsuńTeż wyznaję taką zasadę :) Do mnie po prostu nie trafiła, ale może Tobie zdecydowanie bardziej się spodoba :)
UsuńOkładka przepiękna, ale jak widać, szkoda wydawać pieniędzy :)
OdpowiedzUsuńGоod pοst. I ωill be going through some
OdpowiedzUsuńof these issues as well..
My web page; buy instagram followers that like