Tytuł oryginału: Das Lavendelzimmer
Autor: Nina George
Seria/cykl: --
Data premiery: 30 lipca 2014
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 344
Jean Perdu w
swojej księgarni o pięknej i wdzięcznej nazwie Apteka Literacka leczy ludzkie
dusze i serca odpowiednimi książkami. Bez problemu potrafi rozpoznać problemy
swoich klientów i jako lek zaproponować im odpowiednią lekturę. Pomimo
cudownego przedsięwzięcia, jakim jest uleczanie ludzi książkami, sam Jean nie
potrafi znaleźć odpowiedniego lekarstwa na swoje złamane serce. Dopiero
przeczytanie pewnego listu pozwoli mu podjąć odpowiednie decyzje i raz na
zawsze odciąć się od wspomnień.
Lawendowy pokój to pozycja, którą po prostu musiałam mieć i musiałam przeczytać. Nie wiem, co takiego ma w sobie ta ponad trzystuczterdziestostronicowa pozycja, ale przyciągnie było ogromne. Moi znajomi zachwalali powieść pani George i mówili, że na pewno mi się spodoba. Hm, okej – czytelniczy radar włączony, rekomendacje znajomych wysłuchane, czas w końcu zabrać się za czytanie.
Nie
lubię książek pisanych przez kobiety z punktu widzenia mężczyzny, zwłaszcza w
pierwszej osobie. Uważam, że tracą wtedy cały urok, są zbyt ckliwe i ociekają
słodyczą. Trzecioosobowa narracja może jeszcze coś tam uratować, ale nie
zmienia to faktu, że w 75% przypadków taka książka mi się nie podobała. Nina
George należy do mniejszości, ponieważ pisze tak świetnie, że nie mogłam się
nadziwić, jak w tak banalny sposób mogła stworzyć tak genialnego bohatera, wciągającą
historię i tyle naprawdę ważnych mądrości.
„Czy nie należałoby
raczej aż do samego końca żyć tak jak zwykle? Bo właśnie to najbardziej drażni
śmierć – żyć do ostatniego łyka.”
Jean
Perdu to postać, która na samym początku przypominała mi trochę detektywa
Monka. Urzekł mnie swoją mądrością i nastawieniem do literatury (a także samą
Apteką Literacką), zaś z drugiej strony ciekawił swoją przeszłością, dziwnymi
zwyczajami i samotnością z własnego wyboru. Porównując tego Jeana Perdu do
Jeana Perdu z ostatnich stron Lawendowego
pokoju uważam, że metamorfoza głównego bohatera jest… przeogromna! Naprawdę
uwielbiam postacie dynamiczne, które zmieniają się w czasie lektury, stają się
odważniejsze, silniejsze, pewniejsze siebie (mam kilka swoich ulubieńców), ale
Jean Perdu i jego metamorfoza to moje małe czytelnicze objawienie tego roku!
Nie mogę wyjść z podziwu i dla bohatera, i dla samej autorki, która jest
odpowiedzialna za jego metamorfozę.
Tak
w ogóle bohaterowie są naprawdę mocną stroną książki. Całkowicie zakochałam się
w Maksie, który niezliczoną ilość razy doprowadzał mnie do śmiechu (im więcej
stron za nami, tym częściej Max w duecie z Jeanem odpowiadali za dobry humor
podczas czytania), a jednocześnie również zadziwiał przeistaczaniem się z
chłopca w mężczyznę. Każda z postaci Lawendowego
pokoju tworzy inną historię, inną przeszłość i przyszłość. W tej książce
pomimo niedużej liczby bohaterów mamy ogromny wachlarz charakterów, ponieważ
każdy bohater ma zupełnie inne cechy i to jest jedna z najpiękniejszych stron
tej książki.
Nina
George posługuje się bardzo łatwym, przyjemnym stylem i barwnym językiem. Nigdy
nie byłam we Francji, a dzięki niej i jej ogromnym zdolnościom pisarskim wprost
czułam, że tam się znajduję i przeżywam tę całą, ogromną przygodę z Jeanem, Maksem
i dziesiątkami innych bohaterów, którzy znaleźli się chociaż na chwilę w życiu
tych dwóch mężczyzn. Śmiało mogę powiedzieć, że Nina George ma niesamowitą
zdolność do malowania obrazów słowami. Obraz Paryża to jedno, ale Prowansja… Geniusz.
Kurczę, ja naprawdę chyba tam się przeniosłam. Nie wiem jak, ale czytając
książkę po prostu czułam, że tam jestem.
Jedynym
małym minusem Lawendowego pokoju jest
zbyt długie zakończenie. Wiem, że Nina George chciała to zakończyć idealnie,
pięknie, z prowansalskim klimatem w tle, ale poświęciła na to troszkę za dużo
stron. Niemniej jednak zakończenie było naprawdę śliczne.
„Istnieją książki napisane tylko
dla jednej osoby.”
To
powieść o miłości – o takiej prawdziwej, szczerej miłości. Chociaż przez całą
książkę nie podobało mi się zachowanie tajemniczej kobiety Jeana, to nie
potrafiłam sobie wyobrazić historii pana Perdu, gdyby w przeszłości potoczyła
się ona inaczej. Nie jest to książka o seksie, błahostkach, „problemach”, tylko
o prawdziwym, pięknym uczuciu, które może uszczęśliwiać, a po podjęciu złych
decyzji – zsyłać cierpienie.
Lawendowy
pokój to książka o książkach, ale także o kobietach i
wolności, a jej morał jest piękny: trzeba zmierzyć się z przeszłością i ze
wspomnieniami, żeby zrozumieć teraźniejszość i przyszłość. I pod żadnym pozorem
nie można od nich uciekać, bo wtedy staniemy się tacy, jak pan Perdu na
początku książki.
Nie
pozostaje mi nic innego niż polecić Wam Lawendowy
pokój. Ja zakochałam się w tej książce i będę polecać ją moim znajomym.
Jeśli chcecie powieść z dużą dawką humoru, mądrości, wzruszenia, przygody i
miłości, Lawendowy pokój będzie
idealnym wyborem.
„Czy szczęście to coś, co dostrzegamy dopiero,
patrząc wstecz? Naprawdę nie zauważamy, kiedy jesteśmy szczęśliwi i
rozpoznajemy to dopiero dużo później?”
9/10
Cały czas ta książka za mną chodzi i chyba w końcu sprawę ją sobie na Targach <3
OdpowiedzUsuńWidzę, że temat lawendy jest w tym roku na topie. Ciekawe czy to zagranie celowe ;) Książek o miłości po prostu nie czytam, tylko ze względu na to nie przeczytam jej, lecz dobrze, że Ci się podobała :)
OdpowiedzUsuńWspaniała okładka! Muszę przekonać się, czy treść również :)
OdpowiedzUsuńJuż wcześniej miałam ją na oku, ale teraz zachęciłaś mnie podwójnie :) Taka tematyka to coś na 100% dla mnie!
OdpowiedzUsuńSłyszałam same pozytywy na temat tej powieści i kusi mnie niemiłosiernie:)
OdpowiedzUsuńMam ją na półce, książka czeka na swoją kolej, ale po Twojej recenzji chyba zabiorę się za nią szybciej niż planowałam. :)
OdpowiedzUsuńTak bardzo bym chciała ją przeczytać! uwielbiam zapach lawendy, uwielbiam ten magiczny klimat pola pełnego lawendy (who cares, że nigdy takowego nie widziałam na oczy? :D) i czuję, że pokochałabym tę historię :)
OdpowiedzUsuńuuuh, nie mogę się doczekać kiedy ja już przeczytam :D
OdpowiedzUsuńZ chęcią przeczytam :-)
OdpowiedzUsuńA dla mnie książka niestety jakoś nie podeszła. Sama nie wiem dlaczego. Może trafiłam na nią w złym czasie?
OdpowiedzUsuńMam ten tytuł za sobą i mnie nie kupiła. Wynudziłam się, przysypiałam, no ale... ;)
OdpowiedzUsuńBardzo dobra recenzja. :) Może kiedyś przeczytam tę książkę :)
OdpowiedzUsuńMimo, że ta książka w ogóle nie należy do gatunku, który czytam, to mam na nią ochotę! Z przyjemnością się za nią zabiorę, choć sama nie wiem, czy czasem nie zastąpię jej kolejną fantastyką jak to ja...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Shelf of Books :)
To jeden z moich najnowszych nabytków :)
OdpowiedzUsuń