067. "Gdzie Indziej" Gabrielle Zevin

Tytuł: Gdzie Indziej
Tytuł oryginału: Elsewhere
Autor: Gabrielle Zevin
Seria/cykl: --
Data premiery: 12 listopada 2010
Wydawnictwo: Initium
Liczba stron: 248



Życia nie mierzy się w godzinach i minutach. Liczy się nie ilość, lecz jakość.

(str. 237)

Elizabeth urodziła się na nowo. No dobra, nie tak od razu – najpierw umarła.
Dziewczyna ginie w wypadku. Sprawca zbiega z miejsca tragedii i znika. Tysiące pytań niczym lawina spada na rodzinę piętnastoletniej Elizabeth, lecz nigdzie nie ma odpowiedzi. Tymczasem Gdzie Indziej Elizabeth zaczyna nowe życie. Tylko jak można żyć, skoro jest się martwym? Gdzie Indziej czas płynie inaczej, każdy trafia tam po śmierci, aby poczekać na dzień swoje odrodzenia – Elizabeth też się to tyczy. Wśród ludzi, których tam poznała – i pokochała – uczy się zasad panujących Gdzie Indziej, a co najważniejsze: w końcu może spojrzeć prawdzie w oczy.

Jeszcze nie jesteście przekonani opisem? Dalej macie wątpliwości co do Gdzie Indziej? A może w ogóle nie braliście pod uwagę książki pani Zevin? Jako osoba oczarowana tą powieścią radzę Wam, abyście przełamali wszystkie opory oraz argumenty przemawiające za pominięciem historii Elizabeth i po prostu zatracili się w rzeczywistości zwanej Gdzie Indziej. Ta z pozoru cienka, (wydawać by się mogło) nudna książka tak naprawdę jest wejściem do świata pełnego niecodziennych widoków, mądrości, doświadczenia i radości, poruszając przy tym najważniejszą u czytelnika wyobraźnię.

Wkrótce się przekonasz (…) że śmierć to tylko kolejny etap życia, Elizabeth. Po pewnym czasie może nawet zaczniesz ja postrzegać jako narodziny?
(str. 76)

Na samym początku pomyślałam: „nic”. „Nic” było pierwszą myślą, która towarzyszyła mi na początkowych stronach Gdzie Indziej. Nic nie mogłam sobie wyobrazić,
Źródło
nie było nic, co szczególnie zainteresowałoby mnie, nic ważnego się nie działo, nic mi się nie podobało, a przede wszystkim nic nie wskazywało na to, że historia Elizabeth choć trochę mnie poruszy. Suma sumarum trochę tych „nic” się nazbierało i z „nic” zrobiło się „coś”.
To, co najbardziej rzuciło mi się w oczy, jest bardzo związane z główną bohaterką. Jej zachowanie jednoznacznie wskazywało na to, że jest nastolatką, która nie dość, że nie może pogodzić się z prawdą, to jeszcze chce uprzykrzyć życie innym; taka zadzierająca nosa księżniczka. Co najdziwniejsze: wcale nie dziwiłam się jej postawie. Ba! Sama zachowywałabym się tak samo. No bo wyobraźcie sobie: trafiacie do innego wymiaru, o którym można powiedzieć, że – jak sama nazwa wskazuje – znajduje się Gdzie Indziej, nie dowierzacie, że umarliście tak młodo i w takiej sytuacji, chcecie wrócić do domu, do rodziny i przyjaciół, a do tego ktoś wmawia Wam, że teraz jest to niemożliwe. Najpierw są łzy, potem złość, niedowierzanie, aż w końcu nastaje akceptacja. I tak też postępowała Elizabeth. Z wrednej nastolatki buntującej się przeciw zasadom Gdzie Indziej przemieniła się w dziewczynę mądrą, odważną i doświadczoną. Liz, choć na początku niemiłosiernie mnie denerwowała, stała się moją ulubioną bohaterką i częścią całej powieści.
Kreacja pozostałych bohaterów była bardzo różna. Niektórzy zostali dokładnie utworzeni przez autorkę, niektórym z kolei pani Zevin nie poświęciła dużo czasu. Jedno jest pewne: każdy ma w sobie to „coś”, co na kartach Gdzie Indziej czyni go innym od reszty. Moje serce najbardziej podbiła babcia Liz, Betty, która mądrość i wiedzę przekazała wnuczce oraz pomogła jej zaakceptować prawdę. Na miłe słowa z mojej strony zasługują również Thandi, Owen oraz Sadie.

Bycie martwym to niewiele więcej niż stan umysłu (…). Wielu ludzi na Ziemi pozostaje martwymi przez całe swoje życie, ale jesteś chyba zbyt młoda, by zrozumieć, co mam na myśli.
(str. 82)

Czynnikiem, który również wpłyną pozytywnie na ocenę Gdzie Indziej, jest wyobraźnia autorki, której na początku nie mogłam podołać (jedno z „nic”). Chylę czoła przed Gabrielle Zevin za taką wizję życia po śmierci. W pewnym momencie byłam aż zazdrosna o to, że autorka tak dobrze umie ubrać w słowa obrazy tworzonego przez nią świata. Myślę, że Gabrielle Zevin robi konkurencję Laini Taylor, mojej ulubionej autorce, która również pobudziła moją wyobraźnię.
Źródło
Gabrielle Zevin ciekawie rozpoczęła historię Elizabeth, bowiem nigdy nie spodziewałabym się ujrzeć świat oczami… psa. Tak, to wydało mi się bardzo, ale to bardzo dziwne, a jednocześnie niesamowicie pomysłowe, zabawne i oryginalne. Teraz wiem jak mój pies postrzega ludzi. Równie ciekawie autorka zakończyła losy Elizabeth. Te dwie rzeczy odegrały ważną rolę w ocenie powieści i śmiało mogę stwierdzić, że wpłynęły jak najbardziej pozytywnie.
A propos psów: momentami czułam się, jakbym czytała książkę dla dzieci – psi język, proste życie, przewidywalne sytuacje, ale tak naprawdę każde zdanie i każde zdarzenie w tej książce jest kilka razy przemyślane! Nie spodziewałam się także wątku miłosnego. Same niespodzianki!

Ale, Curtisie, my jesteśmy martwi! (…) Musimy żyć bez ludzi, których nie przestajemy kochać i którzy w dalszym ciągu kochają nas.
(str. 163)

Gdzie Indziej ma wiele plusów, ale nie obeszło się bez minusów. W przypadku powieści pani Zevin na szczęście znalazł się tylko jeden: długość historii Elizabeth. Przyjemność śledzenia losów głównej bohaterki trwa niewiele ponad 240 stron. Biorąc pod uwagę naprawdę zwariowaną wyobraźnię pani Zevin, prosty język i bardzo przyjemny styl jest to naprawdę krótko. Skończywszy Gdzie Indziej zastanawiałam się „Dlaczego trwało to tak krótko? Czemu autorka nie zdecydowała się na rozwinięcie niektórych wątków?”. Niestety, pomimo świetnych notowań długość książki muszę uznać za minus, ale robię to tylko i wyłącznie dla jej dobra. Spytacie: dlaczego? Bo wciąga! Chciałoby się zostać tam jeszcze przez kilkanaście (no dobra, kilkadziesiąt!) stron.


Liz dochodzi do wniosku, że jeśli już zamierzamy komuś wybaczyć, lepiej to zrobić wcześniej niż później. Doświadczenie podpowiada jej, że później może nadejść wcześniej, niż się tego spodziewamy.
(str. 212)


Podsumowując:
Sięgając po Gdzie Indziej przeżyjecie cudowną przygodę, ale również wiele się nauczycie. Powieść pani Zevin należy do tych, które trudno zapomnieć dzięki oryginalności i złotym myślom. Ja ze swojej strony dodam jeszcze bohaterów i cały świat przedstawiony. Bardzo trudno było mi się rozstać z Gdzie Indziej. Myślami wciąż towarzyszę Liz przy jej drodze ku akceptacji nowego życia.
I co? Zmieniliście zdanie?

8/10

Za możliwość poznania Gdzie Indziej serdecznie dziękuję wydawnictwu Initium!
 

9 komentarzy do “067. "Gdzie Indziej" Gabrielle Zevin”

  1. Już któraś pozytywna recenzja, mam na nią ochotę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Może być naprawdę ciekawie, chętnie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Może być naprawdę ciekawie, chętnie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyznam, że od dawna mam ją na liście tych, które muszę mieć :) Ta powieść... sam już jej opis - bardzo do mnie przemówił. Lubię taka tematykę, a po Twojej recenzji wiem, że muszę ją przeczytać, bo inaczej będę tego żałować! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo lubię książki, które zmuszają mnie do refleksji. Chetnie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Książka niewątpliwie ciekawi. Czuję, że to coś dla mnie, choć te ponad 240 strony to faktycznie za mało, jeżeli odliczymy tą początkową nudną akcję. Mimo wszystko chętnie bym książkę przeczytała:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawa propozycja, chętnie zajrzę :)Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Swego czasu ta książka była na mojej liście 'must have', jednak później o niej zapomniałam, ale Twoja recenzja przypomniała mi, jak bardzo pragnę przeczytać "Gdzie indziej" :)

    OdpowiedzUsuń

Będę wdzięczna za komentarz pozostawiony pod tym postem. Śmiało wyraź swoje zdanie - jeśli moja recenzja/artykuł są do bani, napisz. Powiedz, co Ci się nie podoba, co robię źle, a ja nad tym popracuję.
Uprzedzam - jeśli chcesz napisać tylko "super, świetna recenzja", podaruj sobie. Wolę mieć mniej komentarzy, a rozbudowanych i odnoszących się do treści, niż mnóstwo z kilkoma pozytywnymi słowami.
Dziękuję!