186. "Co, jeśli..." Rebecca Donovan

Tytuł: Co, jeśli...
Tytuł oryginału: What if
Autor: Rebecca Donovan
Seria/cykl: --
Data premiery: 17 czerwca 2015
Wydawnictwo: Feeria
Liczba stron: 400


Cal kiedyś miał przyjaciół, cudowne dzieciństwo spędzone właśnie z nimi, wspólne plany na przyszłość i tajemnice. W pewnym momencie to wszystko przepadło i nadszedł czas podjęcia poważnych decyzji. Tak oto zaczął studiować na uniwersytecie tysiące kilometrów od rodzinnego domu. Doznaje szoku, gdy spotyka tam Nicole – przyjaciółkę z dzieciństwa, która kilka lat temu nagle zniknęła z jego życia. Wkrótce jednak okazuje się, że… to wcale nie jest Nicole. Wygląda tak jak ona, ale w ogóle nie przypomina grzecznej, nieśmiałej, ułożonej dziewczyny z małego miasteczka. Nyelle korzysta z życia, jest radosna i szokuje swoimi zwariowanymi pomysłami. Cal musi dowiedzieć się, co stało się w przeszłości, przypomnieć sobie wieczór, w którym był świadkiem rodzinnej awantury, i to, kim naprawdę jest ta dziewczyna.


O poprzedniej serii pani Donovan – Oddechy – przeczytałam bardzo dużo dobrych opinii. Zdarzały się też te mniej pochlebne, które kazały patrzeć na trylogię trochę sceptycznie. Tak właśnie podeszłam do Co, jeśli…. Opowieść o Nicole miała być moim pierwszym spotkaniem z twórczością tej autorki. Po części nie mogłam się go doczekać (może dlatego, że opis jest interesujący, a okładka przykuwająca oko swoją prostotą), a z drugiej strony byłam bardzo ostrożna. 

Nie oczekiwałam fajerwerków i cudów. Wręcz przeciwnie – obawiałam się schematycznej historyjki z nijakimi postaciami, o prostej fabule i z wyolbrzymionymi emocjami, którą będę chciała jak najszybciej skończyć i mieć za sobą. Mam za sobą kilka podobnych książek, które zapowiadały się na cudowne, a okazały się do bólu szablonowe i po prostu głupie. Wielkie było moje zaskoczenie, gdy Co, jeśli… wciągnęła mnie do swojego świata od pierwszej strony i nie wypuściła aż do ostatniej. I tak sobie myślę, że już jakiś czas po skończeniu czytania dalej nie chce z niego wypuścić.

Na samym początku wystraszyłam się narracji, bowiem Rebecca Donovan postanowiła pisać w pierwszej osobie z perspektywy męskiego bohatera, Cala. Do takiego połączenia za każdym razem podchodzę nieufnie, ponieważ w wielu książkach wypada ono bardzo, bardzo słabo. Autorki lubią kłaść nacisk na emocje, co w połączeniu z taką narracją często przerysowuje bohatera i nadaje mu sztuczności. Z przyjemnością zauważyłam (i śledziłam uważnie przez całą książkę), że pani Donovan pisanie w takiej formie wychodzi naprawdę dobrze. Cal nie był sztucznym, przerysowanym, targanym tysiącem najróżniejszych emocji chłopcem, a facetem z krwi i kości, który stara się zrozumieć skomplikowaną dziewczynę. Nie był wyidealizowany, a wręcz przeciwnie – w stu procentach naturalny. Przyznawał się do swoich głupich myśli, czasami zdarzało mu się palnąć jakąś głupotę, miał swoje wady i zalety i ciekawe cechy charakteru. Był po prostu sobą i to czyniło z niego interesującą, jedyną w swoim rodzaju postać. Rebecca Donovan uniknęła przerysowywania postaci i chwała jej za to.

Podobnie było w przypadku Nyelle. Na początku przypominała mi trochę Alaskę, bohaterkę książki Johna Greena, ale po kilku kolejnych stronach zaczęła zaskakiwać mnie swoją dziwnością. Chyba nigdy nie spotkałam bohaterki tak dziwnej, kreatywnej, szalonej, trudnej do zrozumienia i złożonej. Jej nietypowa kreacja sprawiała, że z rozdziału na rozdział Co, jeśli… ciekawiła i wciągała mnie jeszcze bardziej, bo za wszelką cenę chciałam dowiedzieć się, dlaczego Nyelle jest właśnie taka… inna. Czasami z rezerwą podchodziłam do jej kolejnych pomysłów i tego, co przygotowała autorka, często też zastanawiałam się, czy pani Donovan najnormalniej w świecie nie przesadza z „oryginalnością” Nyelle, ale na samym końcu wszystko utworzyło logiczną całość, dzięki czemu obraz tej postaci stał się mocniejszy, lepszy i prawdziwy. 

Pani Donovan na szczęście nie skupiła się tylko na głównych postaciach. Równie ciekawie pokazała Rae, Erica, Richelle i wiele innych drugoplanowych postaci, które niestety często zostają pominięte i zyskują papierowe, szablonowe osobowości. Pod tym względem Rebecca Donovan spisała się dobrze.

Wcześniej wspominana narracja nie tylko zapulsowała wykreowaniem dobrych postaci, ale i niezwykłą lekkością i prostotą. To w połączeniu z trudnym tematem pozwoliło szybko czytać i poznawać książkę, bo Co, jeśli… naprawdę wciąga. Tajemnice, niedomówienia oraz chwilowe powroty bohaterów do przeszłości i wspomnień dodatkowo nie pozwalają oderwać się od powieści. Byłam tym mile zaskoczona.

Akcja powieści idzie w swoim tempie. Rozwijała się dosyć wolno, a nawet zbyt wolno, przez co początek był dla mnie nudny. Potem odrobinę przyspiesza, aby w pewnym momencie zwolnić, zaskoczyć w paru miejscach Czytelnika, a na koniec znów przyspieszyć. Pozwala złożyć w całość fakty oraz wspomnienia i samemu dotrzeć do prawdy. Mimo że szablonowość nie daje się mocno we znaki w tej powieści, udało mi się domyślić paru rzeczy, które zostały słabo ukryte, jednak do samego końca zastanawiałam się kim naprawdę jest Nyelle. Tutaj autorka miło mnie zaskoczyła.

Historia Cala i jego przyjaciół jest według mnie bardzo dobra, ale miała dwa minusy. Pierwszym z nich jest na pewno długi wstęp. Po drugie: pani Donovan miała świetny pomysł na książkę, ale słabo ukryła pewne szczegóły, które przy czujności podczas czytania łatwo mogą wyjść na jaw i pomóc przewidzieć koniec. Mimo że są to rzeczy o niewielkim znaczeniu dla całości, trochę odbijają się w i tak mocnej ocenie powieści.

Co, jeśli… to książka… piękna. Jeśli miałabym określić ją jednym słowem, to właśnie tym, bo naprawdę jest piękna. Jej piękno polega na ukazaniu życia w poruszający sposób; życia, które zmienia się bez wpływu na to, czy chcemy jakichkolwiek zmian, czy nie; życia, które, biegnie, posuwa się do przodu i nie pozwala cofnąć czasu. Jest w tej historii i w tym obrazie trochę tragizmu, a historia Nicole i Cala jest na to świetnym dowodem. Co jeśli… oprócz tego wzrusza i chwyta za serce. Nie wylałam przy niej łez, ale wiele razy czułam ucisk w sercu, głęboki żal wynikający z sytuacji bohaterów i tego, co się działo, a także zrozumienie, bo chyba większość z nas wie, jak to jest patrzeć na naszą przeszłość z perspektywy czasu. Z powieści pani Donovan można wyciągnąć kilka ważnych lekcji. Dla mnie takimi najważniejszymi to nie bać się życia, nie żyć według oczekiwań innych i cenić swoją przyjaźń, która czasami jest silniejsza od upływającego czasu. Nie chcę zdradzać Wam innych ważnych lekcji wyciągniętych z Co, jeśli…, bo mogę Wam zepsuć tym lekturę. Pozostaje mi tylko mocno zachęcić Was to sięgnięcia po tę książkę. Mam nadzieję, że Was też tak wciągnie, zauroczy i zostanie z Wami na długi czas. Jest to jedna z tych książek, do których będę wiele razy chętnie wracać – zwłaszcza do niesamowitej paczki przyjaciół, której obraz na zawsze pozostanie w moim sercu.
 


7/10

Za możliwość poznania tej wzruszającej historii dziękuję Wydawnictwu Feeria

4 komentarzy do “186. "Co, jeśli..." Rebecca Donovan”

  1. Bardzo dobra recenzja! Muszę sięgnąć po "Co, jeśli". Mam nadzieję, że rólwnież mi się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Po przeczytaniu o czym opowiada ,,Co, jeśli..." już się zaciekawiłam, a po zapoznaniu się z Twoją opinią tym bardziej mam ochotę sięgnąć po tę książkę. Tak na marginesie, czy tylko mi okładka kojarzy się z Simsami? :D

    prostozpiekarnika.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Słyszałam wiele o tej książce i myślę, że wkrótce po nią sięgnę - skoro tak zachwalasz, to chyba mogę Ci zaufać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Muszę w końcu zaznajomić się z twórczością autorki. :)

    OdpowiedzUsuń

Będę wdzięczna za komentarz pozostawiony pod tym postem. Śmiało wyraź swoje zdanie - jeśli moja recenzja/artykuł są do bani, napisz. Powiedz, co Ci się nie podoba, co robię źle, a ja nad tym popracuję.
Uprzedzam - jeśli chcesz napisać tylko "super, świetna recenzja", podaruj sobie. Wolę mieć mniej komentarzy, a rozbudowanych i odnoszących się do treści, niż mnóstwo z kilkoma pozytywnymi słowami.
Dziękuję!