173. "Kroniki Bane'a" Cassandra Clare, Sarah Rees Brennan, Maureen Johnson

Tytuł: Kroniki Bane'a
Tytuł oryginału: The Bane Chronicles
Autor: Cassandra Clare, Sarah Rees Brennan, Maureen Johnson
Seria/cykl: --
Data premiery: 14 stycznia 2015
Wydawnictwo: MAG
Liczba stron: 528

 Wszędzie brokat i czary. Tam gdzie on jest, są i problemy. Ma bogate doświadczenie życie, interesujących przujaciół, kilka razy złamane serce, wiele związków za sobą i ciekawą, pełną przygód przeszłość. Tak, moi drodzy, to nie kto inny, jak Magnus Bane, Wysoki Czarownik Brooklynu! Mało tego – jest głównym bohaterem wszystkich dziesięciu opowiadań w tym zbiorze o wdzięcznym tytule Kroniki Bane’a. Czy jesteście gotowi na taką książkową podróż?




O tak, byłam na nią gotowa już po ujrzeniu pierwszej zapowiedzi Kronik Bane’a. Z tysiąca „ochów” i „achów” w moich recenzjach książek pani Clare nietrudno zauważyć, że jestem wielką fanką Diabelskich maszyn i Darów anioła. W dniu premiery zbiór opowiadań dołączył do mojej biblioteczki, a kilka tygodni później z wielkim podekscytowaniem otworzyłam go i zaczęłam czytać. 



Pierwsze dwa opowiadania, czyli Co naprawdę wydarzyło się w Peru oraz Uciekająca królowa, były… katastrofą. „Katastrofa” to nawet mało powiedziane, bo było naprawdę bardzo źle. Trzymałam w dłoniach książkę, którą ponoć napisała Cassandra Clare (dosłownie to ona wiodła tutaj prym), ale… miałam wrażenie, że to wcale nie jest Cassandra Clare. Wszystko było takie dziwne, wymuszone, czytało się z trudem, nudziło i w ogóle nie wciągało. W pewnym momencie zaczęłam podchodzić do Kronik Bane’a z niechęcią i przymuszałam się do czytania. Próbowałam szukać przyczyny takiego nagłego nieprzyjemnego obrotu spraw – myślałam, że to może obecność Sary Rees Brennan w pierwszym opowiadaniu i Maureen Johnson w drugim wpłynęły źle na ukochaną panią Clare. Później pomyślałam, że może to wina tłumacza, ponieważ Kroniki Bane’a tłumaczą aż cztery osoby, a czterema pierwszymi opowiadaniami zajmuje się osoba, której nazwiska nigdy nie widziałam ani w Darach anioła, ani w Diabelskich maszynach. To mogło być całkiem prawdopodobne, ale ta teoria jednak się nie sprawdziła. W końcu wszystko wskazywało na to, że to z Cassandrą Clare jest coś nie tak: humor był kiepski i oklepany (wręcz żałosny), akcja szła do przodu w ślimaczym tempie, Bane wydawał się dziwny i w ogóle nie przypominał siebie, a pomysł na te dwa opowiadania był marny. W kilku słowach: dziadostwo, beznadzieja i bylejakość. Straciłam nadzieję na dobrą książkę.


I nagle wydarzył się cud! Kiedy wraz z końcem drugiego opowiadania przeniosłam się z XVIII-wiecznej Francji do XIX-wiecznego Londynu Kroniki Bane’a zaczęły mnie wciągać. Poczułam się jak w domu i wreszcie miałam pewność, że to ta sama Cassandra Clare, która napisała dwie cudowne serie. Wtedy też odrzuciłam teorię o złym tłumaczeniu, gdyż Wampiry, ciasteczka i Edmund Herondale tłumaczyła ta sama osoba, która zajmowała się Co naprawdę wydarzyło się w Peru i Uciekającą królową. Tak naprawdę tajemnica dwóch pierwszych beznadziejnych opowiadań do tej pory nie została przeze mnie rozwikłana i dalej nie wiem, co sprawiło, że wypadły one tak słabo.


Wraz z trzecim opowiadaniem powoli zaczynałam przepadać w świecie (a raczej światach) tworzonym przez Cassandrę Clare, Sarę Rees Brennan i Maureen Johnson. Historia ojca Willa bardzo mnie wzruszyła i utwierdziła w przekonaniu, że czytam dobrą książkę, a nie jakąś podróbkę twórczości Clare. Mroczne dziedzictwo również było jednym z najlepszych opowiadań, ponieważ tam znów mogłam spotkać moją ukochaną trójkę z Diabelskich maszyn. Jednocześnie historia Tessy, Willa i Jema stała się jeszcze bardziej prawdziwa i realna, ponieważ Cassandra Clare i Sarah Rees Brennan pokazały w niej efekty upływającego czasu, dojrzałość Willa, jeszcze większą – bo matczyną – opiekuńczość Tessy, nową rolę Jema i zmiany w Londyńskim Instytucie. Pod koniec tego opowiadania miałam łzy w oczach, ponieważ dzięki niemu jeszcze raz mogłam przenieść się do świata Diabelskich maszyn, ale trochę innego, smutniejszego.


Wzlot hotelu Dumort kieruje uwagę czytelnika na znaną siedzibę wampirów. Przenosimy się tutaj do końca lat dwudziestych XX-wieku. Było spokojniej i wolniej, czyli – krótko mówiąc – bez szału. Z kolei Ocalić Raphaela Santiago to drugie opowiadanie należące do tych najlepszych. Tutaj również skończyło się wzruszeniem i łzami w oczach, ponieważ historia nastoletniego chłopca, który musiał walczyć o zachowanie człowieczeństwa, była piękna, smutna, prawdziwa i bolesna. W tym wypadku duet Clare-Brennan znów spisał się kapitalnie. Siódme z kolei opowiadanie – Upadek hotelu Dumort – było odskocznią od nadmiernych wzruszeń i zbyt wielu emocji. Podobnie było w przypadku Co kupić Nocnemu Łowcy, który ma wszystko (i z którym oficjalnie i tak się nie spotykasz) – bez szału, ale mimo to ciekawie i z humorem, który na szczęście stał się o niebo lepszy, niż był na początku (dodam: na tragicznym początku). Ostatnia walka Instytutu Nowojorskiego przenosi nas do czasów bardzo ważnych i przełomowych dla Nocnych Łowców, czyli do lat świetności Kręgu Valentine’a. To opowiadanie należy do ostatniego z trzech najlepszych w Kronikach Bane’a, ze względu na to, że wiele można dowiedzieć się o relacji Valentine’a i Jocelyn, a także o samym Kręgu i jego członkach. Poczułam się, jakbym znów została przeniesiona do Darów anioła. To było naprawdę świetne uczucie.


Sytuacja została uratowana i Kroniki Bane’a nie stały się stratą czasu, chociaż – na co kładę nacisk – początek był okropny. Zbiór dziesięciu opowiadań pokazuje ciekawe sytuacje z życia czarownika, których nie możemy poznać w Diabelskich maszynach i Darach anioła, a także przedstawia kilka ciekawych faktów i historii dotyczących znanych nam bohaterów. Takie informacje sprawiają, że światy wykreowane przez Clare w obu seriach stają się prawdziwsze, solidniejsze i realne. Rzadko spotykam autorów, którzy tak dobrze tworzą powieści i swoje własne światy, w których chce się przebywać.


Polecam Kroniki Bane’a. Jest to pozycja obowiązkowa dla fanów Diabelskich maszyn i Darów anioła. Myślę, że gdybym nie sięgnęła po ten zbiór opowiadań, straciłabym naprawdę wiele. Stanowi świetne i ciekawe uzupełnienie obu serii. 


8/10

5 komentarzy do “173. "Kroniki Bane'a" Cassandra Clare, Sarah Rees Brennan, Maureen Johnson ”

  1. Uwielbiam Bane'a i z chęcią poznałabym szerzej jego historię, ale najpierw muszę nadrobić zaległości z książkami Cassie, bo wciąż nie mogę się zabrać za "Miasto niebiańskiego ognia" i "Mechaniczną księżniczkę". Dopiero później będę myśleć o ewentualnym kupnie tej pozycji.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę w końcu zabrać się za "Dary anioła" i "Diabelskie maszyny". Bardzo dużo o tych książkach czytam, a jakoś nie miałam okazji do nich sięgnąć osobiście. Musze to zmienić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam zarówno "Dary Anioła" jak i "Diabelskie maszyny" :) Te opowiadania również miałam okazję czytać i szczerze mówiąc, cały czas sądzę, że wszystko wypadłoby dużo lepiej gdyby to sama Cassie je pisała :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam obie serie Cassandry Clare i z wielką chęcią przeczytałabym ,,Kroniki...". Mam nadzieję, że będę miała taką okazją. Trochę przestraszyłaś mnie recenzją dwóch pierwszych opowiadań, ale dobrze, że później sytuacja się poprawia. Uwielbiam Magnusa, więc koniecznie muszę to przeczytać :)

    http://miasto-inspiracji.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Będę wdzięczna za komentarz pozostawiony pod tym postem. Śmiało wyraź swoje zdanie - jeśli moja recenzja/artykuł są do bani, napisz. Powiedz, co Ci się nie podoba, co robię źle, a ja nad tym popracuję.
Uprzedzam - jeśli chcesz napisać tylko "super, świetna recenzja", podaruj sobie. Wolę mieć mniej komentarzy, a rozbudowanych i odnoszących się do treści, niż mnóstwo z kilkoma pozytywnymi słowami.
Dziękuję!