156. "Dziesięć płytkich oddechów" K.A. Tucker

Recenzja może zawierać drobne spoilery dotyczące treści 

Tytuł: Dziesięć płytkich oddechów
Tytuł oryginału: Ten tiny breaths
Autor: K.A. Tucker
Seria/cykl: Dziesięć płytkich oddechów #1
Data premiery: 18 czerwca 2014
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 421



Los nie jest łaskawy dla dwudziestoletniej Kacey Cleary i jej młodszej siostry Livie. Kilka lat temu ich świat rozpadł się na małe kawałeczki przez ogromną tragedię. Teraz dziewczęta gonią za marzeniami i uciekają do Miami, gdzie chcą rozpocząć nowe życie. Wszystko zaczyna się układać, dopóki Kacey nie spotyka Trenta Emersona z mieszkania 1D. Kacey wie, że po tych wszystkich wydarzeniach nie może ufać nawet sobie, więc dlaczego ufa właśnie jemu? Okazuje się, że ten pozornie perfekcyjny facet też ma swoje tajemnice.


Swego czasu Dziesięć płytkich oddechów zrobiło niemały szum w Sieci i wśród czytelników. Bez dwóch zdań reklamie książki sprzyjał nowy rozwijający się w Polsce gatunek, czyli New Adult. Trudno nie dać się uwieść tej pięknej okładce, tajemniczemu tytułowi oraz opisowi, który zapowiada jedną z tych łapiących za serce historii o trudnej, bolesnej przeszłości i zakochaniu. Udało mi się przeczytać kilka zachęcających recenzji Czytelników i był to ostatni element, który sprawił, że sięgnęłam po tę książkę. I wiecie co? Nigdy tak się nie zawiodłam.

W czym tkwi największy minus Dziesięciu płytkich oddechów?  A no w beznadziejnym wykonaniu. Mamy przed sobą świetny pomysł na fabułę. I Kacey, i Trent mają swoje własne historie, które w pewnym momencie ujrzą światło dzienne. Do tego dochodzi przeszłość głównej bohaterki, którą możemy najlepiej zbadać, ponieważ to ona jest narratorem powieści. Są traumatyczne wspomnienia, są problemy z powrotem do rzeczywistości, z pogodzeniem się z obecnym stanem rzeczy, aż w końcu bunt i podjęcie poważnych decyzji. Wiecie jak najlepiej zepsuć to wszystko, co tak pięknie brzmi i zapowiada kawał dobrej książki? Zaśmiecić to niepotrzebnym erotyzmem wylewającym się ze wszystkich stron, nawrzucać mnóstwo papierowych postaci, które nie mają żadnego znaczenia dla całej historii, skupić się na płytkiej relacji między boskim ciałem (Trentem) a szaloną Kacey i raz na czas szturchnąć akcję kijem od miotły. K.A. Tucker najlepiej pokazała, jak zepsuć dobrze zapowiadającą się książkę.
Kacey to postać, którą miałam ochotę po prostu udusić. Była do bólu sztuczna, naiwna, głupiutka, „odważna” i „silna”. Autorka z pewnością planowała zrobić z niej osobę, która w każdej sytuacji świetnie poradzi sobie sama – nawet jeśli trzeba uciekać z domu i zaopiekować się młodszą siostrą. Myśli tylko o seksie, w głowie ma tylko seks i wszystko kojarzy jej się z seksem. W wielu momentach zachowywała się (delikatnie powiedziawszy) jak panna bardzo lekkich obyczajów. Zaprzecza swoim słowom własnym zachowaniem. Kacey to ten typ bohaterki, który swoją głupotą przechodzi ludzkie pojęcie.
Na domiar złego pozostałe postaci wcale nie są lepsze. Trent to sztuczny, idealny chłopiec, który wysyła setki sprzecznych sygnałów naraz. Nie zakochałam się w nim, nie polubiłam go i nawet w najmniejszym stopniu nie poczułam się przywiązana do niego. Storm to ta najlepsza przyjaciółka, której ten zaszczytny tytuł nadaje się po kilku tygodniach znajomości. Ponad to pojawia się mnóstwo innych bohaterów zbudowanych na tej samej zasadzie: papierowości, schematu i sztuczności.
Nie czepiałabym się seksu w książce, gdyby miał on choć trochę sensu. Tymczasem pani Tucker używa go jako tandetnego zapychacza. Dla mnie osobiście nie miał on w sobie ani grama romantyzmu i wcześniej wspomnianego sensu. Kacey przez połowę książki była napalona, ciągle czuła „żar” i chciała, żeby Trent (dosłownie) ją wykorzystał. Chciała uprawiać z nim seks dosłownie wszędzie, począwszy od pralni (cóż za idealne miejsce na schadzki), poprzez klub, na swoim pokoju przy otwartych drzwiach po akcji z wężem kończąc (osoby, które przeczytały książkę wiedzą, jak wyglądała akcja z wężem pod prysznicem).
Ta książka jest pełna sprzeczności. Bohaterka zaprzecza sama sobie, Trent również zaprzecza sam sobie, Kacey zmienia zdanie dziesięć razy na minutę, a jej zachowanie również nie pozostaje w tyle. Jest to jak na razie jedyna książka, którą czytałam trzymając w ręce ołówek i co chwilę zapisując kąśliwe uwagi na stronach. Dzięki temu jeszcze lepiej zobaczyłam wszystkie wady Dziesięciu płytkich oddechów. Książce często brakuje logiki i jakiegoś spójnika. Pani Tucker kilka razy wrzuciła parę zdań mrożącej krew w żyłach akcji, która – tak jak erotyzm – również była tandetnym zapychaczem i absolutnie nic nie wnosiła do książki; nie pozostawał po niej nawet najmniejszy ślad. Poza tym rozwiązania zagadki można domyślić się od razu po zapoznaniu się z tragiczną historią Kacey i Livie.
Dopiero osiemdziesiąt ostatnich stron pokazało mi, jak bardzo ta powieść jest pokrzywdzona przez autorkę. Tych kilka końcowych rozdziałów miało w sobie odrobinę sensu i jakiś morał. Gdyby nie ta zniewalająca głupota głównej bohaterki, sztuczność, papierowość, schematyczność, niedojrzały styl i zbyt banalny język, Dziesięć płytkich oddechów byłaby naprawdę dobrą książką. Tymczasem autorka postanowiła pójść po najmniejszej linii oporu i z pięknej powieści o przebaczeniu i pogodzeniu się z przeszłością zrobiła tanią historyjkę o dziwnej bohaterce, która jest chodzącym zaprzeczeniem i od progu pralni rzuciłaby się na boskiego Trenta. Przez wzgląd na zakończenie (wyłączając przesłodzony epilog, któremu brakowało tylko cukierkowej tęczy i uśmiechniętych krasnoludków) zastanawiałam się nad podwyższeniem oceny tej powieści, ale kiedy tylko przypominam sobie te ¾ książki, które doprowadzało mnie do szału, dochodzę do wniosku, że ta ocena jest najodpowiedniejsza.
Nie żałuję, że sięgnęłam po tę książkę. Żałuję tego, że autorka postanowiła tak ją zniszczyć. Być może Wam Dziesięć płytkich oddechów spodoba się, chwyci Was za serce i nie wypuści z uścisku (a znam takich Czytelników), ale dla mnie historia Kacey była denerwującym odmóżdżaczem z mnóstwem minusów, byle jakimi postaciami, nijaką akcją i niepotrzebnym erotyzmem. Nie rozumiem zachwytów. W ogóle do mnie nie przemówiła – nic a nic. Jak dla mnie Dziesięć płytkich oddechów to zmarnowana szansa na prawdziwą, wzruszającą powieść.




5/10


Seria Dziesięć płytkich oddechów:
Dziesięć płytkich oddechów | Jedno małe kłamstwo | Four seconds to lose | Five ways to fall

 

14 komentarzy do “156. "Dziesięć płytkich oddechów" K.A. Tucker ”

  1. O matko, czytałam to i po prostu łamało mi się serce, naprawdę! Jak dla mnie to najlepsza powieść z nurtu NA, naprawdę! Czytając ją byłam zachwycona i szkoda, że Ty o wiele słabiej ją odebrałaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest chyba ten typ powieści, którą albo się kocha, albo nie znosi :( Ale nie poprzestaję na tej części, mam zamiar sięgnąć po drugą :)

      Usuń
  2. Jeszcze nie czytałam tej książki, ale miałam taki zamiar, chociaż po Twojej recenzji chyba sobie ją odpuszczę, a przynajmniej na razie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Od początku patrzyłam na nią sceptyczne i nie zamierzam raczej jej poznawać - to nie są moje klimaty.

    OdpowiedzUsuń
  4. Na książkę mam chęć i nawet pomimo swojego wykonania, nadal mam ochotę sama się przekonać czy to średnia książka;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Książka była dobrym odmóżdżaczem -zgadzam się z Tobą . Mimo to zostawiła u mnie miłe wspomnienia , a to jest u mnie bardzo ważne . Sceny erotyczne ? Rzadko przeszkadzają mi w książce , chociaż tutaj były naprawdę zbędne . Jednak i tak podobała mi się , autorka miała ciekawą koncepcję na napisanie książki .. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Chciałam przeczytać, ale skoro mówisz, że bohaterowie słabi, za dużo 18+ i ogólne dno, to chyba sobie podaruję. Mam sporo książek, które chcę jeszcze przeczytać i nie będę tracić czasu na tą. Dziękuję. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Same pozytywne opinie, a tu jednak, widać może się ta pozycja nie do końca spodobać. Mimo to mam ją w planach i czeka już na swoją kolej :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo zaciekawił mnie opis i myślałam że jest to ciekawa pozycja a tu proszę, takie zaskoczenie. Jednak i tak po nią sięgnę, może mi bardziej sie spodoba.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie. Dopiero początek.
    in-our-different-world.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. O rany, jesteś pierwszą osobą na którą się natknęłam, która dałaby tak niską ocenę tej książce ;O Muszę sama się przekonać... :)

    OdpowiedzUsuń
  10. UUU, jak już bohaterka zaprzecza sama sobie, to ja podziękuję za taką znajomość :P

    OdpowiedzUsuń
  11. Pierwsza negatywna recenzja na jaką trafiłam. Daje do myślenia. Sama nie czytałam i na razie się nie przymierzam, ale dobrze wiedzieć, że są różne zdania na temat tego tytułu.

    OdpowiedzUsuń
  12. A mnie ta książka się bardzo podobała :>
    Każdy ma swą opinię :)

    OdpowiedzUsuń

Będę wdzięczna za komentarz pozostawiony pod tym postem. Śmiało wyraź swoje zdanie - jeśli moja recenzja/artykuł są do bani, napisz. Powiedz, co Ci się nie podoba, co robię źle, a ja nad tym popracuję.
Uprzedzam - jeśli chcesz napisać tylko "super, świetna recenzja", podaruj sobie. Wolę mieć mniej komentarzy, a rozbudowanych i odnoszących się do treści, niż mnóstwo z kilkoma pozytywnymi słowami.
Dziękuję!