Zawsze chciałam żyć w XIX wieku, a moje marzenie ... zanim przeczytałam kilka książek, których akcja toczyła się w epoce wiktoriańskiej. Powieści te tylko spotęgowały moje pragnienie i pozwoliły mi przenieść się do tamtych czasów, co odrywało mnie od rzeczywistości.
We ferie zimowe przeczytałam Mroczny sekret - pierwszą część trylogii Magiczny krąg. Niestety, nie napisałam recenzji tej pozycji i nie mogę się nią z Wami podzielić (opinię piszę od razu po przeczytaniu książki, gdy żyję jeszcze tamtejszymi wydarzeniami). Mam jednak nadzieje, że na podstawie recenzji Zbuntowanych aniołów uda mi się przekonać tych, którzy jeszcze nie czytali Mrocznego sekretu do sięgnięcia po tą powieść, a osoby, które zastanawiają się nad kontynuowaniem Magicznego kręgu do podjęcia decyzji ;) Zapraszam!
005. Zwą mnie Kirke. Libba Bray - Zbuntowane anioły
Tytuł: Zbuntowane anioły
Autor: Libba Bray
Data premiery: 24 marca 201o
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Ilość stron: 488
„They
call me Circe”*
Akademię
Spence spowija bożonarodzeniowa aura; dyrektorka, pani Nightwing, odrzuca na
bok kamienną maskę i staje się miła dla swoich podopiecznych, dziewczęta
współpracują razem przy tworzeniu ozdób i ubieraniu choinki, wszyscy siedzą
przy ogromnym stole, śpiewają kolędy i wręczają sobie prezenty. Wydarzenia
sprzed dwóch miesięcy powoli odchodzą w niepamięć, chociaż wciąż dają o sobie
znać.
Rzecz
można, że Akademia Spence tętni życiem i uśmiechem wielu młodych dam,
kandydatek na żony, przyszłych mężatek i matek.
Ale
spokój nie trwa wiecznie. Przed przerwą świąteczną do drzwi szkoły dla
dziewcząt puka nowa nauczycielka sztuki. Panna McCleethy od początku wydaje się
Gemmie dziwną, skrywającą tajemnice i groźną osobą. Stara się przekonać do
swoich racji najlepsze przyjaciółki, lecz rówieśniczki są zbyt zauroczone nauczycielką.
Wkrótce
po tym uczennice rozjeżdżają się do swoich domów, aby tam w spokoju i rodzinnym
cieple spędzić Boże Narodzenie, zapominając o szkole i nauce. Jednak nie
wszystkie pozwalają sobie odsunąć na drugi plan Akademię.
Zbuntowane
anioły to kontynuacja Mrocznego
sekretu. Obie powieści wchodzą w skład trylogii Magiczny krąg. Akcja w większej mierze rozgrywa się w XIX-wiecznym
Londynie (a nie, jak wcześniej, w szkole dla panien), gdzie główna bohaterka i
jej przyjaciółki spotykają się w czasie ferii zimowych, uczęszczają na bale i
są zapraszane na kolacje u wpływowych ludzi. Niestety – problemy z Akademii
Spence przychodzą za nimi aż do Londynu, a wraz z nimi członek Rakshana -
Kartik, Kirke i uwolniona w międzyświecie magia, która przedostaje się na
ziemię.
Mroczny
sekret urzekł mnie niesamowitymi bohaterami, zdarzeniami i
ciekawymi wątkami. Zanim sięgnęłam po drugą część, w duchu modliłam się, aby
okazała się równie dobra lub jeszcze lepsza. Czy zawiodłam się na autorce?
Nie.
Nie zawiodłam się pod żadnym względem. Wprost pochłaniałam kolejne strony Zbuntowanych aniołów i nie chciałam
przestawać czytać chociażby na chwilę, bo bałam się, że ten idealny świat
wyślizgnie się z moich rąk. Nie miałam pojęcia, że Libba Bray jest w stanie
wymyślić coś tak wspaniałego, wciągającego i hipnotyzującego. Jeśli polubiłam Mroczny sekret, to w kontynuacji po
prostu się zakochałam.
Przez
całe 488 czytelnik nie odczuwa nawet grama nudy. Każdy rozdział wypełniony jest
nowymi zagadkami, tajemnicami, wartką akcją i niesamowitymi przygodami
szesnastoletniej Gemmy Doyle, a pani Bray świetnie utrzymuje to wszystko w
napięciu. W tej książce nie pojawia się często spotykany schematyzm,
przewidywalne zachowania czy papierowe, nic nie wnoszące postacie – jest wręcz
przeciwnie. Oryginalność Zbuntowanych
aniołów (a co za tym idzie również Mrocznego
sekretu) jest urzekająca. Osobiste przeżycia głównej bohaterki i jej
przyjaciółek mają wiele wspólnego z walką przeciwko Kirke.
Kto
by też pomyślał, że osoba, którą dziewczęta darzyły bezgranicznym zaufaniem, okaże
się śmiertelnym wrogiem, Sarą Rees-Toome?
Ta
jakże wspaniała historia połączona z niezwykle dobrym stylem autorki sprawia,
że całość czyta się lekko i z przyjemnością. Pierwszoosobowa narracja w czasie
teraźniejszym spisała się na medal. Libba Bray nie trudziła się z tworzeniem
długich, zajmujących wiele stron, niepotrzebnych opisów. Zastąpiła je
najważniejszymi rzeczami, które później odgrywały ogromną rolę w punkcie
kulminacyjnym.
Wydawać
mogło by się, że powieść ze względu na epokę wiktoriańską pełną cudownych dam i
dostojnych dżentelmenów, będzie przesiąknięta wątkiem miłosnym. I tu
niespodzianka – było go niewiele. W czasie przygody z tą pozycją nawet nie
odczułam potrzeby, aby koniecznie tam się znalazł. Poszczególne zdarzenia
zostały tak rozplanowane, że znalazła się również chwila dla oczekiwanego przez
wiele czytelniczek romansu.
Podsumowując:
Łał… Co mogę powiedzieć? Jeśli przeczytałaś/-eś pierwszą część Magicznego kręgu i spodobała Ci się
historia dziewcząt dzielących mroczny sekret, zapewniam, że druga oczaruje Cię
jeszcze bardziej! Dzięki Zbuntowanym
aniołom lepiej poznajemy XIX-wieczny Londyn, a także odkrywamy tajemnice upadającego
międzyświata i Akademii Spence. Chyba długo nie będę potrafiła odsunąć na bok historii
Gemmy i wrócić do rzeczywistości.
„Ludzie
nie zawsze są tym, kim byśmy chcieli, żeby byli”**
9/10
___________________________
*Fragment, str. 237
** Fragment, str. 448
6 komentarzy do “005. Zwą mnie Kirke. Libba Bray - Zbuntowane anioły”
Będę wdzięczna za komentarz pozostawiony pod tym postem. Śmiało wyraź swoje zdanie - jeśli moja recenzja/artykuł są do bani, napisz. Powiedz, co Ci się nie podoba, co robię źle, a ja nad tym popracuję.
Uprzedzam - jeśli chcesz napisać tylko "super, świetna recenzja", podaruj sobie. Wolę mieć mniej komentarzy, a rozbudowanych i odnoszących się do treści, niż mnóstwo z kilkoma pozytywnymi słowami.
Dziękuję!
Recenzja niby dobra, niby niczego jej nie brak, ale mimo wszystko jest... wybrakowana. Tak, to dobre słowo. Mimo wszelkich przeciwności losu powinnaś zacząć od recenzji pierwszej części, a potem kolejnych. Po kolei. W tej chwili czytelnik nie wie, na czym stoi, o czym mowa, kto jest kim i gdzie ma własną głowę. A raczej nikomu nie przyda się recenzja ostatniej części, bo czytać od niej nie zacznie ;) Tyle ode mnie. Ale któż dał mi prawo do krytykowania innych? No właśnie, nikt.
OdpowiedzUsuńP.S. Kiedy będzie recenzja "Zatrutego Tronu"? :3
Racja. Zgadzam się z Tobą w zupełności. Nie jestem dobra w pisaniu recenzji kontynuacji, a to była moja pierwsza tego typu. Tak więc... inne będą lepsze ;D Mam nadzieję ^^
UsuńDodam w przyszłym tygodniu, Lirit ^^^
Wiesz Laylo brakowało mi w tej recenzji czegoś. Rozpowiadałaś się o fabule, lecz nie poruszyłaś dokładnie stylu autorki. A z chęcią bym się trochę o nim dowiedziała. Recenzja jest dobra, ale nie wiem czy sięgnę po książkę. Zobaczymy ^^
OdpowiedzUsuńCzytałam dosyć dawno temu, ale takiej wspaniałej książki nie da się zapomnieć.. najlepsza jest ostatnia część [i na szczęscie najdłuższa] gorąco ci ją polecam!
OdpowiedzUsuńO tak ;) Koniecznie muszę zdobyć trzecią część ^^ Libba Bray pisze rewelacyjnie ;)
UsuńOj od dłuższego czasu usiłuję znaleźć czas, by sięgnąć po tą książkę. Słyszałam już wiele pozytywnych opinii. Jesteś kolejną, która to potwierdza. Poza tym sama kocham epokę wiktoriańską... No nic. Recenzja ładnie napisana i widać w niej ten entuzjazm po przeczytaniu. To zachęca bardziej niż najpiękniejsze słowa. Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]
OdpowiedzUsuń