O drugiej w nocy skończyłam czytać Córkę dymu i kości, ale do tej pory nie potrafię otrząsnąć się po tej lekturze. Pytam się: jak ktoś może mieć taką wyobraźnię?! Powieść Laini Taylor na portalu Lubimy Czytać trafiła w mojej biblioteczce na najwyższą z możliwych półek - "The best of all". Dlaczego? Przeczytajcie recenzję, a dowiecie się ;) Zapraszam!
008. Nadzieja ma wielką moc. Laini Taylor - Córka dymu i kości
Tytuł: Córka dymu i kości
Autor: Laini Taylor
Data premiery: 12 stycznia 2012
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 401
Po raz drugi
spotkałam się z tak ogromnym rozgłosem wokół jakiejś książki. Wydana na
początku stycznia Córka dymu i kości
autorstwa Laini Taylor zwróciła na siebie uwagę milionów czytelników na całym
świecie, czego dowodziły pozytywne recenzje z tyłu egzemplarza i porównywanie
autorki do pani J. K. Rowling. Najlepsza
Książka Młodzieżowa Amazonu 2011, „New York Times” Notable Book of 2011, Nie
tylko dla młodzieży! – to zaledwie 3 opinie zamieszczone na okładce Córki dymu i kości spośród prawie 16.
Tak się złożyło, że książkę tą dostałam na urodziny (kilka dni po premierze),
ale długo zwlekałam z jej przeczytaniem. Dopiero niedawno dorwałam ją i
postanowiłam zobaczyć z bliska świat głównej bohaterki, który, powiem szczerze,
po opisie bardzo mnie zaciekawił. Teraz, gdy skończyłam czytać, i powieść Laini
Taylor powróciła na regał, zastanawiam się, dlaczego czekałam aż tyle…
Karou
to siedemnastoletnia artystka mieszkająca w Pradze. Ma swoją najlepszą
przyjaciółkę, niebieskie włosy, wytatuowane po wewnętrznej stronie dłoni oczy,
mnóstwo sekretów, tajemnic, zadań do wypełnienia, pasję oraz garść miedziaków w
kieszeni, a każdy z nich oznacza jedno małe życzenie. Właśnie zerwała z
chłopakiem i nie traci czasu na wylewanie łez i zadawania w kółko pytania
„Dlaczego ze mną zerwał?!”. Jest zupełnie inaczej – pała do niego nienawiścią i
nie chce słyszeć o powrocie do niego, chociaż gdzieś tam na dnie duszy
chciałaby właśnie tego, lecz ma znacznie ważniejsze rzeczy na głowie, niż
samotne gdybanie. Jako podopieczna Dealera Marzeń i wychowanka chimer musi
podróżować po całym świecie, przedostając się przez magiczne drzwi do wybranego
państwa, i odbierać od klientów Brimstone’a słoiki pełne zębów.
Dziwne,
prawda? A może powinnam powiedzieć, że nietypowe. To, jak również niebieskie
włosy głównej bohaterki, sprawiły, że naprawdę zainteresowałam się oryginalnym
pomysłem Laini Taylor. Po co chimerze, jaką był Brimstone, słoiki z zębami?
Pierwszą
rzeczą, jaką zauważyłam w Córce dymu i
kości, to niesamowita wyobraźnia autorki. Dzięki niej mój umysł (wcześniej
zmęczony kilkoma marnymi książkami) zaczął pracować na pełnych obrotach i
próbował podążać za barwnymi opisami magicznych postaci. Żaden pisarz/pisarka
książek dla młodzieży nie wpadł/ nie wpadła na taki pomysł – pani Taylor
wiedziała, w który punkt uderzyć. Wybrała motyw rzadko używany w powieściach,
dodała do tego szczyptę swojej zwariowanej wyobraźni, odrobinę ludzkiego świata
oraz Nieba, zamieszała wszystko w ogromnym garnku i ubrała w słowa. Tak oto
powstała jedyna w swoim rodzaju historia dziewczyny, która za wszelką cenę chce
dowiedzieć się, kim jest i skąd pochodzi.
Nigdy
nie spotkałam się z tak różnymi bohaterami. Issa była pół kobietą, pół żmiją z
kłami, kapturem kobry i twarzą anioła, z kolei Twiga miał żyrafią szyję i
jubilerskie szkło w jednym oku. Najbardziej zadziwił mnie wygląd Yasri – była
pomarańczowowłosą dziewczyną z papuzim dziobem. Próbowałam stworzyć ją w swojej
głowie, ale szybko poddałam się w obliczu wyobraźni pani Taylor. Sama Karou
była postacią niezwykle zabawną, odważną i inną, co rzadko można spotkać w
książkach. Nie bała się walczyć z aniołem, uciekać przed dziewczętami z
zakrwawionymi ustami i szukać swojej „rodziny”, do której nie mogła się dostać
przez magiczne drzwi, gdyż te zostały spalone przez niebiańską istotę.
No
tak, winowajcą był wspomniany w opisie anioł – Akiva. Nie ukrywam, że oczarował
mnie na samym początku, a fascynacja nim rozwijała się z każdą przeczytaną
stroną. Serafin „o skrzydłach z
płomieniami, ustach bez uśmiechu i oczach koloru ognia, którego spojrzenie jest
jak płonący lont wypalający powietrze” sprawił, że najnormalniej w świecie
po raz wtóry zauroczyłam się książkową postacią.
Przejdę
teraz do stylu.
Spodziewałam
się wyniosłego języka, bardzo długich, wyczerpujących opisów i nie wiadomo
czego jeszcze. Zaskoczyło mnie to, że Córka
dymu i kości została napisana naprawdę prosto i lekko. Nie ma tu żadnych
męczących myśli, tysiąca pytań retorycznych i trudnych słów. Wszystkie emocje
zostały bardzo dobrze przekazane, pojawiły się opisy, autorka nie roztkliwiała
się nad jakąś rzeczą przez pięć stron, tylko jasno przedstawiała to, co miało
być przedstawione. Za to ogromny plus.
W
dodatku sprawiła, że książka stała się jeszcze ciekawsza poprzez tajemnice. Aż
dziwiłam się, jak potrafiła w tak banalny sposób zaszyfrować na kartkach Córki dymu i kości tyle wskazówek i
odpowiedzi na nurtujące Karou pytania.
A
teraz oczekiwany przeze mnie wątek miłosny.
Mamy
„córkę” chimer, jest aniołek, czyli będzie między nimi reakcja chemiczna. W
pierwszej chwili pomyślałam: „Taa, zakocha się w niej, nie będą mogli być
razem, zaczną walczyć ramię w ramię i tak dalej, i tak dalej…”. Chłonęłam
powieść Laini Taylor tak szybko, że nie zauważyłam, iż spotkanie Karou i Akivy
miało miejsce za połową pierwszej części (strona 95). Nie przerzucałam kartek i
nie zastanawiałam się „Rany, kiedy on się pojawi?”. Córka dymu i kości wciąga, i to bardzo. A owe spotkanie było bardzo
niebezpieczne, bowiem Akiva chciał zabić Karou w Marrakeszu. Walkę dwóch
różnych istot autorka przedstawiła na szóstkę z plusem. Laini Taylor nie
faworyzowała żadnego bohatera; Karou została ranna od draśnięcia mieczem
anioła, ale Akivie również dostało się od niebieskowłosej dziewczyny. Mamy
remis. Czas na drugie starcie, do którego dochodzi tym razem w Pradze na oczach
kilkudziesięciu gapiów. Ten podniebny pojedynek kończy się chwilowym
porozumieniem między stronami i ucieczką przed widownią.
W
pierwszym odruchu, choć zupełnie nie w porę, przyszło jej do głowy, że musi go
dobrze zapamiętać, żeby móc go potem narysować. Druga myśl uświadomiła jej, że
nie będzie żadnego potem, bo on ją zaraz zabije. (str. 98)
Jeśli
tak jak ja czekacie na wątek miłosny, nie zrażajcie się tym, że Karou i Akiva
spotykają się dopiero za połową pierwszej części. Autorka wynagradza to
czytelnikom w inny sposób, ale nie pisnę ani słówka. Musicie przekonać się o
tym sami.
Zanim
przejdę do podsumowania i swojej opinii na temat Córki dymu i kości, pragnę powiedzieć, że dzięki pani Taylor
zakochałam się w skutej styczniowym lodem Pradze. Akcja ponad połowy książek
toczy się w Ameryce Północnej, kilkanaście w Anglii, spotykałam się również z
Niemcami, ale Czechy? Obawiałam się tego, tak naprawdę. Te wszystkie imiona,
nazwy ulic, osiedli… Przerażała mnie sama myśl o innym państwie (ba,
kontynencie! W końcu w powieściach młodzieżowych królują Stany Zjednoczone).
Nie podobał mi się świat stworzony przez Norę Melling w jej książce Kwiat mroku, w którym to główna
bohaterka mieszkała w Berlinie, dlatego Praga odrobinę mnie zniechęcała. Pomimo
moich obaw zaśnieżona stolica Czech jak najbardziej przypadła mi do gustu, a
wręcz bardziej spodobała mi się niż ciągłe osadzanie akcji w USA i Anglii.
Przez słowa autorki dało się wyczuć, że w tym mieście jest swego rodzaju
urzekająca magia. Oryginalność Laini Taylor kolejny raz wpłynęła pozytywnie na
całokształt.
Dobra,
dobra, już kończę, nie przynudzam.
Jeśli
chcecie książkę z wieloma idealnie dopracowanymi wątkami, wartką, ciekawą
akcją, pomysłem, kolorowymi bohaterami i emocjonującym wątkiem miłosnym,
stanowczo polecam Córkę dymu i kości.
Od dawna nie czytałam tak dobrej książki. Zarywałam noce, żeby „przeczytać
jeszcze jeden rozdział”, lecz w efekcie końcowym ten „jeden rozdział” zamieniał
się w 70, czasem 100 kolejnych stron. Dziecięcy ząb, Madrigal i Thiago to tylko
namiastka sekretów Brimstone’a i Karou.
Na
świecie istniały już światło i cień, więc żadne okropne gwiazdy nie musiały o
nie walczyć. Niepotrzebne były też krwawiące słońca ani płaczące księżyce, a co
najważniejsze, ten świat nie znał wojny, bo żaden świat nie potrzebuje tak
potwornych, zabójczych rzeczy. Były tam ziemia i woda, powietrze i ogień,
wszystkie cztery żywioły, ale brakowało piątego żywiołu. Miłości. (str. 363)
Dzięki
Córce dymu i kości można poczuć prawdziwą magię – wszystkie inne
powieści autorek porównywanych do J. K. Rowling umywają się pod talentem Laini
Taylor. Pozycja obowiązkowa dla tych, którzy chcą spotkać się z czymś nowym,
niepowtarzalnym i innym, jak również dla tych, którzy cenią sobie wyobraźnię w
życiu codziennym.
Sama
siebie nie rozumiem i nie potrafię odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego tak
długo odwlekałam przeczytanie Córki dymu
i kości.
Nadzieja
ma wielką moc. Może nie ma w niej prawdziwej magii, ale jeśli wiesz, na co masz
nadzieję, i pielęgnujesz ją wewnątrz siebie jak światło, możesz sprawić, że to
się wydarzy, prawie jak za pomocą magii. (str. 279)
9/10
13 komentarzy do “008. Nadzieja ma wielką moc. Laini Taylor - Córka dymu i kości”
Będę wdzięczna za komentarz pozostawiony pod tym postem. Śmiało wyraź swoje zdanie - jeśli moja recenzja/artykuł są do bani, napisz. Powiedz, co Ci się nie podoba, co robię źle, a ja nad tym popracuję.
Uprzedzam - jeśli chcesz napisać tylko "super, świetna recenzja", podaruj sobie. Wolę mieć mniej komentarzy, a rozbudowanych i odnoszących się do treści, niż mnóstwo z kilkoma pozytywnymi słowami.
Dziękuję!
No i teraz mnie nakręciłaś, bo książka z opisu wydaje się fantastyczna. Twój entuzjazm bucha z każdej literki recenzji, co tylko bardziej mnie zachęca. Kurka, gdybym miała trochę więcej czasu... W każdym razie rozbudziłaś na nowo moją tęsknotę za porządną lekturą. Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]
OdpowiedzUsuń"Córka dymu i kości" jest naprawdę dobrą pozycją. Jeśli masz możliwość, koniecznie przeczytaj ;)
UsuńJestem właśnie w trakcie czytania. A raczej nieuchronnie zbliżam się do końca, chociaż dopiero niedawno zaczęłam. Dosłownie "połykam" kolejne strony! Czegoś takiego jeszcze nie było. Książka powinna mieć przycisk "Lubię to" na okładce. Cóż ja mogę więcej dodać? Wszystko napisałaś :)
OdpowiedzUsuńTo coś więcej niż zwykła książka. To inny świat!
UsuńI w tym oto momencie biedna ciocia Scarlett ma chęć podpalić wszystkie szkolne książki i zacząć czytać ową powieść. Ja błagam... Już nie proszę... BŁAGAM o więcej czasu... Żeby chociaż móc przeczytać to, co Ty kochanie tak wychwalasz...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, skończyłam. Do widzenia.
Scarett
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńGdybym tylko miała okazję, od razu przeczytałabym tę książkę... ;o Jeśli tylko znajdę ją w mojej bibliotece, to na pewno przeczytam! Ale mnie nakręciłaś... :o Pozytywnie! <3
OdpowiedzUsuńMam ją u siebie w domu, muszę się w końcu za nią zabrać :D
OdpowiedzUsuńKoniecznie! Rewelacyjna książka c:
UsuńMam ją na półce, ale nie spodziewałam się, że może być taka świetna. I pomyśleć, że cały czas jest w kolejce za "bardziej interesującymi" książkami ;) No ale po przeczytaniu tak entuzjastycznej recenzji będę musiała się za ną w końcu zabrać ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
U mnie również "Córka dymu i kości" czekała na półce od stycznia, a gdy skończyłam ją czytać, zastanawiałam się, po jaką cholerę tak zwlekałam xD ;)
UsuńCzytałam tę książkę w wakacje i również oszalałam na jej punkcie:) Jest przecudna, szczególnie spodobał mi się barwny język i niesamowity klimat książki. No i faktycznie, postaci były głębokie i prawdziwe. A samo rozwiązanie wszystkich tajemnic... masakra. Domyślałam się jedynie tożsamości Madrigal, ale cała reszta pozostawała poza moim zasięgiem, aż do momentu gdy autorka nie ujawniła wszystkich kart.:)
OdpowiedzUsuńCzytam ją w tym momencie i jest świetna !
OdpowiedzUsuńwww.recenzje-cherry.blogspot.com