230. Przedpremierowo: "November 9" Colleen Hoover

Tytuł: November 9
Tytuł oryginału: November 9
Autor: Colleen Hoover
Seria/cykl: --
Data premiery: 9 listopada 2016
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 336


9 listopada to data bardzo ważna dla Fallon i Bena. Tego dnia spotkali się przypadkiem i zaczęli tworzyć dwie historie: jedną, która toczy się w ich realnym życiu, i drugą, którą na kartach swojej powieści tworzy Ben. I chociaż los postanowił rozdzielić twórcę i jego muzę, wzajemna fascynacja nigdy nie osłabła. 9 listopada nabrał nowego znaczenia, bo właśnie wtedy oboje rozpoczynali nowy rozdział w swojej historii, jednak koniec powieści zbliża się wielkimi krokami, a szczęśliwe zakończenie pozostaje tylko odległym marzeniem.

Obok książki Colleen Hoover nigdy nie mogę przejść obojętnie. Niezależnie od tego, czy jestem pozytywnie do niej nastawiona, czy też nie, muszę po nią sięgnąć i koniec kropka. Po miłych wspomnieniach związanych z Hopeless i Maybe someday oraz po dość mieszanych uczuciach względem Uglylove i Never never kompletnie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Co teraz, na wstępie, mogę powiedzieć o November 9? Było dobrze – zdecydowanie lepiej niż przy Never never – ale z kilkoma małymi zastrzeżeniami i lekkim niedosytem.

Zacznijmy od tego, że bardzo spodobał mi się pomysł na powieść. Pod tym względem zawsze mogę liczyć na Colleen Hoover i wiem, że uwielbia ona zaskakiwać Czytelników najróżniejszymi zwrotami akcji. W November 9 bohaterowie spotykają się tylko raz w roku i jak łatwo można się domyślić – do spotkania dochodzi każdego 9 listopada. Okoliczności ich poznania się również były zaskakujące i ciekawe, chociaż na początku bardzo sceptycznie podeszłam do tego pomysłu. Po przybliżeniu nam historii Bena, która w tej kwestii odgrywa kluczowe znaczenie, wciąż z przymrużonym okiem patrzyłam na ten element powieści. I tutaj pojawił się pierwszy mały problem najnowszej powieści pani Hoover.

Polega on na tym, że pomimo swej lekkości, prostoty i piękna powieść jest bardzo nierealna. Ciężko mi było przenieść tę właśnie historię do prawdziwego życia: nie twierdzę absolutnie, że coś takiego nigdy nie mogłoby się zdarzyć, ale rozwój niektórych wydarzeń i ich przebieg są momentami tak bardzo oderwane od rzeczywistości, że to aż raziło w oczy. Myślę, że Colleen Hoover trochę za bardzo przesadziła z romantyzmem. Zbyt mocno wyidealizowała niektóre elementy. Owszem, jest to bardzo piękne i myślę, że niejedna Czytelniczka chciałaby przeżyć taką historię jak Fallon i Ben, ale zbyt duża dawka romantyzmu w moim przypadku trochę zniekształciła obraz i ogólny odbiór powieści.

W tym miejscu muszę również wrócić do samego pomysłu na fabułę. Bardzo spodobała mi się wizja corocznych spotkań Bena i Fallon, którzy widzą się tylko i wyłącznie tego konkretnego dnia, nie utrzymując ze sobą kontaktu na co dzień. Czekałam na to, jak autorka pokaże te wszystkie emocje towarzyszące bohaterom podczas kolejnych spotkań i rozstań, zmiany w ich życiu zachodzące podczas tych długich przerw, również zmiany w nich samych… no i niestety zawiodłam się. Każda część to po prostu kolejne spotkanie. Pomiędzy nimi nie ma nic, co jakoś wypełniłoby czas oczekiwania, dodało historii trochę emocji, spotęgowałoby nastrój i wpłynęło na klimat. Kończy się jedno spotkanie – dwie strony dalej zaczyna następne, tyle że rok później. Bohaterowie po prostu opowiadają sobie, co działo się przez te dwanaście miesięcy, ale Czytelnik tego niestety nie czuje. 

Oczywiście nie oznacza to, że ich życie stoi w miejscu – niektóre spotkania wiszą na włosku, nie wiadomo, czy w ogóle się odbędą, ich zakończenia również nie zawsze są wesołe i piękne, a sami bohaterowie muszą zmierzyć się z ciężkimi chwilami, wydarzeniami i stratą pewnych osób. Nie pomyślcie sobie, że November 9 to tylko romantyczne, przesłodzone spotkania. Na światło dzienne wychodzą różne, najczęściej niezbyt przyjemne fakty. Colleen Hoover zadbała o Czytelników i nie pozwoliła, aby życie bohaterów było nijakie – za każdym bohaterem kryje się inna historia. Byłam pozytywnie zaskoczona tym, co autorka przygotowała dla nas, ponieważ kolejny raz udowodniła, że kombinowanie i zaskakiwanie to jej mocna strona. Tutaj również przygotujcie się na bardzo ciekawy rozwój pewnych wątków.

Poza tym to przecież dobrze nam znana Colleen Hoover – przy jej książkach zawsze można odpocząć, odprężyć się i zapomnieć o świecie. Historia Bena i Fallon pomimo małych minusów bardzo wciąga, a ja sama dałam się porwać tej powieści i nie żałuję, bo przeżyłam bardzo fajną przygodę.

November 9 to książka dobra. Ma kilka minusów, o których wspomniałam, ale oprócz tego jest przyjemną lekturą na coraz to dłuższe wieczory. Tak jak inne książki Hoover, tą również czyta się lekko, szybko i przyjemnie. Mnie osobiście zapewniła dużo przyjemności i pozwoliła oderwać się od rzeczywistości. Czy polecam? Oczywiście! November 9 będzie świetnym wyborem, jeśli szukacie książki pięknej, wciągającej, ale lekkiej.
 



6/10


Za możliwość poznania historii Bena i Fallon dziękuję Wydawnictwu Otwarte

Inne książki Colleen Hoover:
Hopeless | Losing hope | Szukając Kopciuszka | Pułapka uczuć | Nieprzekraczalna granica | Ta dziewczyna | Maybe someday | Ugly love | Never never
 

3 komentarzy do “230. Przedpremierowo: "November 9" Colleen Hoover”

  1. Bardzo popularna autorka, ale jakoś mi z jej powieściami nie po drodze. Tytuł fajny, okładka fajna, pewnie dużo osób się skusi :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hoover nie trafia do mnie tak, jak do wielu innych czytelniczek, więc podejrzewam, że i ta nowość nie skradnie mojego serca.

    OdpowiedzUsuń

Będę wdzięczna za komentarz pozostawiony pod tym postem. Śmiało wyraź swoje zdanie - jeśli moja recenzja/artykuł są do bani, napisz. Powiedz, co Ci się nie podoba, co robię źle, a ja nad tym popracuję.
Uprzedzam - jeśli chcesz napisać tylko "super, świetna recenzja", podaruj sobie. Wolę mieć mniej komentarzy, a rozbudowanych i odnoszących się do treści, niż mnóstwo z kilkoma pozytywnymi słowami.
Dziękuję!