049. "Królestwo cieni" - Celine Kiernan

Tytuł: Królestwo cieni
Tytuł oryginału: The Crowded Shadows
Autor: Celine Kiernan
Seria/cykl: Trylogia Moorehawke tom 2
Data premiery: 28 września 2011
Liczba stron: 506



Wynter podróżuje samotnie przez ogromne lasy, aby znaleźć Alberona, a co za tym idzie – odpowiedzi na pozostawione przez niego pytania. W tym celu ryzykuje i wyrusza w długą, męczącą podróż, zdana wyłącznie na siebie i nabyte umiejętności. Sytuacja nabiera innych barw, kiedy trafia na Christophera i Raziego. Trójka przyjaciół razem udaje się na poszukiwanie zbuntowanego księcia, lecz ich śladem podążają stworzenia z koszmarów Christophera – Wilki. Bohaterowie szukają schronienia u Merronów, ale okazuje się, że tajemniczy lud z Północy sprzymierzył się z największym wrogiem królestwa Jonathona.


Zanim sięgnęłam po Królestwo cieni, przeczytałam kilka opinii o drugiej części Trylogii Moorehawke. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy kontynuacja przygód Wynter miała wyższą ocenę niż tom pierwszy – i to o ile! Pomyślałam sobie: „Jak cudowna musi być druga część skoro ma lepsze noty?”, a pragnę nadmienić, że Zatruty tron podbił moją czytelniczą duszę i sprawił, że dałam ocenę 9/10. Z rosnącą ekscytacją chwyciłam Królestwo cieni i pozwoliłam pani Kiernan, aby kontynuowała historię Wynter. Pomimo tak dobrych not z bólem serca stwierdzam, że Królestwo cieni nie urzekło mnie tak bardzo jak Zatruty tron. W czym tkwił problem?

- Każdy człowiek – odezwał się cicho Christopher – ma swoja wytrzymałość. Kiedy wszystko, co kocha, i wszystko, co nadaje sens jego życiu sprawia, że jest tym, kim jest, zostaje mu odebrane, zniszczone, znika w płomieniach jak sucha drzazga. Człowiek dochodzi do wniosku, że ma już tylko jeden wybór. Może zdecydować, kiedy i w jaki sposób umrze.
(str. 274)

Miejsce akcji powieści automatycznie się zmienia. Wybierając długą i męczącą podróż, Wynter zrezygnowała z ogromnych komnat i pozostawiła w zamku swojego ciężko chorego ojca. Na początku nie mogłam przyzwyczaić się do ciemnego lasu. Zwykle przygody Wynter kojarzyłam z zamkiem Jonathona, w którym działy się dziwne rzeczy i który tak mocno pokochałam w pierwszej części. Na szczęście po kilku rozdziałach, mniej więcej wtedy, kiedy Wynter spotkała Raziego i Christophera, mroczny las nie przeszkadzał mi tak bardzo, a w dodatku miał duży wpływ na niesamowity klimat książki, tak więc przeniesienie miejsca akcji uważam za całkiem dobry krok. Był przede wszystkim całkiem dobrą odmianą.
O bohaterach nie muszę dużo mówić. Pani Kiernan wiedziała, kogo chce stworzyć, jakie ma mieć cechy i co ma stawiać na pierwszym miejscu. W pierwszej części najbardziej zauroczyła mnie postać Christophera, a teraz, w drugiej, moja miłość do tego chłopaka urosła. Pokochałam go za poczucie humoru i odwagę, lecz także za dystans do siebie. Wynter cechuje cierpliwość i łagodność, jest również (tak samo jak Christopher) bardzo odważna. Na jej miejscu bałabym się podróżować całkiem sama przez ogromny las w poszukiwaniu kogoś, kto mógł ukrywać się dosłownie wszędzie. Z kolei Razi… On chyba jako jedyny najbardziej się zmienił. Wcześniej pozwalał sobie na więcej czułości do Wynter, był zabawniejszy i odprężony. Jego zmiana jest wynikiem niełatwej sytuacji, w której młody książę się znalazł. Teraz musi podejmować trudne decyzje, od których często zależy życie Christophera i Wynter, powierzać swoje zaufanie odpowiednim osobom i szybko odróżniać przyjaciela od szpiega. Pomimo widocznej zmiany Razi dalej pozostał moim ulubionym bohaterem.
Muszę zwrócić uwagę na nowe postacie. Pojawienie się ich w drugim tomie Trylogii Moorehawke sprawiło, że losy Wynter, Christophera i Raziego potoczyły się tak a nie inaczej. Moją uwagę najbardziej przykuło merrońskie rodzeństwo – Embla i Ashkr. Nutka tajemnicy towarzysząca tym bohaterom na każdym kroku również bardzo wpłynęła na klimat książki, bo chociaż wiedziałam, kim są dla Merronów i jak wielką moc posiadają, to jednak nie do końca zdawałam sobie sprawę z ich ogromnej roli dla powieści.
Język powieści w drugiej części Trylogii Moorehawke jest inny niż w pierwszym tomie – nie występują w nim średniowieczne zwroty obowiązujące na królewskim dworze, zaś coraz częściej pojawiają się dialogi prowadzone w ojczystym języku Merronów. Dzieje się tak za sprawą zmiany miejsca akcji; wcześniej mieliśmy do czynienia z zamkiem i samym królem, z kolei teraz spotykamy się z Merronami oraz ich kulturą. Dodatkowo cudownie lekki styl pani Kiernan pozwala zagłębiać się w historię Wynter bez żadnych przeszkód. Czyta się szybko (wręcz błyskawicznie!) i przyjemnie. Celine Kiernan to jedna z tych autorek, na których chciałabym się wzorować. Potrafi stworzyć napięcie, wycisnąć z czytelnika łzy i porządnie zagrać na jego emocjach.
O, właśnie, kultura Merronów – myślę, że jest to świetny dodatek do przygód Wynter, Christophera i Raziego. Miło było spotkać się z czymś nowym, zupełnie innym od etykiety dworskiej. Za wspólne ogniska, tańce i muzykę daję ogromnego plusa!

 „- Dostosować się – odpowiedział zuchwale Christopher. – To jedyna droga. Świat nie zatrzyma się w miejscu, żeby na was poczekać. Musicie się do niego dostosować!
(str. 318)

Królestwo cieni bogate jest w akcję, której było trochę mniej w Zatrutym tronie, lecz czy jest to powód, który powinien zadecydować o końcowej ocenie drugiego tomu? Nie. Chociaż akcja faktycznie częściej daje o sobie znać, to jednak nie podciągnęła oceny Królestwa cieni. W czym tkwi problem niżej noty? W klimacie. Wcześniej pisałam, że mroczny las oraz kultura i język Merronów bardzo wpłynęły na klimat drugiej części, lecz zabrakło jednej ważnej rzeczy, która najbardziej urzekła mnie w pierwszej części – nutki grozy. Były momenty, gdzie bałam się sama siedzieć w pokoju przy lampce nocnej, ale fragmenty te ograniczały się jedynie do przelotnego strachu, który za chwilę miał zostać zamaskowany humorem Christophera lub chwilą osobności między nim a Wynter (przyznam się, że bardzo czekałam na nie). W Zatrutym tronie sekrety i magia spowijająca zamek Jonathona dawały o sobie znać na każdej stronie i miały znaczący wpływ na losy Wynter, lecz teraz tego po prostu zabrakło. Jestem trochę zawiedziona, bo (zabrzmi to dziwnie) bardzo chciałam się bać! Niemniej jednak warsztat pisarski pani Kiernan, bohaterowie, nowe postaci i miejsce akcji są strzałem w dziesiątkę!

– Ciągle uważasz, że jestem okrutny. Myślisz, że nie powinienem pozwolić na tę miłość.
Christopher milczał, a Ashkr zaśmiał się gorzko.
– W takim razie nie wiesz, co to miłość – wymamrotał, zamykając oczy – skoro myślisz, że można jej zakazać. I to tylko ze strachu, że może się źle skończyć.
(str. 318)

Czy polecam Królestwo cieni? Oczywiście, że tak! Jeśli jesteście ciekawi dalszych przygód Wynter koniecznie sięgnijcie po drugą część. Dla tych, którzy są niezdecydowani przy wyborze książki w księgarni, gorąco polecam Zatruty tron. Obie części Trylogii Moorehawke tworzą zupełnie inny świat, pełen niebezpieczeństw i pokus, a zadaniem bohaterów jest zwalczenie ich i odnalezienie prawdy. Celine Kiernan swoją debiutancką powieścią podbiła moje czytelnicze serce, zaś drugą częścią udowodniła, że jest wyśmienitą autorką z ogromną wyobraźnią.

8/10
 
Trylogia Moorehawke:
Zatruty tron | Królestwo cieni | Zbuntowany książę  
 

13 komentarzy do “049. "Królestwo cieni" - Celine Kiernan”

  1. Bardzo lubię całą tę serię i wiem, że pewnie nie raz do niej wrócę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A na mnie wciąż jedynka czeka na półce ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja muszę jak najszybciej znaleźć pierwszy tom!

    in-corner-with-book.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Niedawno skończyłam tę serię i bardzo ją polubiłam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dla mnie ta część jest o niebo lepsza od poprzedniej i w sumie najlepsza z całej trylogii. Ciekawa jestem, jak ocenisz ostatni tom :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo lubię całą serię. Zgadzam się z o Tobą, że druga część jest lepsza od poprzedniej:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Chyba sięgnę po pierwszą część tej trylogii :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Cieszę się, że mam pierwszy tom tej serii - musi się znaleźć na mojej tegorocznej liście wakacyjnej do przeczytania ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Już od jakiegoś czasu mam ochotę na tę trylogię, oby tylko udało mi się ją niedługo przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Pierwsza cześć wciąż przede mną i już nie mogę się doczekać ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo ale to bardzo lubię tę serię, mam jeszcze do przeczytania ostatni tom ale jak na razie brak czasu:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Po wielu recenzjach na temat "Królestwa cieni" myślałam, że tylko mi bardziej podobał się "Zatruty tron", cieszę się, że okazuję się, że nie jestem jedyna :D Niemniej jednak cała trylogia jest wspaniała, a "Zbuntowany książę" ma jeszcze całkiem inny klimat niż pozostałe części :D Ja także cały czas czekałam na momenty z Wyn i Chrisem :D

    OdpowiedzUsuń

Będę wdzięczna za komentarz pozostawiony pod tym postem. Śmiało wyraź swoje zdanie - jeśli moja recenzja/artykuł są do bani, napisz. Powiedz, co Ci się nie podoba, co robię źle, a ja nad tym popracuję.
Uprzedzam - jeśli chcesz napisać tylko "super, świetna recenzja", podaruj sobie. Wolę mieć mniej komentarzy, a rozbudowanych i odnoszących się do treści, niż mnóstwo z kilkoma pozytywnymi słowami.
Dziękuję!