Tytuł oryginału: What if
Autor: Rebecca Donovan
Seria/cykl: --
Data premiery: 17 czerwca 2015
Wydawnictwo: Feeria
Liczba stron: 400
Cal kiedyś miał
przyjaciół, cudowne dzieciństwo spędzone właśnie z nimi, wspólne plany na
przyszłość i tajemnice. W pewnym momencie to wszystko przepadło i nadszedł czas
podjęcia poważnych decyzji. Tak oto zaczął studiować na uniwersytecie tysiące
kilometrów od rodzinnego domu. Doznaje szoku, gdy spotyka tam Nicole –
przyjaciółkę z dzieciństwa, która kilka lat temu nagle zniknęła z jego życia.
Wkrótce jednak okazuje się, że… to wcale nie jest Nicole. Wygląda tak jak ona,
ale w ogóle nie przypomina grzecznej, nieśmiałej, ułożonej dziewczyny z małego
miasteczka. Nyelle korzysta z życia, jest radosna i szokuje swoimi zwariowanymi
pomysłami. Cal musi dowiedzieć się, co stało się w przeszłości, przypomnieć
sobie wieczór, w którym był świadkiem rodzinnej awantury, i to, kim naprawdę
jest ta dziewczyna.
O
poprzedniej serii pani Donovan – Oddechy –
przeczytałam bardzo dużo dobrych opinii. Zdarzały się też te mniej pochlebne,
które kazały patrzeć na trylogię trochę sceptycznie. Tak właśnie podeszłam do Co, jeśli…. Opowieść o Nicole miała być
moim pierwszym spotkaniem z twórczością tej autorki. Po części nie mogłam się
go doczekać (może dlatego, że opis jest interesujący, a okładka przykuwająca
oko swoją prostotą), a z drugiej strony byłam bardzo ostrożna.
Nie
oczekiwałam fajerwerków i cudów. Wręcz przeciwnie – obawiałam się schematycznej
historyjki z nijakimi postaciami, o prostej fabule i z wyolbrzymionymi
emocjami, którą będę chciała jak najszybciej skończyć i mieć za sobą. Mam za
sobą kilka podobnych książek, które zapowiadały się na cudowne, a okazały się
do bólu szablonowe i po prostu głupie. Wielkie było moje zaskoczenie, gdy Co, jeśli… wciągnęła mnie do swojego
świata od pierwszej strony i nie wypuściła aż do ostatniej. I tak sobie myślę,
że już jakiś czas po skończeniu czytania dalej nie chce z niego wypuścić.
Na
samym początku wystraszyłam się narracji, bowiem Rebecca Donovan postanowiła
pisać w pierwszej osobie z perspektywy męskiego bohatera, Cala. Do takiego
połączenia za każdym razem podchodzę nieufnie, ponieważ w wielu książkach
wypada ono bardzo, bardzo słabo. Autorki lubią kłaść nacisk na emocje, co w
połączeniu z taką narracją często przerysowuje bohatera i nadaje mu
sztuczności. Z przyjemnością zauważyłam (i śledziłam uważnie przez całą
książkę), że pani Donovan pisanie w takiej formie wychodzi naprawdę dobrze. Cal
nie był sztucznym, przerysowanym, targanym tysiącem najróżniejszych emocji
chłopcem, a facetem z krwi i kości, który stara się zrozumieć skomplikowaną
dziewczynę. Nie był wyidealizowany, a wręcz przeciwnie – w stu procentach
naturalny. Przyznawał się do swoich głupich myśli, czasami zdarzało mu się
palnąć jakąś głupotę, miał swoje wady i zalety i ciekawe cechy charakteru. Był
po prostu sobą i to czyniło z niego interesującą, jedyną w swoim rodzaju
postać. Rebecca Donovan uniknęła przerysowywania postaci i chwała jej za to.
Podobnie
było w przypadku Nyelle. Na początku przypominała mi trochę Alaskę, bohaterkę
książki Johna Greena, ale po kilku kolejnych stronach zaczęła zaskakiwać mnie
swoją dziwnością. Chyba nigdy nie spotkałam bohaterki tak dziwnej, kreatywnej,
szalonej, trudnej do zrozumienia i złożonej. Jej nietypowa kreacja sprawiała,
że z rozdziału na rozdział Co, jeśli… ciekawiła
i wciągała mnie jeszcze bardziej, bo za wszelką cenę chciałam dowiedzieć się,
dlaczego Nyelle jest właśnie taka… inna. Czasami z rezerwą podchodziłam do jej
kolejnych pomysłów i tego, co przygotowała autorka, często też zastanawiałam
się, czy pani Donovan najnormalniej w świecie nie przesadza z „oryginalnością”
Nyelle, ale na samym końcu wszystko utworzyło logiczną całość, dzięki czemu
obraz tej postaci stał się mocniejszy, lepszy i prawdziwy.
Pani
Donovan na szczęście nie skupiła się tylko na głównych postaciach. Równie
ciekawie pokazała Rae, Erica, Richelle i wiele innych drugoplanowych postaci,
które niestety często zostają pominięte i zyskują papierowe, szablonowe
osobowości. Pod tym względem Rebecca Donovan spisała się dobrze.
Wcześniej
wspominana narracja nie tylko zapulsowała wykreowaniem dobrych postaci, ale i
niezwykłą lekkością i prostotą. To w połączeniu z trudnym tematem pozwoliło
szybko czytać i poznawać książkę, bo Co,
jeśli… naprawdę wciąga. Tajemnice, niedomówienia oraz chwilowe powroty
bohaterów do przeszłości i wspomnień dodatkowo nie pozwalają oderwać się od
powieści. Byłam tym mile zaskoczona.
Akcja
powieści idzie w swoim tempie. Rozwijała się dosyć wolno, a nawet zbyt wolno,
przez co początek był dla mnie nudny. Potem odrobinę przyspiesza, aby w pewnym
momencie zwolnić, zaskoczyć w paru miejscach Czytelnika, a na koniec znów
przyspieszyć. Pozwala złożyć w całość fakty oraz wspomnienia i samemu dotrzeć
do prawdy. Mimo że szablonowość nie daje się mocno we znaki w tej powieści,
udało mi się domyślić paru rzeczy, które zostały słabo ukryte, jednak do samego
końca zastanawiałam się kim naprawdę jest Nyelle. Tutaj autorka miło mnie
zaskoczyła.
Historia
Cala i jego przyjaciół jest według mnie bardzo dobra, ale miała dwa minusy.
Pierwszym z nich jest na pewno długi wstęp. Po drugie: pani Donovan miała
świetny pomysł na książkę, ale słabo ukryła pewne szczegóły, które przy
czujności podczas czytania łatwo mogą wyjść na jaw i pomóc przewidzieć koniec.
Mimo że są to rzeczy o niewielkim znaczeniu dla całości, trochę odbijają się w
i tak mocnej ocenie powieści.
Co,
jeśli… to książka… piękna. Jeśli miałabym określić ją
jednym słowem, to właśnie tym, bo naprawdę jest piękna. Jej piękno polega na
ukazaniu życia w poruszający sposób; życia, które zmienia się bez wpływu na to,
czy chcemy jakichkolwiek zmian, czy nie; życia, które, biegnie, posuwa się do
przodu i nie pozwala cofnąć czasu. Jest w tej historii i w tym obrazie trochę
tragizmu, a historia Nicole i Cala jest na to świetnym dowodem. Co jeśli… oprócz tego wzrusza i chwyta
za serce. Nie wylałam przy niej łez, ale wiele razy czułam ucisk w sercu, głęboki
żal wynikający z sytuacji bohaterów i tego, co się działo, a także zrozumienie,
bo chyba większość z nas wie, jak to jest patrzeć na naszą przeszłość z
perspektywy czasu. Z powieści pani Donovan można wyciągnąć kilka ważnych
lekcji. Dla mnie takimi najważniejszymi to nie bać się życia, nie żyć według
oczekiwań innych i cenić swoją przyjaźń, która czasami jest silniejsza od
upływającego czasu. Nie chcę zdradzać Wam innych ważnych lekcji wyciągniętych z
Co, jeśli…, bo mogę Wam zepsuć tym
lekturę. Pozostaje mi tylko mocno zachęcić Was to sięgnięcia po tę książkę. Mam
nadzieję, że Was też tak wciągnie, zauroczy i zostanie z Wami na długi czas.
Jest to jedna z tych książek, do których będę wiele razy chętnie wracać –
zwłaszcza do niesamowitej paczki przyjaciół, której obraz na zawsze pozostanie
w moim sercu.
7/10
Za możliwość poznania tej wzruszającej historii dziękuję Wydawnictwu Feeria
Bardzo dobra recenzja! Muszę sięgnąć po "Co, jeśli". Mam nadzieję, że rólwnież mi się spodoba :)
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu o czym opowiada ,,Co, jeśli..." już się zaciekawiłam, a po zapoznaniu się z Twoją opinią tym bardziej mam ochotę sięgnąć po tę książkę. Tak na marginesie, czy tylko mi okładka kojarzy się z Simsami? :D
OdpowiedzUsuńprostozpiekarnika.blogspot.com
Słyszałam wiele o tej książce i myślę, że wkrótce po nią sięgnę - skoro tak zachwalasz, to chyba mogę Ci zaufać :)
OdpowiedzUsuńMuszę w końcu zaznajomić się z twórczością autorki. :)
OdpowiedzUsuń